Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#151

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

"Siostry Smith"

Jest to miejska legenda opowiadająca o chłopcu imieniem John Smith. John uwielbiał wszystkie przerażające rzeczy - jego ulubieńcami były jednak straszne e-maile, screamery oraz pop-upy.

Każdego dnia, poświęcał masę czasu na wyszukiwanie i rozsyłanie ich do znajomych. Koniec końców sam zabrał się za ich tworzenie i rozsyłał je nawet do nieznajomych. Uwielbiał, nie, kochał straszyć innych.

John mieszkał w miasteczku Plainfield w stanie Wisconsin. Całe jego życie zmieniło się tego feralnego listopadowego dnia, 2007 roku. Jak co dzień otworzył swoją skrzynkę mailową, znalazł tam wtedy wiadomość od dwóch młodych dziewcząt. Nazywały siebie "Siostry Smith" i wyznały, że są jego starszymi siostrami. Johny zdumiał się na ten fakt ponieważ był jedynakiem. Powiedziały mu że kilka lat temu mieszkały w jego domu.

Chłopiec, oszołomiony całą sytuacją natychmiast do nich napisał. Starał się im przekazać, że nigdy nie miał siostry, więc niech idą do diabła i zostawią go w spokoju.

Odpowiedź otrzymał dopiero następnego dnia. Były do niego załączone elektryzujące fotografie. Pierwsza z nich przedstawiała dwójkę młodych dziewcząt.

Dołączona grafika

("Anonimowe morderstwo sióstr Smith")


"Siostry Smith" starały się przekonać Johna, że naprawdę są jedną rodziną. Opowiedziały mu historię swojego życia. Mieszkały w tym domu do roku 1993. Jego sypialnia to była kiedyś ich sypialnią. Dziewczynki przelewały całe swoje emocje do tej wiadomości, o tym jak dorastały i jak ich
życie było szczęśliwe aż do tamtej przerażającej nocy.

Otworzył wtedy drugi załącznik. Był to skan artykułu, z jakiegoś starego wydania lokalnej gazety.

"W 1993 roku, dwie siostry, zostały brutalnie zamordowane w mały miasteczku Plainfield w stanie Wisconsin. Lisa Smith (lat 19) i jej siostra, Sarah Smith (lat 15), zostały zaatakowane w domu rodziców w nocy z 17 na 18 listopada około 1:30. Dziewczynki leżały w łóżku kiedy psychopata wtargnął do budynku. Nikt nie słyszał ich krzyku. Rano, rodzice odnaleźli ciała ukryte w szafie w ich sypialni. Ofiary zostały żywce obdarte ze skóry. Morderca dawno zdążył uciec, nie pozostawiając żadnego śladu. Zostały zamordowane przez anonimowego napastnika. Policja przeprowadziła badania na szeroką skalę, lecz wszystkie działania były bezskuteczne. Motyw zbrodni nie został nigdy ustalony, morderca zapewne ciągle przebywa na wolności. Jedynym tropem, była seria dziwnych wiadomości znalezionych podczas śledztwa w komputerze Lisy. Sprawa została zamknięta w październiku 2000 roku."

W pozostałej części maila, siostry mówiły o tym że są złe, ponieważ sprawa została zamknięta, a ludzie o nich zapomnieli...

Były wściekłe, że nawet ich rodzice chcieli o nich zapomnieć...

Ale oszalały dopiero wtedy gdy dowiedziały się, że ich rodzice postanowili ułożyć sobie całe życie od nowa. Na świecie pojawiło się małe dziecko. Mały chłopiec o imieniu John...

Johny nigdy nie słyszał o tym od swoich rodziców. Zły, że ktoś stara się go przestraszyć, odpisał że nie wierzy w ani jedno ich słowo. Nie wierzył że "Siostry Smith" były w jakikolwiek z nim związane, a artykuł w gazecie na pewno był sfabrykowany. Był tak wściekły, że kazał im się zamknąć i nie odzywać się nigdy więcej do niego.

Pięć minut później otrzymał kolejną wiadomość.

"Nie wierzysz nam ? W takim razie czemu nie zerkniesz na chwilę do szafki"

Była to ostatnia wiadomość jaką znaleziono na jego komputerze. Policji nie udało się wyśledzić adresu IP, z którego były wysyłane.

Na dnie szafy, policja znalazła ledwie widoczne słowa, wyrzeźbione w drewnie. "Lisa i Sarah - 1993" zaraz obok "John - 2007".

Nikt nie wie, co dokładnie zrobił chłopiec po przeczytaniu wiadomości. Rankiem, jego rodzice szukali go bezskutecznie po całym domu, gdy z ciężkim sercem otworzyli szafkę w jego sypialni, horror sprzed lat powtórzył się. Groteskowo powyginane, obdarte ze skóry leżało tam ciało Johna Smitha.

Nikt nie wie, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy. Policja była tylko w stanie częściowo poskładać całą historię, opierając się na tym co znaleźli na komputerze chłopca.

Dołączona grafika

(Dom rodziny Smith)


Rodzice byli zdruzgotani. Ich rodzina ponownie została rozbita. Najpierw ich ukochane córeczki następnie po kilku latach ich syn.

To wszystko jest zbyt dziwne aby zrzucić winę tylko na zbieg okoliczności. Zamordowane siostry, następnie, kilka lat później ich brat, zabity w identyczny sposób, w dokładnie tym samym miejscu. A jedynym tropem w obydwu przypadkach to kilka przerażających maili.

Zastanawiające, nieprawdaż... ?
  • 13



#152

stadlar.
  • Postów: 10
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

FALLOUT 2



W Fallout 2, gdy ukończysz grę masz możliwość jej kontynuowania. Pamiętasz tę zdezelowaną kryptę z początku? Tę z plamami odpadów toksycznych i windą, gdzie zabija się złote geckosy. Nazywa się "Toxic Caves" na mapie świata, ale tak naprawdę jest to mała krypta z trzema poziomami(włączając w to pierwszy poziom jaskiń, gdzie jest drabinka w dół prowadząca do właściwej krypty).

Jeśli więc masz jedno z oryginalnych wydań gry i go nie patchowałeś, możesz wrócić do Toxic Caves po ukończeniu gry, a jeśli masz przedmiot "Heart pills"(pigułki na serce) z questu związanego z morderstwem Westina, możesz się sam nimi zabić w windzie.

Po tym jak ujrzysz standardowy filmik o śmierci postaci, ekran pozostanie czarny i nie przejdzie do menu głównego. Po kilku minutach zaczniesz słyszeć coś w rodzaju białego szumu w jaskini. Powoli zaczniesz dostrzegać na ekranie swoją postać całą ufajdaną w gównie, które znasz z pierwszej części gry z pomieszczenia Master Mutanta. Twoja postać wstanie, gra zacznie odtwarzać swoją zwykłą ambientową muzyczkę, jednak nadal będzie w niej obecny ten biały szum.

Rozejrzyj się po nowej lokacji, ale NIE PRÓBUJ nawet łamać jakiegokolwiek zamka. Te tereny są pełne programistycznych tricków twórców, które mają za zadanie chronić ich sekrety.

W miarę jak będziesz się posuwał naprzód, usłyszysz jak biały szum robi się coraz głośniejszy, a ten ambientowy kawałek, do którego się przyzwyczaiłeś, zacznie się dziwnie zachowywać. Pewnie wynika to z trudności przy odtwarzaniu dwóch utworów w tym samym czasie, do czego silnik Fallouta nie był przyzwyczajony.

Przechodząc przez kolejne zamknięte na klucz drzwi, zobaczysz wiele postaci, które już wcześniej pojawiały się w grze. Co dziwne, to będą jedynie te postacie, które zabiłeś, albo które powinny być martwe odkąd je widziałeś ostatni raz. Tak jak końcowe animacje, postacie będą się różnić w zależności od tego w jaki sposób prowadziłeś grę... Jeśli byłeś dobrym charakterem i próbowałeś rozwiązywać problemy bez użycia siły, to znajdziesz tylko kilku oprychów i inne nieszczęśliwe ofiary. Jeśli zrobiłeś sobie rzeźnię z każdego miasta, zobaczysz tu setki postaci.

Niezależnie od tego, co robiłeś w trakcie gry, żadna z tych postaci z Tobą nie będzie rozmawiać, ani reagować na cokolwiek z Twojej strony. Nie mogą być okradzeni, zabici, przemieszczeni ani uzdrowieni. Jeśli użyjesz na nich skilli First Aid, Doctor, albo jakichkolwiek przedmiotów leczących, gra pokaże Ci komunikat: "Na to już zdecydowanie za późno, wybrańcze".

Okaże się, że ta lokacja to jakiś rodzaj piekła, zamieszkanego przez martwe postaci. Ostatnia postać, stojąca na wprost ostatnich drzwi, zawsze będzie modelem postaci gracza z pierwszego Fallouta. Jest to jedyny NPC, z którym możesz nawiązać jakikolwiek kontakt, co więcej jak do niego podejdziesz, białe szumy przejdą w crescendo i nagle ambientowa muzyczka się urwie. Jeśli po prostu przejdziesz obok niego i otworzysz ostatnie drzwi, gra odtworzy napisy końcowe, tylko tym razem z obrazkami ofiar z Hiroszimy i Nagasaki. To naprawdę przekracza granicę dobrego smaku i wielu zastanawiało się, dlaczego twórcy gry byli tak nieczuli. Jednak ci zapytani o to zaprzeczają, że takie zakończenie w ogóle istniało i że to wynik ataku hakerów. Zaraz po zakończeniu sceny przywita Cię zwyczajny ekran gry i zostaniesz wyrzucony do pulpitu.

