Skocz do zawartości


Zdjęcie

Millennium Manor


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6633
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Koniec świata każdy chciałby przeżyć w jak najbardziej bezpiecznych i komfortowych warunkach – najlepiej we własnym mieszkaniu. Dlatego pewien Amerykanin, William Andrew Nicholson, w 1938 roku zaczął budować dom, który miał przetrwać biblijny Armagedon.

 

W 1937 roku do spokojnego miasteczka Alcoa w stanie Tennessee przyjechał sześćdziesięciojednoletni William Andrew Nicholson wraz ze swoją żoną Fair, aby jako łamistrajk objąć pełnoetatową posadę w jednym z miejscowych zakładów. Pochodził z Pickens County w stanie Georgia, gdzie pracował wcześniej jako cieśla i murarz. Rok później, pod wpływem biblijnych przepowiedni, rozpoczął budowę Domu Tysiąclecia – Millennium Manor, którą ukończył w grudniu 1948 roku. Nie musiał się spieszyć, ponieważ wyliczona przez niego data końca świata przypadała dopiero na rok 1959 (lub 1969). Nicholsonowie nie należeli do żadnego ruchu religijnego owych czasów, nie chodzili nawet do kościoła, lecz wiara w nadchodzącą zagładę była tak silna, że pchnęła ich do budowy kamiennego domu, który miał przetrwać nie tylko zbliżający się Armagedon, lecz pozostać na swoim miejscu przez kolejne tysiąc lat. Ufali, że wraz ze 144 tysiącami sprawiedliwych zostaną ocaleni, aby żyć w Bożym Królestwie przez następne milenium.

 

Rodzina Nicholsonow_William Andrew Nicholson_corka Victoria i zona Fair.jpg

Fot:. z archiwum Deana Fontaine'a

 

Nicholson do budowy domu wykorzystał bloki różowego marmuru pochodzące z pobliskich kamieniołomów w Friendsville. Kamienny budulec miał ochronić mieszkańców budynku przed oparami siarki i ogniem piekielnym, które będą wtedy na powierzchni ziemi. Prace budowlane William wykonywał absolutnie sam, transportując i przesuwając marmurowe bloki o wadze do 150 kilogramów. Wszystkie otwory wejściowe i okienne oraz sufity i podłogi powstały w stylu romańskim z ułożonych łukowato i dopasowanych do siebie kamiennych klińców z charakterystycznym szczytowym zwornikiem. Aby stworzyć taką konstrukcję, Nicholson zbudował najpierw drewniane formy podtrzymujące, na które kładziono kolejno marmurowe bloki. Po osadzeniu zworników i zacementowaniu łuków oraz sklepień drewniane podpory zostały usunięte. I chociaż teoretycznie taka kamienna konstrukcja jest bardzo stabilna nawet bez jakiejkolwiek zaprawy, to jednak Nicholson postanowił ją wzmocnić, wykorzystując do tego celu prawie cztery tysiące worków cementu. Grubość ścian zewnętrznych wynosi 25 cali (ok. 64 cm), wewnętrzne ścianki działowe mają 19 cali (około 48 cm), dach to ponad trzy stopy (około 91 cm), natomiast podłoga jest co najmniej o stopę grubsza (ok. 122 cm). Oblicza się, że kamienie wykorzystane do budowy samego dachu ważą minimum 432 tony. Wnętrze domu skrywa piętnaście pokoi oraz garaż na dwa samochody. Budynek i liczącą prawie akr ziemi (0,4 hektara) działkę otacza kamienny mur ochronny. Kiedy w 1943 roku z powodu poszerzania ulicy Wright Road fragment muru został zburzony, niestrudzony Nicholson odbudował ogrodzenie sześć stóp bliżej domu.

 

Millennium Manor.jpg

Fot:. z archiwum Deana Fontaine'a

 

Po zakończeniu budowy wiekowemu konstruktorowi nie pozostawało nic innego, jak spokojnie oczekiwać nadejścia Dni Ostatnich. Niestety, nie było mu to dane. Fair, ukochana żona Nicholsona zmarła na raka w 1950 roku, a on sam piętnaście lat później. Żadne z ich dziesięciorga dzieci nie chciało mieszkać w Tysiącletnim Domu, co sprawiło, że prawie przez trzydzieści lat budowla stała opuszczona, powoli popadając w ruinę.

 

Miejskie legendy

 

Niezamieszkała rezydencja szybko zyskała sławę nawiedzonego domu, do którego ściągali tłumnie poszukiwacze duchów (Jaycees), miłośnicy dzikich imprez w stylu Halloween oraz miejscowe złodziejaszki, ograbiając pomieszczenia ze wszelkich sprzętów i instalacji.

 

O Millennium Manor opowiada się co najmniej trzy legendy. Według pierwszej z nich Nicholson był obłąkanym budowniczym, który zamordował swoją żonę, a potem wmurował jej ciało w jedną ze ścian. W rzeczywistości oboje zmarli w miejscowym szpitalu i zostali pochowani w na cmentarzu Clarks Grove, w nieoznaczonych grobach. Druga nieprawdopodobna legenda głosi, że William był wyjątkowo okrutnym człowiekiem i wyznawcą diabła, który zmuszał całą swoją rodzinę do katorżniczej pracy przy budowie domu – świątyni dla mocy piekielnych. Można się domyślać, że powstała ona z powodu permanentnej nieobecności rodziny Nicholsonów na niedzielnych nabożeństwach w miejscowym kościele. Ostatnia, najłagodniejsza, choć równie nieprawdziwa opowieść utrzymuje, że budowniczy Domu Tysiąclecia był wyjątkowym ekscentrykiem i człowiekiem owładniętym ideą życia wiecznego.

 

Gargulec na Millennium Manor.jpg

Fot:. z archiwum Deana Fontaine'a

 

Wiele osób uważa także, że po śmierci duch Nicholsona powrócił do Millennium Manor, o czym miały świadczyć dziwne światła, niewytłumaczalne hałasy oraz inna paranormalna aktywność obserwowana, nawet za dnia, przez przypadkowych świadków w czasach, gdy budynek był zupełnie niezamieszkały.

 

Poszukiwacze duchów i miłośnicy transkomunikacji instrumentalnej (ITC), nadal nie dają za wygraną i wyposażeni w najnowszy sprzęt, dokonują swoich nagrań w nadziei na EVP (Electronic Voice Phenomenon), czyli zarejestrowania głosów osób zmarłych za pomocą zwykłych urządzeń elektronicznych, takich jak magnetofony, kamery, dyktafony, a nawet telefony komórkowe. Najczęściej takie odgłosy lub obrazy są niedostępne dla osób prowadzących zapis i można je usłyszeć lub zobaczyć dopiero po odtworzeniu nagrania.

 

Na jednym z filmów nagranych w Tysiącletnim Domu i zamieszczonym w Internecie przez grupę amerykańskich badaczy skupionych wokół strony internetowej Paranormal Spectrum można usłyszeć tajemniczą rozmowę, szepty, pojedyncze słowa, a także odgłosy kroków i pukanie w nieistniejące drzwi.

 

Nowe millennium

 

Dean Fontaine, strażak i ratownik medyczny z pobliskiego Knoxville, który w 1995 roku zakupił zdewastowane Millennium Manor za 40 tysięcy dolarów, postanowił odrestaurować budowlę i przywrócić jej dawny blask. Początkowo nowy właściciel domu pragnął ukończyć prace jeszcze przed kolejnym końcem świata zapowiadanym przez radiowego kaznodzieję Harolda Campinga na 21 maja 2011 roku (patrz: „Czwarty Wymiar” nr 7/2011). Na szczęście i to proroctwo się nie spełniło.

 

Obecnie renowacja posiadłości zatrzymała się w połowie drogi, ponieważ Dean Fontaine, podobnie jak Nicholson, wszystko robi własnoręcznie w czasie wolnym od pracy. W każde święto państwowe Millennium Manor staje się domem otwartym, który mogą zwiedzać miłośnicy historii i nawiedzonych miejsc.

 

Dean Fontaine przed Millennium Manor.jpg

Fot:. z archiwum Deana Fontaine'a

 

Współcześni architekci uważają, że Nicholson, budując swoją posiadłość, tak naprawdę zabezpieczył się jedynie przed tornadem lub kolejną epoką lodowcową. Natomiast nawet lekkie trzęsienie ziemi mogłoby sprawić, że Millennium Manor stałby się kamiennym grobowcem, grzebiąc pod zwałami marmuru swoich lokatorów. Kwestia zagrożenia ze strony fali tsunami, potopu lub skażenia popromiennego także wymaga pewnego dopracowania.

Elżbieta M. Jóźwiak

 

Źródło: logo.jpg





#2

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Można powiedzieć - Wiliam nie doczekał.

Bywa.

 

A co do armagedonu, to pamiętam z lat dzieciństwa (tak mniej więcej lata 70te - tak, tak, ubiegłego wieku) wakacje u dziadków i opowieści moich (wtedy) rówieśników - z którymi było mi dane pasać krowy (ja pasałem je hobbistycznie - oni "z urodzenia") o przygotowaniach do nadejścia końca świata, które uskuteczniali mieszkańcy tej wsi, w której wakacjowałem.

 

Też chcieli przeżyć go "komfortowo" więc kopali ziemianki, dość prymitywne zresztą, bo raczej przypominało to rów, okop przykryty jakimiś dyktami obsypanymi ziemią - jedną taka nawet było mi dane zwiedzić.

Choć dzisiaj sądzę, że jej przeznaczenie mogło być ciut inne niż mi przekazano 8)

 

Niemniej - jest to fakt "autentyczny", potwierdzający tezę, że każdy jakoś tam próbuje się na koniec świata przygotować, oraz drugą - że "komfort" to pojęcie mocno względne. I na pewnym poziomie świadomości, wystarczy już sam fakt, że się przeżyje, żeby mówić o satysfakcji.

 

Oczywiście - i to trzeba zaznaczyć, żeby nie było nieporozumień, ci "moi" mieszkańcy spodziewali się końca świata z nieco bardziej prozaicznego powodu, niż wspomniany Wiliam. Uprzedzam z góry, że opieram się na informacjach wyłuskanych z pamięci, a przekazanych mi przez towarzyszy krowo-pasania :D

 

Otóż oni, wieszczyli jego nadejście, w związku z faktem, że w okolicy tej wsi (w jakimś takim przysiółku pod lasem jak teraz pamiętam) zamieszkali Świadkowie Jehowy (zwani przez nich czule "kociarzami" - znaczenie tego słowa poznałem dużo później ale wtedy fascynowało mnie to, bo wyobrażałem sobie, że muszą mieć dużo kotów, a te zawsze lubiłem), którzy to nie bardzo czcili Matkę Boską, co miało (nie tylko na nich) sprowadzić nieszczęście zagłady ostatecznej.


Użytkownik pishor edytował ten post 30.05.2016 - 21:10

  • 1





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych