No dobra idźmy tą drogę. Jest coś pozornie nieuleczalnego -> znika mamy cud. Czy zawsze ? Jak rozróżnić kiedy zainterweniowała ta siła, a kiedy nie ? Wszak prawie wszystko za wyjątkiem jakichś tam amputacji może się cofnąć i istnieje jakieś niskie prawdopodobieństwo samowyleczenia. No chyba nie powiecie, że każdy przypadek wyleczenia wiąże się z interwencją "siły". Skoro, więc przyjmiemy, że choroba i tak może sama ustąpić to fakt istnienia tej ogromnej siły może być poddawany w wątpliwość i krótko mówiąc Bóg nie musi się fatygować. Wszak mechanizmy przez Niego stworzone (rachunek prawdopodobieństwa) czynią cuda za niego.W cudach chyba raczej nie chodzi o sam fakt uleczenia tylko o fakt istnienia jakieś ogromnej siły która jest w stanie to uczynić.
Prawdziwym cudem byłoby w dzisiejszych czasach właśnie np. odrośnięcie kończyny - jednakże takich przypadków nie notuje się lub nie są dobrze udokumentowane.
// Tak wiem, że czasem patrzę z Dawkins'owego punktu widzenia, a czasem z katolickiego, ale te cuda są naprawdę śmieszne...