Skocz do zawartości


Zdjęcie

Najmniejsze państwo świata na sprzedaż


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
46 odpowiedzi w tym temacie

#31

aph.
  • Postów: 684
  • Tematów: 3
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

no i jest potencjalny kupiec:

Wolna Sealandia!
„Piraci” chcą mieć państwo


Społeczność serwisu The Pirate Bay, popularnego trackera sieci BitTorrent, postanowiła kupić sobie państwo i urządzić sobie tam raj – rozumiany jako szybki dostęp do Internetu i brak praw autorskich. Celem jest Sealandia, malutkie, kilkuosobowe państwo założone w 1967 roku na platformie przeciwlotniczej, władza w którym została wystawiona na sprzedaż. „Piraci” zorganizowali akcję zbierania funduszy na ten zakup.

Każdy, kto dorzuci się do puli, zostanie, po pomyślnym przejęciu władzy, honorowym obywatelem Sealandii. Na wypadek, gdyby władzy na platformie nie udało się kupić, istnieje plan B – zakup jakiejś innej wysepki i ogłoszenie jej niezależnym państwem.

zrodlo: http://7thguard.net/news.php?id=5419

od siebie dodam, ze The Pirate Bay to juz zjawisko, ktore otwarcie walczy z prawami autorskimi. dotad naginali z roznym skutkiem prawo szwecji. teraz beda bezkarni puki jakies panstwo nie wypowie wojny Sealandii ;)
  • 0

#32

Macha.

    Ciekawski

  • Postów: 2267
  • Tematów: 76
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Hehe, a co wtedy z tymi co ściągają ?? Czy wtedy staną się bezkarni ??
  • 0



#33

Ringëril.
  • Postów: 589
  • Tematów: 24
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Hmmm... Jakby na serio mieli swoje państwo. Ustanowili prawo, które zezwalałoby na ściąganie nielegalnego oprogramowania to byłoby to możliwe ?
  • 0

#34

aph.
  • Postów: 684
  • Tematów: 3
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

ze strony sciagacza bylo by to nielegalne, ale tu chodzi o bezpieczenstwo serwerow, ktorych w takiej sytuacji nikt nie bedzie mogl zajac (teraz musza sie 'ratowac' posiadaniem serwerow zapasowych w roznych krajach).
  • 0

#35

Maresco.
  • Postów: 16
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Wlolałbym wysepkę na karaibach... :)
  • 0

#36

Apophis_.
  • Postów: 637
  • Tematów: 36
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Hmmm, wygląda niezbyt niezbyt, ale posiadanie własnego państwa, w odosobnieniu i wogóle bycie królem... to jest coś :) Gdybym miał kasę, kupiłbym. A pierwszą rzeczą jaką bym zrobił to REMONT :) Zamieniłbym to w luksusową posiadłośc.

Dziwne, ze o tym panstwie uslyszalem dopiero kilka dni temu z gazety, a nie np. z Atlasu albo podrecznika szkolnego...
  • 0

#37 Gość_Aton

Gość_Aton.
  • Tematów: 0

Napisano

Trochę odkopuję temat ale co tam. Cała sprawa jest bardzo ciekawa, a artukuł opisuje dokładnie historię Sealandii.





Ta monarchia ma powierzchnię boiska. Istnieje naprawdę, na Morzu Północnym. Ma konstytucję i flagę. Jest rajem anarchistów internetu



Książę Michael of Sealand wyprowadził z garażu swój czerwony kabriolet. Padał lekki deszczyk, ale książę nie zaciąg-nął dachu. Włożył czerwony sweter i brązową skórzana kurtkę.

- Jadę na stację po gościa, my dear - zawiadomił małżonkę, księżnę Sealandii.

- Tak, kochanie - powiedziała nieuważnie, zerkając do książki kucharskiej.

Książę Michael ma pięćdziesiątkę na karku, szczery uśmiech, ogorzałą twarz.

Zahamował z piskiem przed malutką stacyjką w Southend on Sea w południowej Anglii.

Gość już czekał.

Tym gościem byłem ja.


Księżna blokuje drogę przez kuchnię


Nie mam pojęcia, co mówi etykieta o takim przypadku. Co zrobić, jeśli książę wyjeżdża po gościa samochodem na stację? Zabiera go do swojego kabrioletu i wiezie do domu? Należy rozprawiać o pogodzie? Pada deszczyk, ale książę nie zaciąga dachu, tylko nastawia gorący nawiew. To mercedes, świetnie utrzymany, jednak co najmniej 20-letni, więc może dach się zepsuł? No, ale chyba nie wypada pytać księcia o ten dach?