Jeśli porozmawiasz z tą postacią, wyjaśni Ci, że jest w istocie Vault Dwellerem z pierwszej części, Twoim przodkiem. Powie Ci, że jest niezadowolony z drogi jaką wybrałeś, odwróci się do Ciebie plecami, a Twoja postać zginie i zostanie kupą kości, po czym nastąpi animacja śmierci, jakiej nigdy wcześniej nie widziałeś w grze. Po wszystkim gra rozjaśni się i zawiesi komputer, zmuszając Cię do wykonania "twardego resetu".

Jest jeszcze trzecia możliwość. Są to te zamknięte drzwi, o których wspomniałem wcześniej. Są jedne drzwi, zawsze wybierane losowo, jednak jeśli będziesz miał trochę szczęścia możesz znaleźć ładunek wybuchowy by je zniszczyć. Wewnątrz znajdziesz małą skrytkę zawierającą pistolet 10mm, rozładowany i bez amunicji. Nie pasuje do niego żadna z dostępnych amunicji 10mm. Możesz załadować broń "jajkiem wielkanocnym" znalezionym w piwnicach w New Reno. Wystrzel ją w głowę ostatniej postaci. Wówczas gra zacznie odtwarzać scenę wideo przedstawiającą młodego mężczyznę grającego w niezidentyfikowaną Fallouto-podobną grę. Niektórzy mówią, że to wczesna wersja Fallouta lub Fallout Tactics, albo Van Buren, ale żaden ze screenów z tamtej gry nie wygląda, jakby był wzięty z któregokolwiek z tych tytułów. Samo wideo ma chyba w założeniu być straszne, jednak swojego zamierzonego efektu nie osiąga. Człowiek ten po prostu gra w nieznaną grę i nagle powoli obraz zaczyna być coraz rzadszy, ukazując Twój pulpit(niezła sztuczka, nie jestem pewny jak oni to zrobili).

Inny dziwny trik jest taki, że wg wielu graczy, ostatnia postać oddaje tę, którą najczęściej wybierało się grając w Fallouta 1. Zarówno płeć jak i wygląd na końcu poprzedniej gry są pokazane. Z początku wygląda to jak savegame hack, trochę jak Psycho Mantis w Metal Gear Solid, ale ta sztuczka działa nawet, jeśli w pierwszą część Fallouta grało się na innym komputerze bez transferowania danych do nowego.

Zaleca się nie włączać żadnego odbiornika telewizyjnego przez kilka godzin po doświadczeniu zdarzeń związanych z tym zakończeniem. Szybko zdasz sobie bowiem sprawę, że te białe szumy w grze są identyczne z tymi wydobywającymi się z telewizora. Kabel, satelita, nawet antena jeśli ciągle jej używasz, będą w jakiś sposób niepodatne na odbiór sygnału po czasie, w którym poznałeś to sekretne zakończenie. Jednak wszystkie połączenia internetowe będą nadal działać. Właśnie dlatego jestem w stanie to Wam teraz opisać. Śmieszna sprawa, że jak włączyłem telewizor z powrotem jakąś godzinę temu, a także moje głośniki...nadal słyszę jak dźwięk robi się coraz głośniejszy.
  • 4

#153

nezumi1.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Pasty o pokemonach wyrastają jak grzyby po deszczu :mrgreen:

Czarny humor... czarny...

Poke-***

W oryginalnej wersji Pokemon Red/Blue, kiedy docierasz do Lavender Town, spotykasz rywala, którego imię wybierasz na początku gry.
Po walce pyta cię on, czy wiesz jak to jest, kiedy jeden z twoich pokemonów umiera. To pierwsze starcie z rywalem, kiedy ten nie wysyła do boju swojego Raticate'a, którego dotąd używał we wszystkich poprzednich walkach. Podczas waszego ostatniego spotkania, Raticate został ciężko ranny, a ponieważ znajdowaliście się na luksusowym statku SS Anne, wróg nie zdążył zabrać go do Pokemon Center. Tak naprawdę prawdziwym powodem przybycia twojego wroga do Lavender Town była chęć pochowania swojego przyjaciela.

Mimo wszystko rywal nigdy nie powiedział wprost, że ponosisz odpowiedzialność za śmierć jego pokemona. Ukrywał swój żal, przetwarzając go na jeszcze silniejszą motywację wygrania Ligi Pokemon i zostania mistrzem. Odejście Raticate'a zburzyło jego wizerunek rozpuszczonego nastolatka, co zresztą widać po zmianie obrazka, który widzimy przy rozpoczynaniu walki.
Podświadomie zamienił potrzebę obwiniania ciebie o tę śmierć, na motor napędowy swych ambicji.
Chowając Raticate'a, ze łzami w oczach poprzysiągł, że będzie ciężko trenować, aby tylko być lepszym od ciebie, aby cię wreszcie pokonać... i jednocześnie osiągnąć mistrzostwo.

Zaledwie chwilę po tym, jak w końcu podbił ligę Indigo, twój wróg został pokonany... przez ciebie.
Gdy wreszcie wypełnił obietnicę daną przyjacielowi, okazało się, że spokój potrwa zaledwie krótką chwilę. Na samym końcu przybywa profesor, dziadek twojego rywala, jego samego karcąc, tobie przyznał przeznaczoną dla wnuka nagrodę.

Ukradłeś swojemu rywalowi niewinność, zniszczyłeś jego dzieciństwo i odebrałeś miłość ukochanego dziadka.

Oh, zapomniałbym... tak przy okazji, twój rywal nie ma rodziców. Jest sierotą.


  • 3

#154

Ro-Bhaal.
  • Postów: 89
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Intruz

Usiadłem na łóżku otoczony ciemnościami, panującymi w pokoju. Z krainy snów wyrzuciły mnie jakieś dźwięki, pochodzące z rzeczywistego świata. Zaspany, skierowałem się w stronę szafki nocnej. Przekręciłem elektryczny budzik tak, bym mógł przeczytać wyświetlającą się na jego ekranie godzinę. Czerwone cyfry pokazywały 3:00 w nocy. Jęknąłem. Tak dużo czasu mogłem jeszcze poświęcić na sen. Zapominając o dziwnym dźwięku, który mnie obudził, ponownie położyłem się na łóżku.
Wtedy usłyszałem to kolejny raz. Głośne tupanie dochodzące ze strychu nade mną. Brzmiało to tak, jakby tupiąca osoba specjalnie zachowywała się głośno. Tak, jakby chciała zwrócić na siebie moją uwagę. Jakby się ze mną drażniła. Gwałtownie zerwałem się z łóżka. Adrenalina pulsowała. Ktoś był w moim domu.
Tupanie zatrzymało się nad moją szafą. Powoli wyszedłem z pokoju i skierowałem się schodami w dół, do składziku. Wziąłem swój stary kij baseballowy. Następnie wróciłem na górę. Podszedłem do drzwiczek na strych. Otworzyłem je, i ściągnąłem na dół drabinę. Kimkolwiek był intruz, nie zdoła uciec.
Wstrzymałem oddech, czekając na jakikolwiek dźwięk dochodzący z góry, jakąkolwiek oznakę życia. Cisza. Serce waliło mi mocno. Ostrożnie, najciszej jak tylko się dało, wspiąłem się po drabinie na strych. Światło było zapalone. Nie byłem pewien, czy zostawiłem je włączone, będąc w tym miejscu ostatnim razem. Uważnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie dostrzegłem jednak niczego niezwykłego. Tylko śmieci, które tu wcześniej zostawiłem. Westchnąłem z ulgą. Musiałem sobie to wszystko wyobrazić. Łatwo jest przekonać samego siebie, że słyszy się dziwne dźwięki, kiedy jest się samemu w ciemnościach. Śmiejąc się cicho, zgasiłem światło i zszedłem na dół, do swojego pokoju, po czym położyłem się na łóżku.
Zamknąłem oczy, myśląc o tym, jak absurdalne było moje zachowanie.
Tup, tup.
Tym razem dźwięk był bliżej środka pokoju. Był tak samo głośny, jak wcześniej. Wyskoczyłem z łóżka, bardziej zły niż przestraszony. Złapałem kij i popędziłem na strych. Poprzesuwałem wszystkie pudełka, przeszukałem sterty ubrań, zajrzałem w każdy kąt. Nic. Nikogo tu nie było. Zacząłem iść z powrotem do pokoju.
To przez stres w pracy. Dlatego wymyślam takie rzeczy. Może jutro wezmę dzień urlopu?
Poczułem się dziwnie, kiedy stanąłem przed drzwiami mojego pokoju. Zalała mnie fala lęku. Zamarłem z ręką wyciągniętą ku klamce. Otrząsnąłem się szybko. Jęknąłem cicho. Co ja wyprawiam? Lepiej szybko się położę. Pewnie poczuję się lepiej rano, gdy będę wyspany. Otworzyłem drzwi, zapaliłem światło. Podszedłem do łóżka. Upadłem na nie całym ciałem. Przewróciłem się na plecy i przetarłem oczy. Jestem taki zmęczony. Muszę się przespać. Muszę przestać panikować.
Tup, tup.
Szybko oderwałem ręce od twarzy. Zacząłem rozglądać się, próbując usłyszeć, z którego miejsca tym razem dochodziło tupanie. I wtedy, dzięki światłu, dostrzegłem go. Groteskowa, nienaturalnie powyginana postać. Zamiast oczu, na wykręconej pod dziwnym kątem głowie intruza, znajdowały się dwa puste oczodoły.
Spokojnie, nieśpiesznie robił kolejne kroki. Zbliżał się do mnie. Wyciągnął swoją rękę. Cały czas uśmiechał się szeroko.
Tup, tup.
Zacząłem się panicznie śmiać. Intruz rozbił żyrandol, pogrążając pokój w całkowitej ciemności. Nie wymyśliłem sobie tych dźwięków, nie jestem szalony!
Tup, tup.
On chodzi po suficie.
  • 2

#155

nezumi1.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

panie i panowie przygotujcie się na mrożącą krew w żyłach opowieść o Pokemonach !

