Skocz do zawartości


Zdjęcie

Samobójcy Dalidy


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dalida interesujące piosenki zaczęła śpiewać począwszy od drugiej połowy lat 70. Jej życie uczuciowe w tamtym czasie legło po przebytym armageddonie.

 

                 dalida-622x415.jpg

                 Źródło grafiki: © Piotr Mańkowski

 

Iolanda Cristina Gigliotti byłaby dzisiaj sędziwą babcią, ale nie ma jej na tym świecie już od prawie trzydziestu lat. Urodziła się w Kairze we włoskiej rodzinie, a na pomysł wyrwania się z jej okowów i przeniesienia do Paryża, by robić karierę, wpadła po tym, gdy została miss Egiptu. Miała wówczas 21 lat, wyglądała zupełnie inaczej niż w późniejszym okresie życia. Pseudonim artystyczny Dalila szybko zmienił się na Dalidę.

 

Przypominała hollywoodzkie diwy typu Hedy Lamarr, nic więc dziwnego, że próbowano ją najpierw osadzać w filmie. Metamorfoza jej twarzy pozostaje tajemnicą do dzisiaj. Czy były to jakieś operacje plastyczne? Czy to może piętno dramatów sercowych odbiło się na jej wyglądzie. Mając trzydzieści kilka lat, zaczęła się charakteryzować lekko męską urodą, z ostrymi rysami twarzy i lekko zaciętymi ustami. Dopiero po tym jak skończyła czterdziestkę, co tak dobrze oddała w piosence „Une femme a quarante ans”, nabrała ponownie naturalnej urody pani w średnim wieku.

 

Wspomniane osobiste dramaty Dalidy noszą w sobie ziarno jakiegoś straszliwego, prześladującego ją fatum. Zaczęło się od tego, co zapewne jest domeną każdej starletki poszukującej sławy. Jej mężem w 1961 roku został Lucien Morisse, dyrektor artystyczny francuskiego radia, człowiek o urodzie dorodnego szympansa, nieco podobny do aktora Jasona Flemynga. Małżeństwo rozpadło się po kilku miesiącach, a porzucony, chorobliwie zazdrosny Morisse nigdy nie doszedł do siebie. Nie poprawiało mu samopoczucia, gdy widział w gazetach jak Dalida spotyka się z wyglądającym jak młody cherubin malarzem Jeanem Sobieskim.

 

Na początku 1967 roku Dalida była szaleńczo zakochana we włoskim piosenkarzu Luigim Tenco. Oboje występowali na festiwalu Sanremo, wykonując osobno kawałek „Ciao amore ciao”. Witaj, miłości! Oboje wykonawcy prywatnie byli już zaręczeni. Kawałek nie spodobał się jurorom ani publiczności, ani w wersji Tenco, ani Dalidy, mimo że ona była już wówczas gwiazdą, która pobiła rekord występowania pod rząd przez miesiąc w paryskiej Olympii przy komplecie publiczności. Tego samego dnia, gdy ogłoszono werdykt, Tenco strzelił sobie w głowę w pokoju hotelu Savoy. Dalida miesiąc później próbowała również popełnić samobójstwo, połykając środki nasenne, ale zdołano ją wybudzić po kilku dniach śpiączki.

 

Feralny rok 1967 jeszcze się nie zakończył, bo po kilku miesiącach rekonwalescencji poznała osiemnastoletniego studenta, Włocha o imieniu Lucio Battisti. Młody człowiek z dorodnym afro, kojarzący się z postaciami z Woodstock, stał się powodem, dla którego Dalida zaszła w ciążę. Oboje zdecydowali się na aborcję, po której piosenkarka stała się bezpłodna, co po latach ujawnił jej brat Bruno Gigliotti, znany pod pseudonimem Orlando.

 

Przez lata był opiekunem artystycznym siostry, a po jej śmierci stał się właścicielem praw autorskich do spuścizny po niej. W trakcie kariery współpracował z wieloma innymi artystami, specjalizując się w odświeżaniu starych przebojów. Żyje do dzisiaj, stanowiąc nieautoryzowanego sobowtóra Eltona Johna.

 

Po dramacie z Tenco zdarzyło się coś, co okazało się balsamem na rany i właśnie od tego momentu kariera Dalidy wystartowała na dobre, dostarczając piosenek nasyconych egzystencjalizmem. Otóż twórca telewizyjny, pisarz i producent Pascal Sevran zaproponował jej zaśpiewanie piosenki o kobiecie zakochującej się w młodzieńcu.

 

Nie wiedział, że to fragment jej życia. Dalida od razu się zgodziła. Był rok 1974, przebój „Il venait d’avoir 18 ans” zapoczątkował serię autobiograficznych piosenek, jakże dalekich od burleskowego „Bambino” czy ładnego, ale też trącącego kabaretem „Gigi d’amoroso”.

 

Rok wcześniej przygrywkę do tego stanowiło słynne „Paroles, paroles”, wykonane wraz z Alainem Delonem. Z biegiem lat coraz częściej porzucała trywialne stroje sceniczne i przesadny makijaż, starając się opowiadać nie o wesołym miasteczku, lecz o własnych dramatach.

 

Seria makabrycznych zdarzeń w sferze prywatnej trwała jednak dalej. Najpierw w 1970 roku zastrzelił się Lucien Morisse. Pięć lat później izraelski piosenkarz, bliski przyjaciel Dalidy, Mike Brant popełnia samobójstwo w Paryżu. Dalida torowała mu drogę do sławy, pomagając w występach w Olympii.

 

Wreszcie w 1983 roku Richard Chanfray, twierdzący, że był hrabią de Saint-Germain, przez niemal całe lata 70. kochanek Dalidy, popełnia samobójstwo w wyjątkowo perwersyjny sposób, zagazowując się spalinami ze swojego renaulta.

 

Do czterech samobójców 3 maja 1987 roku dołączyła sama Dalida. Samobójstwo popełniła w swojej rezydencji na Montmartre, 11 Rue d’Orchampt. Krótki list pożegnalny nie wyjaśnił decydującego powodu, tej kropli, która przelała czarę goryczy. Być może była to dwudziesta rocznica zaplanowanego na kwiecień niedoszłego ślubu z Tenco, rocznica usunięcia ciąży a może coś, o czym nigdy się nie dowiemy.

 

Dalida pochowana jest na paryskim cmentarzu Montmartre, 500 metrów od miejsca, gdzie odebrała sobie życie. Ze wzgórza schodzi się uliczką pełną knajpek do miejsca, w którym zbiegają się cztery drogi. Wystawny, pozłacany i kiczowaty jak piosenki disco pomnik.

 

Naturalnej wielkości statua próbuje zespolić w sobie młodość i wiek średni Dalidy, przedstawiając ją równocześnie w koszuli nocnej i z szalem owiniętym wokół szyi. Przerażający to wizerunek, a rozświetlające głowę słońce jak z rysunku dziecka. Na szczęście jej piosenki mówią więcej niż ta przeznaczona dla turystów, ulokowana tuż obok ulicy rzeźba.

 

logo_tunguska1.png

 

 







Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych