Skocz do zawartości


Zdjęcie

Creepypasty(urban legends)

Creepypasta Opowiadania Telewizja

  • Please log in to reply
1611 replies to this topic

#1501

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

La Llorona

 

„Mówią, że na tej rzece można usłyszeć szloch kobiety”- stwierdził Chuy, mój meksykański przewoźnik, kiedy odepchnął się od słupa przy brzegu.
„Żyła bardzo dawno temu…”
„Wiem”- przeszkodziłem podekscytowany- „Oszalała i utopiła swoje dzieci, a jej duch został przeklęty, by szukała swych pociech przez całą wieczność.” Byłem dumny z tego, że tak dobrze znałem regionalne przesądy. „Mówią, że jeśli słyszy się szloch tuż przy łodzi, to nie ma się czego bać; dopiero, gdy robi się naprawdę cicho to jest już za późno na…Chuy?”
Zniknął. Kiedy echo mojego głosu zamarło, zdałem sobie sprawę, że znalazłem się poza zasięgiem brzegu. Nie było śladu ani przewoźnika ani słupa, niczego… Była tylko cisza.

 

 

 

 

Zaburzenie

 

Mam zaburzenie obsesyjno-kompulsywne. Nie mam obsesji sprzątania czy sprawdzania czegoś milion razy; po prostu nienawidzę liczb nieparzystych. Ciężko to wytłumaczyć, zwyczajnie nie czuję się z tym komfortowo, w związku z czym staram się to korygować. Widzę jednego buta na podłodze, zaraz szukam drugiego aż nie załagodzę niepokoju będącego nie do zniesienia. Produkty spożywcze kupuję podwójne. Mam nawet dwa auta, choć jeżdżę tylko jednym.
Byłem wniebowzięty, kiedy na świat przyszły moje dzieci. To były bliźniaki jednojajowe, niemal identyczne. Stanowiły cały mój świat i przez wiele lat moja choroba była pod kontrolą. To niesamowite jak miłość do stworzeń, które sam stworzyłeś, może diametralnie zmienić sposób twojego myślenia.
Bezsensownym wydało mi się myślenie, że liczby nieparzyste mogły zapanować nad moim życiem. Dzięki Bogu za cud życia.
Kiedy moja córka Sally zachorowała na zapalenie płuc, wywołało to u mnie depresję. Patrzyłem, jak moja słodka, mała dziewczynka gaśnie w moich oczach. Usiadłem przy jej łóżeczku, kiedy przyszła pielęgniarka i naciągnęła prześcieradło na jej twarzyczkę.
Patrząc na ten zabieg, nogi zaczęły mi się trząść.
Zimny pot oblał mi czoło.
Nienawidzę liczb nieparzystych.
Co zrobię z tą drugą?

 

 

 

 

 

Wampir

 

Czy kiedykolwiek wszedłeś do pokoju i natknąłeś się na wampira?
Nie, nie wampa, tylko przerażającą bestię z kościstymi szponami i bladą skórą? Taki, który warknie, kiedy przekroczyć próg pomieszczenia, jak zwierzę gotowe do ataku? Taki, który przykuje Twój wzrok swoim hipnotycznym, przyciągającym spojrzeniem, uniemożliwiając ci ucieczkę? Czy Twoje serce zacznie przeraźliwie kołatać w piersi, a nogi odmawiać posłuszeństwa? Czy czułeś spowolniony czas, kiedy kreatura przemierzyła pokój w ciemności w mgnieniu oka?
Czy wzdrygnąłeś się z przerażenia, kiedy jedna z łap opadła ciężko na Twoją głowę, a druga objęła policzek, by móc w sekundę odsłonić Twoją bezbronną szyję?
Czy pisnąłeś, gdy ostry, suchy język przemknął po Twojej tętnicy?
Czy poczułeś gorący oddech wypuszczony razem z sykiem na Twojej szyi, gdy próbował wyczuć Twój puls- strumień życia płynący wprost do mózgu? Czy może język spoczywał w bezruchu, napawając się Twoim strachem? Czy wreszcie doświadczyłeś pogłębiającej się, wysysającej życie ciemności, kiedy uświadomiłeś sobie, że nie wszystkie wampiry żywią się krwią- niektóre żerują na wspomnieniach?
Cóż, było tak?
Może i nie. Ale pozwól mi inaczej zadać to pytanie:
Czy kiedykolwiek wszedłeś do pokoju i nagle zapomniałeś, w jakim celu tam poszedłeś?


Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 26.05.2014 - 15:22

  • 3

#1502

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Szepczący na linii

 

Są to autentyczne rozmowy pochodzące z różnych miejsc świata. Rozmówcy zadzwonili na numer alarmowy, mówiąc szeptem.

 

 

Rozm. nr 1

 

-Słucham, numer alarmowy

- Właśnie jestem z synkiem w lesie. W miejscu gdzie kończy się synek jest coś dziwnego i strasznego. To niepokojące, proszę zabierzcie to

 

 

Rozm. nr. 2

 

- Słucham, numer alarmowy

- Jesteśmy z żoną w sypialni. Coś hałasuje w domu, alarm się nie włączył, więc to coś nie pochodzi z zewnątrz, musiało tu być dużo wcześniej... Boimy się, to coś wyłączyło prąd, nie mamy żadnej broni


Użytkownik Black_ket edytował ten post 27.05.2014 - 21:22

  • 3

#1503

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Kanibal

 

 

 

Ludzie mówią, że jestem niepokojący. Widzisz, odczuwam pożądanie do ludzkiego mięsa. Kanibalizm wydaje się obrzydliwy dla większości ludzi, ale nie mogę się powstrzymać. Nie tyle smak mnie podnieca, co emocje przy zabijaniu. Jestem podniecony niczym lew na łowach. Unieszkodliwić mój cel po długich podchodach.
Schowałem się u niego w domu, uśpiłem jego czujność, żeby miał fałszywe poczucie bezpieczeństwa. W momencie, gdy wyczułem, że opuścił gardę, zaatakowałem z całą siłą nieustraszonego drapieżnika. Teraz przeżuwam jego jelita, a on patrzy i jęczy. Och, cóż za rozkoszna nagroda! Uwielbiam słuchać ostatnich słów moich ofiar, kiedy szczerzę kły w uśmiechu znad ich wnętrzności.
„za…za…”- wykrztusił z wysiłkiem. Jestem pewien, że ból i szok były dla niego za duże do zniesienia.
„Zabić cię?” Zaśmiałem się szyderczo „Na to jeszcze zdecydowanie za wcześnie!”
„zap C… mam… zapalenie wątroby C”

 

 

 

W potrzasku

 

 

Minęło 49 godzin od momentu, kiedy zgasło moje źródło światła, pogrążając mnie w ciemnościach. Nie widzę własnej ręki w tej ciemnej otchłani. Nie mogę zrobić nic innego, jak liczyć czas do mojego końca. Pocieram dłonie, biegam palcami po twarzy, żeby tylko coś poczuć. Nie ma już nic, oprócz czekania. Od czasu do czasu dostrzegam malutki punkcik światła, losowe pobudzanie siatkówki przez fotony lub zabłąkane cząstki przemieszczające się po ziemi, lecz nic więcej- tylko ułamki sekund dające fałszywą nadzieję w tej wszechogarniającej czerni.

Ciemność musi już na mnie oddziaływać, bo czuje jak moje opanowanie i ostrość umysłu umykają. Jedyne, co trzyma mnie przy zdrowych zmysłach to echo wody przepływającej tuż obok mnie. Najmroczniejszy pokój wydaje się być błyskiem powierzchni Słońca w porównaniu z tym miejscem i pomyśleć, że przyszedłem tu dla rozrywki!
Brak oświetlenia niszczy mój umysł. Kręci się i wiruje w zawrotach głowy przez trzy dni picia alkoholu. Ściany wirują niczym oko cyklonu; jeśli tylko bym je mógł zobaczyć. Zwymiotowałem wodę, którą piłem i położyłem się obok chłodnej skały, modląc się o jakiś symbol łaski. Podniosłem się i znów zwymiotowałem. W spazmach, myślałem tylko o samobójstwie i zanosiłem się od śmiechu, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie będę mógł zrobić tego bezboleśnie.
Wirowanie zwolniło do przywoływanych we wspomnieniach filiżankach z wesołego miasteczka i wypiłem trochę więcej wody. Ironia bycia uwięzionym z dostępem do źródełka nie opuszczała mnie. Trzy tygodnie. Tyle czasu przeciętny człowiek potrafi przeżyć bez jedzenia jeśli posiada stały dostęp do świeżej wody. W połączeniu z 6 batonikami sportowymi w plecaku, mógłbym trzymać się przy życiu jeszcze miesiąc, może półtora. Sześć tygodni ciemności, wirowania, wymiotowania i wody. Najśmieszniejsze jest to, że jest to najlepsza woda, jaką kiedykolwiek piłem.

„Znaleźliśmy ciało Pani syna wewnątrz małej jaskini jakieś 150 metrów od ścieżki”- tłumaczył przez telefon Strażnik Parku pogrążonej w żałobie kobiecie. „Jak dotąd udało się ustalić, że w jaskini, którą odkrywał zapadł się sufit. Posiadał ze sobą batoniki sportowe i stały dostęp źródlanej wody”

„Jest Pani pewna, że chce Pani to wiedzieć?”

….

„W porządku. Wstępny raport wskazuje na to, że żył około trzech tygodni. Jego śmierć nastąpiła poprzez wygłodzenie w połączeniu z hipotermią”

….

„ Nie, proszę Pani, nie był zdolny do wydostania się na zewnątrz. Nie było zresztą takiej potrzeby”

….

„Cóż, mam na myśli to, że Pani syn znajdował się zaledwie 3 metry od wyjścia jaskini.”
…..