Mkniemy więc kabrioletem przez wąskie uliczki Southend, a książę dopytuje się, jak tam sprawy państwowe w Polsce. No cóż, dziękuję. Wchodzimy do Unii. Kryzys finansów publicznych, załamanie na giełdzie. Afery korupcyjne...

- Tak - kiwa głową książę. - My pozostajemy poza Unią.

Teraz ja kiwam głową. Wiem. No cóż, właściwie nawet rozumiem.

Książę znowu raptownie hamuje, uwielbia ostro jeździć. Stajemy przed małym szeregowym domkiem w bocznej uliczce. Wchodzimy wąskim korytarzykiem, przechodzimy przez kuchnię. Uuups, księżna musi się trochę przesunąć, bo kuchenka malutka i księżna z garnkami blokuje drogę.

Zasiadamy w oszklonej werandzie z widoczkiem na trawnik wielkości sporego dywanu.

W tym czasie pies pary książęcej zapałał do mnie afektem i usiłuje mi się wdrapać na kolana. Przemiły buldog, macha ogonem i domaga się drapania za uszami, ale waży prawie 30 kilo.

Księżna przynosi kawę, pies wreszcie siada mi na kolanach, zadowolony, z kątów wyłazi kilka kotów i chyba też chce mi wleźć na kolana, ale miejsce już zajęte, więc tylko syczą i siadają na kolanach księcia.

- To co chciałby pan wiedzieć? - pyta książę.

- No cóż, jak to się wszystko zaczęło.



Najmłodszy major brytyjski wyzywa swój kraj


Książę Roy Bates, zanim został księciem, był majorem. Najmłodszym majorem w brytyjskiej armii w II woj-nie światowej. Walczył w północnej Afryce, na Sycylii i we Włoszech. Wielokrotnie ranny w akcji.

Po wojnie miał hurtownię mięsa, flotylle łodzi rybackich, no i wreszcie Sealandię.

W 1965 roku wpadł na pomysł całkiem nowego biznesu - założył stację radiową. Pierwszą komercyjną stację muzyczną albo - jak kto woli - pierwszą piracką radiostację w Wielkiej Brytanii.

Radio Essex zaczęło nadawać w 1966 roku z opuszczonej platformy wiertniczej u wybrzeży brytyjskich. Słuchalność była znakomita. To było pierwsze radio w Wielkiej Brytanii, które nadawało non stop całą dobę. Miało w zasięgu większość obywateli Zjednoczonego Królestwa. Reakcja władz była natychmiastowa. 100 funtów grzywny i nakaz demontażu nadajnika. W noc sylwestrową 1 stycznia 1967 roku książę Roy z synem Michaelem pojechali zdemontować urządzenie.

- Mieliśmy pecha - wyjaśnia Michael. - Radiostacja leżała akurat trzy mile od brzegów Wielkiej Brytanii, w pasie wód terytorialnych. Gdyby ta platforma była sto metrów dalej, nie byłoby sprawy.

A gdyby tak radiostację założyć dalej, zastanawiał się Roy Bates, poza wodami terytorialnymi, czyli nigdzie.

Wspólnie z Michaelem zawieźli radiostację na opuszczoną platformę Roughs Tower, sześć mil od brzegów Anglii. Teraz nikt już się nie mógł przyczepić.

A gdyby tak, zastanawiał się nadal Roy Bates, ta platforma była państwem?

Z prawnego punktu widzenia to było najprostsze. Przecież to ziemia, a właściwie morze niczyje. Najlepiej, żeby było tu księstwo, bo na przykład republika wymaga wyborów. Władze mógłby przejąć kto inny. No a księciu nikt nie podskoczy.

2 września 1967 roku Roughs Tower została przemianowana na księstwo Sealandii. Niby nic się nie zmieniło. Radio nadawało, jak nadawało. Sealandii oczywiście nikt nie uznał.

