Witam
Bardzo się cieszę że mogę podzielić się tutaj z Wami moim sennym uniwersum pełnym różnych miejsc i postaci. Bardzo ciekawi mnie to zjawisko. Moje sny wydawały mi się jakiś dziwne, pamiętam nawet takie bardzo stare, ale zapisuję je od 2011 roku. Samą ich treścią i przesłaniem zaczęłam się interesować jakiś rok temu. Wtedy też czytałam o snach świadomych i doszłam do wniosku że wiele razy już tego doświadczyłam. Potem miałam przerwę i od niedawna znowu wróciłam do tematu.
W snach pojawiają się pewne postacie, niektóre częściej, inne rzadziej. Nie znam tych ludzi w rzeczywistości, ani nawet kogoś kto byłby choć odrobinę podobny z wyglądu lub zachowania. Niektórych z tych wygenerowanych przez mózg ludzi widuję już od paru ładnych lat. Pamiętają oni to co wydarzyła się w poprzednich snach. Mówią o tym jak o wydarzeniach z przeszłości. Mają pseudonimy związane głównie ze zwierzętami. Nie znam ich nazwisk.
Niestety takie sny bywają męczące. Szczególnie gdy mieszają się z rzeczywistością. Zdarzało mi się np. zrobić coś o co nigdy mnie nie poproszono (bo prośba padła we śnie), nie zrobić czegoś ważnego (bo zrobiłam we śnie).
W gimnazjum i liceum w snach chodziłam na dodatkowe lekcje jak był trudny temat z matematyki albo chemii. Liczyłam tam skomplikowane zadania. W ten sposób czasami udawało mi się rozwiązać je w rzeczywistości.
Przedstawię Wam dwa dziwaczne sny, według mnie całkiem zabawne.
Nr 1 (6.06.2018)
Byłam nad rzeką niedaleko miejsca w którym obecnie mieszkam. Pasło się tam stado niedużych krów z psimi pyskami i długimi wiszącymi uszami. Trochę się ich obawiałam, ale jak tylko pogłaskałam jednego wokół mnie zebrały się wszystkie. Niedaleko przebywało również kilka gniadych i kasztanowatych koni pociągowych o długiej i grubej sierści. Chciałam pogłaskać najmniejszego źrebaka, ale jak do niego podeszłam okazał się być ogromny. Już wyciągałam do niego rękę kiedy usłyszałam hałas. W moją stronę z ogromną prędkością jechała zielony samochód terenowy a w nim Rambo i Kapitan Ameryka. Musiałam odskoczyć aby mnie nie przejechali. Przyszła moja mama i poszłyśmy na zakupy do miasta w którym kiedyś mieszkałam. Sklep znajdował się niedaleko Rozkopanego Parku w którym zawsze jest ciemno. Kupiłam sobie 1l lodów śmietankowo- jagodowych w okrągłym opakowaniu. W mieszkaniu rozpakowywałam torbę z zakupami i odkryłam drugie pudełko lodów. Były śmietankowe z z sosem malinowym. W zamrażalniku było miejsce akurat na takie dwa pudełka. Wyszliśmy z domu i pojechaliśmy do miasteczka niedaleko. Była tan nasza ziemia i duża stodoła. Dołączył do nas znajomy mieszkający w okolicy (nie istnieje w rzeczywistości) o ksywce Kobczyk. Wewnątrz było czysto. Mama rzeźbiła na środku ogromną spiralę z kółkami na połowie długości.
- To jest nowy zamek do drzwi - powiedziała i przeciągnęła dźwignię. Kółka zaczęły zjeżdżać po spirali w dół, inne odskoczyły na odgałęzienia i szamotały się na sznurkach. Po jakimś czasie wszystkie znalazły się na dole spirali.
- To nie pyknie - powiedział Kobczyk.
Dalej były dwa silosy do kiszenia kapusty. W jednym stały na dnie klocki z dziurami, kulki i żywe myszy. Wszystko potrzebne do gry w kulki i myszy. Długą tyczką pchało się kulki aby zagonić do dziurek wszystkie myszy. Wygrywa osoba której najdłużej wszystkie myszy siedziały w norkach.
- Z tymi atrakcjami wyszłoby całkiem fajne centrum rozrywki - stwierdził Kobczyk i zaczął z moją mamą układać biznesplan.
W tej chwili spojrzałam na zegarek i popędziłam do Dużej Sali na paradę. Prawie się spóźniłam. Na trybunach siedziały dwie dziewczyny i kłóciły się. Jedna z nich miała jasnobrązowe tapirowane włosy i spódniczkę dżinsową do kolan. Druga miała dłuższe bladozielone włosy i kolorową sukienkę. Sprawiała wrażenie bardziej wrednej z twarzy. Usiadłam koło tej pierwszej. Przestały na siebie krzyczeć. Zielonowłosa poprosiła mnie abym poszła na drugi koniec sali. Uważała że nie zdążę przebiec przed rozpoczęciem pokazu. Chciałam jej udowodnić że dam radę i poszłam. Gdy wracałam niestety cały pokaz rozpoczął się. Różni ludzie jeździli dookoła sali. Musiałam się zatrzymywać przed kolejną kolumną. Byli tam motocykliści, maratończycy, kawaleria, Jeepy z dziennikarzami oraz tłumy ludzi z aparatami. Doszłam do trybunów wściekła na te dziewczyny. One jednak przypomniały mi o lekcji z Reniferem. Pobiegłyśmy do uczelni, było już ciemno bo zajęcia odbywały się późno.Szłyśmy po schodach wysoko do najwyżej położonej sali lekcyjnej. Już prz końcu schodów zauważyłam że wszystkie osoby mają w rękach jakiś papier. Wtedy sobie przypomniałam że aby chodzić na lekcje z Reniferem trzeba było uzupełnić formularz. Zapomniałam zabrać go z domu. Szybko się wycofałam, ale zobaczyłam że Renifer stoi juz w drzwiach. Był to stary profesor w kwadratowych okularach i lekkim zaroście. Miał na sonie czapkę Renifera, tają z uszami i rogami. Wyglądało to przekomicznie, szczególnie że miał od wielki grymas niezadowolenia na twarzy. Szybko zbiegałam ze schodów, zbiegała też inna dziewczyna bez formularza. Jej spodnie były bardzo szerokie, ciemnozielone z granatowym. Łaziłam sobie po mieście, było cicho, raz p raz przejeżdżał samochód. Za jakiś czas znowu spotkałam te dwie. Tym razem zaproponowały mi wyjście na basen. Na początku wpadłam do męskiej przebieralnia, ale po dłuższych poszukiwaniach znalazłam damską. Przypominało to wielki labirynt pełen szafek. Starałam się bardzo zapamiętać gdzie zostawiam rzeczy, dlatego porzuciłam je przed szafką, nie wkładając ich do środka. Weszłam do pływalni. Wskoczyłam do wody z wysokości, po zanurzeni wyrzuciło mnie wysoko do góry. Skakałam jak delfin, było to bardzo fajne uczucie. Po wyjściu szłyśmy do przebieralni. Szukałam swoich rzeczy koło szafki, ale nie mogłam znaleźć. Błądziłam po labiryncie, łukowatych korytarzach. Dwa razy mijałam grupę nastolatek siedzących na takim jakby progu na zakręcie. Chciałam je zapytać czy nie widziały rzeczy zostawionych przed szafką. Jedna z nich cały czas się śmiejąc do koleżanek powiedziała że nie. Wszystkie siedziały w smartfonach i zdawały się mnie ignorować. Obok leżał słoik, a w środku jakaś dziwna rzekotka. Dookoła było ich więcej. Słoiczki były pootwierane a kolorowe żabki wychodziły z nich i łaziły po płytkach.
- To twoje żaby? - zapytałam ta dziewczynę, którą pytałam o rzeczy.
- Tak, bo co? - odpowiedziała robiąc dziwną minę.
- Powinnaś mieć dla nich terrarium o odpowiednich wymiarach, oświetlenie UVB 5% !
- Nie
- Ale one bez tego zginą - drążyłam dalej
- No i co? Moje żaby, moja sprawa. Nie bo nie. - odparła cały czas z uśmieszkiem na twarzy i wpatrzona w ekran telefonu.
Myślałam żeby jej coś zrobić, ale musiałam szybko znaleźć rzeczy. Pozbierałam mniejsze żabki i włożyłam do słoika. Ruszyłam na dalsze poszukiwania. W tym momencie niestety zadzwonił budzik
Nr 2 (2015)
Stałam niedaleko wejścia głównego do Prawniczek Szkoły Rurociągowej. Rozmawiałam ze znajomym, studentem wydziału rurologii ogólnej. Na imię mu było Tino. Na schodach rektor dyskutował z jakimś facetem. Ten drugi starał się mu udowodnić że duchy istnieją. Jeden z nich miał stać za nim i wrzeszczeć. Była to jego nieżyjące sześcioletnia córka. Rektor wyrzucił tego faceta. Uciekliśmy kawał dalej do parku, aby nie być osądzonymi o podsłuchiwanie. Żadnego ducha jednak tam nie widzieliśmy. Spostrzegliśmy znajomą postać idącą ulicą. Gdy nas zobaczyła skręciła w inną ulicę. Rozpoznaliśmy innego studenta. Problem w tym, że on rzucił się pod pociąg dwa dni temu. Wszystkie gazety regionalne o tym krzyczały. Gdy doszliśmy do zakrętu nikogo nie ujrzeliśmy. PO czytaniu wielu artykułów i książek, po wielu przemyśleniach doszliśmy do wniosku że duchy istnieją. Są widoczne dla osób które je znały. Ani rektor ani my nie znaliśmy córki tego faceta, więc nie mogliśmy widzieć jej ducha. Duch tego studenta starał się nam coś przekazać, wszczęliśmy śledztwo. Przepytywaliśmy jego bliższych znajomych. Znaleźliśmy dowody na to że on nie popełnił samobójstwa tylko został zamordowany. W pogoni za mordercą nadmuchaliśmy 10 metrowy ponton, wzięliśmy załogę, w tym starszą kobietę sprzedającą figurki ptaków i ruszyliśmy przez mokre pile kukurydzy. Niestety utknęliśmy na mieliźnie. Mój ojciec c na wielkiej maszynie rolniczej starł się utorować drogę. Niestety zadzwonił budzik.
To tylko dwa przykłady, jedne z ciekawszych. Zarówno Prawnicza szkoła Rurociągowa jak i postacie Tina i Kobczyka pojawiały się wcześniej i później. Mam zapisane sny w których pojawili się po raz pierwszy. Najbardziej porąbane są sny w których występuje profesor rurologii , to jest jazda na całego. Inne wydziały w tej dziwacznej uczelni to np. ekspert oceny do renowacji rurociągów, konserwator rurociągów, ekspert prawny rurociągów.
Zaobserwowałam rozwój postaci, tj. taki student rurologii w pierwszym śnie dopiero zaczynała, a w ostatnim już jest na 4 roku.
Czy ktoś zaobserwował u siebie coś podobnego?
Użytkownik Oriolus edytował ten post 15.11.2018 - 13:24