„Proszę Pani, wiem, że jest Pani zdenerwowana, ale musiało nas nie być w pobliżu, kiedy wołał o pomoc.”

….

„Cóż, patolog twierdzi, że kamień spadł z sufitu jaskini, uderzając Pani syna w głowę, wywołując drobnego krwiaka podtwardówkowego w specyficznym miejscu w jego mózgu.”

….

„Nie, proszę Pani, był przytomny. Oznacza to, że Pani syn niemal całkowicie stracił wzrok.”


Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 27.05.2014 - 17:44

  • 5

#1504

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Meduza

 

 

Pozwólcie, że powiem Wam coś o meduzach.

Typowa meduza przechodzi cztery etapy życia:
Zaczyna od postaci larwalnej- planuli, gdzie przechodzi w bardziej stagnacyjną postać polipa ulegającej następnie strobilizacji do ostatecznej formy- meduzy.
Strobilizacja polega na tym, że polip „odcina” swoje poszczególne części, które stają się meduzą.

Jeśli wg ciebie nie jest to fascynujące, musisz wiedzieć, że istnieją gatunki meduz, które potrafią odwrócić proces strobillizacji i przekształcić się w poprzednią formę polipa, który z kolei ponownie stworzy meduzę, ten natomiast może powrócić do formy polipa i tak w nieskończoność.
Ogólnie rzecz biorąc, ten rodzaj meduzy jest nieśmiertelny.

Jak sobie pewnie wyobrażasz, współczesne nauki medyczne są niezwykle zainteresowane tym gatunkiem. Wręcz zafascynowane. Wiem to, ponieważ, powiedzmy, że mam „przyjaciela”, który kiedyś eksperymentował z tym konkretnym gatunkiem w związku z ich niesamowitymi cechami.

Mój „przyjaciel” jest biologiem syntetycznym, czyli wie wszystko na temat genów i jak nimi manipulować, reprodukować lub zmieniać ich sens. Wiadomym było, że kiedy otrzymał zaproszenie na przyłączenie się do projektu, który dałby mu mnóstwo czasu i środków by zająć się na poważnie badaniem tych stworzeń, nie zastanawiał się długo. Niestety, zgodził się wiedząc, jakie okropne rzeczy on i jego zespół będzie robił i mając świadomość, że ujdzie im to na sucho. Jak wszyscy wiemy, dla niektórych badaczy wyniki są istotniejsze niż jakiekolwiek koszty poniesione do osiągnięcia celu.

Zaczęło się niewinnie. Firmy farmaceutyczne opłacały projekt, a on posiadał profesjonalne laboratorium przepełniony sprzętem i asystentami; wszystko gotowe do pracy.
Mikroskopy, wirówki, potężny komputer analityczny i oczywiście wielkie zbiorniki wodne z idealnymi parametrami do rozwoju meduz. Miesiącami szczęśliwe przeprowadzał swoje badania nad różnymi etapami rozwoju meduz. Analizował ich genetyczną strukturę, przeprowadzał testy, ogólnie rzecz ujmując była to dobra, uczciwa nauka.
Następnie wyizolował kilka genów, które mogłyby posłużyć nauce. Geny kontrolujące odmłodzenie i transformacje gatunku. Oczywiście, w tym momencie wszystko zaczęło iść w złym kierunku.

Zaczęło się od nowego zbiornika wodnego. Jego kształt i rozmiar nie miał nic wspólnego z meduzami. Następnie zaczęto zwalniać asystentów, jeden po drugim. Nowi asystenci wydawali się zdystansowani i chłodni. Oh, robili wszystko, co im kazał, ale nie było między nimi żadnej więzi, żartów, tylko chłodny profesjonalizm. Potem pojawiło się nasienie. I komórka jajowa. Ludzkie nasienie i komórka jajowa. Wiedział, czego od niego żądają. Poszedł do pracy.
Zmiany wprowadzano w laboratorium, kiedy pracował. Jedna część była gruntownie sprzątana, dobudowano szklany pokój wyposażony w łóżko, stół, telewizję, zbiornik i coś, co przypominało echo skop.

 

Pewnego dnia pracownik jednego z firm farmaceutycznych wszedł do laboratorium.
„Jesteś gotów?”- zapytał. Mój przyjaciel wiedział, co nieoczekiwany gość ma na myśli. Próbował tłumaczyć, że był w stanie dodać części wyizolowanego DNA zarówno do plemnika jak i komórki jajowej, i owszem, doszło do zapłodnienia jajeczka zmodyfikowaną spermą, jednakże niemożliwe było przejście kolejnych faz rozwoju zarodka, by przeprowadzać dalsze eksperymenty.
Odpowiedź mężczyzny była prosta:
„Moi pracownicy uważają, że jest to dla ciebie wykonalne”

Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach zrezygnowałby w tym miejscu, ale mój przyjaciel owładnięty był obsesją i zafascynowany swoimi wynikami do tego stopnia, że pozwolił swojej ciekawości i ambicji przyćmić ocenę sytuacji.

Wprowadzili więc kobietę. Młodą. Przestraszoną. Miała strupy po met amfetaminie na twarzy. Oczywistym było to, że miała wybór: albo eksperyment albo śmiertelne pobicie przez jej alfonsa. Zaprowadzili ją do pokoju, wpakowali odpowiednią ilość farmaceutycznie czystej met amfetaminy, by nie zdechła na miejsca i to było tyle.
Trzymali ją tam tydzień, najpierw by oczyścić ją z narkotyków, wprowadzili zdrową dietę (cóż, na tyle zdrową, na ile pozwalały jej regularne dawki met amfetaminy w międzyczasie) i obserwowali jej polepszający się stan psychiczny. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak musiało wyglądać jej poprzednie życie, skoro wybrała sterylne środowisko laboratoryjne niczym szczur.
Poprosiła go, by nazywał ją Lucy.

 

Po tygodniu nie mógł już przetrzymywać swoich asystentów dłużej. Nastał czas zapłodnienia Lucy.
Spędził godziny rozmawiając z Lucy. Musiał ją znać od podszewki, a że nie była specjalnie bystra, zdawała się współpracować i nawet luźno żartowała. Kontrast charakterologiczny między nią a nowymi asystentami był tak duży, że nie dało się jej nie polubić.

Jednak jej nastrój się zmienił. Mówiła coraz mniej i siedziała na łóżku godzinami, gapiąc się na zbiorniki z meduzami i polipami w laboratorium. Kiedy była już na półmetku ciąży przestała jeść aż do  dnia, kiedy jeden z asystentów przyniósł sashimi na lunch. Nagle odparła, że jest znów głodna i poprosiła o porcję asystenta.

Raz w tygodniu przychodził lekarz używając echoskopu, który był skrzętnie chowany przez moim przyjacielem, z jakichś powodów. Czasem próbował nawet zaglądać przez ramię doktora, lecz zawsze zdarzało się, że jakiś asystent „całkiem przypadkiem” stawał na drodze i zasłaniał cały widok. Twarz lekarza natomiast wydawała się kamienna. Żadnych emocji.

 

Miesiąc przed porodem Lucy przestała mówić. Prawie w ogóle nie reagowała na nikogo, tylko siedziała na brzegu łóżka i gapiła się w jeden punkt. Jedna rzecz wywołująca u niej jakąkolwiek reakcję, była dwukrotna dawka met amfetaminy dziennie, na której nadal była. Odkąd zaczęto ją monitorować dniem i nocą, zauważono, że przestała również spać. Przynajmniej, z tego co wywnioskowali, mogli uznać jej stan aktualny za „świadomy”.

Mój „przyjaciel” natomiast spał, choć wolałby nigdy tego nie robić. Sny były okropne. Coś mówiło do niego, mlaskało, lecz nigdy nie mógł uchwycić sensu słów. Często budził się z uczuciem macek na twarzy, oplatającym się wokół jego głowy. Musiał to być stres związany z eksperymentem.

Lucy zmarła. Po prostu, cóż, jej funkcje zwyczajnie ustały. Ze łzami w oczach zadzwonił do przełożonego, który niespecjalnie przejął się śmiercią obiektu badawczego. W mniej niż pół godziny zespół ubrany w hermetyczne kombinezony wtargnęło na teren laboratorium i wyłożyli szklany pokój plastikowymi płachtami. Nie zezwolono mu na wejście do pomieszczenia, jednak słyszał różne odgłosy. Mdlący dźwięk rozrywania… Coś, co przypominało płacz dziecka, choć brzmiało, z braku lepszego określenia, galaretowato.

 

Zabrało mi to niecałe 15 minut, by wyjść z jednym ze specjalnych, później dowiezionych zbiorników. Nie mógł zobaczyć, co było w środku, ze względu na błyszczący, jasny płyn wypełniający zbiornik do połowy. Jedynie owalny, pływający kształy. Owalny, ruszający się, pływający kształt.
Po wszystkim nastąpiły podziękowania za współpracę, wyrażenie nadziei na ponowne złączenie sił w projektach na przyszłość i wynocha z ośrodka.

Mój przyjaciel wciąż ma sny każdej nocy, ale teraz wilgotny, bulgocący głos był bardziej zrozumiały. Wiele ze słów nadal mu umykało, jednak ostateczne przesłane tuż przed przebudzeniem, zawsze było wyraźne:
„Pozwól, że powiem Ci coś o meduzach. Ogólnie rzecz ujmując, są nieśmiertelne.”


  • 2

#1505

andkar94.
  • Postów: 105
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Szepczący na linii II

 

Druga część przerażających, szepczących rozmów

 

 

Rozm. nr 3

 

- Numer alarmowy, słucham

- Dzieje się coś dziwnego. Przed chwilą nad głową przeleciał nam bardzo duży, bezdźwięczny obiekt.
- Spokojnie, gdzie się znajdujecie?
- Jestem z koleżanką w lasku koło Imbrisis. Obiekt wylądował niedaleko nas. Teraz wydaje bardzo dziwne dźwięki, przyjedźcie tu proszę, boimy się...

