Znalazlem kolejny ciekawy tekst o Karmapie. Zapraszam do przeczytania.
KARMAPA był niesamowitym człowiekiemFragment książki „Płomienny splendor – pamiętniki Tulku Urgjena Rinpocze”. Wspomnienia opowiedziane Erikowi Pema Kunsang & Marcii Binder-Schmidt
Autor: Urgjen Rinpocze
Tlumaczenie, opracowanie: Ewa Zachara
Karmapę Rigpi Dordże po raz pierwszy spotkałem we wschodnim Tybecie w Tana Gompa. Byłem młody i Samten Gjamtso wziął mnie ze sobą jako pomocnika. Wówczas nie zbliżyłem się jeszcze bardzo do Karmapy – znał mnie tylko jako „tulku, który przybył z Samten Gjamtso”. Ciężko było zapędzić młodego Karmapę do nauki. Był dosyć uparty i wszystko obracał w żart. Tylko Samten Gjamtso potrafił go zmusić do kontynuacji studiów. Dlatego też Karmapa otrzymał od niego dużo nauk. Stali się sobie bardzo bliscy. Karmapa przybył do Nangczen później ponieważ na granicy między prowincją Kham a Chinami panowały zamieszki. Powinien udać się bezpośrednio do Derge, właściwego celu podróży, nie było to jednak możliwe.
W tym czasie po raz pierwszy usłyszeliśmy o komunistach. Wcześniej znaliśmy ich pod chińską nazwą „gungtreng” – wkrótce słowo to nabrało złowieszczego znaczenia. Usłyszeliśmy też o kimś, kto nazywał się Mao Tse-Tung i dowiedzieliśmy się, że gungtreng dotarli do starego miasta granicznego Dartsedo i wyruszyli na Derge. W tym czasie oddziały chińskie prowadziły wojnę z Japończykami. Władza w Chinach znalazła się pod dwustronnym naciskiem, bo komuniści stawali się coraz silniejsi i wystawili własną armię. Gdyby chińskie wojska były w stanie uporać się z armią japońską, mogłyby zdławić aktywność komunistów, były jednak zbyt rozproszone. Zdaje się, że jest to stara historia, która ciągle się powtarza: rządzący w stolicy wierzą, że czasy są dobre i cieszą się ze status quo, gdy tymczasem ich wrogowie i kraje ościenne zaczynają podważać podstawę ich władzy. Podczas gdy wyższa klasa w Chinach była obojętna i ospała, komuniści dzień i noc pracowali nad przygotowaniami do przejęcia rządów w kraju. Następnie usłyszeliśmy, że gubernator Derge został uwięziony. Później jednak komuniści ponieśli klęskę i zniknęli na jakiś czas. Miałem wtedy 16 lat. Kiedy wypuszczony przez komunistów gubernator powrócił do swoich obowiązków, uznano, że jest wystarczająco bezpiecznie, aby Karmapa mógł przybyć z wizytą. Po drodze odwiedził on wiele miejsc, w tym wiele klasztorów w Nangczen, znajdujących się pod patronatem królewskim. Karmapa został też zaproszony do Laczab.
Zanim wyruszył w drogę do słynnej Diljak Gompa, moi krewni w Tsangsar gościli go wraz z jego świtą. Podczas podróży Karmapa otrzymał kilka białych abra, małych miejscowych zwierząt podobnych myszy. Abra trzymane są czasem jako zwierzęta domowe – zawsze w pudełku, żeby nie uciekły. Kiedy byłem mały, sam miałem dwa lub trzy abra, wszystkie jednak dały nogę. Abra nie są łatwe w hodowli – uciekają kiedy tylko się je wypuści. Ale nasz Klejnot Spełniający życzenia, Karmapa, wzdragał się je uwięzić, tak że pięć czy sześć abra biegało swobodnie po jego namiocie. Próbowałem go ostrzec: „Klejnocie Spełniający Życzenia, musisz je zamknąć. Wszystkie, które miałem, uciekły tak szybko, jak tylko mogły”. „Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi – odpowiedział Karmapa – wypuśćcie wszystkie”. W chwilę później abra biegały już po jego namiocie, miałem wrażenie, że otaczają Karmapę. Zdawało się, że wcale im nie przeszkadza, kiedy je podnosi. Mimo że namiot był otwarty, pozostały blisko niego, ani jedna nie chciała uciec. Pewnego dnia Karmapa postanowił pofarbować swoje abra na żółto i na czerwono. Zachowywały się tak, jakby je zaczarował. Nie broniły się, kiedy zdecydował się obdarzyć je płaszczem innego koloru, siedziały zupełnie spokojnie. Zazwyczaj abra mają jasne futra. Obawiałem się, że ufarbowane przez Karmapę zwierzęta mogą stać się na wolności przedmiotem ataku innych abra. Tak się jednak nigdy nie stało. Kiedy potem Karmapa zanurzał je w wodzie, żeby zmyć z nich farbę, zdawało się, że żaden z nich nic sobie z tego nie robi. Muszę powiedzieć, że sposób, w jaki młody Karmapa obchodził się z abra zrobił na mnie głębokie wrażenie.
Podczas tej podróży Samten Gjamtso został nauczycielem Karmapy. W Tsurphu uczył Karmapę pewien bardzo rozsądny, ale też surowy lama. Czasem słyszałem, jak zamyka drzwi od wewnątrz i wykonuje trzy pokłony przed młodym Karmapą – samo to ostrzeżenie wystarczało najczęściej naszemu Klejnotowi Spełniającemu Życzenia, aby powrócił do nauki. Jednak pewien krewny Karmapy, z natury człowiek nieco lękliwy, który nie mógł znieść myśli, że cenna inkarnacja od czasu do czasu przywoływana jest do porządku za pomocą kar fizycznych, zwymyślał kiedyś nauczyciela tymi słowami: „Traktujesz Karmapę, wcielonego Buddę, jakby był zwykłym człowiekiem. To przestępstwo!”. Karmapa miał w owym czasie wiele wizji i wygłosił wiele przepowiedni. Zostały one spisane przez nauczyciela, z którym się nimi podzielił – między innymi to, jakich buddów zobaczył i co powiedzieli mu o przyszłości. Niektóre z tych przepowiedni zmieszane były z uwagami Karmapy na temat pewnego krewnego „który jest demonem”. Krewny, który uprzednio składał skargę, odkrył w końcu, że to o nim mowa. Poczuł się bardzo dotknięty i zdecydował, że mimo najlepszych intencji nauczyciel najwyraźniej nie dorósł do zadania wykształcenia tak wysokiej inkarnacji. Krewni wykorzystali tę okazję, aby zwolnić nauczyciela z pełnionych obowiązków. Nie była to do końca właściwa decyzja, gdyż Karmapa bardzo dobrze się uczył pod jego okiem. Oficjalne uzasadnienie brzmiało: „Nasz Klejnot Spełniający Życzenia nie potrzebuje żadnego nauczyciela. Karmapa jest buddą, którego właściwości spontanicznie się manifestują. Nie należy go traktować jak normalną osobę, którą można bić i szczypać. Dlatego na zebraniu postanowiono zakomunikować nauczycielowi, że jego usługi nie będą już potrzebne”. Młody Karmapa był smutny i bronił swego nauczyciela, mówiąc: „Tak, od czasu do czasu uszczypnął mnie lub uderzył, ale z dobrego serca. Chciał tylko, żebym robił postępy w nauce”. Karmapa obstawał przy tym, aby nauczycielowi podarowano piękne prezenty, w tym jeden wyjątkowo piękny zestaw mnisich szat. Później przez jakiś czas Karmapa nie miał żadnego nauczyciela. Kiedy jednak przybył do Diljak, lamowie z Nangczen uparli się, że należy wyznaczyć nowego nauczyciela. Tutaj padło imię Samtena Gjamtso. Wydawało się to zrozumiałe, gdyż był już jednym z guru poprzedniej inkarnacji Karmapy. Tak więc zapytano Samtena Gjamtso, czy nie zechciałby przejąć roli nauczyciela. Odpowiedział: „Starzeję się, ale będę służył w Palpung. To wspaniały klasztor”.
W ten sposób Samten Gjamtso został nauczycielem Karmapy podczas podróży z Diljak do Palpung. Styl nauczania Samtena Gjamtso polegał na tym, że nigdy nie bił Karmapy, za to karał swojego własnego pomocnika, Dudula, na jego oczach. To przynosiło pożądany efekt. „Nie musiałem go bić – opowiedział mi Samten Gjamtso – wystarczyło uderzyć Dudula, żeby Karmapa pozostał na swoim miejscu i uczył się dalej”. Po przybyciu do Palpung Samten Gjamtso poprosił jednak Situ Rinpocze, by zwolniono go z obowiązków.
Situ odpowiedział: „Widzę, że jesteś stary i wziąłeś na siebie ciężkie zadanie. Ponieważ byłeś jednym z nauczycieli poprzedniego Karmapy, nie mogę cię zmusić, abyś teraz znowu pełnił tę rolę. Poproszę Czientse z Palpung, aby cię zastąpił”. Palpung Czientse był uczniem XV Karmapy i miał wspaniałe właściwości. Był jednak osobą tak surową, że Karmapa ledwie ośmielał się poruszyć w jego obecności. Palpung Czientse był doskonałym kandydatem, ale kiedy parę razy zbił Karmapę, wpływowi członkowie rodziny zaprotestowali i zaczęli domagać się jego zwolnienia. „Także lamowie są ludźmi i nawet iluzoryczne ciało składa się z krwi i kości. Karmapa nie zechce się uczyć, póki nie zacznie ono trochę boleć”, powiedział Palpung Czientse w swojej obronie. „Karmapa powinien być nauczycielem dla całego świata. Im lepsze wykształcenie otrzyma, tym lepiej”. Potem prawdopodobnie jeszcze kilkakrotnie zbił Karmapę, bo w końcu ojciec Klejnotu Spełniającego Życzenia udał się do Situ Rinpocze i powiedział: „Chociaż jest Karmapą, jest też moim dzieckiem. Jako mój syn należy do mnie. Moja żona i ja nie możemy ścierpieć tego, że stosuje się wobec niego kary cielesne. O tym, w jaki sposób się to stanie, rozstrzygniecie wy – my w każdym razie chcemy, żeby Czientse z Palpung został zwolniony”. Osobiście uważam, że był to błąd, ponieważ pod wpływem jego nauk Karmapa rozwijał się w dobrym kierunku. Ale ojciec Karmapy, ważny i wpływowy urzędnik, był trudny i nieubłagany. Był dumny jak wszyscy szlachetnie urodzeni Kampowie i nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że jego zdanie liczy się bardziej niż zdanie większości lamów. Situ Rinpocze odparł: „Czientse z Palpung nie jest zwyczajnym człowiekiem. Jest nie tylko inkarnacją wielkiego Czientse, ale także jednym z czterech głównych lamów w Palpung. Jak mogę zażądać ustąpienia jednego z wielkich lamów Palpung?”. „Musicie – upierał się ojciec Karmapy. – W przeciwnym razie sami będziemy się troszczyć o naszego małego tulku”. „Nie wiecie, w jaki sposób należy troszczyć się o Karmapę – odpowiedział Situ Rinpocze. – Tu otrzyma wykształcenie i będzie dobrym Karmapą”. Ale czego by Situ Rinpocze nie powiedział, ojciec Karmapy go nie słuchał.
C zientse z Palpung został w końcu zwolniony z obowiązków. Później nie było już można znaleźć nikogo jego formatu, jeśli chodzi o mądrość i uczoność. Po pewnym khenpo, zaangażowano Tentrula z Surmang. Okazał się on prawdziwym błogosławieństwem i w ciągu trzech lat przekazał Karmapie cały „Skarb wiedzy”, słynne dzieło Dziamgona Kongtrula Lodro Taje. Później jednak rozchorował się i umarł. W międzyczasie Karmapa wyrósł na mężczyznę, który sam zaczął podejmować decyzje i otrzymywać przekazy od Situ Rinpocze i Karseja Kongtrula. Kiedy Karmapa podróżował przez Nangczen, zachorowała jego matka. Mój ojciec znany był z tego, że jego uzdrawiające rytuały są bardzo skuteczne. Został więc wezwany przez nasz Klejnot Spełniający Życzenia i przyłączył się do niego. Jednak w Dijlak mój ojciec poprosił, by zwolniono go z dalszej podróży. „Czy to oznacza, że moja matka jest teraz zdrowa?”, zapytał Karmapa. Mój ojciec powiedział: „Zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy” i dał do zrozumienia, że matka niedługo umrze: „Każdego wieczora wykonywałem rytuał czod. Zdaje się, że nie można już nic więcej zrobić”. „Powiedz mi, że moja matka nie umrze” powtórzył Karmapa. „Bardzo mi przykro, ale nie mogę tego zrobić” odparł mój ojciec. Następnego ranka Czime Dordże i ja odjechaliśmy. Potem usłyszeliśmy, że matka Karmapy umarła tydzień później. Karmapa polecił spalić jej zwłoki na rozległej równinie na północ od Diljak. Wprawdzie proszono Czime Dordże, aby został dłużej, ale on obstawał przy wyjeździe, jeszcze zanim umarła. „Zawsze przychodzi pora, kiedy lecznicze rytuały nie przynoszą już żadnego pożytku” – powiedział mi. „Co masz na myśli?” spytałem. „Po zakończeniu rytuału widziałem ją zawsze bez głowy, kiedy patrzyłem na nią okiem czod” wyjaśnił. „Dla mnie oznacza to, że śmierć jest nieunikniona. Dlatego poprosiłem, aby mnie zwolniono”.