Spokój trwał do czasu, gdy do księstwa podpłynął brytyjski kuter straży przybrzeżnej. Z Sealandii oddano strzały ostrzegawcze. W końcu kuter naruszył wody terytorialne księstwa. Kuter odpłynął, ale kiedy książę Roy Bates udał się po zakupy do sklepiku na stały ląd, czekała już policja. Zarzuty? Nielegalne posiadanie i użycie broni. Sprawa trafiła do sądu. 25 listopada 1968 roku sąd Jej Królewskiej Mości uniewinnił Roya Batesa, uznając, że nie może rozpatrzyć sprawy. Przecież incydent wydarzył się poza terytorium Wielkiej Brytanii.

W ten sposób niepodległość Sealandii została potwierdzona.

- Bo przecież gdyby Wielka Brytania nas nie uznała, sąd nie wydałby takiego wyroku - twierdzi książę Michael.

Wielka Brytania nie interweniuje. Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych stwierdza oficjalnie, że czegoś takiego jak Sealandia nie ma. "Rząd Jej Królewskiej mości nie uznaje tego państwa, nie sądzimy, żeby ktokolwiek je uznawał".

Ale Brytyjczycy przymykają oczy na to, że Batesowie płacą podatki, powiedzmy, nieregularnie. Książę Roy stawia sprawę jasno: będzie płacić tylko za czas, który spędza na stałym lądzie. A ponieważ większość czasu mieszka w Sealandii - właściwie nie płaci. Urząd skarbowy nie interweniuje.

Ale od czasu do czasu stosunki ulegają zaostrzeniu. Pod koniec lat 60. brytyjscy celnicy zaczynają drobiazgowo sprawdzać wszystko, co płynie do Sealandii. Pewnego razu na platformę trafia zamówiony transport konserw. Wszystkie zostały otwarte przez celników szukających podobno kontrabandy. W odpowiedzi książę Roy ostrzega brytyjską flotę, że każdy statek przepływający w pobliżu Sealandii zostanie ostrzelany.

W sumie każdy postawił na swoim. Książę Roy uznał, że niepodległość Sealandii została stwierdzona. Wielka Brytania - wręcz przeciwnie. Żadna ze stron nie musiała swojego przekonania udowadniać.

Stosunki między obydwoma krajami układały się bez zarzutu aż do 1987 roku. Książę Roy deklarował patriotyzm. Kiedy w czasie wojny o Falklandy zgłosili się do niego Argentyńczycy z propozycją sojuszu przeciw Wielkiej Brytanii, z oburzeniem odrzucił ofertę. A przynajmniej tak o sprawie opowiedział.

Kryzys nastąpił, kiedy Wielka Brytania zapowiedziała zwiększenie obszaru wód terytorialnych z 3 do 12 mil.

- To byłaby aneksja Sealandii - stwierdza Michael.

Dzień przed wprowadzeniem przez Wielką Brytanię 12-milowej strefy, 30 września 1987 roku, książę Roy zarządza dekretem 12-milową strefę wód terytorialnych Sealandii.

Następnego dnia Sealandia leży na brytyjskich wodach terytorialnych. Ale jeśli popatrzeć z drugiej strony, w obrębie wód Sealandii leży ładny kawałek brytyjskiego nadbrzeża, kilka miasteczek i kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców.

- Zrezygnujemy z roszczeń, jeśli Wielka Brytania zostawi nas w spokoju - ogłasza książę Roy.


Dla Miss Anglii nic nie jest straszne


Sealandia z powietrza to platforma 140 na 40 metrów wsparta na dwóch wielkich filarach. W nich kryją się pomieszczenia magazynowe, generator prądu, pokoje dla załogi. W czasie wojny stacjonowało tu 140 żołnierzy. Zostały po nich za- rdzewiałe działka przeciwlotnicze. Cała reszta: generator prądu, meble, wyposażenie, została po wojnie wywieziona. Zostały gołe ściany.

- Nie było łatwo, co? - zagaduję księcia Michaela.

- Oj, nie. Było cholernie ciężko - uśmiecha się książę.

- Ale jak w ogóle przeżyliście? - dziwię się.

- Sam nie wiem. Nie było niczego, tylko dużo koców. Woda do picia codziennie nam zamarzała. Zanim ojciec kupił generator prądu, nie było światła. Nie można było nic ugotować. Na stałym lądzie można przynajmniej rozpalić ognisko. A tutaj - nic.

Batesowie miesiącami siedzieli na platformie po ciemku.

