Napisano
28.06.2007 - 09:02
Cztery główne areny piłkarskich mistrzostw Europy mają kosztować około 3 mld zł. Najwięcej, około 1,25 mld zł, pochłonie warszawskie Narodowe Centrum Sportu w miejscu dzisiejszego Stadionu Dziesięciolecia.
Zobacz powiekszenie
Stadion Narodowy w Warszawie na zamówienie Centralnego Ośrodka Sportu wg. projektu FBT - Pracownia Architektury i Urbanistyki
Planowane mecze EURO 2012: mecz otwarcia, grupowe, ćwierćfinał i półfinał Pojemność: 70 000
Otwarcie planowane w 2009 r. Jak będzie w rzeczywistości
ZOBACZ TAKŻE
* Aumiller: projekty pomogą w realizacji inwestycji Euro 2012 (26-06-07, 15:48)
* Euro 2012: więźniowie będą budować drogi i stadiony (21-06-07, 16:34)
* Na Euro 2012 brakuje 41 tys. pokoi hotelowych (13-06-07, 09:27)
* Jak rząd zamierza rozegrać organizację Euro 2012 (30-05-07, 02:00)
RAPORTY
* Euro 2012: Co da naszej gospodarce?
- Polskie areny EURO 2012 wybudujemy bez funduszy unijnych. Co do tego jest w ministerstwie zgoda - przyznaje Anna Siejda, dyrektor Departamentu Wdrażania Programów Rozwoju Regionalnego w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego.
Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, uważa, że prywatny biznes też raczej groszem nie sypnie.
Symptomatyczny jest przykład stadionu Wembley, którego budowa w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP) trwała pięć lat od momentu podjęcia decyzji. A przecież Anglicy są specjalistami od PPP - 15 proc. tamtejszych inwestycji infrastrukturalnych powstaje właśnie w ten sposób. W Polsce takich projektów jest jak na lekarstwo, sportowych nie ma wcale.
- Jestem niemal pewny, że te obiekty powstaną wyłącznie z pieniędzy publicznych. Na nic innego nie ma czasu. Zgodnie z wymogami UEFA, musimy być gotowi nie w 2012, ale już w 2010 r. -
mówi prezydent Wrocławia.
Cień nadziei
Poznań i Gdańsk nadal się jednak łudzą.
- Od początku wiadomo było, że stadion sfinansuje budżet centralny. Ale nie sztuka coś postawić, sztuka potem zagospodarować, by przynosiło zyski. Samorząd nie potrafi tego zrobić. Liczymy na biznes - mówi Maciej Frankiewicz, wiceprezydent Poznania.
Poznań chce, by operatorem stadionu po jego budowie została komercyjna spółka, która dołoży się do inwestycji,
by w zamian przez 20 lub więcej lat czerpać zyski z niego.
Władze Gdańska liczą z kolei, że prawie 45-50 proc. z szacowanych na 670 mln zł kosztów stadionu Baltic Arena pokryją prywatni inwestorzy. W zamian otrzymają atrakcyjne grunty przy stadionie lub w innych częściach miasta.
Zbiegi okoliczności
Marzenia Poznania i Gdańska mogą się ziścić, ale pod warunkiem wielu szczęśliwych zbiegów okoliczności. A na nie coraz trudniej liczyć: Gdańsk nie może dopiąć budżetu, bo nie wie, ile państwo dołoży mu do stadionu.
- O to pytają inwestorzy - mówi Renata Wiśniowska, pełnomocniczka prezydenta Gdańska ds. budowy Baltic Arena.
Ponadto Sejm musi przyjąć w końcu specjalną ustawę dla EURO 2012, którą rząd obiecuje od chwili, gdy Polska z Ukrainą wygrały prawo do
organizacji imprezy (przepisy mają m.in. uniemożliwiać odwoływanie się bez końca w przetargach). Poza tym w Polsce musi się zmienić nastawienie do partnerstwa publiczno-prywatnego. Na razie samorządowcy i biznesmeni obawiają się takich projektów: dmuchają na zimne, by uniknąć posądzeń o korupcję. Nic dziwnego: jeszcze w marcu
premier Jarosław Kaczyński grzmiał z trybuny sejmowej, że PPP trzeba zlikwidować.
Wreszcie Gdańsk i Poznań, by skorzystać z publiczno-prywatnej formuły, muszą znaleźć sposób na jej spisanie poza ustawą.
- Prochu nie zamierzamy wymyślać. Oprzemy ją na kodeksie cywilnym - mówi Maciej Frankiewicz.
Dużo tych poznańsko-gdańskich zbiegów okoliczności. Dlatego, o czym zapewnia Renata Wiśniowska, Gdańsk powoli zastanawia się nad emisją obligacji miejskich na budowę Baltic Areny. Oby się udało. W przeciwnym razie za stadiony zapłacimy wszyscy, albo EURO 2012 odbędzie się we Włoszech.
Źródło: Puls Biznesu