 

 

Rozm. nr 4

 

- Słucham, numer alarmowy

- Zabiłem żonę. Nie, ja nie jestem chory. Strasznie żałuję.
- Dlaczego pan to zrobił
Ona była... jakaś dziwna, kiedy wróciłem do domu. Stała tyłem w kącie. wymawiała nieznane mi słowa, jakby łacińskie... nie wiem czemu. Jeszcze ten głos... Boże. To nie mogła być ona. Kiedy podszedłem odwróciła się i zawarczała, jak pies. To było straszne...
- I co pan zrobił
- Odcio...
- Halo? halo?

 

 

Rozm. nr 5

 

- Słucham, numer alarmowy

- Jestem sama na peronie w Springfield, czekam na nocny pociąg o 2.38. Ma przyjechać dopiero za 20 minut. Coś jednak zbliża się do stacji... i na pewno nie jest to pociąg...


  • 2

#1506

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Prawdziwa creepypasta

 

 

Ok., najwyraźniej oszalałam. To możliwe. Nie mam na myśli tego rodzaju szaleństwa, którymi szczycą się w Internecie przygłupie dwunastolatki. Nie, myślę, że odchodzę od zmysłów. Po prostu… widzisz, czasem moja wyobraźnia wyprzedza mnie samą. Czy to kiedykolwiek było prawdziwe? Czy ktoś pamięta „abistigmata” oprócz mnie?

 

 

 

Chciałabym opisać wszystko jak najkrócej, ale nie mogę. To coś poważnego. Coś… realnego. A przynajmniej tak mi się wydaje. Powiedziano mi, żebym zrobiła z tego creepypastę, ale opowieść jest tak niepokojąca, że nie wymaga dodatkowego upiększania, by taką się stać. Jeśli chcesz wiedzieć, o czym będzie historia, to jest to opowieść o fanie creepypast, który robił coś o wiele więcej niż tylko zaczytywał się w miejskich legendach. Proszę cię, przeczytaj.

 

 

 

Oto, co się wydarzyło. Wydarzyło się naprawdę. Wiem, że tak było. Zaczeło się, kiedy oglądałam jeden z filmików TheLittleFears na Youtube w roku 2010 i natrafiłam na zasugerowany przez stronę filmik o intrygującym tytule „Don’t Walk Down Walnut Street”. Kliknęłam więc. Niby zwyczajny tytuł, sęk w tym, że mieszkałam na tej ulicy. Użytkownikiem był „abistigmata”; dopiero później dowiedziałam się, że to skrót od „Abby Stigmata”. Wideo miało niemal 200 000 wyświetleń. Historia była typowym opowiadaniem, a jednak dał mi koszmary i bezsenne noce przez tydzień.
Sama opowieść nie była niczym więcej jak ten z rodzajów „ktoś cię obserwuje”. Najstraszniejszym elementem było to, w jaki sposób autor czytał to opowiadanie. Miał absolutnie idealny głos do czytania creepypast. Był to jeden z tych niesamowicie seksownych głosów z nutą wschodnio- europejskiego akcentu; czytał, jakby nikogo poza nim nie było. Nie odgrywał roli ofiary, a raczej wcielił się w rolę oprawcy. To głos uczynił go tak sławnym.

 

 

 

Niedługo po tym odkryłam, że posiada konta na paru innych stronach oprócz Youtube (żeby nie być gołosłowną podam Deviantart i Reddit) i wszystkie z tą samą nazwą „abistigmata”. Był całkiem popularny, niektóre z jego filmików osiągały po 150 000 wyświetleń i zauważyłam, że stworzył nawet temat „zapytaj mnie o wszystko” na reddit.com.
Byłam niezwykle podniecona jego głosem i okazało się, że nie byłam jedyna. Prawie każdy słuchacz w komentarzach wspominał o głębokim, atrakcyjnym akcencie i nie minęło dużo czasu, żebym chciała usłyszeć więcej.
Kiedy przesłuchiwałam kanał „abistigmata”, który zaczął około 2005 roku, dostrzegłam, że cyklicznie dodawał filmy o sobie w postaci FAQ- odpowiadając oczywiście swoim seksownie niepokojącym głosem. Jak dotąd było ich pięć w przeciągu pięciu lat.
Obejrzałam pierwszy z nich, z 2005 roku. Mówił o tym, że ma rosyjski akcent, gdzie dorastał przed przeprowadzką do Ameryki. Zbliżał się do trzydziestki i mieszkał samotnie. Właściwie to było wszystko, co o sobie opowiedział- reszta informacji odnosiła się do tego, gdzie znajduje miejskie legendy, czy sam jest ich autorem, coś o modyfikacjach technicznych komputera i tym podobne. Był bardzo zdystansowany w dzieleniu się informacjami na swój temat, co podziwiałam i uznałam za plus jego decyzję o nie pokazywaniu swojej twarzy w Internecie.

 

 

 

„Abistigmata” nie tylko czytał. Odgrywał też pewne sceny. Niektóre z nich kręcone były profesjonalnie, jak filmy, inne przypominały kręcone z ręki „Paranormal Activity”. Było ich tylko 12, w których role odgrywały jedna lub dwie osoby, nigdy abistigmata we własnej osobie. Wyglądało to na współpracę z innymi użytkownikami Youtube lub reddit, ponieważ w napisach końcowych, w specjalnych podziękowaniach widniały jedynie ich nicki jak „annaxxholic” albo „josho417”  zamiast zwykłych imion i nazwisk.
Co istotne, aktorzy nigdy się nie powtarzali.
Zasłuchując się w jego odczytywanie creepypast i odpowiadanie na FAQ, zaczęłam czuć, że coś z nim jest nie tak. Był nad wyraz pewny siebie, jakby wiedział, coś czego my nie wiemy i przerażało mnie to. Zamiast dzielić z nami lęk, on powodował, że wydawało się to jeszcze straszniejsze.
Odkryłam dwie rzeczy, które powodowały u mnie gęsią skórkę i doszłam do wniosku, że muszę znaleźć kogokolwiek, kto go jeszcze pamięta.

 

 

 

Jedną z nich był sposób, w jaki radził sobie z haterami.
Jak wszystkie gwiazdy Youtube, szczególnie te wyjątkowe i wygadane, abistigmata miał masę haterów. Żałosne komentarze 12-latków zostawiał bez odpowiedzi. Jednak od czasu do czasu zjawiła się osoba, która wyjątkowo przemądrzale i zjadliwe skomentowała jego oklepany, straszny głos. Tym, którym mógł, odpowiadał. Niektórzy z nich nie drążyli więcej temat i dobrze dla nich. Czasem jednak nie ustępowali. Jeśli byli wystarczająco uparci, abistigmata ni stąd ni zowąd zostawiał ostatnie zdanie: „Myślę, że nakręcę dzisiaj film”
Komentarz ten otrzymywał najwięcej plusów i tak jak zapowiadał, zawsze pojawiał się jeden z jego odgrywanych filmów tego samego dnia. Po jakimś czasie, zacząłem dostrzegać, że coś jest bardzo nie tak z tym procederem.

 

 

 

Zaczęło się miesiąc temu, kiedy natknęłam się na sam środek prawdziwej internetowej wojny. Wszystko kręciło się, jak już się pewnie domyślacie, wokół religii. Najwyraźniej abistigmata był satanistą lub kimś w tym rodzaju a jakiś dzieciak „TheJorMan”, który również był fanem posiadania wielu kont z tą samą nazwą na różnych stronach miał z tym jakiś problem. Samo jądro wojny odgrywało się na Youtube, ale kiedy odwiedziłam profil TheJorMan dowiedziałam się, że ma również konto na reddit. Będąc wtedy ograniczoną umysłowo fanką abistigmata postanowiłam, że odegram WIELKĄ rolę w tej dyskusji minusując posty TheJorMan na reddit.com
Weszłam więc na jego konto, spełniłam swój obowiązek, po czym powróciłam na Youtube, by z przyjemnością stwierdzić, że abistigmata wypowiedział swoje magiczne słowa. Czując tryumf zwycięstwa zdecydowałam poszpiegować trochę konto TheJorMan na reddit, jednak kiedy na nie kliknęłam zauważyłam coś niepokojącego. Zmieniło się. Jego wszystkie komentarze zniknęły, to samo z postami. Kiedy odświeżyłam stronę nakierowało mnie kilkakrotnie na zakładkę reddita z informacją o uszkodzonej stronie, po czym przekierowało mnie na listę użytkowników, gdzie nick „TheJorMan” widniało jako usunięte. Pomyślałam, że to trochę dziwne, ale zapomniałam o tym w przeciągu godziny.

 

 

 

Tej samej nocy abistigmata stworzył kolejną odgrywaną creepypastę. Nie była oryginalna, ale dziwnie przerażająca. Opowiadała o myśliwym, który znajduje chatkę w środku lasu wypełnioną portretami, po czym rano okazuje się, że były to okna. Potem abistigmata pokazał część opowieści, która nie pojawiła się w oryginalnej wersji pasty. Myśliwy uciekał między drzewami, łapczywie chwytając powietrze, wydawało się, że był bliski płaczu, od czasu do czasu oglądał się za siebie.
Praca kamery była bardzo chaotyczna; widać było, że sam aktor trzyma sprzęt. Nastąpił krzyk myśliwego i kamera upadła na ziemię, ukazując zmasakrowaną twarz ofiary w dużym powiększeniu. Następnie mężczyzna powoli został odciągnięty i nastąpiło cięcie. Miałam właśnie przejść do kolejnego filmiku, kiedy moim oczom ukazały się specjalne podziękowania dla „TheJorMan”. To były jedyne napisy końcowe. Sprawdziłam deskrypcje i nigdzie nie był wymieniony żaden aktor oprócz „abistigmata”. Nikt w komentarzach nie zwrócił uwagi na ten zbieg okoliczności.