- Ojciec był twardym człowiekiem. Zawziął się i nie zamierzał ustąpić - opowiada książę.

- A matka - dociekam. - W końcu była Miss Anglii. Wytrzymywała takie życie w kocach?

- Tata od zawsze nazywał mamę "szefem" - wyjaśnia Michael. - Gdyby jej się nie podobało, toby po prostu wyjechała.

- Bez światła? Bez ogrzewania? Na Morzu Północnym? - nie dowierzam.

- Właśnie tak - potwierdza książę Michael. - Grzali wodę na maszynkach spirytusowych. Pokrzepiali się gorącą kawą i herbatą. W mroźne noce marzyli o czymś mocniejszym.

Czasem było tak zimno, że oddałbym królestwo za butelkę koniaku - żartuje książę Michael.

Z czasem Sealandia zaczęła się cywilizować. Przypłynęły łóżka, krzesła, dywany. Sealandia była biednym państwem, więc meblowało się ją stopniowo. Wreszcie zaczęli przybywać obywatele. Nieco hippisów skłóconych ze światem, ludzie szukający przygody, żądni wrażeń. Trochę bezrobotnych, którzy chcieli się gdzieś zaczepić, kilku prawników i biznesmenów wietrzących dobry interes.

W Sealandii w latach 70. zamieszkało kilkadziesiąt osób, a wszystkim panowała miłościwie para książęca, Joan i Roy.

Parę lat temu Roy przekazał władzę synowi.


Książę łączy czerń piracką z czerwienią królewską


Sealandia była już prawdziwym państwem. Prawdziwe państwo ma nie tylko władcę, ale i flagę, hymn, godło. Książę poważnie podszedł do sprawy. Sam zaprojektował barwy Sealandii (czerń piracką, biel czystości, czerwień królewską), znajomy skomponował hymn.

Żadne państwo nie może istnieć bez pieniędzy. Książę Roy zamawia więc w mennicy dolary sealandzkie. Na awersie widnieje oczywiście profil księżnej Joan. Tak samo jak na znaczkach pocztowych.

- Wyszło kilka serii - informuje Michael.

- I używacie ich? - dziwię się.

- No pewnie - zdziwił się Michael. - A po co byłoby je drukować. Do klasera?

- Pisze pan list, nakleja znaczek Sealandii i wrzuca do skrzynki w Wielkiej Brytanii? - dopytuję.

- No a jak inaczej? - dziwi się Michael.

- I dochodzi?

- Nie zdarzyło się, żeby nie doszedł.

Prawdziwe państwo obok hymnu i flagi musi mieć konstytucję. I Sealandia ma. Napisał ją premier we własnej osobie, czyli niemiecki prawnik Alexander Achenbach. Od 1975 roku Sealandia staje się monarchią konstytucyjną.

Książę i premier mają ambitne plany. Chcieliby, żeby Sealandia stała się drugim Monaco. Eleganckie hotele, kasyna, światła, przepych, jachty bogaczy i helikoptery, z których wysypuje się eleganckie towarzystwo. Na razie są koce, meble z drugiej ręki, łatane chodniki. Ale w końcu Monaco też nie od razu zbudowano

Niestety, współpraca z premierem zaczyna szwankować. Achenbach udaje się na emigrację.


Putz pucuje siedem tygodni


nim spotkać w Austrii. Roy podejrzewa podstęp. Dlaczego tak daleko? Księżna Joan namawia jednak na wyjazd. Biznesmeni proponują duże pieniądze. Para książęca wyjeżdża. W Wiedniu spotykają mężczyznę, który kręci, przekłada spotkanie, wreszcie znika. Coś jest nie tak. Nie ma jeszcze telefonów komórkowych, nie sposób zadzwonić do Sealandii i dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. Roy dodzwania się wreszcie do znajomego rybaka i dowiaduje się, że ten widział helikopter transportowy kierujący się w stronę księstwa.

Na Sealandii jest 25-letni Michael z kilkoma ludźmi. Widzą nadlatujący helikopter. Maszyna ląduje na platformie, ze środka wypada kilku najemników. Michael i jego ludzie trafiają pod klucz. Potem zamaskowani mężczyźni wywożą go w nieznanym kierunku, najpierw helikopterem, potem łodzią i samochodem. Jedzie w worku na głowie, sądzi, że to jego ostatnia podróż. W środku lasu mężczyźni wypuszczają go i odjeżdżają. Michael nie ma pojęcia, gdzie jest. Dociera do najbliższego drogowskazu. Rotterdam - 40 kilometrów.

