Przepraszam, nie wiem, czy dodałam temat w dobrym miejscu.
Ale nie ważne, po prostu musiałam coś napisać. Nie wiedziałam gdzie.. wolałabym sto razy bardziej wypłakać się na zufanym ramieniu, jednak nie ma takiego w okolicy...
Od 4 lat mam depresję, jednak zawsze byłam osobą bardzo wrażliwą, nie gotową na życie na tym świecie. Leczę się lekami, uczęszczałam ponad rok na terapię. Wyjechałam nawet z kraju "zacząć nowe życie".
Niestety to wraca.. ciągle, każdego dnia, w każdej chwili. To tak jakby ktoś przywiązał mi ogromny głaz, który ciągnie się za mną całe życie.
Nie ważne, skąd ta depresja.. złożyło się na nią bardzo wiele czynników, wiele traum.
Chodzi o to, że jak to już wlezie w mózg to nie może z niego wyjść, mimo moich najszczerszych starań.
Tragiczne w tym wszystkim jest to, że zazwyczaj, z tego co pamiętam ludzie czekają na jakieś fajne chwile, np. wakacje, impreza, narodziny dziecka... weekend. A wiecie co miłego przychodzi mi zawsze na myśl?
......Że może niedługo będzie już koniec, że życie jest na szczęście krótkie.
Na co dzień jestem pozornie radosna, lubiana, mam sporo znajomych. uważają, że jestem mega zabawna i śmiejemy się często do łez z moich ripost. Ludzie do mnie lgną. Za wszelką cenę chcę zasłużyć na akceptację. To wynika z bardzo trudnego dzieciństwa - to wiem.
Problem jednak ciągle wraca. Jest to bardzo silne, niezależnie ode mnie. Najchętniej bym bez końca spała... i nigdy się nie obudziła.
Brak mi odwagi, aby posunąć się do tego kroku..
I tak się męczę i męczę...
Wiem, że mnie nie zrozumiecie. Nikt kto nie przeżył depresji, nie zrozumie tego.
To takie puste i chore życie... nic nie znaczące.
Może forum paranormalne to nie jest dobre miejsce. Jednak jestem tu od lat. Nie udzielam się od dawna, ale śledzę wszystko.. traktuję to forum trochę jak psychoterapię.
Próbuję znaleźć jakikolwiek sens.. jakikolwiek dowód, że po tamtej stronie coś jest...