 

Szukałam konta „TheJorMan” na Youtube i natrafiłam na informację o usunięciu użytkownika, to samo z reddit. Wiadome było, że tym sposobem nic nie uda mi się znaleźć, więc zaczęłam grzebać w Internecie na temat abistigmata. Przeszukałam wszystkie nicki ze specjalnych podziękowań w napisach końcowych. Google, Youtube nawet Tumblr- wszystkie konta były nieaktywne, choć ślad ich obecności pozostał.
Szukałam wskazówek dość intensywnie i wnikliwie aż do początków 2000 roku natrafiając na konto Deviantart. I tam właśnie, wśród starych rysunków, znalazłam drugą niepokojącą rzecz, która mną wstrząsnęła.

Abistigmata zawsze publikował posty z bardzo przerażającymi rysunkami na jego koncie i nawet te wcześniejsze nie wyróżniały się tematycznie. Potem trafiłem na post, którego żałuje, że nigdzie nie zapisałam na twardym dysku.
Tytuł brzmiał „Dark Harbrinder” i był pełną wersją aktualnego awatara abistigmata na Deviantart i Youtube. Była to czarno-biała fotografia utrzymana w ciężkich klimatach, mężczyzny bez koszulki z długimi czarnymi włosami robiącemu „zdjęcie w lustrze” iPhonem w brudnej łazience pokrytej krwią. Włosy zakrywały oczy, arogancki uśmiech lśnił  na jego twarzy, a za nim była para ogromnych skrzydeł z czarnymi piórami.
Miałam zamiar zostawić komentarz, kiedy dwie rzeczy przykuły moją uwagę.
Pierwsza to była data publikacji fotografii, a druga fakt, że trzymał iPhona.
Post opublikowano w 2004 roku, trzy lata przed ukazaniem się iPhona w sprzedaży. Sprawdziłam, czy zdjęcie było edytowane. Nie było.
Potem zrobiłam coś, czego nigdy przenigdy nie powinnam była zrobić.

 

 

 

Napisałam do niego.
Napisałam do samego „abistigmata” przez wszystkie media, jakie przyszły mi do głowy. Stworzyłem nawet konto na Tumblr, żeby go tam złapać. Reddit, Youtube, Deviantart, cokolwiek. Nie pamiętam nawet, co konkretnie napisałam. To było coś w stylu :” co się stało z TheJorMan i dlaczego Dark Harbrinder trzyma iPhona w 2004 roku?
Czekałam, lecz nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Podejrzewałam, że nawet nie sprawdza większości takich wiadomości.
Po dwóch tygodniach ciszy abistigmata wstawił kolejny filmik. Zwykłe wideo z czarnym ekranem i on czytający kolejną creepypastę.
Ale to nie była creepypasta. Nawet nie wiem, jak to opisać. To było dziwne. Nienaturalne. To było coś złego do szpiku kości.
Wywołuje to we mnie spazmy paniki, nawet kiedy tylko o tym pomyślę. Musiałam przesłuchać to co najmniej z 30 razy, a moje serce wyskakiwało mi z piersi za każdym razem, jakbym widział ten sam przerażający obrazek. To był jedyny dowód jaki miałam… choć bardzo słaby. Wszystko Wam wyjaśnię, ale najpierw przeczytajcie skrypt. Przepisałam go w całości. Na papierze, żeby nie mógł do mnie dotrzeć.

 

 

 

„Jesteś młodym dzieciakiem. Szesnaście lat, włosy jasny blond, nawet nie masz jeszcze prawa jazdy. Próbujesz nawet przekonać samego siebie, że musisz zacząć się golić. Ale serio, Jordan, jesteś tylko dzieciakiem”
„Nie jesteś naiwny, Jordan. Zatwardziały przez Internet, nie boisz się strasznych historii i patrzysz z wyższością na innych. Też na tych, którzy czytają creepypasty. Siedzisz przy biurku, maniacko wstukując na klawiaturze słowa w swój biały komputerek, który tatuś i mamusia ci kupili. Toczysz pianę z ust- „przestań się podniecać tym kolesiem. Nie wkłada żadnego wysiłku w swoje filmy. Potrafi tylko gadać. I to z fałszywym akcentem. Koleś jest frajerem i nabija sobie innym frajerami popularność. TheLittleFears i Marble Hornets są o niebo lepsi!” ”

„Cóż, Jordan. To jest po prostu niegrzeczne. Nie pozbierałbyś wskazówek nawet wtedy, gdybym Ci odpowiedział na wszystkie pytania. Ale kiedy po Ciebie przyjdę, będziesz wiedział. Poczujesz się niepewnie. Ekran zrobi się czarny. W mgnieniu oka, oślepi ci błysk reflektorów. Będziesz wyluzowany. Nie daj się oszukać. To nie są Twoi przyjaciele wykręcający ci niesmaczny żart. To będę ja. Tylko ja. Niczym się nie martw, Jordan. Wszystkim się zajmę. Nie będziesz musiał się nawet ruszać. Tak czy siak, nie będziesz w stanie.”

„Nie będziesz w stanie mówić. Tak jak myśliwy nie wypowiesz ani słowa. Nie będziesz mógł kontrolować swojego ciała… jedyne, co ci pozostanie to lęk. Lęk to jedyny pewnik, Jordan. Tak samo jak u Michaela, Joshua, Rumer i Anny oraz wielu innych, którzy przekroczyli pewne granice. Cierpienie, krew i ciemność będą prawdziwe, Jordan.”

„Ale nie historia… Ponieważ, jak wiesz, creepypasty nie są prawdziwe. To… wszystko… jest… grą.”
Odczyt trwał dwie minuty, natomiast samo nagranie trzy. Nerwowo przeskoczyłam do końca sprawdzić, czy nie ma jakiegoś streamera, ale nie było nic, pustka, więc siedziałam jak ta kretynka i przeglądałam trzydzieści sekund czarnego ekranu, kiedy usłyszałam bardzo charakterystyczny głos, jeszcze bardziej głęboki niż zwykle :” Czy odpowiedziałem na Twoje pytanie, Emily?”

 

 

Mówił do mnie. Mówił wprost do mnie przez ekran komputera, wiem o tym, bo to moje imię.
Nie mogłam nic o nim znaleźć. Nigdzie. Jego filmiki FAQ miały ponad milion wyświetleń każde z osobna a nie mogłam znaleźć nikogo, kto by o nim coś wiedział. On natomiast dobrze wie, kim jestem.
Filmik ten ma 4 tagi. Pierwsze to „Emily”. Drugie to moje imię. Trzecie „Walnut Street”, a czwarte „4:35”, czyli dokładna godzina, w której kliknęłam w wideo. Na samym końcu bardzo szybko mignęło pewne zdanie, które musiałam zatrzymać, by je przeczytać.

 

Jako ciekawostkę załączam stronę, na której opisany jest Abistigmata. Pod koniec wpisu widzimy dziwny zlepek słów, gdzie autor jest przekonany, że nic takiego nie zamieścił:
http://speedydeletion.wikia.com/wiki/Abistigmata

Wiele osób potwierdza, jakoby rzeczywiście istniał taki użytkownik. W szczególności wspominają jego niezapomniany głos i przeszywające odgrywane creepypasty.


Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 02.06.2014 - 12:39

  • 9

#1507

małpiszon.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Nie powinieneś gwizdać wieczorem! ( tytuł jest inny, ale ten mi się bardziej podoba :) )

 

Kiedy na zewnątrz robi się cieplej, spędzam większość  wieczorów na moim ganku przed domem. Relaksuję się popijając  lampkę czerwonego wina i wpatruję się w las, który znajduje się po drugiej stronie ulicy.
Kilka tygodni temu ,jak zwykle, siedziałem na ganku i wygwizdywałem melodię, która przez cały dzień siedziała mi w głowie. Po chwili usłyszałem głos sąsiadki, mieszkającej za płotem. Podobnie jak ja, siedziała przed domem. Czytała książkę. Zawołała:

-  Nigdy nie powinieneś gwizdać wieczorem!  Zmarli mogą pomyśleć, że ich wołasz!

Zaśmiałem się głośno.

- Mogą byś bliżej niż myślisz!- powiedziała.

Instynktownie zwróciłem się w stronę lasu. Dziwne, wydawał się ciemniejszy niż wcześniej.Przetarłem nadgarstkami oczy. Widziałem zamazane kształty, przypominające zarysy ludzkich sylwetek. „Postacie” wyglądały, jakby kołysały się między drzewami.

Mając w pamięci całe to wydarzenie, już nigdy nie gwizdałem siedząc wieczorami na ganku.

Ale oni nie przestają.

 

 

 

Alarm

Zeszłej nocy, zanim poszedłem  spać, usłyszałem włączony alarm mojego samochodu. Szybko podbiegłem do okna, i zobaczyłem troje uciekających dzieci.

Chyba wreszcie się zorientowały ,jak wydostać się z bagażnika.

 

 

/reddit.com


Użytkownik małpiszon edytował ten post 02.06.2014 - 17:07

  • 5

#1508

Citrus limon.
  • Postów: 26
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Chyba tu pasuje:

 

Typowy dzień schizofrenika

 

Pozwólcie, że przybliżę wam pokrótce jak wygląda zwykły dzień z moją schizofrenią:

    7:00 - Wstaję i chwilę leżę w łóżku. Mimo że mieszkam sam, słyszę kroki w całym mieszkaniu. Zaczynam się zastanawiać, czy ktoś się przypadkiem nie włamał się w nocy, więc wstaję to sprawdzić. Nikt nie wchodził, drzwi są nadal zamknięte. Mimo tego ciągle słyszę kroki dochodzące z kuchni. Sprawdzam drzwi i obchodzę całe mieszkanie jeszcze co najmniej trzy razy, aby upewnić się, że jestem sam.