Książę Roy, który szybko wrócił do Wielkiej Brytanii, razem z Michaelem skrzykuje znajomych. Roy dzwoni po dawnych towarzyszach broni. Wyciągają z ukrycia steny, wynajmują helikopter i lecą odbijać księstwo. Przeciwnicy są zaskoczeni. Michael wyskakuje z helikoptera. Jego pistolet wypala - przez pomyłkę. Niemcy i Holendrzy podnoszą ręce do góry. Teraz to oni są wywożeni helikopterem i wypuszczani w lesie. Batesowie zostawiają sobie tylko jednego więźnia, żeby odpracował szkody. Gernot Putz ma pecha, bo jako jedyny z napastników jest obywatelem Sealandii - czyli ma paszport księstwa. Jest więc sądzony za zdradę i zamach stanu. Zostaje skazany na jedną z najgorszych kar - bezterminowe szlifowanie barierek.

Niemiecki konsul usiłuje interweniować i skłonić księcia Roya do wypuszczenia więźnia. Książę jest nieugięty. Putz ma pucować. To jego ostatnie słowo. Niemiecki konsul odchodzi z kwitkiem.

Wreszcie po siedmiu tygodniach księżnej robi się żal więźnia i Putz zostaje ułaskawiony. Wygnańcy spotykają się w Niemczech. Organizują rząd Sealandii na wychodźstwie. Sprawa jest poważna, rząd istnieje do dziś. Tekę emigracyjnego premiera w 1989 roku przejął od Achen- bacha Johannes Seiger. Rząd na wychodźstwie zmienił nawet konstytucję i na miejsce księcia Roya mianowali księciem holenderskiego prawnika Adriana Oomena. Zarządzana przez wychodźczy rząd spółka Sealand Trade Corporation w 1991 roku podpisuje umowę z wycofującymi się z Niemiec wojskami radzieckimi w sprawie odkupienia części mienia wojskowego.

Jak to w baśniach bywa, sprawa do dziś nie jest wyjaśniona. Dlaczego premier urządził zamach stanu? Dlaczego książę Roy nigdy nie zaprotestował przeciwko rządowi Sealandii na wychodźstwie?

- Oficjalnie nic o tym nie wiemy - mówi Michael.

- Ale nieoficjalnie to oni działają przez ćwierć wieku - naciskam.

- To nie jest sprawa leżąca w gestii Sealandii - ucina dyskusję książę.

Rząd Sealandii na wychodźstwie zajmuje się masą dziwacznych spraw. Przez całe lata szuka Bursztynowej Komnaty, szuka również alternatywnych źródeł energii. Co pięć lat organizuje wybory. Ostatnie, w 1999 roku, wygrał po raz trzeci Seiger. W maju tego roku rząd Sealandii zwrócił się do Stanów Zjednoczonych z propozycją sprzedaży rewolucyjnego generatora kosmicznego, który ma zaoszczędzić paliwo. Właściwie było to ultimatum dające Stanom Zjednoczonym miesiąc na odpowiedź. Rząd Stanów Zjednoczonych nie skorzystał z okazji.


Załatwimy paszport, doktorat, posadę ministra


Kolejny rząd na wychodźstwie powstaje w latach 80. w Madrycie. Federico Trujillo Ruiz organizuje ambasadę Sealandii (uznawaną przez rząd Sealandii na wychodźstwie, ale nieuznawaną przez książęcą parę Batesów). Ruiz jest byłym oficerem hiszpańskim, przedstawia się jako książę regent Sealandii i instaluje ambasadę na eleganckiej Calle Serrano w Madrycie. Stać go, bo książę regent specjalizuje się w pomaganiu potrzebującym. Może załatwić sealandzki paszport, a może również posadę w rządzie lub tytuł naukowy na nieistniejącym sealandzkim uniwersytecie. Liczy sobie kilka albo kilkadziesiąt tysięcy dolarów, w zależności od tego, czego chce odbiorca. Pośredniczy nawet w sprzedaży migów 23 do krajów afrykańskich. Chodzi na przyjęcia dyplomatyczne i jeździ limuzyną na numerach dyplomatycznych.

Zanim hiszpańska policja dokona w 2000 roku kilkudziesięciu aresztowań, Ruiz zdąży wyprodukować kilka tysięcy sealandzkich paszportów. Większość trafiła w ręce mieszkańców Hongkongu, którzy chcieli uciec przed Chińczykami. Każdy kosztował minimum tysiąc dolarów.

Policyjne śledztwo ujawniło, że sealandzkimi paszportami posługiwali się mafiosi z Bałkanów i Rosji, a także Andrew Cunanan - człowiek, który zabił słynnego projektanta mody Gianniego Versace.

- Ale czy z takim paszportem można gdzieś wjechać - zastanawiam się, siedząc w fotelu vis-a-vis księcia Michaela.

Książę Michael nie odpowiada, tylko grzebie w biurku i wyciąga paszport. Na okładce napis Principality of Sealand i herb. W środku - jak to paszport - zdjęcie, znaki wodne i dużo wiz: - Byłem na nim w kilkunastu krajach. Nawet w Stanach Zjednoczonych


Bohaterowie są zmęczeni, ale pojawia się wybawca


Mały książę Michael nie miał łatwego życia. Chodził do szkoły z internatem w Wielkiej Brytanii. Na wakacje jeździł do domu. A dom był w Sealandii. Skrobanie rdzy, malowanie, czyszczenie, sprzątanie. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem.

Klimat Sealandii był zabójczy. Jeden po drugim znikali znajomi, którzy kiedyś postanowili się tu osiedlić. Wilgoć, wiatr, zimno. W latach 90. wyprowadziła się nawet księżna Joan zaatakowana przez reumatyzm. Zamieszkała w domku na wybrzeżu. Na Sealandii został tylko książę Roy. Przez całe miesiące samotnie mieszkał na morzu. Ktoś musiał pilnować, żeby Sealandia znowu nie padła ofiarą podstępnego przejęcia.

Michael kierował przedsiębiorstwem rybackim, nie miał czasu na wizyty na platformie. Wydawałoby się, że to koniec Sealandii.

I wtedy pojawił się Sean Hastings, 32-letni Amerykanin, który w 1998 roku przysłał list zaczynający się od słów: "Do Ich Książęcych Wysokości Władców Sealandii".

Michael czytał list i nie mógł uwierzyć. Hastings proponował spółkę w zamian za ustawienie na Sealandii serwerów komputerowych. Dawał na początek 250 tys. dolarów.

Hastings już od dawna zamierzał stworzyć raj internetowy. Bez rządowej kontroli zabraniającej hazardu albo erotyki i bez kontroli nad pocztą elektroniczną. Próbował na wyspach Morza Karaibskiego, ale się nie udało. O Sealandii usłyszał na kongresie kryptologów. Wydawała się idealna.

Kilka miesięcy później do Sealandii zaczął zjeżdżać sprzęt. HavenCo, firma Hastingsa, otwierał swój raj.


Książę Roy zaprasza Tybet, wszyscy zadowoleni


Kiedy Roy Bates proklamował po-wstanie niepodległej Sealandii, nikomu nie śniło się o internecie. Dziś Sealandia jest okrzyknięta pierwszym cyberpaństwem. Istnieje naprawdę - na morzu, ale potężniej i realniej istnieje w internecie. Poza agencjami rządowymi, poza sądami, poza prawem. Anarchistyczna jak cały internet.

Na serwerach montowanych na platformie prawie każdy może wykupić miejsce. Nie jest tanio, na początek 6000, a potem 1000 funtów co miesiąc. W zamian za to nikt nie interesuje się zawartością.

Kto chciałby nadawać z Sealandii? Każdy, kto się boi, że jego działalność będzie niemile widziana. Na Sealandii znalazł sobie miejsce Tybet online - oficjalna wizytówka emigracyjnego rządu. Książę Roy sam zaprosił Tybetańczyków i za- oferował darmowe usługi.

Tybet online na Sealandii wszystkim jest na rękę. Gdyby Tybetańczycy zainstalowali się gdziekolwiek indziej: w Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii, Chińczycy zaczęliby naciskać na zlikwidowanie domeny. A tak wszyscy rozkładają ręce. No tak, Tybetańczycy nadają z Sealandii, ale przecież Sealandia to niepodległe państwo. Cóż możemy zrobić?

