Witam.
Dziś poświęciłem chwilkę na poczytanie na temat śmierci klinicznej i tego, co ludzie widzą, gdy zbliża się śmierć. Zdziwiła mnie pewna rozbieżność relacji w niektórych aspektach - jedna osoba widziała tylko światło i tunel, druga była na polanie, dla jednej grała przyjemna muzyka, dla drugiej ponure, ciężkie nuty...
Dodając do tego odrębność religijną tych ludzi i ogólnie inne założenia głównych religii, doszedłem do pewnego ciekawego, lub nie wniosku.
Skoro odczucia towarzyszące śmierci klinicznej / zwykłej są inne w przypadku różnych ludzi, tak samo, jak zasady religii i bogowie towarzyszący im, pomyślałem, że być może jest to "bitwą o klienta" w zaświatach. Spójrzmy na to z innej strony:
Chrześcijanie wymagają, jak zresztą każda religia, aby żyć zgodnie z zasadami ich wiary. Co za to dostaniemy? Wieczne zbawienie, miejsce przy Bogu i radość, lub też piekło i wieczne potępienie. Jest też czyściec, do którego trafiają niezdecydowani. Do wyboru do koloru...
Judaizm, o ile się nie myle, i o ile to, co powiedział mi ksiądz na religii jest prawdą, osobie wyznajacej i praktykującej ich religie oferuje miejsce w otchłani. Również ciekawa perspektywa.
Buddyzm natomiast oferuje reinkarnację - ponowne urodzenie się w innym ciele. Też dość kusząca sprawa, prawda?
I teraz wyobraźmy sobie, że to wszystko jest prawdą. Chrześcijanie odchodzą w taki sposób, żydzi w taki, a jeszcze inne religie na swoj własny. Ich bogowie jakby biją się o klienta - każdy jest ważny. Taki wolny rynek...
Wiem, że teoria ta wydaje się dość dziwna i może zabawna, nie myślałem nad nią dłużej, po prostu w pewnym momencie nasunęła mi się na myśl, także proszę o wyrozumiałość
Co o tym myślicie?