Dołączona grafika


Lavender Town


...


Ciąg dalszy nastąpił...

Lavender Town - zapomniane grafiki

Pierwsza wersja niepokojącej muzyki będącej prawdopodobną przyczyną fali samobójstw wśród dzieci na terenie Japonii stanowiła około 70% zjawiska zwanego potem Syndromem Lavender Town (oryg. LTS).

Pozostałe 30% tego fenomenu stanowiły efekty wizualne zawarte w testowych wersjach gier. Pełniły one funkcje stymulatora dołączonego do słyszanych podczas pobytu w Lavender dźwięków. Wśród tych obrazków możemy wyróżnić m.in. "Ducha Białej Ręki", "Animację Ducha" oraz "Skrypt Pogrzebanego Żywcem".

Jako że sama muzyka spełniała swoje zadanie, grafiki miały znaleźć zastosowanie, kiedy właściciel gry był głuchy lub po prostu słabo słyszał. Ostatecznie zrezygnowano z umieszczenia ich w finalnej wersji gier. Później powstały jednak metody, które pozwalały obejrzeć je bez uświadczenia efektów LTS, a dzięki którym mogę teraz te efekty opisać:

Duch białej ręki
W kodzie gry znany jako "whitehand.gif". Dłoń najpierw wspomniana jest przed wieżą w Lavender, przez dziewczynkę, która pyta bohatera, czy ten wierzy w duchy. Następnie mogliśmy spotkać ją jako pokemona podczas zwiedzania trzeciego piętra wieży. W skład grafiki wchodziły cztery animacje. Pierwszą widzieliśmy podczas "wchodzenia" pokemona na arenę walki po jego spotkaniu, drugą kiedy wydawał swój odgłos i pozostałe dwie podczas wykonywania ataków. Oglądanie wszystkich czterech określono jako "niebezpiecznie". Nie wiadomo, jak działały dwa ataki posiadane przez białą dłoń, wiemy że nazywały się "pięść" oraz "brutalność". Animacja pierwszego ataku przedstawiała po prostu dłoń składającą się w pięść i nacierającą na przeciwnika, natomiast w animacji ataku "brutalności" brakowało kilku klatek. Tutaj dłoń się otwiera, a następnie składa w nożyce i znika, w tym momencie jest brakujący fragment, po którym whitehand pojawia się z powrotem ułożona tak, jak na początku. Brakujących klatek nigdy nie odnaleziono.

Sam wygląd dłoni jest bardzo groteskowy. Na wystającej kości wciąż znajduje się mięso, a z rozerwanej skóry nadgarstka zwisają ścięgna.


Animacja Ducha
Animowane duchy miały pojawiać się na terenie całej wieży, zwłaszcza na drugim piętrze i samym środku lokacji, gdzie mogliśmy się uleczyć. Większość twierdzi, że miały być użyte jako część tła, animacje składają się z 59 klatek, po zbadaniu których okazało się, że około połowa z nich zawiera standardowy obrazek pokemona-ducha. Mniej więcej ćwierć ukazywała ten sam obrazek o różnej jasności (to prawdopodobnie miało wywołać efekt zanikania postaci). Wśród reszty obrazków dało się natomiast zobaczyć przerażone twarze, szkielet odziany w ciemny płaszcz (uznano, że przedstawia ponurego żniwiarza) oraz zmasakrowane zwłoki. O ile migoczące zjawy dało się wytłumaczyć dekoracją, pozostałe zdjęcia nie znalazły wyjaśnienia. Zapytane o nie główny programista gier o pokemonach, Hisashi Sogabe, stwierdził że "nie ma pojęcia, skąd się tam wzięły". Wśród całego syndromu LTS, ta animacja wywołała najwięcej dyskusji na temat wpływu gier video na ludzki umysł.

Stwierdzono, iż grafiki użyte przy tworzeniu tej animacji sprawiały, że "użytkownika przerażały niepokojące otoczenia".


Skrypt Pogrzebanego Żywcem
Zapisany w kodzie gry jako "Buryman script". Wydarzenie to miało zakończyć zwiedzanie Lavender Tower, ostatecznie jednak zastąpione walką z duchem matki Cubone'a. Po sprawdzeniu skryptu odkryto, że "Pogrzebany Żywcem" miał być tj. bossem wieży, po dotarciu na ostatnie piętro, miała ukazać się następująca rozmowa:

Pogrzebany Żywcem: Dotarłeś... tutaj.

PŻ: Jestem uwięziony...

PŻ: Jestem samotny...

PŻ: Tak bardzo samotny...

PŻ: Zostaniesz tu ze mną?


Zaraz potem rozpoczyna się walka.
W tym trybie Pogrzebany Żywcem ukazuje się nam jako animacja zwłok w stanie rozkładu wygrzebujących się z ziemi. Zaprogramowano, że będzie miał cztery pokemony, dwie Białe Dłonie, Gengara i Muka.
Najdziwniejsze jest to, że protokół akcji Pogrzebanego Żywcem po jego pokonaniu nie został nawet napisany. Prawdopodobnie w przypadku zwycięstwa, gra po prostu by się zawiesiła. Sytuacja w przypadku przegrania walki została wprowadzona przez nieznanego programistę. W tym zakończeniu Pogrzebany Żywcem miał powiedzieć "Nareszcie... świeże mięso!", po którym usłyszelibyśmy przeraźliwe skrzypienie. W tym momencie ukazuje się animacja wciągania gracza pod ziemię przez PŻ. Po wszystkim uświadczylibyśmy typowego Game Over'u, tyle że w tle znajdowałby się obrazek wciąganego pod ziemię bohatera. Niepokoi też protokół tego, co miało nastąpić potem. Cardridge z grą miał ściągnąć to zdjęcie do pamięci podręcznej Gameboya i pokazywać go za każdym razem, gdy ktoś włącza konsolkę.



Opisałem trzy efekty wizualne. Istnieją inne, także te należące do Syndromu Lavender Town, jednak pozostają nieznane...



Molly
Uwaga! Powiedz na głos następujące słowa:

"Witaj, Molly"

Jeżeli postąpiłeś zgodnie z instrukcją - jesteś bezpieczny.
Jeżeli przeczytałeś to zdanie w myślach - Molly jest bezpieczna, w twojej głowie...

Użytkownik nezumi1 edytował ten post 25.07.2010 - 18:03

  • 1

#156

nezumi1.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Rzeźba

To stało się kilka lat temu. Rodzice postanowili spędzić noc poza miastem. Zadzwonili więc po swoją zaufaną opiekunkę i poprosili, aby zajęła się ich dwójką dzieci. Kiedy dziewczyna przyszła, dzieciaki już spały, wystarczyło więc, aby była w domu i co jakiś czas zaglądała, czy z maluchami wszystko w porządku.
Zbliżała się północ i znudzona opiekunka postanowiła obejrzeć telewizję. Niestety w salonie na parterze nie było kablówki (rodzicie nie chcieli, aby ich pociechy miały dostęp do nieodpowiednich dla dzieci kanałów). W tej sytuacji dziewczyna zadzwoniła do gospodarzy i spytała, czy może skorzystać z telewizora w ich sypialni. Rodzice oczywiście się zgodzili, jednak opiekunka miała jeszcze jedną prośbę - zapytała czy może czymś przykryć znajdującą się w tym pokoju rzeźbę przedstawiającą anioła, ponieważ twarz tej postaci ją przeraża.
W tym momencie w słuchawce zapadła cisza, dopiero po chwili ojciec rozmawiający z dziewczyną powiedział "...Zabierz dzieci i uciekajcie z domu... wezwiemy policję. Nie mamy w domu takiej rzeźby."

Policja przybyła już trzy minuty później, w domu znajdowały się trzy zmasakrowane ciała. Rzeźby nie odnaleziono.



Obserwator vol. 3

Nie przestawaj czytać! Nie odwracaj się!
Widzisz, mój drogi, właśnie w tej chwili patrzę na ciebie. Nie zobaczysz mnie, więc nie próbuj się rozglądać. Nie odrywaj oczu od monitora.

Znam cię już od dawna. Pamiętasz kiedy w dzieciństwie nocą biegałeś przestraszony do łóżka rodziców? To nie swoją mamę wtedy przytulałeś, kochany. A od kiedy zrobiłeś się za stary, aby do mnie przychodzić, mnie zdarza się czuwać w twoim pokoju. Z pewnością nie pamiętasz tych "koszmarów". To wtedy, kiedy otwierając oczy, kątem oka zauważasz cień obok siebie. Dorosłeś, ale ja wciąż widuję wtedy ten piękny strach wypisany na twojej twarzy. Uwielbiam to, moje wnętrzności aż drżą kiedy zakrywam ci usta moją kościstą ręką.

Nie martw się, nie opuszczę cię. Właściwie, patrzę na ciebie nawet teraz. Proszę, nie odwracaj się, tak bardzo lubię patrzeć ci w oczy...

Użytkownik nezumi1 edytował ten post 26.07.2010 - 18:44

  • 2

#157

savio.
  • Postów: 40
  • Tematów: 6
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Nigdzie nie znalazłem tej historyjki, dlatego postanowiłem napisać ją od nowa i wrzucić, poleciałem trochę na spontanie. I jest jeszcze druga na dodanie smaku.