Z Sealandii mogliby nadawać na przykład ludzie walczący z potężnymi organizacjami. Może antyglobaliści, pragnący zaszkodzić wielkim korporacjom, ale obawiający się ich wpływów i pozwów sądowych, może Zieloni albo przeciwnicy Kościoła scjentologicznego. Każdy mógłby bez obaw o proces umieścić listę lekarzy konowałów, czarną listę dłużników albo skandaliczne szczegóły życia arystokratów. Żaden sąd nie może zablokować tych informacji. Nie wejdzie policja. Zabronione są tylko trzy rzeczy - pornografia dziecięca, wysyłanie spamu i hakerstwo. To ostatnie przykazanie nie jest rygorystycznie przestrzegane, bo co najmniej dwie grupy hakerów poważnie myślą o przeprowadzce na Sealandię. Przynajmniej wirtualnie.


Długo, szczęśliwie i z kasą


Baśnie o księciu i księżniczce kończą się dobrze. I tak jest z opowieścią o Sealandii. Książę Michael nadzoruje prace na Sealandii, czasem sam tam bywa, ale wszystkiego na co dzień doglądają pracownicy HavenCo.

- Sealandia to marzenie internautów - twierdzi Bill Scannell, rzecznik HavenCo. - Zainwestujemy tu wiele milionów dolarów.

Zapytany, czy Wielka Brytania nie będzie protestować, odpowiada: - A co mogą zrobić? Przecież nas nie zbombardują.

- Teraz to biznes - mówi mi książę Michael, kiedy popijamy kawę.

Czasem zawozi na platformę swoje dzieci i robi im zdjęcia. Dzieciaki nie muszą już zrywać rdzy i malować pokładu.

Książę Roy i księżna Joan kupili sobie willę za górami, za lasami, a konkretnie w Hiszpanii na Costa del Sol. Książę ma 83 lata, księżna 75. Wreszcie przestał dokuczać im reumatyzm, no i mogą chodzić na długie spacery z psem.

Żyją długo i szczęśliwie.

* www.sealandgov.org - oficjalna strona Sealandii

** www.principality-of-sealand.net - oficjalna strona nieoficjalnego rządu na wygnaniu

*** www.havenco.com - strona firmy, która tworzy wirtualną Sealandię


http://serwisy.gazet...67,1811006.html" target="_blank">http://serwisy.gazet...67,1811006.html</a>
  • 0

#38

vcore.
  • Postów: 833
  • Tematów: 26
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ja gdzieś niedawno czytałem ze książę sealandii odmówil jej sprzedarzy dla ThePirateBay
Macha , jesli ktos mieszkajacy w kraju gdzie piractwo jest/bedzie legalne moze pobierac wszystko bezkarnie
Sadze jednak ze glownym celem bylo utworzenie tam glownych pirackich serwerów ktorych nikt nie mogłby tknąć , tak jak dzieje sie to w przypadku najwiekszego hostingu oferujacego utrzymywanie trackerów LeaseWeb ktory dostał niedawno nakaz od Holenderskiej organizacji antypirackiej na zablokowanie serwerów najwiekszych swiatowych trackerów , min. Torrentleech
The pirate Bay juz sobie z tym poradzili ale nadal nie mogą sie czuć w pełni bezpieczni , do czasu az beda posiadac wlasny kraj , z tego co wiem nadal szukają 'lokacji' ... przypomne ze kazdy Kto dołozy sie do budżetu na rzecz kupna wyspy/kraju otrzyma oficialne obywatelstwo :)
  • 0

#39 Gość_Aton

Gość_Aton.
  • Tematów: 0

Napisano

Uważam, że znacznie prościej i taniej byłoby im usypać wyspę z piasku na jednym z wybrzuszeń dna Bałtyku.
  • 0

#40

Korynt.
  • Postów: 315
  • Tematów: 66
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

o ile się nie myle to dało by się założyć państwo na okręcie

terytorium [państwa] - to obszar lądowy i w głąb ziemi, jak i wody przybrzeżne, strefa powietrzna nad państwem, statki wodne, a także placówki dyplomatyczne

http://pl.wikipedia.org/wiki/Państwo
co o tym myślicie
  • 0

#41

above.
  • Postów: 509
  • Tematów: 46
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

ale ogolnie pomysł dobry, chyba 1 raz czytam ten temat.

ciekawa koncepcja
  • 0

#42 Gość_Aton

Gość_Aton.
  • Tematów: 0

Napisano

o ile się nie myle to dało by się założyć państwo na okręcie

terytorium [państwa] - to obszar lądowy i w głąb ziemi, jak i wody przybrzeżne, strefa powietrzna nad państwem, statki wodne, a także placówki dyplomatyczne

<a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Państwo" target="_blank">http://pl.wikipedia.org/wiki/Państwo</a>
co o tym myślicie




No ale skoro lądowy to nie blaszano-pływający :)
  • 0

#43

Korynt.
  • Postów: 315
  • Tematów: 66
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

No ale skoro lądowy to nie blaszano-pływający


Ale między innymi.Skoro państwo może nie mieć okrętów a mieć ląd, to może także mieć okręt a lądu nie mieć.
Wyobraź sobie że np. cały świat został zatopiony jak w Wodnym Świecie. jakieś państwo na pewno by powstało. Może nie odrazu ale przecież nie może być wiecznie Totalna Anarchia
  • 0

#44 Gość_Aton

Gość_Aton.
  • Tematów: 0

Napisano

W Wodnym Świecie były pływające "atole", które były czymś w rodzaju niezależnej wioski.


Dołączona grafika
  • 0

#45 Gość_Aton

Gość_Aton.
  • Tematów: 0

Napisano

Opis innego samozwańczego księstwa Hutt River



Niewątpliwie najbardziej znanym krajem, który ogłosił niepodległość od Australii jest Księstwo Hutt River. Zajmuje powierzchnię około 75 km2 i zewsząd otoczone jest terytorium Australii Zachodniej. Od Perth, stolicy stanu, dzieli je ok 600 km. Proklamowane zostało 21 kwietnia 1970r przez farmera Leonarda George Casleya, który obwołał się Księciem Leonardem i w przeciwieństwie do innych tego typu projektów nie tylko nadal działa, ale ma się całkiem dobrze. Bezpośrednią przyczyną secesji były drakońskie ograniczenia w kontyngentach zboża jakie nałożył na farmerów rząd Australii. Casley interpretując we własny sposób brytyjską ustawę o zdradzie stanu (z 1495 roku) ogłosił secesję od Australii uznając nadal zwierzchnictwo Elżbiety II jako królowej. Na początku lat 80-tych przez krótki okres jego „niepodległe” państwo zostało proklamowane nawet królestwem, by niebawem powrócić do swojej pierwotnej formy księstwa. Księstwo Hutt River jest monarchią absolutną z komitetem ustawodawczym powołanym w celu tworzenia prawa. W 1997 roku komitet opracował konstytucję, która została przedstawiona Jego Wysokości Księciu Leonardowi oraz jego Rządowi. Na dzień dzisiejszy konstytucja nie została jeszcze przyjęta. Dzięki wykorzystaniu internetu liczba poddanych Jego Książęcej Wysokości obecnie sięga 13 000. Casley stworzył całkiem sprawnie funkcjonującą organizacje. Wydaje paszporty i prawa jazdy, drukuje znaczki, emituje własną walutę. Od dwóch lat dopuścił możliwość rejestrowania spółek na terytorium kraju. Utworzył też własny niezależny Uniwersytet. Nie uznając zwierzchności Australii na swoim terenie stawia zabudowania bez niezbędnych pozwoleń, albo dokładniej rzecz biorąc sam jako monarcha je wydaje. A co na to wszystko władze Australii ? Oficjalnie nie zajmują stanowiska uważając, że Księstwo Hutt River to jednie prywatna farma prowadząca działalność turystyczną pod specyficzną nazwą biznesową. W rzeczywistości jednak nie traktują go tak do końca niepoważnie. Mimo braku oficjalnych porozumień z Australian Post kartki ostemplowane znaczkami Księstwa docierają do adresatów. W parlamencie co pewien czas przywołuje się Casleya jako przykład oportunizmu a National Museum of Australia z Canberry poświęca mu stałą ekspozycję. Wszystko, co chcecie wiedzieć o Księstwie Hutt River i Jego Książęcej Wysokości Księciu Leonardzie, jego małżonce Księżnej Serenie oraz następcy tronu Księciu Ianowi możecie znaleźć na oficjalnej stronie kraju pod adresem http://www.hutt-river-province.com/" target="_blank">http://www.hutt-river-province.com/ .



Przystojny książę Hutt River

Dołączona grafika
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych