Moim zdaniem takie rzeczy MOGĄ Cię doporowadzić do schizofremii. Choć trudno mi się wypowiadać. Schizofremia to
choroba psychiczna, której do dziś chyba nie da się jednoznacznie zdiagnozować. Chyba najczęściej jest mylona z opętaniem. Ktoś coś widzi, słyszy. Jednak schizofremik działa bardziej na zasadzie FATAMORGANY ogólnej niż
poczucia ZŁYCH MOCY. Chyba tak to jest. Wszystko mu się kręci, jest to rodzaj paranoi ogólnej. Schizofremik nie
jest w stanie w ogóle funkcjonować ani za dnia ani w nocy. Ma takie napady przez dłuższy czas. Nie wiem jak ta choroba się rozwija, ale wiem, że człowiek jest w stanie znienacka wyjść z domu nikomu nic nie mówiąc i gdzieś pójść bo słyszy jakieś głosy - ktoś go wzywa. I to za dnia. Wiem bo szukali kiedyś takiej jednej co tak się zachowywała.
I twierdzono, że to schizofremia. Znaleźli ją za kilka dni i dalej uparcie twierdziła, że ktoś ją wzywał.
A opętanie to się chyba niczego nie pamięta po ataku. Nie wiem
.
Ale jak coś się zaczyna wieczorem to raczej nie choroba psychiczna tylko powolny proces opętywania człowieka. Powolny, a czasem bardzo skuteczny ostatecznie. Celem tego procesu jest wywoływanie coraz to większej nienawiści u dręczonego do osób, które są obok, powinny mu pomóc, a nie pomagają, nie rozumieją go, wręcz wszystko pogarszają. I jesli człowiek się nie opamięta to może dojść do opętania i zabójstwa nawet czasem bo raz w necie czytałam, że jedna była opętana i ruszyła z nożem w kierunku osoby, z która przebywała, a później niczego nie pamiętała
. A siedziała z nią w pokoju i rozmawiała z nią , a ta osoba nie pamiętała, że mówiła grubym głosem, śmiała się z tej drugiej osoby - takie tam, że ruszyła z nożem też nie pamiętała.
Ale ta druga osoba miała pełno siniaków z walki - no to ta pierwsza osoba, ta opętana, śmiała się z tej drugiej, że skąd tyle siniaków. Krótko mówiąc/pisząc- jeden wielki obłęd
Z życia znam taki przypadek, że u jednej pacjentki zdiagnozowano schizofremię i ona funkcjonowała normanie,
aż dostawała znowu ataku głosów itp. Ona nie była Polką w ogóle - moim zdaniem dostała tej choroby z powodu kategorycznej zmiany klimatu i środowiska, kultury - wszystkiego. I pewnego dnia miała tak dość, że popełniła
samobójstwo. Później jej bliscy się zastanawiali - jak można było tego uniknąć bo nie wiedzieli, że ona aż tak cierpi.
W sumie była sobie stuknięta i tyle. A ona może miała po prostu choć na wycieczkę wrócić do swoich rodzinnych stron. A nie chciała? Takie tam... w każdym razie żyły sobie podcięła czy coś tam. Ale to nie w Polsce, nic wspólnego z Polską.