@ Pui
jednak kwestia sadu lustracyjnego nadal pozostaje otwarta, dziwne, że sąd uznał ze jest ok wszystko skoro pojawia sie tu tyle wapliwości
Wyrok sądu nie jest prawdą historyczną, sąd wydaje wyrok na podstawie przedstawionych dowodów. Sąd lustracyjny badał zgodność z prawdą oświadczenia lustracyjnego Wałęsy gdy ten ubiegał się o fotel prezydenta w 2000 roku.
W największym skrócie: wyrok sądu lustracyjnego to jakieś nieporozumienie, jest nierzetelny i urąga zasadom sprawiedliwości. Sędziowie dość ewidentnie zasądzili to co "było do zasądzenia" zbywając milczeniem albo absurdalnymi argumentami niewygodne dowody. W procesie z Wyszkowskim natomiast co wynika z protokołu zresztą sąd nawet nie dopuścił nowych, niewygodnych dla sprawy dowodów. Żeby było śmieszniej sprawa ta trafiła w końcu do Sądu Najwyższego, który o ile dobrze pamiętam odsyłając sprawę do ponownego rozpatrzenia sądowi niższej instancji polecił dopuścić materiał dowodowy Wyszkowskiego, a sąd... najzwyczajniej w świecie to olał. Kogo sędzia z Gdańska bał się bardziej niż Sądu Najwyższego? Infamii w środowisku, czy też może zadziałały tu jakieś inne "układy"?
W ramach wstępu jeszcze jedna uwaga, system ewidencjonowania akt SB był bardzo skomplikowany i praktycznie uniemożliwiało to skuteczne fałszowanie jakichś dokumentów po fakcie o czym opowiadali historycy w programie "Warto rozmawiać". Powszechne przekonanie o tym, że SB masowo fałszowało dokumenty jest bzdurą, dość dobrze skomentował to... Lech Wałęsa pisząc w swojej książce: „teczki generalnie mówią prawdę. Przecież SB nie mogła własnych dokumentów fałszować, bo jak by mieli działać?”.
Na temat orzeczenia sądu lustracyjnego powstał ciekawy artykuł w Rzeczpospolitej, którego fragmenty wkleję poniżej, to nie będzie krótkie więc pogrubię co najistotniejsze, gdyby komuś nie chciało się czytać
Natomiast całość art. dostępna jest tutaj:
<a href="http://www.rp.pl/artykul/150108.html" target="_blank">http://www.rp.pl/artykul/150108.html</a>
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
"W wyniku kwerendy do sądu dotarło wiele tomów akt, z których większość obrazowała działalność Wałęsy jako przywódcy „Solidarności” w latach 80.
Wyraźnie odbiegała od tego część dokumentów przysłanych przez UOP. Notatka załączona do pisma dyrektora Biura Ewidencji i Archiwum UOP płk. Antoniego Zielińskiego informowała: „29.12.1970 roku Lech Wałęsa został zarejestrowany przez Wydział [III] KWMO w Gdańsku pod numerem 12535 w kategorii tajny współpracownik pseudonim Bolek. 19.06.1976 roku został wyrejestrowany, akta przekazano do archiwum Wydziału „C”, w którym nadano im sygnaturę I-14713”.Powyższy fakt potwierdzały nieliczne dokumenty ocalałe (często tylko w postaci kserokopii) z „czyszczenia” dokumentów w latach 90.: wydruk z systemu komputerowego SB, kopia „Arkusza ewidencyjnego osoby podlegającej internowaniu” z 28 listopada 1980 roku, w której znalazła się informacja o współpracy Lecha Wałęsy z SB w latach 70., oraz kopia karty ewidencyjnej E-14 podająca informacje o wyeliminowaniu go z sieci agenturalnej w 1976 roku z powodu „niechęci do współpracy”.
Na rozprawę dotarły też dwa niezwykle istotne dokumenty, które wcześniej nie były znane. Były to kopie notatek funkcjonariuszy SB z 1978 roku. Pierwsza została sporządzona przez starszego szeregowego Marka Aftykę i stanowiła podsumowanie „akt archiwalnych nr I-14713 dotyczących obywatela Wałęsy Lecha”.W notatce tej Aftyka pisał m.in.: „Wymieniony do współpracy z organami bezpieczeństwa pozyskany został 29 XII 1970 roku jako TW ps. Bolek na zasadzie dobrowolności przez st. insp. [ektora] Wydziału II KW MO w Olsztynie kpt. [Edwarda] Graczyka. Celem pozyskania było rozeznanie działalności kierownictwa Komitetu Strajkowego oraz innych osób wrogo działających w czasie i po wypadkach grudniowych 1970 roku w Stoczni Gdańskiej […] [Lech Wałęsa] jako TW ps. Bolek przekazywał nam szereg cennych informacji dot. destrukcyjnej działalności niektórych pracowników. Na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw. W tym czasie dał się poznać jako jednostka zdyscyplinowana i chętna do współpracy. Po ustabilizowaniu się sytuacji dało się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem. Tłumaczył on to brakiem czasu i tym, że na zakładzie nic się nie dzieje. Żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej. […] Spotkania z TW „Bolek” odbywały się poza L.K. Za przekazane informacje był on wynagradzany i w sumie otrzymał 13 100 zł, wynagrodzenie pobierał chętnie”.
Drugim dokumentem była kserokopia notatki z rozmowy przeprowadzonej z Lechem Wałęsą 6 października 1978 roku przez majora Czesława Wojtalika oraz majora Ryszarda Łubińskiego z SB KWMO w Gdańsku. Notatka dotyczyła „byłego TW ps. Bolek, aktualnie rozpracowywanego w sprawie krypt. Bolek”. Według planu zatwierdzonego przez komendanta wojewódzkiego MO ds. SB pułkownika Władysława Jaworskiego celem rozmowy miało być „podjęcie próby ponownego pozyskania L.[echa] W.[ałęsy] do współpracy” (Wałęsa odmówił wówczas podjęcia współpracy).
Oba dokumenty, okazane Lechowi Wałęsie na rozprawie lustracyjnej, wyraźnie zbiły go z tropu. Stwierdził m.in., że „jest zaskoczony istnieniem takich akt, bo, jako prezydent, oglądał swoje akta i nie było w nich takich dokumentów”. Wyznanie to wydaje się dość istotne, bowiem wcześniej Wałęsa pytany o to, czy kiedykolwiek czytał dossier agenta „Bolka”, konsekwentnie mijał się z prawdą.Na procesie Wałęsa zaprzeczał treści wszystkich odczytywanych dokumentów: „Typowa agenturalna próba wrobienia mnie” – podsumowywał. Uważał, że archiwalia przedłożone sądowi lustracyjnemu są bezwartościowymi „śmieciami”. Wspierająca byłego prezydenta „Gazeta Wyborcza” prowadziła niezwykle bezwzględną i brutalną nagonkę na reprezentującego rzecznika interesu publicznego sędziego Krzysztofa Kaubę i w fałszywy sposób przedstawiała przebieg procesu.
Jego przebieg można uznać z wielu względów za niekorzystny dla Wałęsy.
Wiarygodność przedłożonych sądowi dokumentów nie tylko nie została podważona, lecz nawet świadkowie – autorzy prezentowanych dokumentów, oficerowie SB Aftyka i Łubiński, potwierdzili ich autentyczność. Szczególnie istotne było to w przypadku wspomnianych notatek z 1978 roku zachowanych jedynie w postaci kopii.(...)
Przed ostatnim dniem rozprawy 11 sierpnia 2000 roku do sądu lustracyjnego wpłynęły dokumenty dotyczące operacji specjalnych Biura Studiów MSW dotyczących próby skompromitowania Lecha Wałęsy współpracą z SB. Treść tych dokumentów była oczywista. Mówiły one wprost, że w całej operacji chodziło o “przedłużenie działalności” TW ps. Bolek, tj. Lecha Wałęsy, o minimum dziesięć lat”.[Proszę zwrócić uwagę - mowa jest tutaj o przedłużeniu działalności, a nie o sfabrykowaniu dowodów na jej istnienie. Nie można przedłużać czegoś, czego nie było - Trajan]
Do sądu wpłynęły też akta śledztwa V Ds. 177/96 prowadzonego przez prokurator Małgorzatę Nowak.
Fakt ten miał znaczenie fundamentalne, bowiem dokumenty zgromadzone w śledztwie dokładnie pokazywały mechanizmy wyprowadzania akt TW „Bolka” z archiwum UOP oraz rolę, jaką w tej sprawie odegrał lustrowany. Ale po wpłynięciu wspomnianych akt proces został ucięty. Sąd odrzucił kolejne wnioski dowodowe i rozpoczęły się mowy końcowe. Zastępca rzecznika interesu publicznego sędzia Krzysztof Kauba wniósł o umorzenie postępowania ze względu na to, że procesowanie sądu de facto nie zostało zakończone; nie przesłuchano bowiem istotnych świadków i nie poczyniono istotnych ustaleń.
[Tak to się można procesować! Sąd odrzuca wnioski dowodowe jednej strony i bezkrytycznie i stronniczo uznaje rację drugiej strony, w ten sposób można potwierdzić wyrokiem sądu każdą bzdurę - Trajan]
Obrońcy lustrowanego wnieśli o uznanie, że oświadczenie lustracyjne Lecha Wałęsy jest zgodne z prawdą.
Jeden z nich nazwał dokumenty świadczące o współpracy Wałęsy z SB „makulaturą nic nieznaczącą dla tego procesu”: „W stosunku do laureata Nagrody Nobla i posiadacza ponad 100 doktoratów honoris causa znajdują się jedynie kserokopie jakichś dokumentów. Czy Lech Wałęsa przystępowałby do kampanii, gdyby wiedział, że na niego jest jakiś papier?”.[Trudno mi zrozumieć jak pełnomocnikowi strony może przejść przez gardło argument w stylu "Lechu ma doktoraty, ma zasługi, więc ma rację", wyjątkowo żenujące - Trajan]
Sąd stwierdził, że oświadczenie lustracyjne Lecha Wałęsy jest zgodne z prawdą, co można interpretować jako stwierdzenie, iż wspomniany nigdy nie współpracował z SB. Punktem wyjścia dla orzeczenia był wspomniany dokument Biura Studiów SB, w którym informowano, że w działaniach specjalnych przeciwko Wałęsie chodziło o „“przedłużenie działalności” TW ps. Bolek, tj. Lecha Wałęsy, o minimum dziesięć lat”. Cudzysłów oznaczał oczywiście, że „przedłużanie” to miało charakter nienaturalny, bowiem sprawa TW „Bolek” zakończyła się w 1976 roku.
Sąd jednak, posługując się zaskakującymi argumentami, uznał, że ów cudzysłów to dowód, iż Lech Wałęsa nigdy nie współpracował z SB. Nadto stwierdził, że autentyczna teczka „Bolka” nigdy nie istniała, a Antoni Macierewicz w 1992 roku dysponował dokumentami sfałszowanymi przez Służbę Bezpieczeństwa. Na jakiej podstawie wysnuł takie wnioski – nie wiadomo. [!!! - to tyle a propos jakości wyroku, a dziś to zmanipulowane orzeczenie ma służyć jako dowód, że Wałęsa nie współpracował? To byłoby wręcz śmieszne, gdyby nie było tragiczne - Trajan] Z jakością powyższych „ustaleń” koresponduje twierdzenie sądu, że gdyby SB w latach 80. dysponowała oryginałem teczki „Bolka”, wytoczono by mu wtedy proces. Kłopot w tym, że przypadki skazywania kogokolwiek przez komunistyczny sąd za współpracę z SB nie są historykom znane. [Sędziowie najwyraźniej bez oporu "pojechali po bandzie", że też nie bali się o9śmieszenia pisząc tak skrajną bzdurę - Trajan] Płaszczyznę do tego rodzaju rozważań zbudowało dopiero orzecznictwo sądu lustracyjnego.
W ten sam sposób sąd potraktował pozostałe dokumenty zgromadzone w sprawie. Na przykład o notatce starszego szeregowego Marka Aftyki, która była dokładnym opisem kontaktów Lecha Wałęsy z SB, sąd stwierdził: „jako notatka z przeglądu akt archiwalnych TW zawiera ona w istocie jedno enigmatyczne zdanie dotyczące efektów współpracy. Nie zawiera natomiast jakiejkolwiek informacji o składanych meldunkach przez TW, pobieranym wynagrodzeniu itd.”.
Jednak kluczowy dla zrozumienia istoty orzeczenia w sprawie Lecha Wałęsy wydaje się fakt pominięcia ważnych ustaleń poczynionych w czasie śledztwa V Ds. 177/96 dotyczącego zaginionych dokumentów TW „Bolek”. Sędziowie: Paweł Rysiński, Krystyna Siergiej i Zbigniew Kapiński, podpisani pod orzeczeniem nie spytali Wałęsy na sali sądowej, gdzie podziały się dokumenty „Bolka” i jaką rolę w sprawie odegrał sam prezydent.
Zarówno w czasie procesu, jak i w orzeczeniu ów kluczowy problem pominęli całkowitym milczeniem. Natomiast na pierwszej rozprawie po wpłynięciu wspomnianych akt śledztwa Ds. 177/96 po prostu przerwali dalsze procedowanie. Jakby nie chcieli, żeby informacje na temat procederu „wyprowadzania” przez Wałęsę akt UOP dotarły do opinii publicznej."
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I jeszcze fragment tego:
<a href="http://tiny.pl/kprq" target="_blank">http://tiny.pl/kprq</a>
Według Cenckiewicza i Gontarczyka, przedstawiono sądowi wiele innych dokumentów, które świadczyły o współpracy Wałęsy z SB. Między innymi raport funkcjonariusza gdańskiej SB Marka Aftyki z 1978 roku, w którym przedstawił zawartość teczki Lecha Wałęsy. Wynika z niej, że Wałęsa został pozyskany 29 grudnia 1970 roku i zarejestrowany jako TW "Bolek". Autor notatki opisuje go jako osobę chętnie współpracującą z bezpieką i pobierającą za to wynagrodzenie.
Zdaniem autorów jest to koronny dowód na to, że dokumenty świadczące o współpracy Lecha Wałęsy istniały przed 1982 rokiem, a więc zanim SB rozważała możliwość skompromitowania go oskarżeniem o współpracę z bezpieką. Sąd Lustracyjny odrzucił jednak ten dowód, opierając się na zeznaniu oficera SB, który zasłonił się słabą pamięcią. Dokumenty, o którym pisał esbek nie zachowały się do 2000 roku.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Podsumowując: sąd lustracyjny wydał wyrok dość ewidentnie stronniczy przy jednoczesnej nagonce mediów na lustrację (nieśmiertelna GW przodowała jak zwykle) i nierzetelnym informowaniu obywateli. Ludzie generalnie przyjmują do wiadomości treść wyroku, nie interesuje ich czy jest wydany rzetelnie i zgodnie z prawem. W takiej sytuacji nie informując obywateli rzetelnie o przebiegu procesu można wyrokiem sądowym potwierdzić dowolną bzdurę. A potem ten wyrok jest wykorzystywany do potwierdzania owej bzdury przed opinią publiczną.
Kolejnym absurdem jest to, że wyrok zapadł 8 lat temu, czy nikomu nie przychodzi do głowy, że przez te wszystkie lata historycy mogli dotrzeć do nowych dokumentów, nowych dowodów? Powoływanie się w tej sytuacji na wyrok sądu lustracyjnego jest manipulacją. Sąd nie ustala prawdy historycznej, a niesłuszny wyrok wydany choćby w dobrej wierze (z czym raczej w tym przypadku nie mamy do czynienia) może zostać podważony przez nowo odkryte fakty.