    7:30 - Biorę miłą kąpiel, ale w trakcie napuszczania wody do wanny słyszę rozmowę odbywającą się tuż za drzwiami. Wiem, że nikogo tam nie ma, bo przecież sprawdzałem drzwi i w ogóle, ale nic nie poradzę, że słyszę jak ludzie debatują nad tym, czy lepszym materiałem pokrycia foteli samochodowych jest welur, czy też skóra. Zanurzam głowę pod wodę i staram się ignorować to, czego tak naprawdę nie ma.

    8:00 - Czy coś pełza po mojej nodze? Sprawdzam. Nic nie ma. W ciągu dnia zdarza mi się to co najmniej raz na pół godziny, więc nie będę już o tym wspominał.

    9:00 - Jem śniadanie i czuję metaliczny smak w czasie jedzenia tosta. Jest tak intensywny, że tracę apetyt i nie mogę dokończyć posiłku.

    10:00 - Idę do szkoły, a po drodze grawitacja ciągnie mnie dziwnie w prawo. Czuję jakbym miał się za chwilę przewrócić, więc siadam i odpoczywam aż zmysł równowagi się nie zresetuje. Staram się nie zwymiotować przez narastające zawroty głowy.

    10:30 - Głos w mojej głowie, który swoją drogą ma na imię Nero, odzywa się reagując na grupkę dziewczyn, które idą powoli przede mną chodnikiem. Mówi mi, że powinienem wypatroszyć jedną z nich, drugą udusić wnętrznościami tej pierwszej, a trzecią skopać kiedy będzie płakała patrząc na śmierć koleżanek. Wyprzedzam je i złe myśli powoli cichną.

    11:15 - Siedzę na toalecie, a kafelki na podłodze stają się na zmianę mniejsze i większe, przez co prawie puściłem pawia.

    12:00 - Rozmawiam ze znajomym, który wystawił mnie kilka tygodni temu. Nero próbuje mi mówić na co zasługuje za to, że jest tak kiepskim kumplem. Kiedy mówi, widzę co działoby się z jego twarzą kiedy bym po niej biegał i skakał dopóki nie stanie się płaska jak naleśnik.

    13:15 - Siedzę na zajęciach, ale słowa nauczyciela nie brzmią jak normalna mowa tylko jakiś bełkot. Słucham, ale nie mogę się skoncentrować na temacie zajęć, kompletnie nic nie rozumiem.

    14:00 - Wreszcie wrócił mi apetyt po metalicznym toście. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że ludzie, którzy nakładali mi jedzenie dołożyli coś, na co jestem uczulony, bo powiedziałem im czego nie mogę jeść. Po dokładnym rozebraniu posiłku na czynniki pierwsze i zbadaniu, czy aby na pewno nie ma nic, na co mam alergię mogę wreszcie zjeść swoją nieapetycznie wyglądającą teraz papkę, która już stygnie.

    15:00 - Spotkałem kilku znajomych, ale głos w mojej głowie bez przerwy wykrzykuje w ich kierunku najgorsze obelgi. Nie mogę się skoncentrować na tym, co mówią, więc niezręcznie rzucam jakąś wymówkę i odchodzę. Kiedy się oddalam, rozmowa staje się coraz głośniejsza i przypomina niezrozumiały ryk. Nero ciągle mówi, że jestem bezwartościowy i nawet koledzy udają, że mnie lubią.

    16:30 - Jestem znowu w domu. Słyszę pukanie w okno, jakby ktoś próbował zwrócić na siebie moją uwagę. Wiem, że mieszkam na drugim piętrze i to niemożliwe, by ktoś tam był, ale i tak muszę to sprawdzić co najmniej cztery razy.

    18:00 - Moje stopy parzą jakby się paliły, co rozprasza i uniemożliwia wykonanie pracy domowej na jutro.

    19:30 - Kiedy próbuję znowu się uczyć, wszystkie słowa zapisane w książce unoszą się i zbijają w jeden wielki bałagan. Ciągle nie mogę skupić się na zadaniu domowym.

    20:00 - Z kuchni dochodzi mnie zapach spalenizny, ale tak naprawdę tylko pomyślałem o tym, by coś sobie ugotować.

 


    21:00 - Jestem już nieco zmęczony, ale nie mogę jeszcze zasnąć przez to, że nie mogłem skupić się na swoim zadaniu domowym. Głos mówi mi jak bezwartościowy jestem ja i cała ludzka rasa. Pojawiają się myśli samobójcze. Jako że dobrze wie o czym pomyślałem, podpowiada dokładnie metody, jakimi mógłbym pozbawić się życia w najprostszy sposób.

    22:30 - Udało mi się skończyć zadanie domowe, chociaż nie jestem z niego zadowolony. Próbuję jeszcze trochę je poprawić, ale mam wrażenie, że ktoś nade mną stoi i patrzy na to, co przeglądam w Internecie. Kiedy się odwracam, nikogo tam nie ma. Muszę znowu sprawdzić, czy na pewno drzwi są zamknięte.

    23:30 - Powoli zasypiam, ale w momencie kiedy już prawie odpływam słyszę pukanie do drzwi. Kiedy sprawdzam, czy ktoś tam jest, okazuje się, że nie pali się nawet światło na korytarzu, które zapalane jest fotokomórką, przez co jestem niespokojny.

    00:45 - Gdy już naprawdę zasypiam, Nero upewnia się, że moje ostatnie myśli przed snem są tymi, które oddzielają mnie od tych, którym naprawdę na mnie zależy. Ostatnia myśl mówi mi, że aby być naprawdę szczęśliwym muszę kogoś zabić, albo ktoś musi zabić mnie.

    Jestem schizofrenikiem, tak wygląda moja rzeczywistość. To dzieje się każdego dnia. Jak doskonale widzisz, głos w mojej głowie, tak samo jak halucynacje są dla mnie czymś, z czym będę musiał zmagać się już zawsze...

 

http://joemonster.or...da_typowy_dzien


  • 3

#1509

Mahmud.
  • Postów: 12
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Sytuacja autentyczna.

W medycynie trzeba chodzić twardo po ziemi ale akceptuję zdarzenia  których wyjaśnić się nie da w sposób racjonalny.W naszym szpitalu od dawna wiadomo o obecności duchów lub zjawisk odpowiadających ich obecności.Sam szpital Jest dość stary.Słychać było stuki,puki i tak dalej.Swój ślad zostawiła salowa która pracowała u nas wiele lat-jej kroki słychać od czas u do czasu...Są charakterystyczne. Nawet na moim pierwszym samodzielnym dyżurze zostałem "przywitany" stukami i czyjąś obecnością oraz lodowatym  powietrzem...Ale przejdźmy do rzeczy.Dwa dni temu miałem dyżur 24 godzinny .Wcześniej rozmawiałem z pielęgniarkami (kobiety w średnim wieku i naprawdę doświadczone) na temat duchów-twierdziłem że  "nasze" sa generalnie towarzyskie i nie trzeba ich się bać.Mówiłem tez na temat zjawisk w chwili czyjejś śmierci -opisanych także na tych portalu .

Jeden ciężki stan.

Usłyszałem huk na korytarzu .Wyszedłem sprawdzić czy pacjent lub pielęgniarka nie potrzebuje pomocy.

 

Okazało się że na korytarzu spadła lampa ze świetlówkami.Nie plastikowa obudowa ale CAŁA LAMPA jakby ktoś ją wyrwał z sufitu.Zażartowałem że to duchy zrobiły numer ale coś mnie tknęło i poszedłem na jedna z sal.

Stwierdziłem zgon.

 

Wcześniej pielęgniarki słyszały hałas jakby ktoś coś przesuwał (lub wyrywał...).

 

Po tej sytuacji wątpię czy będą chciały ze mną dyżurować...Dla chętnych wyślę foto rozbitej lampy.

Tej nocy już nic się nie działo.

 

 


  • 4



#1510

Teppic.
  • Postów: 37
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czy istnieje Creepypasta zdolna wystraszyć na śmierć? cz. 1

 

Wielu się pewnie zastanawia czy istnieje creepypasta zdolna do przestraszenia czytającego na śmierć. I to w sensie całkowicie dosłownym.

 

Sam jako twórca portalu Upiorne.pl zacząłem się nad tym szerzej zastanawiać po obejrzeniu pewnego horroru gdzie grupa ludzi znajduje informację o utworze muzycznym, który odsłuchany, prowadzi do głębokich urazów mózgu i śmierci.

 

Czy taki sam efekt może spowodować układ linijek tekstu, zwany powszechnie "creepypastą"?

 

Zacząłem tego dociekać i oczywiście wpisałem w google hasło "creepypasta scary for death" by móc się tego dowiedzieć. Niestety nic nie znalazłem, tylko jakieś popłuczyny typu "Jeff the killer" i inne wynalazki. Owszem, te historyjki są niepokojące i straszne, ale niewystarczająco. Mi tu chodziło o uzyskanie efektu głębokiej niepewności, tego niepokoju... Wiecie... gdy czytający czytając ma niejasne podejrzenia, że to może być coś co go śmiertelnie przerazi. A gdy już dobrnie do końca... W jego oczach pojawi się paniczny strach, we wnętrzu duszności a mózg zacznie mieć nadzieję, że to tylko cholerny sen i wkrótce będzie pobudka.

 

Nie poddałem się! Skoro nie ma takiej creepypasty to trzeba coś takiego stworzyć. Zabrałem się więc do roboty. Zacząłem studiować ludzką psychikę, to czego nasz mózg(a tym samym i my sami) się najbardziej obawia i po jakich bodźcach wytwarza substancje zdolne zamroczyć czytelnika strachem. Zamroczyć na tyle by ten "utopił" się w niepokoju i przerażeniu.

