Są kobiety, które cierpią z powodu złej miłości, ale nie potrafią się od niej uwolnić.
Jeśli taka sytuacja się powtarza, powinny czuć się zaniepokojone, bo to znaczy, że odgrywają jakąś relację z dzieciństwa.
La Vanguardia: Gdyby miała pani podać definicję źle kochanej kobiety...
Mariela Michelena: To taka, która cierpi z powodu złej miłości, jest uwikłana w destrukcyjny związek bez szans, płacze z powodu utraconego lub niemożliwego uczucia i spędza całe życie w uzależnieniu od takich relacji.
To znaczy, że nie ma źle kochanych mężczyzn?
Oczywiście, że są! Chociaż rozmawiamy o kobietach i mężczyznach, tak naprawdę chodzi o męską i kobiecą pozycję w związku.
Kobiety są bardziej pobłażliwe?
Bywa też, że są niezwykle silne i nie boją się wyzwań, jakie niesie życie. Świetnie wywiązują się ze swoich obowiązków i zawsze wykazują się odwagą – oprócz sytuacji, gdy powinny uchronić się przed mężczyzną, który źle je kocha.
Czy są jakieś symptomy takiej "choroby"?
Źle kochane kobiety nie potrafią mówić o niczym innym, tylko o swoim związku, nie rozstają się z komórką, nie śpią dobrze.
Dlaczego więc angażują się w takie związki?
Wybór partnera nie jest dziełem przypadku, to ponowne spotkanie z postacią, która odgrywała jakąś rolę w historii naszego dzieciństwa, zapomnianej, ale powtarzającej się. Pamięta pani bajkę o zarozumiałej myszce?
Ze wszystkich adoratorów wybiera najgorszego.
Tak, wybiera kota, jedynego kandydata, który na pewno ją zje. Wybiera partnera pasującego do nieświadomego programu związanego z głęboko ukrytą historią z dzieciństwa. Miałam pacjentkę, której tak naprawdę zależało na tym, by zdobyć uznanie surowej i lekceważącej ją wiecznie babci.
A więc nie trzeba mieć za sobą jakiegoś poważnego urazu z dzieciństwa, żeby być źle kochanym?
Nie, ale zwykle potrzeba czasu, by odkryć, kim jest ta osoba.
Pani teoria zbliża nas do psychoanalizy.
Powinniśmy czuć się zaniepokojeni, gdy taka sytuacja się powtarza. Każdy z nas przeżył jakąś złą miłość, problem pojawia się, jeśli za każdym razem wybieramy kota.
Skąd mamy wiedzieć, że popełniamy błąd?
Trzeba się zastanowić, jakie pytania sobie zadajemy. Zazwyczaj wróżąc z kwiatków, pytamy o nieistotne rzeczy. Tymczasem ważne jest nie to, czy "kocha", czy "nie kocha", tylko o to, czy kocha mnie tak, jak ja chcę, czy na pewno kocha właśnie mnie, czy mam coś dobrego z tego związku, czy dzięki temu mężczyźnie jestem szczęśliwa. Zadowalając się w tłumaczeniu własnego zachowania lapidarnym "bo ja go kocham", jesteśmy w stanie znieść piekło.
Podaje pani cztery grzechy główne, które prowadzą do nieszczęścia.
Po pierwsze uległość, sytuacja, kiedy przestajemy być sobą w codziennym życiu i traktujemy czyjeś pragnienia jak swoje własne. Na przykład nie spotykamy się już z naszymi przyjaciółmi, bo jemu się nie podobają, nie ubieramy się jak dawniej, bo on tak nie lubi itd. W ten sposób tracimy samych siebie, swoją tożsamość.
Okresowe zrywanie.
Tak, ten błąd popełniają pary żyjące jak na wesołym miasteczku, rozstające się i wiecznie wracające do siebie. Te spotkania są za każdym razem cudowne, poziom adrenaliny wzrasta. Za utrzymanie tego stanu zakochania płaci się jednak sporą cenę: obawy, chwile rozstań, kiedy cierpi się naprawdę mocno.
Nazywa to pani "efektem przerwy".
Spędzają razem fantastyczną noc, później on znika, a dla niej życie staje w miejscu. Potem on wraca i życie znowu jest piękne. To podniecenie, kiedy on znów się pojawia, prowadzi do uzależnienia. Trzeba też podkreślić jedną rzecz: kobiety źle kochane nie są głupie.
Coś jednak mają z tej miłości.
Tak, głownie ból i smutek. Strach, że ktoś je porzuci, że zostaną same, jest najgorszy, one wolą więc powtarzać sobie, że "on się zmieni". Przykładem mogą być kobiety związane z żonatymi mężczyznami, obiecującymi od lat, że wkrótce się rozwiodą.
Uzależnienie.
Kobiecie uzależnionej od mężczyzny nie pomogłoby nawet, gdyby on miał na czole napis: "jestem szkodliwy dla twojego zdrowia". Po prostu nie może się bez niego obejść. Trzeba odmówić nawet wspólnego pójścia na kawę, tak jak alkoholik musi zrezygnować z pozornie niewinnego piwa.
Skąd bierze się takie uzależnienie?
Z potrzeby spełnienia się w czymś do końca, z potrzeby poczucia jedności z drugą osobą. Kobiety uzależnione od mężczyzny są przekonane, że pod zewnętrzną powłoką kryje się fantastyczny człowiek.
Mistyfikacja.
Jak w bajce o Kopciuszku partner bezustannie poddaje kobietę próbie, czy jej noga będzie pasowała do wymyślonego przez niego bucika: "Powinnaś schudnąć, powinnaś trochę więcej czytać...".
A więc ją dręczy.
Najbardziej żałosny moment to ten, kiedy macocha namawia jedną z córek do obcięcia sobie palców u stóp, by bucik pasował. I dziewczyna słucha rady matki. Dużo inteligentnych, niezwykłych kobiet jest z mężczyzną, który na nie nie zasługuje. Czasami wydaje nam się, że skoro ktoś nas kocha, musimy wybaczyć mu wszystko.
Czy można mówić o większej skłonności kobiet do bezwarunkowej miłości?
Tak. Kiedy rodzi się dziecko, ktoś musi być gotów zapomnieć o sobie i swoich potrzebach. Kobieta ma w sobie gotowość do poświęcenia i często traktuje partnera jak takie duże dziecko z wąsami.
"Moja samotność jest niepełna, brak mi mężczyzny".
Czasem jesteśmy bardziej samotne z mężczyzną u boku niż bez niego i to jest najsmutniejszy rodzaj samotności. Jednak gdy ktoś mówi: "Jestem gotowa wiele zaakceptować", w jakiś sposób przyjmuje na siebie rolę superkobiety. Trudno z tym walczyć.
Sądzę, że kobietom źle kochanym nie brak poczucia własnej wartości, ale mają trochę zaburzony obraz samej siebie: myślą, że mogą zrobić więcej, niż rzeczywiście mogą, że są w stanie znieść większe cierpienie i więcej wybaczyć. Powinny się nad tym zastanowić, a później zamknąć ten rozdział swojego życia, uwolnić się od historii z dzieciństwa i nauczyć się mówić: "Albo będziesz mnie kochał taką, jaka jestem, albo wcale".
Źródło:
Onet.pl