Taksówkarz

Była już późna noc i zwykli ludzie już spali, bo zmęczeni dzisiejszym dniem pracy, musieli już myśleć o dniu jutrzejszym. Jest kilka zawodów, które wymagają od niektórych osób niewyspania i czuwania nawet po zmierzchu. Są przecież lekarze, stróżowie nocni, policjanci, a także... taksówkarze. Jest to opowieść o jednym z nich, zmęczonych, choć z powodu tego, że prowadzi przecież pojazd mechaniczny, musi być 'stand-by' na okrągło. O tak późnej porze podeszła do niego pewna kobieta. Była w średnim wieku, w ładnym płaszczu, ot taka niewyróżniająca się niczym kobieta dbająca o siebie.
-Mógłby mnie pan podwieźć do kościoła im. Piotra i Pawła. Zależy mi na tym, dlatego zapłacę podwójnie.
-Dzień dobry. Wie pani, jeśli pani płaci to ja wiozę, ale jest taryfa nocna i niestety, o takiej porze kościoły są zamknięte- oznajmił taksówkarz.
-Tak, wiem. Ale właśnie dziś mi na tym zależy- odpowiedziała kobieta.
-Proszę wsiadać, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem- uśmiechnął się mężczyzna za kierownicą i ruszył, gdy kobieta wsiadła już do wozu.
Podróż była krótka, bo odległość od postoju taksówek do wspomnianego kościoła wynosił jakiś kilometr.
-Osiem złotych- powiedział obojętnie taksówkarz.
-Czy jest taka opcja, że pan na mnie tu poczeka?- zapytała speszona kobieta.
-No, oczywiście. Tylko musi pani wiedzieć, że taryfa jest cały czas naliczana i przy dłuższym postoju, no... po prostu zapłaci pani trochę kasy.
-Świetnie. Proszę poczekać.
Noc była bezchmurna, taksówkarz zaczął po dłuższym czasie nawet liczyć gwiazdy, myśleć o Wszechświecie i o kosmitach i nagle zrobiło mu się zimno.
-Cholera, oszukała mnie!- pierwsza myśl taksówkarza była właśnie taka, dlatego mężczyzna wysiadł z samochodu i poszedł w stronę kościoła. Pierwszą interesującą rzeczą były zapalone światła w kościele.
-Pewnie jest sprzątaczką- uśmiechnął się facet.
Ale gdy tylko uchylił drzwi kościoła, jego oczom ukazał się naprawdę niezwykły widok. Otóż przy ołtarzu stał ksiądz, a w ławkach siedziały duchy. Niematerialne istoty szybko zauważyły człowieka, który był tu intruzem i mógł wypaplać komukolwiek to, co się tu działo.
Taksówkarz bez zastanowienia odwrócił się i uciekł do swojego samochodu, którym odjechał z piskiem opon.


Wyjazdy

Nie będzie tu fabularnej historii, opisującej wypadki jakiegoś nieostrożnego człowieka, czy też wzrok tego monstrum, które siedzi w każdym domu i uwielbia zaglądać przez ramię. Będzie to taki mały artykulik o wyjazdach właśnie.
Przed każdą podróżą dobrze przemyśl każdy krok Twojej wyprawy, bo spontaniczne wypady często kończą się jakimś nieszczęściem, co nie znaczy, że będziesz całkowicie bezpieczny na dokładnie przeanalizowanej wycieczce. Domyślasz się, dlaczego?
Dlatego, że śmierć nie biega za człowiekiem ze swoją kosą, nie wypatruje ludzi w krzakach i napada w ciemnościach. Śmierć czeka na Ciebie z należytą godnością i tam właśnie kończysz swój żywot. Może czekać na Ciebie w Twoim domu, ale robi to dopiero, gdy jesteś w podeszłym wieku. Najczęściej kostucha wyczekuje ludzi na ulicach i trasach samochodowych, bo po prostu ma tam największe żniwo. Niektóre zachowania tej niezrozumiałej postaci są po prostu bezczelne. Zdarzało się, że taka śmierć wybiera jakieś miejsce, gdzie wiele osób na wycieczkę i tylko jej zrozumiałymi sposobami tam Cię ściągnie. Dlatego pamiętaj, dobrze przygotuj się na wakacyjne podróże…
  • 0

#158

nezumi1.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Sekret w ścianie

Pewna rodzina wprowadziła się do domu, który dotąd stał pusty od dłuższego czasu.
Minęło osiem lat, jednego wieczora gospodarze wspólnie oglądali telewizję. Nadawano dokument, opowiadający o słynnym morderstwie, kiedy to ojciec zamordował swoją 13-letnią córeczkę. Psychopata poćwiartował jej ciało i zamurował obcięte kończyny w ścianach budynku. Domownicy śmiertelnie się przerazili, kiedy wspomniano o miejscu mordu, gdyż w tym momencie na ekranie ukazało się zdjęcie ich nowego domu.

Dlaczego tak bardzo się przestraszyli?
Otóż mimo starannego przeszukania, nie udało się odnaleźć wszystkich części ciała zamordowanej dziewczynki.


Clinton Road

Słyszeliście o trasie Clinton Road w New Jersey? Gdybyście nie wiedzieli, znajduje się tam niesławny odcinek, prowadzący przez las.
Ten fragment trasy słynie z tego, że kompletnie nie ma tam oświetlenia, a znaki ostatnio uaktualniano w latach 50'. Krąży wiele legend, ludzie mówią nawet, że to ulubione miejsce profesjonalnych morderców, gdzie mogą łatwo realizować swoje zlecenia. Ja i moi przyjaciele jesteśmy typowymi chojrakami, postanowiliśmy więc sprawdzić, czy te wszystkie opowieści są prawdziwe.

Nie są. To, co tam odkryliśmy, jest od nich o wiele gorsze.

Akurat wracaliśmy autem z kina w innym mieście, kiedy uświadomiliśmy sobie, że to miejsce znajduje się niedaleko. To wtedy wpadliśmy na pomysł, aby się tam rozejrzeć. Zdecydowanie przesadziliśmy z tym "niedaleko", bowiem koniec końców bardzo długo zajęło nam, aby znaleźć się na tej drodze. Był środek zimy, na dworze panowała bardzo niska temperatura, pokrywa białego puchu sięgała czterech stóp. Żartowaliśmy, że spotkamy tu Yeti, albo wpadniemy w jakiś ukryty w śniegu wilczy dół.

Mimo kiepskiej aury, nasz zapał rósł z każdą chwilą. Czas upływał i z każdą minutą robiło się coraz ciemniej. W pewnej chwili zgasiliśmy samochód, aby przekonać się jak to jest, kiedy panuje całkowity mrok. Mało kto tędy jeździ, nie słyszeliśmy nic, dookoła tylko czerń. Siedzieliśmy w aucie i straszyliśmy się nawzajem, jednak za chwilę to przestało być zabawne. Zapaliliśmy silnik z powrotem, trzeba było jechać dalej.

Przed nami był most przeprowadzający ponad bardzo głębokim urwiskiem. Podobno kiedy wrzucisz tam monetę, ktoś, lub raczej coś, ci ją odrzuci. To był nasz cel, i chociaż wszyscy z pozoru nie mogliśmy się doczekać, aby to sprawdzić, tak naprawdę już wtedy marzyliśmy tylko, aby być już w domach. Zaparkowaliśmy w najwyraźniej przeznaczonym do tego wgłębieniu, tuż obok mostu. Postanowiliśmy zostawić samochód zapalony, na wypadek gdyby wyrzucona moneta wróciła. Wtedy z pewnością nasralibyśmy w portki i lepiej byłoby uciec stamtąd jak najszybciej. Cóż, przezorny zawsze ubezpieczony. Jechaliśmy w cztery osoby upchnięte w małym, dwudrzwiowym sedanie. Ja i mój przyjaciel siedzieliśmy z tyłu, więc aby wysiąść musieliśmy zaczekać aż zrobią to ci z przodu pozwalając odsunąć swoje siedzenia. Ci dranie nawet na nas nie zaczekali, kiedy w końcu się wygrzebaliśmy, oni byli już w połowie mostu.

Było cholernie zimno, mój płaszcz na nic się zdawał. Do tego ta wszechobecna ciemność, na szczęście słabe światło księżyca oświetlało drogę na tyle, że w porę zobaczylibyśmy, gdyby ktoś nadjeżdżał i szybko zeszli z mostu. Jak wspominałem, mało kto tędy jeździ - panowała potworna cisza, dało się usłyszeć nawet kroki tej dwójki z przodu, a przecież byli tak daleko od nas.

Kiedy już ich doganialiśmy, zobaczyliśmy że nagle zamarli w bezruchu. W jednej chwili momentalnie odwrócili się i zaczęli iść w naszym kierunku coraz szybszym krokiem.
"Wypieprzać do samochodu, zmywamy się stąd!"

Już wtedy robiłem w gacie, więc nie zadawałem żadnych pytań. Pobiegliśmy do samochodu gotowi, by zniknąć stamtąd jak najszybciej.

Wtedy ich zobaczyłem.

W blasku tylnych świateł ujrzałem dwie postacie idące w naszym kierunku. Szły bardzo spokojnie, jednak szybkim tempem. Ta jedna, którą widziałem dość dokładnie, była bardzo wysoka, wyższa ode mnie (a mam 190cm wzrostu!). Mógłbym powiedzieć, że miała na sobie biały płaszcz, okrywający całe jej ciało, ale tylko dlatego że to coś tak naprawdę było białe od stóp do głów. Postać obok niej była ciemniejsza i ledwo mogłem ją dostrzec. Kiedy auto ruszyło, te postacie znacznie przyśpieszyły twardo stąpając w naszą stronę, a po chwili znikły gdzieś w mroku.

Zawróciliśmy z miejsca parkowania i wreszcie zaczęliśmy się oddalać. Droga była bardzo śliska, więc jechaliśmy wolno, szczęśliwi że mamy za sobą tę popieprzoną sytuację.
Spojrzałem jeszcze w tylną szybę, aby upewnić się, że ich zgubiliśmy i ONI BYLI TUŻ ZA NAMI!

"MÓJ BOŻE, PRZYŚPIESZ!"

W końcu jechaliśmy 35 mil na godzinę, a oni wciąż znajdowali się w tej samej odległości za nami, tak jakby byli na linie holowniczej. Pamiętam jak w końcu zobaczyłem w całości tę ciemną postać, była bardzo gruba, a jej ciało całe w pękających wrzodach. Do dziś mam dreszcze przypominając sobie ten widok. W końcu mój przyjaciel wyciągnął ze schowka rewolwer i zaczął do nich strzelać. Kiedy te rzeczy zwolniły, my przyśpieszyliśmy. Już za chwilę pędziliśmy po zamarźniętej sobie 50 mil na godzinę, ogarnięci ślepą paniką.

Zwolniliśmy dopiero kiedy upewniliśmy się, że ich zgubiliśmy. Nie odzywaliśmy się przez 10 minut, potem dopiero nasz kierowca przełamał ciszę.

"Coś nas goni."

Spojrzałem za siebie i zobaczyłem w oddali zbliżający się do nas jasny punkt . To z pewnością nie były światła samochodu, ponieważ było tylko jedno i... unosiło się półtora metra nad ziemią. Cokolwiek to było, chciało nas dopaść. Trzeba było dać gaz do dechy, jakimś cudem ten grat pojechał nawet 60 mil na godzinę. Nie miało jednak znaczenia, jak szybko jechaliśmy, to wciąż się zbliżało. Kiedy zbliżaliśmy się do końca odcinka, zdaliśmy sobie sprawę, że to zniknęło.

Pędziliśmy autostradą dobre 45 minut zanim musieliśmy się zatrzymać.
Jeszcze nigdy się tak nie ucieszyłem widząc pieprzony radiowóz. Nie dał nam mandatu, kazał tylko zwolnić i pozwolił jechać w swoją stronę. Miły gość.

Resztę nocy spędziliśmy w piwnicy mojego kumpla, przy zapalonych światłach. Po prostu czekaliśmy do rana. Dorastaliśmy jako nieustraszeni pogromcy duchów, czy innego gówna, które chciałoby nas dopaść. Po tym zdarzeniu nie miałem jednak wątpliwości - to coś chciało nas dorwać i pozabijać.

Już tam nie wrócę, /x/. Nikt, ani nic mnie do tego nie zmusi. Jeżeli kiedyś będziecie jechać przez Clinton Road, uważajcie na siebie. Nigdy nie wiadomo, co tylko czeka na zewnątrz, aż wysiądziecie z samochodu.
  • 9

#159

shadow-95.
  • Postów: 23
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano


Tabletki nasenne
- Cześć mamo! – Tom krzyknął jeszcze na odchodne. Jego rodzice pojechali na wesele – został sam na trzy dni. Nie ma żadnych wymyślnych planów – może zaprosi jakiegoś kumpla, posiedzi przy komputerze, posłucha muzyki, pobawi się z kotem. Dni jak każde inne – jakoś zlecą, nie? Jednak od początku Tom miał jakieś przeczucie. Odnosił wrażenie, że wydarzy się coś, czego nie do końca chce.

Tom siedział wygodnie w fotelu oglądając telewizję. Światła były zgaszone, leciał jakiś horror klasy B. Usłyszał jakieś huki na strychu. Niewiele myśląc, zadzwonił po dwóch kumpli:

- Ej, możecie wpaść? Nie czuję się zbyt dobrze.
- Spoko.
- Możesz wziąć kilka piw, mam wolną chatę.
- Ok, czekaj.
- Dzięki, na razie.

Tom wraz z Markiem i Jonem siedzieli spokojnie pijąc kolejne już piwa. Nagle światła w salonie zgasły i usłyszeli bicie zegara:
- Co do ***? – wrzasnął Jon.
- Olej to – powiedział, jak zwykle pogodny Mark.

Chłopcy balowali do czwartej nad ranem. Tom obudził się o trzynastej. Nikogo nie było w domu.

- Najwyraźniej chłopaki się ulotnili, no cóż. Która godzina?

Tom zerknął na telefon. Był wyciszony – jak to zwykle Tom robi na noc. Był nieco zaskoczony, lecz jego uwagę przykuło coś innego.
37 nieodebranych połączeń: mama, tata, mama, mama, mama, tata, tata, wujek John, ciocia Ruth, ciocia Beth, babcia, babcia, dziadek, wujek John itp...

Postanowił sprawdzić, co się stało. Zadzwonił do swojej mamy:
- Abonent jest tymczasowo nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie.
Po kilku próbach zdenerwował się i zadzwonił do taty:
- Abonent jest tymczasowo nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie.

Przez głowę przebiegało mu milion myśli, nie wiedział jednak co ma zrobić. Spróbował zadzwonić do babci, która zapłakana odebrała, mówiąc:
- Nie bój się dziecko, już do Ciebie jedziemy.

Tom spodziewał się najgorszego.
Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Próbowali do niego zadzwonić, ale on nie odbierał. Mógł ich uratować…

Każdej nocy budzi się z płaczem. Jak powiedział psychologowi, zawsze śni mu się biała postać, mówiąca: Jesteś zadowolony, że wyciszyłeś telefon?

Wyrzuty sumienia go zabiły. Tom miał 19 lat. Zjadł całe pudełko tabletek nasennych i odjechał samochodem. Zupełnie tak, jak ten młody chłopak, który spowodował ten masakryczny, piątkowy wypadek.


  • 1

#160

nezumi1.
  • Postów: 38
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Rezydencja Pokemon

Dołączona grafika

Rezydencja Pokemon na wyspie Cinnabar znajduje się naprzeciwko instytutu badań. Budynek ten posiada też własne, tajne laboratorium, gdzie przez wiele miesięcy grupa naukowców pracowała nad ogromnym projektem. Pewna grupa badawcza natknęła się w odległej dżungli na ślad przodka wszystkich pokemonów, Mew'a.
Jako że był to najrzadszy i jednocześnie jedyny żyjący okaz - postanowiono go sklonować. Naukowcy nie byli jednak w stanie kontrolować wyniku swoich badań, pokemona MewTwo. Stwór uwolnił się i z zimną krwią pozabijał znajdujących się w pobliżu pracowników laboratorium. Jeden z uczonych prowadził dziennik, którego fragmenty możesz przeczytać zwiedzając rezydencję. Wiesz dlaczego pozostali przy życiu naukowcy, napotkani atakowali cię?
Postradali zmysły widząc, jak ich koledzy giną mordowani przez ich własne dzieło.

Użytkownik nezumi1 edytował ten post 27.07.2010 - 22:27

  • 2

#161

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Odcinek 66"


Czy ktokolwiek mógłby mi pomóc? Szukam zaginionego odcinka Adventures of Sonic the Hedgehog.
Jestem pewny, że niektórzy z Was pamiętają ten odcinek, jeśli pochodzicie z północnej części Virginii. Wracając do samego początku- obejrzałem go, mając osiem lat i przypominam sobie, że był dokładnie 66 pierwszego sezonu (w gruncie rzeczy był to jedyny sezon) i puszczono go tylko i wyłącznie w północnej Virginii, ponieważ stacja nadająca zignorowała polecenie nie puszczania owego odcinka z powodu niezwykle brutalnych treści wyłącznie dla dorosłych. Była to decyzja stacji, gdyż wykupili oni prawa konsorcjum w tej okolicy- zostali oni później pozwani do sądu przez zaniepokojonych rodziców po tym jak u kilku dzieci zdiagnozowano lekkie załamania nerwowe skutkujące krwotokami, drastycznymi koszmarami i wymiotami. Nikt nie zginął po tym jak odcinek został wyświetlony, a starsi widzowie wydawali się odporni na wymienione powyżej objawy, warto jednak podkreślić, że po tym incydencie zatrzymano produkcję kolejnych sezonów, całą sprawę zatuszowano, a bajka została zastąpiona przez inną nazwaną po prostu “Sonic the Hedgehog”.

Zacząłem moje poszukiwania po licznych koszmarach, które miałem oglądając go ponownie po 16 latach. Były one bardzo realistyczne, zawierały wizję ludzi, którzy stoją w jednym rzędzie, trzymając się za twarz z rozpaczy. Stali oni w jednej linii rozciągającej się na całą długość ulicy i najwyraźniej opuszczali swoje auta (zostawiali drzwi otwarte), by przyłączyć się do tych, którzy już na nich czekali. Wszyscy byli przeraźliwie chudzi, nadzy, a to, co mówili wydawało się jakby puszczone od tyłu. Nie mówili wiele, gdyż przeważał głównie bezsilny szloch. Całe zjawisko miało kolor ciemnoczerwony, jakby słońce chyliło się ku zachodowi, choć nie było w stanie całkowicie zajść. Wszyscy ci, którzy nie znajdowali się wzdłuż linii leżeli wszędzie dookoła- martwi. Niewiele mogę sobie przypomnieć z tych snów oprócz tego, co napisałem wcześniej. Niektóre szczegóły wskazują na pewien rodzaj zamieszek, takie jak śmiertelne rozróby z udziałem policji, rozbite okna, przewrócone auta, a nawet walące się wieżowce gdzieś w oddali; jednak ludzie stojący w linii w ogóle nie zwracali na to uwagi- po prostu szlochali, a w międzyczasie linia posuwała się naprzód. Okropne sny skończyły się wtedy, gdy jeden z nich spojrzał prosto na mnie- nic nie mówił, ale poruszał się w bardzo nienaturalny sposób, jego ramiona zginały się pod kątem 45 stopni, nogi zaś dziwacznie “rozprzestrzeniały się” nad ziemią, w momencie, gdy szeroko otworzył usta, wszyscy zrobili to samo, efektownie choć minimalnie zmieniając swoje pozy na nienaturalne- skupili swój wzrok na mnie. Obudziłem się ze łzami w oczach.

Moim pierwszym krokiem w odnalezieniu odcinka, było odwiedzenie stacji, z której został on puszczony. Nie ma nic dziwacznego w związku z tą stacją. Stary zarząd już dawno przeszedł w niepamięć, jeden z nich popełnił samobójstwo w miejscu, które wskazał mi nowy manager, który przejął stację. Z kubkiem kawy w ręce ja i manager rozmawialiśmy na temat przeszłości stacji. Celowo chciałem nakierować rozmowę na kwestię zagubionego odcinka – jak się okazało miałem do tego prawo. Kiedy podjąłem temat, John (teraz już będziecie go znać), dosłownie wypluł kawę, oblewając nią sobie spodnie. Powiedział, że jest to dla niego osobista sprawa i ,jak się okazało, John był synem pierwszego właściciela stacji. Był na tyle uprzejmy by wytłumaczyć mi, że legalne opłaty, które jego ojciec otrzymywał w związku z mailami- zarówno od dzieci jak i rodziców, zaprowadziły go zbyt daleko i w konsekwencji powiesił się w rodzinnej kuchni. Trochę wycofałem się, gdy usłyszałem tę historię I zorientowałem się, że kopałem zbyt głęboko, zadecydowałem porzucić to szaleństwo i zakończyć pracę, ale przed wyjściem z biura Johna, powiedział, że może wysłać mi e-maila z jego przemyśleniami. Chciał, żebym się dowiedział co się wtedy wydarzyło, jego ciekawość była prawie równa mojej, nie jest to zadziwiające biorąc pod uwagę fakt, że ten odcinek zabił jego ojca. Powiedziałem mu więc, że przyjrzę się temu bliżej i wrócę tu spowrotem jeśli czegokolwiek się dowiem.

W listach wysyłanych do stacji, jak się możecie spodziewać, były różne treści. Zagniewana matka pytała co to za stacja, która wypuszcza takie świństwa. Opłaty rosły w dziesiątki tysięcy dolarów i oczywiście były też rysunki dzieci, które przedstawiały sceny z odcinka. Odmienną rzeczą była krew i niezwyczajne ciemne kolory występujące w czasie odcinka. Okropne rzeczy takie jak Robotnik (jeden z bohaterów) wymiotujący krwią czy Tails (kolejny bohater) płaczący nad zwłokami pierzastych, bezgłowych ptaków. Jednak jeden list mocno przykuł moją uwagę. List wysłany ze studia, które produkowało owe przygody Sonica:”Dziękujemy za nabycie praw do emisji Adventures of Sonic the Hedgehog © Sega 1993-1994 wszystkie prawa zastrzeżone, w załączniku lista odcinków, ich opisy, odcinki 1-66 całego pierwszego sezonu oraz informacje odnośnie oceny i czasu emisji”. Na dole strony wypisano krótką notkę: ”Odcinek 66 nie może być przeznaczony do emisji! Jest to błąd bazy danych i zawiera uszkodzony materiał. JS” .

Zacząłem na poważnie szukać tego filmiku, jednak bez skutku. Mój plan „B ” zakładał, że popytam ludzi wysyłających listy do stacji na temat emisji i tego jak oni to odebrali. Ci, którzy do tego czasu się nie przeprowadzili odpowiadali mi zbywającymi „nie wiem” albo „tylko nie to, znowu”, ale udało mi się z jednym mężczyzną, będący mniej więcej w moim wieku, który pamiętał i nagrał odcinek na kasecie. Zaprosił mnie do środka i pokazał kasetę VHS ze wspomnianym nagraniem, była mocno zbutwiała przez lata zaniedbania, gdyż trzymał ją w piwnicy. Jedyne kawałki, które potrafiłem rozpoznać to Tails krzyczący na Sonica ze łzami w oczach „Jak mogłeś, Sonic? Coś ty zrobił?!”. Reszta nagrania była stabilna, czasem dało się słyszeć krzyk i jakieś powykręcane postacie- nie były to ani zwierzęta ani ludzie; bardziej figury gapiące się na widza, ich okrągłe usta i otwarte czarne oczy emitowały nieznaczny pisk. Kaseta wywołała we mnie dreszcze, spytałem czy mógłbym zabrać ją w celu badań, które przeprowadzałem nad tym nagraniem. Mężczyzna zgodził się bardzo łatwo i przyrzekłem mu, że będę się z nim kontaktował, tak samo jak z Johnem.

Wróciłem do biura Johna wraz z kasetą i oglądaliśmy ją już ok. 15 minut, kiedy John nagle podskoczył na swoim krześle. Powiedział mi, że widział postać z czarnymi oczami. To coś mówiło, ale przez krótką chwilę. Twierdził, że usta tego czegoś się ruszały, próbując wypowiedzieć, jak przypuszczał, słowo „wieczność” . Obejrzeliśmy ten urywek nagrania coś koło trzydzieści razy i za każdym razem oboje próbowaliśmy zatrzymać kadr na tej postaci, jednak kiedy nam się udawało, postać i tak znikała. Zaprzestałem w tym momencie pracy; potrzebowaliśmy lepszej kopii, żeby w końcu odkryć, dlaczego ten konkretny odcinek kończy sezon i dlaczego wywoływał u mnie koszmary przez większą część mojego dzieciństwa.

Po krótkiej wycieczce do Francji i rozmowie ze studiem animacji, zadzwoniłem do firmy. Powiedziano mi dosadnie, że nigdy nie było odcinka 66, a ostatnim odcinkiem pierwszego sezonu jest 65. Wiedząc, że jest to ślepy zaułek, zadzwoniłem jeszcze raz tym razem z innego telefonu z zapytaniem o kontakt do aktorów podkładających głos w bajce. Wszystkie informacje okazały się nieaktualne, rzekome telefony aktorów Robotnika, Scratcha, Groundera i Sonica informowały, że „nie ma takiego numeru”, pokonałem jednak przeciwności i udało mi się połączyć z Christopherem Evanem Welchem (głos Tailsa) i umówić na fałszywy wywiad na temat jego kariery w latach 90’. Chris pojawił się, jak możecie się spodziewać, z wyluzowanym uśmiechem na ustach, przeciętny facet. Kiedy usiadł zapytałem go o jego role w zespole i telewizji i jak wypracował sobie drogę do Sonica. Kiedy tylko podjąłem ten temat, aktor stał się bardzo cichy i sprawiał wrażenie wymijającego się od odpowiedzi. Spytałem go konkretnie o odcinek 66 i w przygotowaniu na odpowiedź biorąc oddech, po prostu przestał. Jego źrenice mocno się zwęziły, spojrzał na mnie i odrzekł, że sezon skończył się na 65 odcinku. Oczywiście ja wiedziałem lepiej co jest grane i zacząłem go pytać o jego kwestię, kiedy mówi do Sonica i co Sonic zrobił. Dotknął ręką twarzy, ale nie w geście frustracji, ale by otrzeć oczy. Wziął głęboki oddech i powiedział, że scenariusz ułożył Jeffrey Scott- był to bardzo miły człowiek i bardzo cierpliwy dla Chrisa (Chris miał wtedy 11 lat), ale kiedy sezon pierwszy chylił się ku końcowi, Jeffrey nagle stał się mocno rozdrażniony i wszyscy go denerwowali, włącznie z 11-letnim Chrisem. Aktorzy Robotnika i Sonica grozili rezygnacją dalszej współpracy ze względu na rosnącą frustrację i gniew Jeffreya, jednak główny producent zapłacił im ogromne pieniądze po to by zagrali właśnie ten skrypt. Najwyraźniej Jeffrey otrzymał polecenie z góry, konkretnie firmy Sega - jak tylko Chris sięga pamięcią czas produkcji sezonu, było to biznesowe pierwszeństwo.

Chris wytłumaczył mi jak w miarę czytania skryptu otaczała ich atmosfera żalu i terroru, tak jakby stracili bliskiego przyjaciela albo członka rodziny lub jakby widzieli, jak umierają przed nimi, opowiedział o bliznach na strunach głosowych od krzyku, do którego się zmuszał odtwarzając skrypt. Mówił o krwi, która ciekła z ust aktorów Robotnika i Sonica. Nagrywanie skończyło się, gdy ochrona wyprowadziła aktorów ze studia w czasie procesu tworzenia odcinka, gdyż ledwo żyli z powodu dużej utraty krwi. Jego matka zabrała go stamtąd następnego dnia, martwiąc się o jego bezpieczeństwo. W tym momencie przerwałem wywiad prosząc o kopię, jednak studio nigdy nie wysłało aktorom żadnej kopii tego nagrania. To tyle jeśli chodzi o wyniki moich poszukiwań odcinka 66. Słyszałem, że kopia może znajdować się w studiu we Francji, ale mój budżet nie jest wystarczający by zdobyć to nagranie. Wiem jednak, że ono istnieje i że wielu ludzi musi mieć gdzieś choćby kasetę VHS z kopią i to dlatego zwracam się z prośbą przez Internet. Pomóżcie mi w poszukiwaniach.
  • 1

#162

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

"Ed Edd Eddy"




Jak wszyscy dobrze wiecie, popularna bajka „Ed Edd Eddy” była produkowana przez spory kawałek czasu. Jednak między siódmym października 2003 a dwudziestym pierwszym października 2003 odcinek 34 został przez przypadek wyemitowany tydzień przed planowaną emisją. Z jakiegoś powodu jestem jedynym, który o tym wie. Dowiedziałem się również od kogoś z biura, że główny pisarz tej bajki przeziębi ł się i w zamian za odtworzenie odcinka 34, zmuszeni byli do puszczenia powtórki całego pierwszego sezonu. O 5 rano czasu wschodniego, ludzie relacjonowali o niepokojącym nowym odcinku, którego premiera odbyła się na Cartoon Network- niektóre dzieci na swoje nieszczęście również go obejrzały.
Najwyraźniej jakość odcinka była nieszczególna, choć utrzymywała się w ogólnych normach. Animacja była wzburzona, głosy były obniżone i bardzo przytłumione. Linie psujące obraz poruszały się z góry na dół, możemy tego uświadczyć w podobny sposób oglądając zepsutą kasetę VHS. Sceneria była opisywana w następujący sposób: „Przygnębiający mrok i depresja bez jakichkolwiek zmian rekwizytów i obiektów w tle; klimat burzliwy”.
Postacie również zachowywały się dziwacznie. Zamiast normalnej głupkowatości, osobowości były inspirowane czymś ponad to; widzowie narzekali, że bohaterowie wydawali się mocno podnieceni i pałali nienawiścią bez żadnego powodu względem siebie, jednak wydawało się, że cały czas szlochali między tymi zachowaniami. Główni bohaterowie również seplenili w jakiś bardzo „zły” sposób: nikt nie wie dlaczego, ale wyczuwało się w tym seksualne podteksty, co tym bardziej przeszkadzało widzom.
Byłem jednym z nich.
Odcinek zaczął się, kiedy Eddy szedł przez ulicę z Edem. Zauważyłem, że trzeciego z nich, Edda, nie ma. Ujęcie było kręcone jakby z narożnika, lecz z obu stron tak żeby bohaterowie szli na wprost widza. Eddy był zdenerwowany i zaczął się zmieniać- jego oczy wokół tęczówki zrobiły się czerwone. Ed wyglądał na kompletnie niepocieszonego i praktycznie powłóczył nogami za Eddym; miał łzy w oczach- były nieobecne i spoglądały w nieznanym kierunku.
Kevin- ich ciągły przeciwnik- jechał na swoim rowerze naprzeciwko Edów, zmierzając wprost na nich. Ujęcie zrobiło się rozmazane i dał się usłyszeć niski jęk Eddyego zanim Kevin w niego uderzył- co tak naprawdę nigdy się nie wydarzyło bo ekran zrobił się czarny. Ekran znów wrócił do normalności i widać było Kevina- po raz kolejny jadącego wprost na Eddyego – tym razem obraz był niezwykle mocno rozmazany-wszystko co widziałem to zielony kleks pędzący w stronę żółtego kleksa. Znów niski jęk, jednak tym razem brzmiał jak dźwięk z zepsutego mikrofonu i pojawiło się głośne buczenie, skutecznie przygłuszające jęk. Następnie pojawiła się scena, w której Edd śpi w łóżku Eddyego. Szczerze? Może nie wydarzyło się to nagle, a jednak podskoczyłem na krześle i trząsłem się jak osika. Budząc się, poruszał się niezręcznie po okrągłym pokoju, jego szybkie kroki można było usłyszeć, ponieważ odgłosy były bardzo wyraźne a ujęcie było jakby z lotu ptaka- ukazując drepczącego po pokoju Edda.
Nie było tam żadnych drzwi.
Edd zaczął wydawać odgłosy jak wydra coraz bardziej gorączkowo i maniacko krążąc po pokoju do momentu, w którym obraz znów zaczął się rozmazywać- purpurowy pokój zdawał się połykać pomarańczową plamę. Nastąpiło bardzo dużo przybliżenie na frontowe drzwi domu Eddyego; w absolutnej ciszy ten stan trwał około dwóch minut. Co najmniej dwie minuty przeraźliwej ciszy…
W następnej scenie widzimy Jimmyego i Sarah znajdujących się u lekarza. Jimmy jest zasłonięty przez wiszącą lampę. Razem głośno płaczą; Sarah próbuje dodać mu otuchy co raczej nie było w jej zwyczaju. „To boli Sarah, to boli”. Nagle drzwi z impetem się otwierają i wchodzi dentysta. Jest zbyt wysoki, żeby kamera uchwyciła jego twarz. Sarah została wyprowadzona z pokoju i kamera ukazała Jimmyego. Jego aparat na zęby był zniekształcony, przednia „szyna” wygięła się do góry rozciągając jego wargi bardzo mocno- w nienaturalnej proporcji. Z jego przednich dziąseł ściekała krew i brakowało zębów. Niepokojące było to, że został pozbawionych kończyn górnych (do przedramion) i dolnych; zdawał się mieć porażenie kończyn dolnych. Prawie się rozpłakałem, kiedy zrozumiałem, że to właśnie inni bohaterowie tak mocno go pobili i wygięli mu szynę. Kamera zatrzymała się na jego zdeformowanej twarzy przez kilka sekund- jak obrazek (znów w kompletnej ciszy).
Pojawiły się reklamy.
Gwałtownie zostajemy zaatakowani obrazem bardzo włochatego Rolpha, który siedzi w swojej bardzo ciemnej szopie i wciąż na nowo doi krowę. Trafiamy po raz kolejny na wizualną pętlę- ekran się rozmywa, do momentu aż nie wygasa.
Naz czyta jakiś magazyn na swojej kanapie. Jakość jest tym razem idealna (?)
Eddy jest teraz sam, bez Eda. Jakość się załamuje jeszcze bardziej niż na samym początku, a on ciągle chodzi, słońce świeci, co odzwierciedla jego nastrój, ponieważ uśmiecha się i zaczyna biec. Widzimy drzwi domu Eddyego i jesteśmy obserwatorami z jego punktu widzenia, kiedy ten dociera do drzwi i otwiera je. Jego dom jest miły, przytulny i jasny; grzmi bardzo kiepska gra na skrzypcach- jedyny dźwięk, który się pojawia, kiedy Eddy chodzi po swoim domu. Otwiera drzwi do swojego pokoju.
John znajduje się pod kanapą Naz i wyczołguje się z niej na czterech kończynach w prześmiewczy sposób podskakując za nią wciąż niezauważony. Zaśmiałem się, bo ktoś zapomniał dorysować mu oczy i przypominał mi kreta. Nagle przestałem się śmiać- zaczął połykać głowę Naz, nadal w kreskówkowym stylu, jednak to już nie było to samo. Naz zaczęła się rzucać i kopać. Johny stał w swojej pozycji aż znieruchomiała. Przybliżenie na jego twarz ujawniło obecność bardzo malutkich, lecz ludzkich oczu. Edd leżał w domu Eddyego, już się nie poruszał. Na koniec kamera ukazała dom Eddyego (około 3 minut) i pojawił się następny program…
  • 0

#163

Freyja.
  • Postów: 164
  • Tematów: 12
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 6
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Gładki, czarny kamień

Gdzieś na skraju Oceanu Spokojnego, na pewnej zapomnianej plaży w tropikach, jest duża, gładka skała leżąca poza zasięgiem najwyższych fal. Nie jest zniszczona, ani nie ma na niej żadnego znaku, gładki, czarny kamień odbija nawet najmniejszy promień światła. Jest zaokrąglony i uformowany w taki sposób, że jeśli jesteś ostrożny, podchodząc z jednej strony możesz wspiąć się na szczyt i stanąć na płaskim czubku kamienia.
Jeśli staniesz na tej skale podczas przypływu i pełni księżyca przy bezchmurnym niebie, będziesz mógł zobaczyć coś na powierzchni wody przed sobą. Delikatny promień światła, błysk czegoś czego nie będziesz mógł zidentyfikować. Będzie się stawało coraz jaśniejsze, łatwiej będzie Ci to zobaczyć kiedy uklękniesz, przysuniesz się bliżej krawędzi skały.
Kiedy będziesz już bliżej krawędzi niż jest to bezpieczne Twoja lewa noga ześlizgnie się z kamienia i spadniesz prosto do światła na wodzie. Nie będzie plusku, żadnego dźwięku, po prostu znikniesz w oceanie.
Nikt nie wie co się z tobą stanie kiedy znikniesz. Ale jest kilka osób, które twierdzą, że spadły właśnie z tego kamienia, a wydaje im się, że było to bardzo dawno temu. Według ziemskiego kalendarza nie było ich tylko jeden dzień, potem zostali wyrzuceni przez ocean na innej plaży, czasami w zupełnie innym zakątku świata. Ich oczy są puste, rzadko się odzywają, tylko czasami mamroczą coś o ognistych ścieżkach i demonach.

Julia Legare

Kilka lat temu spędziłem trochę czasu ze znajomymi przeszukując stare, prawdopodobnie nawiedzone, miejsca. Byliśmy w prezbiteriańskim kościele w Edisto, gdzie dziewczynka o nazwisku Julia Legare została pochowana w rodzinnym mauzoleum w 1852 roku. Ludzie często słyszeli nieziemskie krzyki, ale nigdy nie podjęli się wyjaśnienia sprawy. Piętnaście lat później, kiedy otwarto drzwi mauzoleum, aby pochować kolejnego członka rodziny, znaleziono ciało dziewczyny zwinięte w kącie z rękoma wyciągniętymi jakby wciąż próbowała znaleźć wyjście.
Moi znajomi pomyśleli, że to będzie świetny żart, żeby zamknąć za mną gigantyczne kamienne drzwi (które były wcześniej otwarte) i wrócić po mnie rano. Te sukinsyny zostawili mnie tam… Próbowałem i próbowałem, używając całej siły, ale nie mogłem przesunąć drzwi, potrzeba czterech osób, żeby je poruszyć. W ciemności, postanowiłem przeczekać noc.
Zwykle nie jestem bojaźliwy i nie łatwo mnie przestraszyć, ale siedząc w tam w stosunkowo małym pomieszczeniu, otoczony dziwną presją, której nie potrafiłem wyjaśnić, ciemność jakby starała się mnie pożreć. Czułem jakby z każdej strony duży ciężar naciskał na moją skórę, sprawiał, że ciężko było nawet oddychać. Musiałem siedzieć tam już od godzin.
Wtedy usłyszałem drapanie. Najpierw delikatne, byłem pewien, że to wytwór mojej wyobraźni, ale z czasem stawało się coraz bardziej natarczywe. Skuliłem się w kącie jak najdalej od drzwi i starałem się zakryć dłońmi uszy, ale nic nie mogło powstrzymać narastającej kakofonii. To mogło trwać przez kilka minut, ale każda sekunda była nieznośną wiecznością. Wtedy głośny krzyk odbił się echem w ciemności, był jak wyraz nieopisanego cierpienia i strachu. Drapanie ustało. Po raz pierwszy mogłem rozpoznać dźwięk dziewczynki szepczącej do siebie, żałosne wzdychanie kogoś pozostawionego bez żadnej nadziei. W tym momencie poczułem taki smutek, takie cierpienie, że zapomniałem o strachu. Całe jest cierpienie zdawało się odbijać w moim sercu. Niespodziewanie, zacząłem przepraszać za wszystko co jej się przydarzyło. Do diabła, część mnie chciała sięgnąć po jej ciało i przytulić ją do siebie, ale nie mogłem się na to zdobyć, ze strachu, że naprawdę mógłbym znaleźć jakieś ciało. Nie wiem czy ona mnie słyszała, albo czy chociaż wiedziała o mojej obecności, ale wciąż słyszałem jęki i drapanie paznokciami po kamiennych drzwiach grobu. W pewnym momencie zasnąłem, co było jak łaskawy dar od losu. Nie wiem jak długo spałem, ale obudziłem się kiedy drzwi z hukiem przewróciły się na zewnątrz. Po kolorze nieba domyśliłem się, że świt jest bliski, więc musiałem spać co najmniej kilka godzin. Wyszedłem na zewnątrz i skierowałem się do małej, otwartej kapliczki. Pomyślałem, że musiał to być oddzielony mini-kościół, schowałem się za drzwiami i czekałem na przybycie moich „przyjaciół”. Zastałem ich obok przewróconych drzwi, dwoje z nich klęczało obok nich z wyrazem szoku na twarzach. Wnętrze drzwi pokrywały krwawe ślady, niektóre z zadrapaniami od paznokci. Myślę, że musiała krwawić kiedy paznokcie wyłamały jej się z palców, ale nie jestem pewien. Najpierw spojrzeli na mnie, obejrzeli moje dłonie i nerwowo spoglądali po sobie. Byłem na nich naprawdę wkurzony i opowiedziałem im wszystko ze szczegółami, chcąc żeby wiedzieli przez co przeszedłem. W końcu kiedy ponuro doszliśmy do samochodu, ktoś się odezwał. Mój przyjaciel powiedział do mnie „Baliśmy się cokolwiek powiedzieć, ale spójrz na swoją twarz”.
Później dowiedziałem się, że wiele razy ludzie chcieli na zawsze zamknąć drzwi tego mauzoleum, włączając w to ciężkie zamki i łańcuchy, które wymagałby ciężkiego sprzętu aby je usunąć. Zawsze znajdowano rano drzwi leżące na podłodze. Ostatnia próba miała miejsce w latach 80. Tak jakby jakaś siła chciała zapobiec popełnieniu błędów z przeszłości. Jest coś co niezrozumiale sprawia, że czuję się bardzo spokojny kiedy myślę o wydarzeniach tamtej nocy.
Kiedy z tylnego siedzenia sięgnąłem do małego lusterka, zobaczyłem, że na mojej twarzy odbita jest krew. Tak samo jak na kamiennych drzwiach, na moich policzkach były krwawe linie, jakby kiedy spałem tamtej nocy ktoś delikatnie kołysał moją głowę rozszarpanymi palcami czując ciepło drugiego człowieka po raz pierwszy od ponad stu lat.



To moje pierwsze tłumaczenia w tym temacie, mam nadzieję, że jeszcze tego nie było.

Użytkownik Polly Jean edytował ten post 10.08.2010 - 14:44

  • 8



#164

LacrimasProfundere.
  • Postów: 32
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

"Ruda"

Jako dziecko byłam bita. Może nie tak często, jak moje rodzeństwo, ale byłam. Nigdy jednak nie uważałam, iż moja rodzina mogłaby zaliczać się do tych patologicznych.

Gdy miałam 6 lat, mama zaszła w ciążę. Bardzo się cieszyłam, że będę miała młodszą siostrzyczkę, którą będę woziła w wózku, jak inne koleżanki. Zawsze o tym marzyłam.
W końcu mamę zabrano do szpitala, a ja nie rozumiejąc powagi sytuacji, oczekiwałam, kiedy wróci do domu wraz z siostrzyczką. Trwało to strasznie długo. Zaczynałam się martwić.
Okazało się, że przebywała u mojej babci. To z obawy przed tatą. Gdy wracał do domu pijany, był strasznie agresywny. Krzyczał po mnie i chciał, abym dała mu się wozić w wózeczku… Ale przecież nie byłam już małym dzieckiem.

Do dziś nie wiem kto kupił tę lalkę, ani gdzie. Po niespełna roku mama wróciła do domu z rudą, długowłosą lalką, którą można było prowadzić za rękę. A ona szła i kiwała na boki swoją czuprynką.

Nie wiem już, nie pamiętam czemu to zrobiłam… wiem, że płakałam. Ona także.

Tej nocy wzięła do ręki nożyce od mamy i obcięłam tej lalce, jej piękne loki. Teraz wyglądała tak uroczo i niewinne… Zaczęła krzyczeć, więc zatkałam jej buzie, zaciskając drugą rękę na jej szyi. Strasznie się wiła, ale chciałam jej uświadomić, że jest bezpieczna i nic jej nie grozi… Byłam jej siostrą i kochałam ją. Coś musiało jednak pójść nie tak, bo kiedy już ucichła, ostatkiem sił próbowała złapać jakąś garść powietrza. Bezskutecznie. Po chwili zasnęła na zawsze. A ja włożyłam moją laleczkę do wózka i zaczęłam wozić ją po pokoiku. Hałas obudził ojca, który w pierwszej chwili kazał mi iść spać. Kiedy jednak spostrzegł nieruchomą buzię i łysą główkę, dotychczas rudej i uśmiechniętej dziewczynki, wpadł w szał.

Bił mnie wtedy bez opamiętania, nie dając szansy na wytłumaczenie. Dopiero, gdy bracia zorientowali się, co się dzieje, oddalili go ode mnie.
Niedługo po tym trafiłam do domu dziecka z zaostrzonym rygorem. Chcieli chyba ze mnie zrobić wariatkę, śledząc mnie na każdym kroku.

Teraz często przesiaduje nad grobem mojej rudej laleczki. Wciąż czuje, jak uśmiecha się do mnie gdzieś z oddali, zapraszając mnie do dalszej zabawy. Brakuje mi jej. Pocieszam się tylko faktem, że wokół jest sporo całkiem innych, z którymi także mogę się bawić…
  • 5

#165

stadlar.
  • Postów: 10
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

CARMEN

Wiele lat temu w stanie Indiana, Carmen Winstead została wrzucona przez pięć dziewczyn z jej szkoły do kanału. Chciały one skompromitować ją przed całą szkołą. Gdy Carmen długo nie dawała znaku życia, została wezwana policja. Funkcjonariusze zeszli na dół i wyciągnęli zwłoki 17letniej Carmen, denatka miała złamany kark od uderzenia w drabinkę. Na dnie kanału był beton. Dziewczyny powiedziały wszystkim, że Carmen tam wpadła sama...uwierzono im.
Kilka miesięcy po tym 16letni David Gregory przeczytał tę historię i nie przesłał jej dalej. Gdy poszedł wziąć prysznic, usłyszał dziki śmiech. Zaczął wariować i szybko pobiegł do komputera przesłać historię Carmen dalej. Potem powiedział "Dobranoc" swojej mamie i położył się spać, ale 5 godzin później matka obudziła się słysząc bardzo głośny hałas, a David zniknął. Policja znalazła go w kanałach, ze złamanym karkiem i pozbawionego skóry na twarzy.
Spróbuj chociaż wygooglować jej imię - zobaczysz, że to prawda. Jeśli nie prześlesz tego dalej dopisując: "Skrzywdzili ją", Carmen dorwie Cię, z kanału, toalety, prysznica, czy wtedy gdy będziesz spał. Obudzisz się w kanale, w ciemności, a Carmen zabije Cię i obedrze skórę z twarzy.
  • -2


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych