Witam.
Parę lat temu przytrafiła mi sie taka przygoda. Zaczął się weekend, sobota, nie pamiętam dokładnie daty. Rodzice rano pojechali do Czech do Pragi na jakieś szkolenia z pracy. Dzień wcześniej zawiezliśmy brata ktory miał wtedy z 12 lat, do babci, razem z psami. Dlatego, że w niedziele z kolegami jechaliśmy do Krakowa pooglądać zawody rowerowe organizowane przez G-shock'a.
W domu zostałem sam z kotem. Nadeszła noc. Posiedziałem przy kompie do jakiejś 23:00 i położyłem się do łóżka w pokoju na drugim piętrze. Kot wywalił się jak zwykle w rogu łóżka niedaleko głowy. A ja starałem się zasnąć. Drzwi do pokoju otwarte na oścież. Leżę i nie mogę się uśpić. W końcu położyłem się na brzuchu i spokojnie leże bez ruchu. Cisza w domu taka że słysze bicie swojego serca. Nagle zaczynam słyszeć coś jakby takie bardzo delikatne kroki po dywanie na schodach. Jakby ktoś się skradał. Taki dźwięk uginającego się dywanu pod stopami. Pierwsze co to głowa w lewo... Kot jak spał tak śpi... No to moje serce zaczęło walić coraz bardziej. Powolne kroki w górę schodów ciągle słyszę i słyszę je coraz bardziej. Serce biło tak szybko i mocno że aż czułem jak wgniata się w materac. Pierwsze co pomyślałem, skoro kot leży koło mnie, to musi być jakiś włamywacz. Koło łóżka miałem wtedy biurko, a na biurku leżał taki nóż, w zasadzie to kosa nie mała, którą kupiłem na obozie harcerskim jak miałem 15 lat. Kroki zdawały się wchodzić już na ostatni schodek, gdzie kończył się dywan i ucichły. Oczy miałem już przystosowane do ciemności więc widziałem kształty mebli itd. I wpatrzony w otwarte drzwi i ciemność w nich nie wytrzymałem. Po cichu niczym ninja, wstałem z łóżka i stanąłem z nożem przy drzwiach plecami do ściany. Nasłuchuje dalej ale nic nie słyszę. Kot śpi dalej w tej samej pozycji. No to wpadłem na genialny pomysł. Skoro to włamywacz to wyskakuje z tą kosą, zaczynam drzeć japę na cały regulator i zbiegając po schodach na sam dół, oświecam wszystkie światła. Oczywiście nikogo nie spotkałem, a w głowie już miałem wizje jak się tłumaczę policji ze zwłok w moim domu. Obszedłem cały dom. Sprawdziłem każde okno i drzwi. Wszystko pozamykane. Stwierdziłem że to wyobraźnia plus zupełna cisza dały efekt takich dziwnych odgłosów. Po czym poszedłem spać z zapalonym światłem w przedpokoju.
Nie było by w tym nic dziwnego dopóki nie temat duchów na wszystkich świętych u mojej babci. Czyli po niecałych 3 miesiącach. Mama opowiedziała, że w dzień przed wyjazdem do Pragi, spała sobie sama w sypialni (pokój na przeciwko mojego). Spała sama bo ojciec prowadził restauracje i w piątek siedział długo w robocie. I w nocy gdy wszyscy spaliśmy coś ją w nocy obudziło. Mówiła że czuła się dziwnie. Drzwi do sypialni miała zamknięte żeby kot nie właził do niej tylko spał u mnie albo u brata. Telewizor w sypialni stał w rogu i z łóżka było widać odbicie drugiej strony sypialni i drzwi. Mama spojrzała na telewizor i w odbiciu w drzwiach zobaczyła jakąś postać w drzwiach. Pomyślała że ojciec wrócił z pracy. Odwróciła się w stronę drzwi, i nikogo tam nie było. Drzwi były zamknięte. Powiedziała że sie wystraszyła bardzo, schowała pod kołdrę i jakoś zasnęła.
A jeszcze bardziej się wystraszyła jak opowiedziałem, że dzień później w nocy, coś mi szło po schodach. Generalnie nigdy nas nie straszyło nic wcześniej, ani później. Dobrze że dowiedziałem się o tym później bo bym nie został za cholerę sam w tym domu wtedy.
A z drugiej strony patrząc, to spoko, że mi matka pozwoliła zostać samemu na noc gdy widziała że coś stoi w nocy w drzwiach .
Co o tym sądzicie ? Zbieg okoliczności że oboje mieliśmy jakieś zwidy dzień po dniu ?