Dnia 1. czerwca 2012 roku przygotowywałyśmy się z przyjaciółką na egzamin, mający odbyć się następnego dnia i będący rownocześnie jednym z ostatnich po pięciu latach studiów. Z nauki naszej wyszło tyle, że postanowiłyśmy rozerwać się trochę przed nadchodzącą obroną pracy. Za kilka dni czekało nas rownież zaliczenie z przedmiotu o nazwie "Komunikacja niewerbalna", polegające na wymownym zaprezentowaniu czegoś w scenkach. W związku z tym wypożyczyłyśmy (po znajomości) ze szkoły filmowej, okropne, odstraszające stroje czarownic. Gdy tylko na nie się patrzyło, coś złego przychodziło na myśl. Jako że był to Dzień Dziecka, postanowiłyśmy postraszyć maluchy i pospacerować po mieście w tych strojach (wiem, wstrętne ☹). Byłyśmy w parku, w McDonaldzie, na Piotrkowskiej i na imprezie na Manufakturze (oczywiście zadbałyśmy o każdy szczegół naszego wizerunku typu: czarne paznokcie, blade twarze, natapirowane włosy i ogromne cienie pod oczami...). Po paru godzinach, ubawione wróciłyśmy do domu i zrobiłyśmy sobie drinka. Potem następnego i następnego...Całkiem wczułyśmy się w paranormalny klimat i nie wiem, która z nas wpadła na pomysł wywoływania duchów. Szybka informacja w Internecie jak to zrobić (krąg z soli, czarne świeczki itd) i już siedziałyśmy jeszcze bardziej zadowolone z siebie, recytując formułki. Nagle...głośne pukanie w rury. Juz nie było nam do śmiechu. Po chwili głośne pukanie do drzwi. Jeszcze bardziej przerażone, siedziałyśmy w bezruchu, aż nagle usłyszałyśmy krzyki sąsiada na klatce schodowej, że o 2 w nocy to należy spać, a nie rżeć ze śmiechu i budzić wszystkich dookoła. Otworzyłyśmy, przeprosiłyśmy, posprzątałyśmy bałagan, dopięliśmy resztki alkoholu (tego dnia wypiłybyśmy pewnie nawet krople nasercowe jakby były w domu i zawierały procenty 😉) poszłyśmy spać.
Równy rok pózniej 1. czerwca 2013 roku, wlasnie w okolicach 2 w nocy, obudziłam się z kołataniem serca, zlana potem. Spałam w salonie ponieważ narzeczony wyjechał w delegację a ja dosyć długo oglądałam telewizję. Nie wiem, skąd wziął się ten irracjonalny strach, ale pozapalam wszystkie światła i starałam się ponownie zasnąć. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Siedziałam w miejscu, nie byłam w stanie się ruszyć, tym bardziej nie przyszło mi do głowy, aby otworzyć. Siedziałam tak i płakałam, aż na dworze zaczęło świtać. Dodam, że mieszkam na zamkniętym osiedlu, przy bramie wjazdowej jest ochrona. Niemożliwym jest, aby jacyś małolaci robi sobie żarty. Zresztą nikt spoza osób mieszkających w bloku, nie zostałby wpuszczony na teren posesji. Narzeczony wrócił pare dni pózniej. Zadzwoniłam rano do przyjaciółki (tej od naszych wygłupów), żeby opowiedzieć jej cała historię. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć słyszę w słuchawce "Ruda, pamiętasz nasze duchy sprzed roku?" Włosy stanęły mi dęba, ale jej nie przerwałam..."W nocy przed trzecią, ktoś przekręcał u mnie w drzwiach Gerdę, robił to tak namolnie, że się obudziłam. Zdziwiło mnie tylko, że psy nie szczekały, wyjrzałam z balkonu na wejście domu a tam nikogo nie było!" Moja przyjaciółka mieszka w domu jednorodzinnym na zabitej dechami wsi, nieopodal Zduńskiej Woli. Jej rodzice w tym czasie odwozili babcię do jej drugiego syna w okolice Gorzowa Wielkopolskiego, wrócili dopiero wieczorem, następnego dnia. Potem już nic się nie działo, noce mijały spokojnie a my zapomniałyśmy o całej sprawie.
Aż przyszedł 1. czerwca 2014 roku. Spałam z narzeczonym w sypialni. Nagle wybudziłam się ze snu i czuję, że coś złego się dzieje. Bałam się ruszyć, znowu ten irracjonalny strach. Szeptem próbuje obudzić narzeczonego, nie wiem czemu bałam się mówić głośniej. Za drzwiami sypialni (drzwi mamy w dużej części szklane z małymi elementami drewna), zauważyłam jakby coś się poruszyło. Zanim zdążyłam się przyjrzeć, wylądowałam na podłodze. Spadłam! Nie wiem czemu, nie wiem jak, nigdy wczesniej nie spadłam z łóżka nawet przez sen...to obudziło mojego faceta, który powiedział, żebym się ubrała, zabierzemy psa i wyjdziemy na spacer, skoro nie chcę tu być. Wiecie, że bałam się rano zadzwonić do mojej przyjaciółki? Miałam rację, gdy zadzwoniłam okazało się, że przebywa na pogotowiu. Obudziła się przed trzecią nie mogąc oddychać, serce chciało jej wyskoczyć z klatki, powiedziała, że czuła jakby coś na niej leżało. Nie pamiętam, co stwierdzono na pogotowiu, ale jeszcze tego samego dnia wyszła do domu. W nocy przyśniło jej się, jak ktoś do niej mówił "do trzech razy sztuka". Nie muszę chyba mowić, jak spędziłyśmy noc 1 czerwca w 2015 roku...razem z facetami, na imprezie, dopóki nie zrobiło się jasno. Nic już się nie wydarzyło. W tym roku rownież obie przespałyśmy bez problemu cała noc, już w swoich domach.
Nie wiem czy powyższe zdarzenia mają coś wspólnego ze zjawiskami paranormalnymi, wolałabym znaleźć ich racjonalne wytłumaczenie. Jednak trudno mi na to wszystko, po tym wszystkim spojrzeć bez emocji. Jakieś sugestie?
No koniec dwa słowa tytułem zakończenia. Ostatnio udałam się do "sławnej wróżki ze Zgierza", oczywiście dla żartów, żeby zobaczyć, czemu ludzie tak namiętnie tam chodzą. Wiecie co mi powiedziała na koniec wizyty? "Nie martw się złociutka, już nic złego się ciebie nie czepia". Nie wspomniałam słowem na temat powyższych wydarzeń.
Użytkownik malina89 edytował ten post 31.08.2016 - 15:31