Następnym razem spotkałem Karmapę w klasztorze Surmang. Udałem się tam, aby powitać swojego ojca po długiej podróży z Ziling. Miałem szczęście, bo właśnie w tym czasie Karmapa odwiedził ten klasztor. W tych dniach byłem na przemian pomocnikiem ojca i Samtena Gjamtso, w zależności od tego, który z nich był w orszaku Karmapy. W Surmang miałem okazję zobaczyć konia Karmapy. Koń ten był dość niezwykły – słynął z tego, że błogosławi ludzi kopytem. Ludzie stali w kolejce, a koń przykładał im kopyto do głowy, wydając przy tym dźwięki, które przy odrobinie wyobraźni brzmiały jak HUNG HUNG HUNG. Większość ludzi dotykana była bardzo delikatnie, ale od czasu do czasu ktoś dostawał kopniaka. Pomyślałem: „Kto wie, co zrobi ze mną koń? Może rozbije mi czaszkę?”. Tak więc nikt nie mógł mnie przekonać, abym dał się pobłogosławić. Wolałem stać i przyglądać się. Wiadomość, że koń Karmapy daje błogosławieństwo, rozniosła się błyskawicznie. Utworzył się długi ogonek ludzi, którzy po kolei przekazywali koniowi kataki i prezenty. W najlepszym stylu Kampów nigdy nie poprosiliby o błogosławieństwo z pustymi rękami. Koń oczywiście nie mówił, ale za każdym razem dotykając głowy wydawał pewien dźwięk, który wiele ludzi słyszało też jako OM MANI PEME HUNG. Czekałem, czy ktoś otrzyma „dynamiczne” błogosławieństwo, ale tego dnia się to nie wydarzyło; koń obchodził się ze wszystkimi bardzo delikatnie. Wiele lat później usłyszałem, że pewnego dnia koń usiadł na tylnych nogach i umarł. Potem pozostał w tej pozycji. Czy to nie zdumiewające? Czasami Karmapa dzielił się z ludźmi swoim wyraźnym postrzeganiem śmierci i narodzin. Podczas pewnej podróży na północ, kilku wieśniaków podarowało Karmapie konia. Karmapa zwrócił się do swego generalnego sekretarza ze słowami: „Ten koń jest nową inkarnacją twojego ojca”. Sekretarz był bardzo poruszony. Zapytał Karmapę, czy może coś zrobić. Karmapa odpowiedział: „A co powinienem zrobić twoim zdaniem? On jest koniem! Przyjął tę postać – i oto on!”. „Proszę, daj mi tego konia, a ja będę się o niego troszczył – błagał sekretarz. – Nikt nie będzie na nim jeździł”. Przez dwa lata koń pozostawał w posiadaniu sekretarza, który karmił go i pielęgnował z najwyższą pieczołowitością. Potem koń zmarł. Podczas jednej z podróży Karmapa z orszakiem 90 jeźdźców przejeżdżał przez pewną dolinę. Nagle jedna mała koza oderwała się od stada. Biegła za Karmapą ile sił, próbując dotrzymać mu tempa i meczała. Nasz Klejnot Spełniający Życzenia zwrócił się do służącego: „Zabierz to koźlę do wsi, przez którą przejeżdżaliśmy. Znajdź właściciela i poproś go, aby mi je dał”. Służący wziął pod ramię koźlę, które miało kolorowy sznur przewiązany wokół szyi, i pocwałował do wsi. Kolorowy sznur pozwolił łatwo znaleźć właściciela. Zgodził się on natychmiast podarować kozę Karmapie. Zanim zapadła noc, służący z kozą dopędził orszak Karmapy. Zaniósł zwierzę Karmapie i zapytał: „Klejnocie Spełniający Życzenia, czemu interesujesz się tą kozą?”. „Pamiętasz tego sierotę, którego przed kilkoma laty powierzono mi w opiekę, i który niedawno zmarł?” odpowiedział Karmapa. „To on, nieborak! Najwyraźniej jakimś sposobem mnie rozpoznał. Nie mogąc znieść ponownego rozstania, biegł za mną i meczał ze wszystkich sił. Zatrzymam go przez jakiś czas”. Do końca podróży do Tsurpu Karmapa trzymał kozę jako zwierzę domowe.
T am gdzie był Karmapa wydarzyło się wiele niezwykłych rzeczy. Miał na przykład setki ptaków. Karsej Kongtrul podarował mu kiedyś ptaka o szczególnie melodyjnym głosie – Karmapa bardzo go lubił. Kiedy ptak zachorował, trzymał go osobno, w specjalnym pokoju. Pewnego dnia Karmapa powiedział, że ptak umiera i trzeba mu go przynieść. Kiedy ptaka położono na stole, Karmapa powiedział: „Ten ptak potrzebuje specjalnego błogosławieństwa”. Potem wziął małe naczynko z ziarnami gorczycy i rzucając ziarna na ptaka zaczął śpiewać swoją zwyczajną modlitwę oddalającą przeszkody. Nagle powiedział: „Nic już nie można zrobić – on umiera. Żadne błogosławieństwo nie może temu zapobiec”. Potem zwrócił się do mnie: „Weź go i trzymaj w dłoni”. Ptak żył jeszcze i siedział na mojej dłoni, z jednym okiem półotwartym. Wkrótce zobaczyłem, jak opada jego głowa, a potem skrzydła. Nagle ptak usadowił się niezwykle prosto i pozostał w tej pozycji. Pomocnik szepnął: „Jest w głębokiej medytacji!” Nie chciałem mu przeszkadzać i poprosiłem pomocnika, żeby położył ptaka na stole. Zdawało się, że pomocnik ma wprawę w obchodzeniu się z ptakami w tym stanie, gdyż położył ptaka na stole nie mącąc jego medytacji. W zdumieniu zauważyłem: „Jakie to niezwykłe! Ptak, który po śmierci siada prosto!”. „To nic niezwykłego. Wszystkie to robią” odparł rzeczowo. Drugi pomocnik potwierdził: „Wszystkie ptaki Karmapy siedzą po śmierci przez jakiś czas. Ale my przyzwyczailiśmy się do tego, nas to już wcale nie dziwi”. „Kiedy ptaki umierają – sprzeciwiłem się – stają się bezwładne i spadają z gałęzi na ziemię, a nie siedzą prosto!”. „No cóż, w obecności Karmapy robią to, co ten tutaj” odparł pomocnik. „Ale masz rację, kiedy Karmapy nie ma, umierają normalnie”. Tymczasem wszyscy przybyli już na kolację i musiałem zająć miejsce za stołem. Jedząc nie mogłem oderwać wzroku od ptaka. Podczas kolacji opadło jego prawe skrzydło, wkrótce potem drugie. Pomocnik szepnął: „Klejnocie Spełniający Życzenia, zdaje się, że głęboka medytacja ma się ku końcowi”. Byłem zdumiony – widziałem to na własne oczy. Większość ludzi nie uwierzyłaby, póki nie zobaczyłaby tego sama. Karmapa bardzo kochał też psy i miał kilka pekińczyków. Opowiadano mi, że po śmierci siedziały prosto z wyprostowanymi przednimi łapami. Krótko mówiąc: Karmapa był niesamowitym człowiekiem.
Autor wspomnień, Urgjen Rinpocze urodził się w 1920 roku we wschodnim Tybecie. XV Karmapa rozpoznał w nim inkarnację wielkiego mistrza szkoły Ningma. Tulku Urgjen studiował zarówno nauki Kagyu, jak też Ningma. Jego rodzina dzierży nauki linii Barom-Kagyu, a on sam posiadał pełen przekaz nauk trzech wielkich mistrzów, którzy żyli we wschodnim Tybecie w XIX wieku. Byli nimi Dziamjang Kjentse Łangpo, Dziamgon Kongtrul Lodro Taje i Czokgjur Lingpa. Ten ostatni był jego dziadkiem i miał bardzo silny związek z termami, które Urgjen Tulku przekazał najważniejszym rinpocze linii Kagyu i wielu innym lamom. Rdzenny lama Urgjena Rinpocze, Samten Gjamtso, przekazał te termy XV Karmapie, a on sam XVI Karmapie. Po ucieczce z Tybetu Tulku Urgjen mieszkał przede wszystkim w ośrodku odosobnieniowym Nagi Gompa w górach nad Doliną Kathmandu. Miał wielu synów – niektórzy z nich sami są tulku i udzielają nauk. Zmarł w roku 1996. Jesienią 2005 ukazały się jego pamiętniki, składające się z zebranych historii, które opowiedział. Za uprzejmą zgodą wydawnictwa Rangdziung Jesze Publications prezentujemy tu niektóre przetłumaczone fragmenty o spotkaniach Tulku Urgjena z XVI Karmapą.
I jeszcze jeden ciekawy wywiad o Karmapie
Karmapa i cudaWspomnienia Dzigme Rinpocze o XVI Karmapie Randziung Rigpi Dordże
Autor: Dzigme Rinpocze
Tlumaczenie, opracowanie: Ewa Zachara
Słowo „karma” oznacza „aktywność”. Karmapa jest manifestacją aktywności wszystkich buddów dla dobra czujacych istot. W wielu indyjskich źrodłach, również bezpośrednio w naukach Buddy zebranych w Kandziurze, można znaleźć przepowiednie o następujacej treści: „Pewnego dnia wśród ludzi o czerwonych twarzach pojawi się manifestacja wszystkich buddów, niosaca ich głęboką aktywność, pozwalajacą przynieść trwały pożytek wielu istotom”. Tybetańczycy uważają, że sformułowanie „ludzie o czerwonych twarzach” odnosi się do nich – w ten sposób określają ich zazwyczaj Hindusi.
Wiele manifestacji Karmapy, wtedy jeszcze nie znanych pod tym imieniem, było aktywnych już w Indiach. Jedną z nich był mahasidha Saraha. Jego nauki o Mahamudrze do tej pory są częścią przekazu naszej Linii. Z jednej strony Karmapę można uznać więc za emanację Sarahy, z drugiej strony pole mocy Sarahy nadal jest obecne.
Nauki o Mahamudrze stanowią główną część przekazu linii Karma Kagyu. Poprzez Marpę, Milarepę i Gampopę dotarły do pierwszego Karmapy, Dysum Czienpy, od ktorego wzięła poczatek nasza Linia. II Karmapa zapoczątkował system świadomych odrodzeń pod tym samym imieniem, strumień kolejnych żywotów. Czasem trudno w to uwierzyć… Karma Pakszi zaraz po urodzeniu oznajmił: „Jestem Karmapą”. Kilku przyjaciołom urodziły się teraz dzieci. Wybrałem się do szpitala, żeby je obejrzeć. Niemowlaki jak niemowlaki, nic specjalnego. Od razu widać, że na pewno nie są w stanie zaraz po urodzeniu usiąść, wykonać szczególnych gestów palcem i mowić. Podobno matki niektorych Karmapów wpadały w panikę i wielkie pomieszanie widząc takie zachowanie u swoich nowo narodzonych dzieci – myślały, że wydały na świat demona. To nie jest naturalne zachowanie noworodków. Do tego potrzebna jest całkowita kontrola nad ciałem, specjalne właściwości, całkowita świadomość przeszłości.
Zainspirowani przykładem Karmapy postanawiamy się również stopniowo rozwijać, inkarnacja po inkarnacji, aby być w stanie wykonywać aktywność przynoszacą pożytek istotom. W znacznym stopniu jednak zależymy od okoliczności – musimy powoli i stopniowo rozwijać swoje właściwości, nieraz napotykając na trudności, ktorych jeszcze nie jesteśmy w stanie pokonać. Ten rozwój jest powolny, nie dokonuje się z dnia na dzień.
Każdy z Karmapów ma własne szczególne właściwości. Z drugiej strony, od Sarahy do XVII Karmapy obserwujemy pewną ciagłość – całkowitą stabilność bez jakichkolwiek wzlotów i upadków, niewzruszone, całkowite urzeczywistnienie. Tylko w pełni zrealizowana istota może dokonać czegoś takiego. Jeśli przyjrzymy się biografiom innych wielkich lamów, widzimy, że zależni są jeszcze od okoliczności. Po wspaniałej inkarnacji może pojawić się następna, ktora na skutek trudnych warunków nie jest już taka wspaniała – kolejna znowu jest lepsza i tak dalej. Obserwujemy to zjawisko na przestrzeni wielu wieków. To logiczne. Tak długo, jak pozostaje choć trochę podstawowej niewiedzy, nasza zdolność oceny jest ograniczona. W ten sposób powstaje trochę miejsca na sztywne poglady i nawykowe tendencje. Nasza aktywność zależy więc od okoliczności – stąd bierze się niestabilność. Wielu lamów zaczęło od kilku dobrych właściwości, rozwijając je stopniowo z biegiem czasu. Zdarzało się przy tym, że napotykali na trudne warunki, ktore sprawiały, że popełniali błędy. Póeniej, w lepszych okolicznościach, mogli rozwijać się dalej.
Każdy Karmapa ma niezwykłe właściwości i aktywności, tak jak miał je w naszych czasach XVI i ma teraz XVII Karmapa. Biografia XVI Karmapy została spisana jeszcze za jego życia. Podobnie jak historyczny Budda, Karmapa odrodził się w ludzkim ciele – w tej formie nirmanakaji najłatwiej jest nawiazać kontakt z ludemi. Umysł pozostaje umysłem Buddy, lecz ciało jest zwykłym ludzkim ciałem. Jednak wszystkie właściwości są zachowane.
Wiele historii z dzieciństwa XVI Karmapy opowiedział mi pewien stary mnich. Poznał on Karmapę, kiedy ten miał siedem czy osiem lat. Mnich był bardzo dowcipną, pełną życia osobą. „Wygladasz jak małpa” – oznajmił mu Karmapa przy pierwszym spotkaniu. Karmapa zatrzymał go przy sobie – mnich miał bardzo świeży umysł i był bardzo zabawny. Podażał za Karmapą wszędzie i zmarł na krótko przed jego śmiercią. Niektore z jego historii z dzieciństwa Karmapy przechodzą nasze pojęcie – niewiele wiemy o tym, w jaki sposób urzeczywistniona osoba jest w stanie robić to, co robi.
Gdy Karmapa miał dziesięć lat i mieszkał w Tsurpu, odbył półroczną podróż po wschodnim Tybecie, by odwiedzić tamtejsze klasztory. W pewnej miejscowości – nie pamiętam jakiej – myśliwy dał mu małą sarenkę i złożył ślubowanie, że nie będzie już więcej polował. Karmapa zatrzymał prezent. Po jakimś czasie podrożujaca grupa zatrzymała się, żeby odpocząć przez kilka dni, na kamiennym pustkowiu, na ktorym tylko od czasu do czasu można było spotkać koczowników. Karmapa bawił się z sarenką. Gonił ją, potem ona goniła jego itd. Jakiś czas potem mnich poszedł popatrzeć na to miejsce. W skałach odciśnięte były wyraene ślady racic sarny, tak jakby twarde skały były miękkim błotem. Gdyby ślady w skale były odciskami stóp Karmapy, nikogo by to nie zdziwiło. Robili to już inni lamowie, na przykład Guru Rinpocze. Ale zwierzę? Żeby dokonać czegoś takiego, trzeba być co najmniej wyzwolonym. Nasze dualistyczne postrzeganie i myślenie sprawia, że postrzegamy świat jako trwały i solidny – to nas ogranicza. Aby przezwyciężyć tę iluzję, potrzebne jest pewne urzeczywistnienie. W jaki sposób Karmapa mógł przekazać wskazówki sarnie i doprowadzić ją do tego poziomu? Tego mnich nie mógł pojąć ani wytłumaczyć.
Tę samą historię usłyszałem od młodszego brata Karmapy, Pönlaba Rinpocze, ktory jest wysokim lamą szkoły Ningma. Opowiedział mi też, że podczas tej samej długiej podroży rozbili obóz nad jeziorem. Była zima. W pewnym momencie Karmapa zawołał go: „Chodź, zostawimy odciski stóp na jeziorze!”. Lód był pokryty śniegiem. W tym śniegu Karmapa odcisnął swój ślad, potem Pönlab Rinpocze zrobił to samo. Kiedy mijali to miejsce latem, w drodze powrotnej, Karmapa powiedział: „Chodź, popatrzymy na nasze ślady stóp”. Śnieg dawno już stopniał, lecz ślad stopy Karmapy lśnił na wodzie tam, gdzie go Karmapa zostawił. Śladu jego brata nie było. Ta historia stała się bardzo znana w okolicy. Wielu uczniów Karmapy udało się w to miejsce, aby czynić życzenia. Nawet gdy woda się poruszała, ślad lśnił w tym samym miejscu. Był tam przez wiele lat, może jeszcze tam jest?
Kiedy Karmapa podrożował przez region znajdujacy się na granicy Tybetu, nagle rozchorował się jego koń. Po krótkim czasie zdechł, a wtedy Karmapa dał mu długie błogosławieństwo. Koń uniósł się i usiadł jak pies – na zadzie, z podwiniętymi tylnymi nogami i wyprostowanymi przednimi, z głową uniesioną do gory. W tej pozycji pozostał, medytując przez kilka dni. Wielu lamów umiera w taki sposób, na przykład Topga Rinpocze. Kiedy w 1997 dotarł samolotem do New Delhi, gdzie oczekiwał go Szamar Rinpocze, był umierajacy. Natychmiast przewieziono go do szpitala, gdzie nastapił zgon. Jego ciało pozostało w pozycji medytacyjnej – przez kilka dni siedział na szpitalnym łóżku. Topga Rinpocze był spokrewniony z bhutańskim dworem, więc w szpitalu pojawił się ambasador, ktorego zadaniem było przewiezienie zwłok do Bhutanu. Człowiek ten niewiele wiedział o medytacji. Bardzo się zdenerwował i zażadał, aby ciało natychmiast zabalsamowano lub zakonserwowano przy pomocy środków chemicznych, żeby uchronić je przed rozkładem w czasie długiej podroży. Dopiero indyjski lekarz, ktory wcale nie był buddystą, zdołał go uspokoić, tłumacząc, że lamowie często pozostawiają umysł w ciele przez pewien czas i dopiero póeniej świadomie się z nim rozstają. Tak więc, jeśli chodzi o lamów, nikogo takie zachowanie nie dziwi. Koń jednak zrobił na wszystkich ogromne wrażenie, przede wszystkim dlatego, że był to duży koń (Rinpocze śmieje się). Karmapa robił podobne rzeczy z ptakami, to jednak nie rzucało się tak bardzo w oczy, bo ptaki są małe i mają mnostwo piór, tak że trudno jest zaobserwować, co się naprawdę dzieje.
W Rumteku żyła pewna staruszka. Jeden z jej synów był lamą, a drugi dobrym praktykujacym, ona sama jednak była najzwyczajniejszą starą kobietą. Zachowywała się tak, jak wszystkie inne babcie w okolicy. Była prostą kobietą. Pewnego dnia poważnie zachorowała. W Rumteku jest grupa ludzi, ktorzy pomagają starym, chorym i potrzebujacym. Jeden z jej członków odwiedził naszą staruszkę, a widząc, że jest prawie umierajaca, zapytał, co może dla niej zrobić. Czy jest jakiś lama, do ktorego ma zaufanie i ktorego należy sprowadzić? Jakich inicjacji i instrukcji potrzebuje? Człowiek ten naprawdę probował pomóc. Ku jego oburzeniu staruszka odpowiedziała: „Dziękuję, ale nie potrzebuję żadnej pomocy. Potrafię sprawić, aby mój umysł spoczywał w stanie nieoddzielnym od umysłu Karmapy. Mam całe błogosławieństwo, ktorego mi potrzeba”. Pomocnik nie mógł przejść nad tym do porządku dziennego. Jak to możliwe, że ktoś może być do tego stopnia dumny i arogancki? Nawet w obliczu śmierci? Następnego dnia staruszka umarła – i przez kilka dni pozostała w pozycji medytacyjnej, tak jak to robią wielcy lamowie. Mowi się, że jeśli ktoś doświadcza głębokiego urzeczywistnienia w medytacji, jego umysł może kontynuować praktykę nawet po śmierci ciała.
Jak już wspomniałem, również zwierzęta potrafią osiagnąć taki stan. Kiedy lama koncentruje się na nich, otrzymują błogosławieństwo i uczą się utrzymywać stabilny umysł w jego polu mocy. Karmapa nigdy nie powiedział nam, jak to robi. Nigdy też nie ośmieliliśmy się go o to zapytać. Oczywiste dla nas było, że ludzie otrzymują błogosławieństwo – w jaki sposób dokonywał tego jednak ze zwierzętami, ktore postrzegają świat zupełnie inaczej i nie rozumieją ludzkiej mowy? Pewną odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć w biografii XIII Karmapy, ktory większość czasu spędził w gorach, na odosobnieniach. XIII Karmapa opowiada, że po nauki przyszło do niego kilka zwierząt – krolik, wrobel, mały zdziczały kot i sokół. Nadał im imiona i pokierował ich rozwojem. Na skutek wcześniejszych karmicznych nawyków miały rozproszony umysł, w ktorym dużo było zazdrości i tendencji krzywdzenia siebie nawzajem. Zwierzęta medytowały razem z nim i stopniowo ich umysł uspokajał się, tak że Karmapa mógł przekształcić ich przeszkadzajace uczucia. Nie używając słów, dawał im nauki. XVI Karmapa chyba robił to samo. Nigdy nie widzieliśmy, jak udzielał im nauk. W jakiś sposób nawiazywał z nimi kontakt. Nigdy do nich nie mowił, tylko je dotykał i ustawiał w określonych pozycjach, w określonych miejscach.
Bardzo ciekawa historia przydarzyła się niedawno, kiedy XVII Karmapa odwiedził Dordogne we Francji. Okolice naszego ośrodka w Dordogne obfitują w istoty różnego rodzaju. Sam nie jestem specjalnie wrażliwy, więc ich nie postrzegam. Inni lamowie, tacy jak Khenpo Czödrak i Gyaltrul są w stanie je widzieć i często mowią mi, że te istoty probują im coś zakomunikować. Pewnego razu Khenpo Czödrak doniósł mi, że w okolicy pojawiła się nowa istota – młoda niebieskooka blondynka. Zaczepiła go i przedstawiła się jako władczyni tej okolicy. Powiedziała mu: „Wkrótce przyjedzie tu Karmapa. Jego tłumacz (młody lama, ktory bardzo dobrze włada angielskim i francuskim) przekłada niedokładnie, nie koncentruje się. Słowa Karmapy są bardzo ważne, należy je dokładnie tłumaczyć”. „Skąd wiesz, że tłumaczenie jest niedokładne?” – zapytał zdumiony Khenpo Czödrak – „Rozumiesz po tybetańsku? Jak to możliwe?” Nieznajoma odparła: „Nie jestem człowiekiem i nie mam ciała, więc język nie stanowi dla mnie żadnej przeszkody. Wszystko rozumiem”.
W biografii IV Karmapy znajdujemy wzmiankę o tym, że jego nauk słuchało więcej istot bez ciała niż tych posiadajacych ciało. We Francji również istoty różnego rodzaju przychodzą po nauki. One także zdają sobie sprawę z tego, że nauki są bardzo ważne.
Kiedy przyjechaliśmy do Sikkimu, wpływy szamanistyczne były tam bardzo silne. Okolica była wprawdzie buddyjska, lecz ludzie wierzyli w różnego rodzaju energie, ktorym ponadawali imiona. Kiedy ktoś był chory, miał trudności lub umarł, tubylcy modlili się do tych energii, składając im ofiary ze zwierząt. Czynili tak przez wiele wieków. Po przyjeedzie Karmapy w 1959 roku byli rozdarci wewnętrznie. Z jednej strony jako buddyści musieli słuchać Karmapy, z drugiej strony bali się narazić silnym miejscowym energiom. Parę miesięcy póeniej jeden z uczniów wpadł na pomysł, żeby poprosić o pomoc Karmapę. Aby zmienić sytuację, Karmapa musiał przekształcić miejscowe energie. Niektore z nich były naprawdę trudne, a zarazem pełne mocy. Karmapa sporzadził tekst pudży i wykonał symboliczne ofiarowanie wszystkiego, czego te istoty potrzebują – nie tylko materialnych rzeczy, ale również zasługi. Podobne symboliczne rytuały wykonywał Guru Rinpocze, ktoremu udało się przekształcić większość energii – lecz nie wszystkie. Mimo że ze strony lokalnych energii nie trzeba było już się niczego obawiać, miejscowi na wszelki wypadek kontynuowali swoje modlitwy i ofiarowania. Podczas jednej z tego rodzaju ceremonii pewna młoda dziewczyna wpadła w trans i nagle oznajmiła w imieniu lokalnych duchów: „My wszyscy teraz jesteśmy zwiazani z Karmapą i zostaliśmy wegetarianami. Porzućcie wasze barbarzyńskie rytuały i przestańcie w końcu zabijać”. Było to bardzo przekonujace – i tak w ciagu roku całkowicie zmieniło się to, czego nie można było zmienić przez wiele stuleci.
W latach, ktore spędziłem razem z Karmapą, wydarzyło się wiele rzeczy, ktore z perspektywy czasu wydają się niezwykłe. Wtedy jednak uważaliśmy je za zupełnie normalne, należały do codzienności. Byliśmy spragnieni spektakularnych cudów. Kiedyś, gdy Karmapa był w odwiedzinach u pewnego hinduiskiego guru, został poproszony przez gospodarza o zademonstrowanie jakiegoś cudu. Karmapa uśmiechnął się tylko i powiedział: „Jutro”. Możecie sobie wyobrazić nasze podniecenie. Jutro, już jutro! Karmapa pokaże cuda, w końcu! Na drugi dzień podczas ceremonii Czarnej Korony byliśmy skupieni bardziej niż zwykle, wypatrując najmniejszych choćby oznak nadprzyrodzonych zjawisk. I co? Nic! Nie zauważyliśmy niczego szczególnego – ot, zwyczajna ceremonia Czarnej Korony, do ktorej przecież przywykliśmy. Zastanawiajace było natomiast coś innego. Nasz gospodarz wpatrywał się w Karmapę szeroko otwartymi oczami jak zahipnotyzowany. Póeniej przy wielu okazjach mawiał, że obecnie jest tylko jeden żyjacy Budda – XVI Karmapa. Co on tam zobaczył, co nim tak poruszyło? Zdaje się, że cuda mają charakter bardzo indywidualny…