 

Zadanie to nie jest łatwe, gdyż każdy z nas boi się czegoś innego. Poza tym nie wszyscy są w ten sam sposób "strachliwi". Więc trzeba napisać coś co przestraszy jak największą liczbę osób...

 

Czego najbardziej się boimy?
Chyba tego czego nie możemy wyjaśnić, nieznanego.

 

CDN.


Użytkownik Teppic edytował ten post 09.06.2014 - 11:19

  • 2

#1511

pr0x.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Kiedy miałem dwanaście lat doszedłem do wniosku, że wszyscy na świecie włączając w to moją własną rodzinę są przeciw mnie. Nigdy nie byłem problematycznym dzieckiem ale rodzice traktowali mnie jakbym takim był.

Na przykład codziennie musiałem być w domu o 17:00. Sprawiło to, że mój „czas zabawy” na zewnątrz z kolegami był mocno ograniczony. Nie pozwalano mi zapraszać kumpli do domu ani wpadać do nich w odwiedziny. Musiałem skończyć pracę domową zaraz po tym jak wróciłem do domu ze szkoły, nieważne ile to zajmowało. Moi rodzice nie kupowali mi gier komputerowych i zmuszali mnie do czytania książek, żebym mógł potem złożyć sprawozdzanie z przeczytania książki jako dowód, że naprawdę tego dokonałem!

Teraz kiedy o tym myślę, to mimo że te zasady naprawdę mnie wkurzały to wcale nie one były najgorsze. To co naprawdę mnie raniło to brak współczucia i ciepła ze strony moich rodziców. Moja matka była gorzką kobietą, która sprawiała że ciągle czułem się winny błędów, które popełniłem i tarapatów w jakie czasami wpadałem. Mojemu ojcu znana była tylko jedna emocja: frustracja. Mówił do mnie właściwie tylko wtedy kiedy na mnie krzyczał za słabe oceny w szkole lub bił mnie za złe zachowanie.

Ale dosyć o nich, porozmawiajmy o moim psychologu szkolnym. Dla jego prywatności nazywajmy go doktor Tanner. Jak większość szkolnych psychologów był zawsze dostępny na kampusie aby wspierać uczniów potrzebujących pomocy w radzeniu sobie z emocjami, problemami w szkole, relacjami i tak dalej. Szczerze mówiąc nigdy nie widziałem żadnych uczniów rozmawiających z doktorem Tannerem. Codziennie przechodziłem obok jego gabinetu w drodze do stołówki i zerkałem przez małe okienko w drzwiczkach. Zawsze siedział sam i zajmował się papierkową robotą.

Myślę, że większość dzieci obawiała się mówić o swoich problemach z dorosłym, który był praktycznie obcym człowiekiem. Z tego powodu zbierałem odwagę przez trzy tygodnie aby go w końcu odwiedzić w biurze. 2 marca 1993 nastąpił dzień kiedy zdecydowałem się powiedzieć o swoich problemach doktorowi. Podczas przerwy na lunch stanąłem naprzeciw jego drzwi i zapukałem.

Przez okno dostrzegłem jego głowę. Zaprosił mnie gestem uśmiechając się ciepło. Wszedłem.

Powitał mnie przedstawiająć się i zapytał o moje imię. Doktor Tanner był ciepły w obyciu i roztaczał aurę życzliwości. W mniej niż trzydzieści minut opowiedziałem mu o tym jak podli są moi rodzice i w ogóle się o mnie nie troszczą. Po dłuższej chwili mój głos zaczął drżeć i przestałem mówić. Psycholog wsłuchiwał się uważnie w każde moje słowo i przytakiwał głową. Oczekiwałem, że odbędziemy teraz rozmowę o wszystkim, powie że moi rodzice tak naprawdę mnie kochają bla bla bla… Ale tego nie zrobił.

Doktor Tanner spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i powiedział:

- Wiesz… jestem najlepszym psychologiem szkolnym na świecie. Obiecuję ci, że to naprawię – otworzyłem szeroko oczy.

- Ok, ale jak? – zapytałem

- Mam swoje sposoby – odpowiedział – Jestem honorowym człowiekiem. Przysięgam ci, że w ciągu miesiąca twoje relacje z rodzicami polepszą się. Na zawsze.

Po dłuższej pauzie kontynuował:

- Jednak wymagam od ciebie obietnicy. Musisz obiecać, że po tym jak wyjdziesz z mojego biura nie powiesz nikomu o naszej dzisiejszej rozmowie. To będzie nasza mała tajemnica.

Obiecałem.

Następnego dnia poszedłem do pana Tannera po szkole. Było około 16:00 kiedy wszedłem do jego biura. Po ciepłym powitaniu poprosił mnie abym usiadł naprzeciw niego. Kiedy rozsiałem się wygodnie w fotelu dostrzegłem jak dr Tanner zasłania żaluzje do swojego biura.

- Gotowe – uśmiechnął się – teraz mamy zupełną prywatność!

Zaczęliśmy rozmawiać o tym co lubię i czym się interesuje, o moich ulubionych przedmiotach w szkole, nauczycielach których nie lubię i tak dalej. Rozmowa trwała jakąś godzinę i pan Tanner zaproponował mi wodę sodową. Z ochotą przyjąłem propozycję zważywszy na to, że moi rodzice nie pozwalali mi jej pić. Doktor sięgnął do swojej mini-lodówki i wyjął z niej dwie puszki wody.

Rozmawialiśmy dalej o moim życiu ale dość szybko straciłem przytomność z powodu jakiegoś środka, którego dr Tanner dodał do napoju.

Zanim się na dobre ocknąłem próbowałem przez prawie minutę przejrzeć przez mgłę, która przesłaniała mi wzrok. Kiedy doszedłem do siebie nie wiedziałem co myśleć. Byłem przykuty do łóżka a moje usta zaklejone były taśmą klejącą. Natychmiast spanikowałem – szarpałem się i próbowałem krzyczeć ale szybko się poddałem. Nie wierzyłem własnym oczom kiedy rozglądałem się po pokoju. Na ścianach wisiały plakaty superbohaterów a na półkach stały zdjęcia znanych sportowców. Na środku pokoju stał stary telewizor i Super Nintendo, dookoła walały się różne kartridże z grami.

Nie wiedziałem co myśleć. Byłem w pokoju wypełnionym przedmiotami za które większość dzieciaków oddałaby wszystko. Prawdopodobnie płakałbym z radości, gdybym nie był przykuty kajdankami do łóżka.

Skręciło mi się w żołądku kiey dr Tanner wszedł do pokoju. Usiadł na krawędzi łóżka.

- Teraz posłuchaj – powiedział – pamiętaj, że jestem tu żeby ci pomóc i nigdy cię nie skrzywdzę, ok?

Doktor delikatnie zdjął mi taśmę z ust a potem kajdanki z rąk. Moim pierwszym odruchem był płacz, ale coś w postawie psychologa sprawiło, że czułem się bezpieczny. Uśmiechnął się do mnie i powiedział:

- Zostaniesz tutaj na dłuższą chwilę i podczas twojego pobytu możesz używać każdej zabawki i grać w każdą grę, która jest w tym pokoju podczas kiedy jestem w domu. Ale kiedy wyjdę z domu chcę abyś przykuwał sięz powrotem do łóżka. Nadal będziesz mógł oglądać telewizję ale chcę żebyś oglądał tylko kanały z wiadomościami kiedy nie ma nie w domu.

Siedziałem w ciszy próbując przetworzyć informacje, które mi przekazał.

- Więc! – zawołał dr Tanner kładąc mi rękę na kolanie – zajmij się sobą a ja na chwilę wychodzę. Wrócę w porze obiadu.

Wstał z łóżka, przeszedł po pokoju i włączył telewizor zanim opuścił pomieszczenie. Kilka minut później zrozumiałem, że to nie jest żart. Pozostało mi tylko włączyć Nintento i grać w Mario do zmierzchu. Około 19:00 dr Tanner wrócił niosąc ze sobą talerz ze skrzydełkami kurczaka i ziemniakami. W końcu zebrałem w sobie odwagę i zapytałem go jak długo muszę zostać w tym pokoju.

- No cóż… około miesiąca – odpowiedział – mam pewną robotę do wykonania.

Następnego poranka obudziła mnie dłoń doktora klepiąca moją głowę.

- Hej kolego, nie musisz jeszcze wstawać jeśli nie chcesz ale muszę założyć to z powrotem – powiedział po czym zatrzasnął zimne kajdanki na moich nadgarstkach.

Spojrzałem na niego. Nosił koszulkę z kołnierzem, luźne spodnie, na ramionach spoczywał luźny prochowiec a w ręku miał teczkę. Wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy kiedy zobaczyłem go w szkole. Zanim wyszedł, umieścił pilot do telewizora obok mnie i kazał włączyć telewizor aby oglądać wiadomości. Pierwszym newsem była „wiadomość specjalna”. Poważnie wyglądający oficer policjy stał w kadrze otoczony ludźmi z mikrofonami.

- Dziś rano w całym stanie został wszczęty Amber Alert (mobilizacja służb po zaginięciu dziecka). Kilku śledczych pracuje nad potencjalnymi podejrzanmi, jednak jak dotąd dysponujemy niewielkim materiałem dowodowym. Pracownicy szkoły widzieli chłopca ostatnio około godziny 17:00…

Zaczęło mnie mdlić kiedy moje zdjęcie ukazało się na ekranie. Była to fotografia ze szkolnego albumu z zeszłego roku. Zdjęcie było opatrzone moim nazwiskiem, wiekiem, nazwą szkoły i miasta. Powyżej widniał napis:

FBI ROZPOCZYNA POSZUKIWANIA ZAGINIONEGO DZIECKA. PODEJRZANY KIDNAPER NIEZNANY. POTENCJALNA UCIECZKA.
Relacja na żywo trwała dalej i wkrótce dostrzegłem dwie postacie, które weszły na podium. Oboje mieli poczerwienione oczy. Łzy spływały matce po twarzy kiedy sięgnęła po mikrofon. Nigdy nie widziałem na jej twarzy takich emocji jak wtedy kiedy zaczęła drżącym głosem mówić:

- Proszę oddajcie mi moje dziecko… Tak bardzo przepraszam… Proszę wróć do domu…

Kiedy mój ojciec sięgnął po mikrofon spodziewałem się, że ujrzę znane mi zimne oblicze, jednak on również miał łzy w oczach. Błagał świat aby zwrócił mu syna całego i zdrowego. Prosił o moje wybaczenie:

- Wiem, że nie byłem najlepszym ojcem. Ale nim będę. Proszę zwróćcie mi syna.

Wyłączyłem telewizor chwilę potem. Miałem mieszane uczucia bo nigdy wcześniej nie widziałem płaczącego ojca. Czułem się marnie widząc co przechodzą moi rodzice ale z drugiej strony spłynęła na mnie ulga. Teraz już wiedziałem jak bardzo mnie kochali.

Minęły około cztery tygodnie w trakcie których dr Tanner traktował mnie tak jak obiecał. Zostawiał mnie rano skutego do łóżka ale wracał po południu żeby zjeść ze mną obiad, porozmawiać i pograć w gry. Nigdy bym nie zgadł jaki jest dobry w monopol i scrabble. Ale pewnego poranka kiedy obudził mnie zanim wyszedł do pracy dostrzegłem stanowczy wyraz jego twarzy. Zrozumiałem również, że budzi mnie trzy godziny wcześniej niż zwykle.

- Musisz dzisiaj oglądać wiadomości. Bez żadnych wyjątków. Chcę, żeby telewizor był włączony cały dzień, przypatruj się wiadomościom z całą uwagą. – powiedział ponuro.

Oczywiście zgodziłem się i odprowadziłem go do drzwi wzrokiem.

Jakieś dwie godziny później reklamę pasty do zębów przerwała wiadomość z ostatniej chwili:

ZNALEZIONO LUDZKIE SZCZĄTKI
Dwóch mężczyzn w garniturach mówiło do kamery:

- Z przykrością przynosimy złe wieści dotyczące sprawy zaginionego na początku miesiąca dziecka.

Jeden z mężczyzn pochylił głowę nad jakimiś papierami podczas gdy drugi kontynuował:

- Szczątki ludzkich zwłok zostały znalezione w worku na śmieci nieopodal autostrady. Wygląda na to, że ofiarą było dziecko jednak ilość szczątków jest niewielka ponieważ ciało zostało poćwiartowane a następnie spalone do kości.

Na ekranie ukazał się widok z helikoptera na autostradę. Dziesiątki radiowozów zbierało się dookoła wąskiego zjazdu. Nadal było słychać głos mężczyzny:

- W worku znalezionu legitymacje szkolną.

W telewizorze pokazała się moja legitymacja, którą zawsze nosiłem w plecaku. Plastic był nieco wymięty ale zdjęcie i moje nazwisko były zupełnie czytelne. Kiedy dwóch mężczyzn oddaliło się, kamera skierowała się na moich rodziców. Siedzieli pośród reporterów. Na twarzy mojej matki widniał bolesny grymas. Ojciec trzymał głowę na kolanach.

Wyłączyłem telewizor.

Doktor Tanner powrócił bardzo późno. W pośpiechu wszedł do pokoju, zdjął mi kajdanki i dał mi do ręki butelkę wody. Położył mi ręce na ramionach uśmiechnął się i powiedział:

- Obiecał ci coś, prawda?

Otarłem łzy ściekające mi po policzkach.

- Teraz ty mi musisz coś obiecać – szepnął.

Powiedział mi żeby wypił całą wodę z butelki – pomoże mi zasnąć – a po wszystkim mam nigdy nikomu nie wspominać o tym, że kiedykolwiek go spotkałem. Obiecałem.

- Mówiłem ci już, że jestem najlepszym szkolnym psychologiem świata?

I miał rację.

Obudziłem się tej samej nocy gdzieś w środku parku. Gwiazdy rozświetlały niebo. Rozpoznałem park, był niedaleko mojej szkoły. Około kilometra dalej w dół drogi dostrzegłem swój dom. Światła w środku nie paliły się, ale widziałem swojego ojca siedzącego na schodach do domu. Podszedłem i zawołałem go. Powoli podniósł głowę ale kiedy zobaczył, że to ja zerwał się na równe nogi i przybiegł do mnie z otwartmi ramionami wykrzykując moje imię. Moja matka wybiegła w euforii z domu i zaczęła mnie uściskać.

Doktor Tanner miał rację. Wszystko się zmieniło. Moi rodzice uśmiechają się częściej i traktują mnie z czułością. Nie mógłbym prosić o lepsze zakończenie. Każdego dnia widuję doktora w szkole. Rzadko dochodzi między nami do kontaktu wzrokowego, ale czasami puszcza mi oczko.

Dotrzymałem swojej obietnicy. Ale jedno pytanie cały czas nie daje mi spokoju: Kogo dr Tanner poćwiartował, podpalił i podrzucił obok autostrady?

 

Żródło: Świat Horroru


Użytkownik pr0x edytował ten post 10.06.2014 - 23:24

  • 9

#1512

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Straszna krótkometrażowka:


  • 1



#1513

gingerek.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Dzień 03.03.2009

Gosia zaczęła klnąc na wszystko. To do niej nie podobne, pyskowała Była zgryźliwa i wredna. Musiałam ją "przyprzeć do muru". Wtedy wybuchła płaczem. Powiedziała mi wszystko, co jej się stało odkąd była z Kamilem na sylwestrze. Mówiła, że przez pierwszy tydzień było normalnie, czuła się dobrze. Po drugim, nacięcie zaczerwieniło się bardziej, do takiego stopnia, że musiała to zabandażować. Skarżyła się też na ból pleców. Jej zaniedbany wygląd spowodowany był tym, że nie spala nocą. Musiała być na zewnątrz, czuła taką potrzebę. Zaczęła też miewać złe sny, które pojawiały się najczęściej.  W każdym była czarna postać, która miała z dwa metry długości, ręce nienaturalnie wydłużone oraz ogon. Potwór gonił ją śmiejąc się i krzycząc, że nie warto uciekać, bo i tak jest jego.  Zawsze budziła się z krzykiem i potem na czole. Nie zwracała uwagi na sny, bo sen jak sen, jest czymś nie prawdziwym. Ale z czasem robiły się coraz bardziej realistyczne.  Pewnego razu, gdy się przebudziła, widziała cień demona na ścianie, ale jak dla mnie umysł płatał jej figle bo mało ostatnio spała. Ciągle przy tym mówiła, że słyszy głosy, na początku nie rozumiała, co mówiły, ale potem się nasiliły "Aku bakal njupuk sampeyan karo wong"(tłum. Zabiorę cię ze sobą) w tamtym momencie przestraszyłam się, prosiłam ją żeby poszła do psychologa, porozmawiała z rodzicami, ale ona tylko rzuciła, że oni nie zrozumieją.

Dzień 17.03.2009

 Gosia, zrobiła się na prawdę przerażająca. Większość znajomych się od niej odwróciło, ale ja nie mogłam tak jej zostawić. Wracałam z nią do domu, widziałam jak wyrywała sobie pęczki włosów. Kiedy weszłam do jej pokoju, odepchnęło mnie powietrze. Czułam jakby coś tam gniło, chciałam otworzyć okna, ale Gosia zabroniła "nie otwieraj okien, bo mnie zabiorą". Siedziałyśmy w ciszy przez dłuższą chwilę, w końcu powiedziałam

-Rodzice nie widzą, że masz problemy?- Zapytałam

-wiesz jak to oni, wiecznie zapracowani - odpowiedziała ruszając ramionami. Nie mogłam znieść tego odoru, więc miałam zamiar ponownie otworzyć okno. Na parapecie zobaczyłam zdechłą mysz! Odskoczyłam z obrzydzeniem. Spojrzałam na Gosie ze zdezorientowaniem, a ona drapała bandaż.  Kazałam jej pokazać ranę, gdy odwinęła zakrwawiony opatrunek zamarłam. Skóra jej gniła i zaczęła odchodzić od ciała. Powiedziała żebym się nie martwiła. Chciałam wyjść stamtąd jak najszybciej. Kiedy próbowałam wyjść z jej pokoju ujrzałam, że jej krzyże były odwrócone. Miałam taką nadzieje, że to tylko w jej pokoju. Zaczęłam się rozglądać po całym domu, szukając krzyży. Wszystkie tak samo ułożone. Zaczęłam na głos wzywać anioła stróża, żeby sprawdzić jej reakcje ale Gosia zaczęła krzyczeć i szamotać się. Przeraziłam się ale wiedziałam już wtedy, że jest opętana. Nie mogłam tak jej tego powiedzieć –Hej, opętało ciebie, co teraz. Musiałam dowiedzieć się czy ma nadal kontakt z Kamilem. Weszłam do jej pokoju, rozejrzeć się czy ma na widoku jakiś numer. Gosia w tym czasie była w łazience, więc miałam czas na szukanie. Znalazłam jej pamiętnik, bez namysłu go wykradłam i od razu chciałam wyjść z jej domu. Gdy szłam w stronę wyjścia, przestraszyłam się. Stała tam, pod drzwiami, z szerokim uśmiechem. Powiedziała mi, że coś dla mnie ma, podeszła chwiejnym krokiem i zrobiła zamach. Odepchnęłam ją, ona „nie wiedząc”, co się dzieje, wyjęła zza pleców jabłko. Tłumaczyła, że chciała mi dać, bo wie, że je lubię. Przeprosiłam ją i wyszłam z domu. Po drodze rozmyślałam jak mogłabym jej pomóc.  

