W bestsellerze "Book of Heroic Failures" ("Księga straszliwych pomyłek") Stephena Pile'a znajdują się między innymi rozdziały zatytułowane "Najbardziej nieudane wystawienie zwłok na widok publiczny" oraz "Pogrzeb, który wskrzesił umarłego". Pierwsza historia opowiada o biskupie z Lesbos, który w 1896 roku po dwóch dniach leżenia na marach nagle usiadł i chciał się dowiedzieć, dlaczego żałobnicy tak na niego patrzą. Druga traktuje o misjonarzu nazwiskiem Schwartz, który w 1890 roku "zmarł" w New Delhi, a podczas swego pogrzebu zawtórował z trumny chórowi śpiewającemu pieśń żałobną. W książce Pile'a obie te historie brzmią bardzo zabawnie, ale przedwczesny pochówek był i pozostaje sprawa makabryczną. W czasach, gdy lekarze sprawdzali tylko puls lub stwierdzali za pomocą lusterka, czy człowiek jeszcze oddycha, kataleptykom groziło pochowanie żywcem. W okolicach bardziej zacofanych odgłosy stukania, dochodzące ze świeżo usypanego grobu, uznawano zapewne za sprawkę jakichś duchów i je ignorowano. Mimo postępów medycyny sprawa określenia faktycznego momentu śmierci nadal stanowi przedmiot kontrowersji i ejst dyskutowana. W dalszym ciągu nie mamy z fachowych kręgów jednoznacznej odpowiedzi: czy "martwi" stajemy się z chwilą, gdy nasze serce przestaje bić, czy dopiero wtedy, gdy komórki naszego mózgu przestają wysyłać impulsy elektryczne?
Źródło:
http://www.cidernet.pl