Foto: Shutterstock
Mieszkańcy nawiedzonego domu we wsi Maraksa w obwodzie tomskim zadzwonili na policję, prosząc o pomoc w poradzeniu sobie z manifestacją niewidocznej siły, która rzucała przedmiotami i przewracała meble – informują rosyjskie media, dodając, że funkcjonariusze, przerażeni widokiem, wezwali na pomoc duchownego.
Jak informują rosyjskie media, w miejscowości Maraksa położonej w centralnej części obwodu tomskiego doszło do serii niewytłumaczalnych zdarzeń. Niewidzialna siła demoluje dom rodziny Żukowów i ciska przedmiotami. Przerażeni mieszkańcy wezwali na pomoc policjantów, a ci, widząc co się dzieje, mieli poprosić o wsparcie kapłanów z cerkwi prawosławnej.
To dzieło upadłego anioła – mówi duchowny
Maraksa, leżąca w środkowej części odludnego obwodu tomskiego, znalazła się na ustach całego kraju, kiedy 12 lutego br. do domu państwa Żukowów przybyła policja wezwana z powodu… ataku "złego ducha". Domownicy relacjonowali, że pod wpływem tajemniczej siły przedmioty wzbijały się w powietrze, a ciężkie meble samoczynnie się poruszały. Taki stan trwał kilka dni, ale gospodarze – małżeństwo emerytów, które przez lata prowadziło rodzinny dom dziecka, mieli nadzieję, że zjawiska ustaną.
– 11 lutego mama zadzwoniła do mnie, mówiąc, że w domu wszystko spada na ziemię – powiedziała córka Żukowów, Jekaterina. – Wspominała, że przewróciła się mniejsza szafka, duże trzęsły się, książki spadały z półek, a poduszki z tapczanu. Powiedziałam jej, żeby jak najszybciej opuściła dom razem z ojcem i Igorem – moim przyszywanym bratem. Z początku myślałam, że to wszystko wynik trzęsienia ziemi. Szybko do nich pojechałam – wspomina kobieta, mieszkanka sąsiedniego Kołpaszewa.
Na miejscu, ku swojemu zaskoczeniu, zastała policjantów. Wkrótce zjawiła się też jej siostra. Udawszy się do domu, cała grupa, łącznie z funkcjonariuszami, obserwowała działalność "intruza", który siał spustoszenie, koncentrując swe ataki na Igorze: "Jajko z kosza uniosło się i poleciało prosto w jego twarz. Kiedy poszedł do pokoju, ze ścian pospadały obrazki i zdjęcia. Poszedł do łazienki i spadł wieszak, a drzwi walnęły go w czoło" – relacjonowała Jekaterina portalowi "Sybir Realii".
Pierwsze oznaki "dziwności" u Żukowów pojawiły się dwa tygodnie wcześniej, choć nic nie zapowiadało, że przybiorą taką skalę. Zaczęło się niewinnie – od mrugających żarówek, skończyło na latających nożach. Nie dziwi, że policjanci, odbierając zgłoszenie, myśleli początkowo, że dotyczy ono kolejnego przypadku "białej gorączki". Raport na temat tamtych wydarzeń, udostępniony w sieci, mówi jednak sam za siebie.
Nawiedzony dom we wsi Maraksa. Foto: siberiantimes.com
"W domu panował bałagan, wszędzie porozrzucane były przedmioty. Meble były poprzewracane. W kuchni w ścianę wbity był nóż. Mieszkańcy mówili, że od dwóch dni w ich domu działy się niewytłumaczalne rzeczy. W powietrzu latały sztućce. Na oczach funkcjonariusza z półki zawieszonej na ścianie wyfrunęła książka. Z pokoju, w którym nikogo nie było wyleciała laska. Dla zaobserwowanych fenomenów nie znaleziono wyjaśnień" – pisał mjr Artamonow z komisariatu w Kołpaszewie do szefa oddziału Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych w Tomsku.
Policjanci nie byli jednak w stanie pomóc rodzinie inaczej niż wezwaniem duchownego z pobliskiego Toguru, jaki sam stał się świadkiem dziwnych wydarzeń, kiedy przyjechał do Maraksy poświęcić "dom cudów". Inny miejscowy duchowny, jeromonach Symeon Kojnow, wypowiadający się o tym przypadku dla prasy, stwierdził, że bezsprzecznie jest to dzieło sił zła.
– Mówimy o nich "złe duchy" albo "upadli aniołowie". Ich działalność obliczona jest na agresję i zniszczenie. Każdy patrzy jednak na to, co się tam dzieje z innej perspektywy – uznał duchowny, dodając, że sprawa wywołała we wsi ogromne poruszenie.
W Rosji podobne zdarzenia mają miejsce regularnie
Córka Żukowów mówi, że wśród sąsiadów zaczęły krążyć przeróżne plotki podsycane doniesieniami mediów i portali internetowych. Jedni twierdzą, że rodzina chciała mieć swoje pięć minut sławy, inni że duch mieszkał tam od zawsze i dlatego poprzedni właściciele opuścili dom cztery lata temu.
Jekaterina wyjaśnia jednak, że cała sytuacja jest dla jej rodziców bardzo problematyczna. Oprócz pogłosek i niechcianej sławy, muszą zmagać się z wizytami dziennikarzy, filmowców i samozwańczych pogromców duchów. Żukowowie do tej pory cieszyli się dobrą opinią. Była nauczycielka i marynarz żeglugi rzecznej prowadzili rodzinny dom dziecka. Ich najmłodszym adoptowanym synem jest wspomniany Igor, wokół którego koncentrują się nadprzyrodzone zjawiska.
– Ludzie mówią, że przez nie odebrano rodzicom Igora, że trafił do "bidula" – mówi Jekaterina o plotkach. – Inni rozpowiadają, że byliśmy niechrzczeni. Z rodziców robi się dziwaków, nieotwierających nikomu drzwi. Mam nadzieję, że to wszystko wkrótce się skończy i ludzie przestaną mówić nieprawdziwe rzeczy na nasz temat. My niczego nie udajemy!
Na razie nic nie wiadomo o kolejnych zdarzeniach w nawiedzonym domu. Analiza doniesień wskazuje jednak, że jest to typowy przypadek aktywności poltergeista (od niem. "hałaśliwy duch").
Jest to częste zjawisko, szczególnie w Rosji. Tamtejsze media regularnie donoszą o przypadkach ataków "niewidzialnych sił" w domach lub mieszkaniach. Zwane w rosyjskim folklorze barabaszkami, poltergeisty od dekad stanowią przedmiot sporu wśród parapsychologów. Jedni tłumaczą je spontanicznymi, anomalnymi manifestacjami bioenergii przez dorastające dzieci (barabaszki najczęściej aktywują się wokół nastolatków, głównie dziewcząt). Według innych, istnieją dowody, że hałaśliwe duchy posiadają inteligencję i charakter, więc nie można wykluczyć, że to ludzie, którzy… nie wiedzą, że nie żyją.
Jedno z najgłośniejszych rosyjskich nawiedzeń z udziałem poltergeista miało miejsce również w obwodzie tomskim, w mieście Swietłyj, gdzie od 1998 r. rodzina Kisliakowów była terroryzowana przez niewidoczną siłę demolującą ich mieszkanie w bloku. Tamtejszy "duch" był niezwykle złośliwy i zgodnie z relacjami, rzucał przedmiotami w domowników, wzniecał pożary, a nawet zostawiał krótkie wiadomości (w jednej z nich przedstawił się jako "Fotyma"). Zniknął równie nagle, jak się pojawił w 2001 r.
W 2010 roku poltergeist zagnieździł się w bloku przy ul. Simonowa w Wołgogradzie, dając się we znaki państwu Starostnym, u których samoczynnie poruszały się, a nawet lewitowały sprzęty domowe. Wszystko trwało jedynie kilkanaście dni. Z kolei na początku 2011 r. policję do barabaszki wezwała rodzina ze wsi Starcewo (Kraj Krasnojarski), gdzie – jak odnotowali przedstawiciele grupy badawczej Kosmopoisk zajmującej się zjawiskami paranormalnymi – spadł żyrandol, przewracały się meble i pękło akwarium. Ciekawy przebieg miał inny przypadek z września 2011 r., gdzie trzy studentki, które wprowadziły się do kawalerki przy ul. Nowokszonowa w Irkucku, zaczęły miewać niepokojące sny, a następnie były nękane przez dziwne stukania i hałasy – mniej uciążliwe strony działalności poltergeista.
Wizyty służb mundurowych w mieszkaniach, gdzie działy się podobne rzeczy zdarzały się także w Polsce. Najsłynniejszy przypadek, badany m.in. przez lekarzy i fizyków, dotyczył Joasi Gajewskiej z Sosnowca, w sąsiedztwie której, począwszy od Wielkanocy 1983 r., dochodziło do samoczynnych przemieszczeń przedmiotów oraz innych niezwykłych wydarzeń, jakie ze szczegółami opisali w słynnej książce-reportażu "Nieuchwytna siła" Marek Rymuszko i Anna Ostrzycka.