Dzień 26.03.2009

 Gdy czytałam jej pamiętnik nie wiedziałam, co myśleć. To, co opisywała, czuła wtedy, nie zniosę tej myśli, że nie mogłam jej pomóc. Pisała, że nie może znieść bólu ręki, czuła jakby nie była sobą, jakby ktoś nad nią panował. W nocy krzyczała, widziała cienie, które chcą ją złapać, mówiły straszne rzeczy. Kiedy będę miała czas, napiszę wam to, zeskanowałam cały jej pamiętnik, na jego końcu widniał numer telefonu. Podpisany był „mburi”, czyli w języku jawajskim „koniec”. Nie miałam wyboru, zadzwoniłam. Po dwóch sygnałach, ktoś odebrał. Miał ochrypły, barytonowy głos. Ciarki mnie przeszły, zapytałam, kim jest, odpowiedział, że ma na imię Kamil i czego od niego chce. Powiedziałam, że chce się z nim spotkać, po chwili ciszy zgodził się. Nie zapytal nawet z kim rozmawia .Mieliśmy się spotkać jutro, w parku na przedmieściach o 15.15.
  • 0

#1514

gingerek.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

CZEŚĆ DRUGA GOSIA

Dzień 03.03.2009

Gosia zaczęła klnąc na wszystko. To do niej nie podobne, pyskowała Była zgryźliwa i wredna. Musiałam ją "przyprzeć do muru". Wtedy wybuchła płaczem. Powiedziała mi wszystko, co jej się stało odkąd była z Kamilem na sylwestrze. Mówiła, że przez pierwszy tydzień było normalnie, czuła się dobrze. Po drugim, nacięcie zaczerwieniło się bardziej, do takiego stopnia, że musiała to zabandażować. Skarżyła się też na ból pleców. Jej zaniedbany wygląd spowodowany był tym, że nie spala nocą. Musiała być na zewnątrz, czuła taką potrzebę. Zaczęła też miewać złe sny, które pojawiały się najczęściej.  W każdym była czarna postać, która miała z dwa metry długości, ręce nienaturalnie wydłużone oraz ogon. Potwór gonił ją śmiejąc się i krzycząc, że nie warto uciekać, bo i tak jest jego.  Zawsze budziła się z krzykiem i potem na czole. Nie zwracała uwagi na sny, bo sen jak sen, jest czymś nie prawdziwym. Ale z czasem robiły się coraz bardziej realistyczne.  Pewnego razu, gdy się przebudziła, widziała cień demona na ścianie, ale jak dla mnie umysł płatał jej figle bo mało ostatnio spała. Ciągle przy tym mówiła, że słyszy głosy, na początku nie rozumiała, co mówiły, ale potem się nasiliły "Aku bakal njupuk sampeyan karo wong"(tłum. Zabiorę cię ze sobą) w tamtym momencie przestraszyłam się, prosiłam ją żeby poszła do psychologa, porozmawiała z rodzicami, ale ona tylko rzuciła, że oni nie zrozumieją.

Dzień 17.03.2009

 Gosia, zrobiła się na prawdę przerażająca. Większość znajomych się od niej odwróciło, ale ja nie mogłam tak jej zostawić. Wracałam z nią do domu, widziałam jak wyrywała sobie pęczki włosów. Kiedy weszłam do jej pokoju, odepchnęło mnie powietrze. Czułam jakby coś tam gniło, chciałam otworzyć okna, ale Gosia zabroniła "nie otwieraj okien, bo mnie zabiorą". Siedziałyśmy w ciszy przez dłuższą chwilę, w końcu powiedziałam

-Rodzice nie widzą, że masz problemy?- Zapytałam

-wiesz jak to oni, wiecznie zapracowani - odpowiedziała ruszając ramionami. Nie mogłam znieść tego odoru, więc miałam zamiar ponownie otworzyć okno. Na parapecie zobaczyłam zdechłą mysz! Odskoczyłam z obrzydzeniem. Spojrzałam na Gosie ze zdezorientowaniem, a ona drapała bandaż.  Kazałam jej pokazać ranę, gdy odwinęła zakrwawiony opatrunek zamarłam. Skóra jej gniła i zaczęła odchodzić od ciała. Powiedziała żebym się nie martwiła. Chciałam wyjść stamtąd jak najszybciej. Kiedy próbowałam wyjść z jej pokoju ujrzałam, że jej krzyże były odwrócone. Miałam taką nadzieje, że to tylko w jej pokoju. Zaczęłam się rozglądać po całym domu, szukając krzyży. Wszystkie tak samo ułożone. Zaczęłam na głos wzywać anioła stróża, żeby sprawdzić jej reakcje ale Gosia zaczęła krzyczeć i szamotać się. Przeraziłam się ale wiedziałam już wtedy, że jest opętana. Nie mogłam tak jej tego powiedzieć –Hej, opętało ciebie, co teraz. Musiałam dowiedzieć się czy ma nadal kontakt z Kamilem. Weszłam do jej pokoju, rozejrzeć się czy ma na widoku jakiś numer. Gosia w tym czasie była w łazience, więc miałam czas na szukanie. Znalazłam jej pamiętnik, bez namysłu go wykradłam i od razu chciałam wyjść z jej domu. Gdy szłam w stronę wyjścia, przestraszyłam się. Stała tam, pod drzwiami, z szerokim uśmiechem. Powiedziała mi, że coś dla mnie ma, podeszła chwiejnym krokiem i zrobiła zamach. Odepchnęłam ją, ona „nie wiedząc”, co się dzieje, wyjęła zza pleców jabłko. Tłumaczyła, że chciała mi dać, bo wie, że je lubię. Przeprosiłam ją i wyszłam z domu. Po drodze rozmyślałam jak mogłabym jej pomóc.  

Dzień 26.03.2009

 Gdy czytałam jej pamiętnik nie wiedziałam, co myśleć. To, co opisywała, czuła wtedy, nie zniosę tej myśli, że nie mogłam jej pomóc. Pisała, że nie może znieść bólu ręki, czuła jakby nie była sobą, jakby ktoś nad nią panował. W nocy krzyczała, widziała cienie, które chcą ją złapać, mówiły straszne rzeczy. Kiedy będę miała czas, napiszę wam to, zeskanowałam cały jej pamiętnik, na jego końcu widniał numer telefonu. Podpisany był „mburi”, czyli w języku jawajskim „koniec”. Nie miałam wyboru, zadzwoniłam. Po dwóch sygnałach, ktoś odebrał. Miał ochrypły, barytonowy głos. Ciarki mnie przeszły, zapytałam, kim jest, odpowiedział, że ma na imię Kamil i czego od niego chce. Powiedziałam, że chce się z nim spotkać, po chwili ciszy zgodził się. Nie zapytal nawet z kim rozmawia .Mieliśmy się spotkać jutro, w parku na przedmieściach o 15.15.[/quote]
  • -2

#1515

Teppic.
  • Postów: 37
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czy istnieje Creepypasta zdolna wystraszyć na śmierć? cz. 2

 

Kontynuowałem swoje poszukiwania creepypasty straszącej na śmierć. I to mimo tego, że sam chciałem takową stworzyć.
Musicie mi wierzyć, że spędziłem dnie i noce na poszukiwaniach. Mogę napisać, że cały internet pod hasłem "creepy like hell", czy "scary for death" nie ma już dla mnie tajemnic.

 

Chcę Wam jednak napisać, że w pewnym momencie nastąpił przełom. Trafiłem na pewnego Rosjanina, który twierdził na tematycznym forum, że zna pewną opowieść, która mrozi krew w żyłach. Ale nie zabija - tak stwiedził. Robi za to coś o wiele gorszego od śmierci... Powoduje, że człowiek nie widzi sensu życia i taki wewnętrzny niepokój, że jego dalsza egzystencja nie ma sensu.

 

Zaintrygowało mnie to. Z początku nie wierzyłem w te zapewnienia. Rosjanin zapewniał, że to prawda i że ta opowieść powodowała niegdyś w jego rejonach falę samobójstw wśród ludzi. Oczywiście treść tej creepypasty jest tajna "dla bezpieczeństwa ludzi"(tak twierdził). Chociaż słowo "creepypasta" jest tu właściwie niewłaściwe, bo to bardziej jest coś jak stwierdzenie jakichś zatajonych przez wieki faktów - napisał w pewnym poście.

 

Niestety forum, na którym pojawiały się wpisy tajemniczego Rosjanina, zostało zamknięte. Nie wiadomo dlaczego. Raczej nie z powodu ujawnienia treści upiornej historyjki, gdyż ów człowiek cały czas z uporem maniaka sprzeciwiał się prośbom o wrzucenie jej treści. Jak sam pisał: "Ja sam jej nie czytałem, bo nie jestem na tyle głupi. I nie wrzucę jej tutaj bo nie chcę być odpowiedzialny za to, że ktoś ze słabą psychiką zrobi sobie potem krzywdę".

 

Ludzie są jednak ciekawi wszystkiego co nieznane i oczywiście nalegali na ujawnienie treśći "upiornej historyjki". Na szczęście nie doczekali sie tego. Ale podobno ostatni post tajemniczego gościa ze Wschodu zawierał początek strasznej opowiastki. Zaczynał się on od zdań: "Nasz wszechświat jest wielki i nieobliczalny. Na swój sposób jest także uporządkowany i niepokojąco upiorny. Gdy zamykasz oczy...". I na tym koniec. Potem brak było już odpowiedzi, dalszych postów. Tak jakby stało się coś niedobrego...

CDN.


Użytkownik Teppic edytował ten post 15.06.2014 - 11:47

  • 4


 


Also tagged with one or more of these keywords: Creepypasta, Opowiadania, Telewizja

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych