Skocz do zawartości






Zdjęcie
- - - - -

Dlaczego nie odbieramy obcych sygnałów

Napisane przez butibu , 30 January 2010 · 1157 wyświetleń

Przez długi czas, pytanie o obce cywilizacje pozostawało bez odpowiedzi. Jednak, już w roku 1910, na ósmym zjeździe planetologicznym dr. Charles Adams oznajmił, iż kontynentalny oddział jego instytutu, wyprzedzającym swoje czasy odbiornikiem ( ze wzmacniaczem lampowym ), odebrał niezidentyfikowany sygnał radiowy. Zjawisko szybko ochrzczono fenomenem Adamsa. Jednak środowisko astronomów zanegowało kosmiczne pochodzenie sygnału. Odkrywca został pozbawiony możliwości opublikowania swoich rewelacji. Pomimo trudności politycznych i finansowych udało mu się kontynuować nasłuch. Po dwóch latach prymitywnych eksperymentów był już przekonany, że sygnał pochodzi z południowej części nieboskłonu. Badania przerwał dopiero, w wyniku wybuchu wojny na kontynencie. Po wojnie, za własne pieniądze kontynuował pracę nad ulepszeniem wzmacniacza lampowego. W wieku 70 lat zmarł na ciężki udar jelit.

Dołączona grafika

Dzięki rozwojowi techniki radiowej, w roku 1961, astronom prof. Miguel Cesco potwierdził pozaziemskie pochodzenie Fenomenu Adamsa. Ustalił również miejsce pochodzenia sygnału ,oraz udowodnił cykliczność jego zanikania. Jeden cykl trwa 521 dni i dwie godziny. Składa się z 142 mniejszych cykli o czasie trwania 32,2 minuty, 130 cykli o czasie trwania 31 minut, oraz 17 cykli niepełnych, o zmiennej długości.

Dołączona grafika

Dołączona grafika

Wśród naukowców zapanował entuzjazm. W wielkim pośpiechu, zbudowano na dnie wyschniętego jeziora teleskop radiowy, o powierzchni miliona łokci kwadratowych. Odbierane informacje ściekały szpulami dziurkowanej, kartonowej taśmy. Uczeni zachwycili się prostotą kodowania. Prosta do odczytania zależność pomiędzy liczbami pierwszymi, a ich wielokrotnościami, tłumaczyła klucz do odczytania innych treści. Te z kolei, były kodami następnych. Każde kolejne odkrycie odsłaniało coraz to bardziej finezyjne formy przekazywania treści. Liczby okazywały się funkcjami, ich wykresy rysunkami i schematami. Dekodowanie ciągnęło się latami. Uczeni nanosili węglem na kartony krzywe wykresów. Wielokrotnie porównywali i sprawdzali zupełnie obce im kształty. Wykonywali kolorowymi kamykami, na sznurkowych liczydłach, skomplikowane działania i karkołomne operacje. Mozolna praca przynosiła efekty.

Nadawcą sygnału okazała się cywilizacja Zenitian z planety Zenit, z pobliskiej gwiazdy. Brak wzmianek, o więcej niż jednym księżycu Zenitu, wywołał wielki popłoch wśród wyznawców jednej z największych religii. W kościele księżycyzmu doszło do schizmy. Część pozostała przy dogmacie głoszącym, iż każdą istotę we wszechświecie osądzą ziemskie księżyce. Pozostali zaś, na próżno, czekali, aż odnajdzie się brakujący przekaz, o czcigodnych księżycach Zenita. Terroryści porywali dekoderów i matematyków, rzekomo ukrywających osiemnasty cykl niepełny, z informacjami o księżycach i armagedonie. Chodziły pogłoski, iż rządy podmieniły treść kilu cykli, aby zataić informację o tajnej broni, złotych asteroidach i wydrążonych planetach. Masowo pojawiały się podróbki tłumaczeń, opracowań przekazu, a nawet całych cykli mniejszych.

Dowiedziano się, iż Zenitianie nie oddychali metanem tylko tlenem. Zenitianie mieli pięć palców u każdej ręki i tyle samo u stóp. Nie używali wielbłądów, tylko przedziwnych maszyn – również osiemnastokołowych. Fakt ten poddawał w wątpliwość poprawność użytego klucza. Jednak, pozostałe informacje były bardziej prawdopodobne. Zenitianie jedli uprawiane rośliny i zwierzęta. Mieli dwoje oczu, nozdrza, zmysł słuchu. Nie mieli za to ogonów. Rozmnażali się żywo-rodnie. Budowali miasta w których żyli. Prowadzili między sobą wojny. Ale też pomagali sobie nawzajem. Pod względem rozwoju technicznego, wyprzedzali ziemian o całe milenium. Potrafili, nie tylko podróżować pomiędzy planetami własnego układu słonecznego, ale również zmieniać orbity planet, wpływając w ten sposób na ich klimat. Tym sposobem, całkowicie zasiedlili dwie sąsiednie planety Kryptusa i Tetję. W czasie wysyłania sygnału, wprowadzali, cztery księżyce gazowego olbrzyma, na orbitę wokół słoneczną. Szykowali się też, do wysłania statków kolonizacyjnych – między innymi w kierunku Ziemi. Co nie było naglącym problemem, gdyż ewentualna podróż trwa nie mniej niż trzy tysiące lat.

Kolejne dekady przyniosły ogromne korzyści wszystkim ziemianom. Zbudowano, na podstawie rozkodowanych planów, setki urządzeń: mechanicznych, optycznych, elektrycznych, mechanicznych, chemicznych, powietrznych, grawitacyjnych i atomowych. Zaskoczeniem była ilość maszyn prostych. Do znanych już: wielokrążków, klinów, dźwigni itd. doszły: bloczek węzłowy, antyśruby, trójdźwignie, hakonosze i wiele innych. Poznano przedziwne metody produkcji: taśmową, zrobotyzowaną, syntetyzyjną, niewolniczą, standaryzowaną... Nawet metody upraw rolnych, pomimo ogromnych różnic między planetami, szybko zaadoptowano. Zadziwiające było, iż odczytano tylko niewielki ułamek wszystkich informacji. A jednak koszty związane z odbiorem i dekodowaniem sygnału zwracały się tysiąckrotnie. Ziemianie, przeprowadzając się do luksusowych domostw, pełnych pozaziemskich sprzętów (kuchenka gazowa, wanna szczotkująca, lodówkozamrażarka, wyżymaczka do ogona), wykrzykiwali radośnie słowa podzięki Zenitańczykom, którzy dobrowolnie podzielili się swoim dorobkiem cywilizacyjnym. Wszyscy żałowali, że są tak daleko od swoich kosmicznych przyjaciół. Mówili: „Szkoda, że podróż musi trwać, aż trzy tysiące lat. Może sami wyruszymy i spotkamy się gdzieś w połowie drogi.” Być może, za parę wieków tak by postąpili.

Na obrzeżach planów maszyn i rysunków przedstawiających ich działanie, widniały szeregi kresek, krzyżyków, łuków i spirali. Tworzyły wesoły szlaczek, pomiędzy schematami o bezdusznych, prostopadłych krawędziach. Jeżeli musiały coś znaczyć, to co znaczyły? Czyżby numeracja stron? Oczy ziemian, przywykłe do pisma hieroglificznego (od 400 do 3000 symboli w zależności od języka; do 6000 symboli w niektórych językach martwych) nie dostrzegały sensu alfabetu złożonego z siedmiu symboli. Zresztą Zenitianie mieli dziesięć palców, nie siedem. Dla ziemian to nie miało sensu. Uznano więc, iż jest to ozdobny szlaczek. Podobnie było z rysunkiem, na którym widniały trzy stykające się brzegami pierścienie. Na początku, myślano, że to jakaś maszyna prosta, do której zapomniano dodać instrukcję obsługi. Brak szlaczka na brzegach arkusza zasugerował, iż nie jest to schemat techniczny. Raczej prosty symbol. Rodzaj godła, które od tej pory Ziemianie malowali na ścianach, ryli w kamieniach i zboczach gór. Trzy pierścienie, symbol postępu i między gwiezdnej przyjaźni.


Cdn.




  • 0



...wyżymaczka do OGONA?

Myślę, że gdybyś złożył z tego ebooka, lub nawet wydał, masz szansę zaistnieć.
Styl dobry, czyta się świetnie.
    • 0
Na prawdę mógłbym zaistnieć? :)
    • 0
Osobiście kojarzy mi się to z starymi, niezłymi książkami s-f.
Jasne, że zapotrzebowanie na ksiązki dziś jest dosyć znikome, ale tak mi się to, co piszesz kojarzy.
Jest nieźle, tylko tyle mogę powiedzieć.
    • 0

Ostatnie komentarze

użytkownicy przeglądający

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych