Wrócę jeszcze na moment do tego piątkowego zamachu (przepraszam wszystkich, że przerywam te rozważania, które powoli dominują temat).
Nie dają mi spokoju te priorytety zamachu, o których wcześniej rozmawialiśmy. W sensie, że głównym celem zamachowców był stadion i prezydent Hollande na nim.
Cały czas mi to nie pasuje, podobnie jak ta świetna organizacja sprawców, to ich skoordynowanie i długofalowe planowanie.
Pierwsze, co jest dla mnie dziwne, to że tego spotkania nie przerwano (pomimo tego, że do pierwszych eksplozji doszło tuz po rozpoczęciu meczu i ewakuacji Hollande'a).
Niby dlatego, żeby nie wywoływać paniki - i to brzmi dość sensownie.
Ale pierwszy wybuch miał miejsce zaledwie 20 minut po rozpoczęciu spotkania, które, mimo to, rozegrano do końca.
Czyli jeszcze przez 85 minut, trzymano 80 tysięcy ludzi na stadionie, bez poinformowania ich, że tuż obok trwa regularne mordowanie innych mieszkańców miasta.
Ktoś musiał być cholernie pewny, że na tym stadionie nic im nie zagraża.
To jedna kwestia.
Druga, to fakt, że przez te 85 minut, nikt z tych 80 tysięcy widzów na trybunach, nie zorientował się, że w mieście grasują terroryści.
W końcu, ktoś tam chyba miał jakiś telefon komórkowy?
A pomimo to, spotkanie zostało rozegrane do końca.
Rozumiem zatem, że ludzie nie zaczęli masowo opuszczać trybun, co byłoby w tej sytuacji zupełnie normalne przecież - w końcu gdzieś tam, poza stadionem zostali ich bliscy.
Druga sprawa, to zachowanie tych terrorystów, którzy chcieli wtargnąć na stadion, żeby tam wywołać eksplozję.
Wczoraj czytałem, że przynajmniej jeden z nich miał bilet i dziwiłem się, że spóźnił się z wejściem na ten mecz o całe 20 minut.
Dzisiaj czytam,że żaden z terrorystów biletów nie miał - a pomimo to twierdzi się, że zamach był bardzo profesjonalnie przygotowany.
No to już głupi jestem.
To na co ci zamachowcy liczyli - że oczarują wzrokiem bramkarzy, a ci wpuszczą ich na słowo honoru?
"L'Equipe": zamachowcy nie mieli biletów na mecz Francja - Niemcy
Dziennikarze francuskiego dziennika sportowego "L'Equipe" ustalili kolejność wydarzeń, które miały miejsce w piątek na Stade de France. Jak przekonuje francuska gazeta, żaden z zamachowców nie miał biletu na mecz Francja - Niemcy. - Chcieli dostać się na teren obiektu, ale im się nie udało - potwierdził na antenie telewizji France 2 sekretarz stanu ds. sportu Thierry Braillard.
W swojej interpretacji wydarzeń, "L'Equipe" podważa ustalenia dziennikarzy "Wall Street Journal", wskazując na pewne tezy, dla których nie udało się znaleźć przekonywających dowodów.
Przede wszystkim, jak twierdzą francuscy dziennikarze, żaden z terrorystów nie miał biletu na mecz odbywający się na Stade de France. Mężczyźni mieli podjąć próbę dostania się na stadion pięć minut po rozpoczęciu meczu, gdy na trybunach zasiadło już ponad 70 tysięcy widzów. Dziennik przekonuje, że nawet gdyby mężczyźni mieli bilety, nie przedostaliby się przez wszystkie etapy kontroli, podczas której ochrona rutynowo przeszukuje każdą wchodzącą osobę.
Według "L'Equipe", podejrzani zostali zawróceni jeszcze przed kontrolą osobistą. Francuski dziennik sportowy zaprzecza w związku z tym wcześniej podanym informacjom, jakoby służby porządkowe w trakcie przeszukiwania odkryli przy zamachowcach środki wybuchowe.
Jak ustalił "L'Equipe", stadionowym kontrolerom udało się w pewnym stopniu udaremnić plan zamachowców.
Zawróceni sprzed bramek mężczyźni zdetonowali materiały wybuchowe poza samym stadionem, wywołując w ten sposób panikę. Według francuskiego dziennika, zrobili to, by wywabić kibiców ze stadionu. W momencie, gdy zobaczyli uciekające tłumy, dokonali samobójczych ataków, wykorzystując naładowane materiałami wybuchowymi "pasy Szahida".
Pierwszy zamachowiec wysadził się o godzinie 21.17 przy barze "Events", niedaleko bramy D. Drugi zdetonował bomby o godz. 21.20 przy restauracji "Quix", mieszczącej się przy bramie J. Ostatni, trzeci napastnik dokonał ataku samobójczego w przerwie meczu. Miało to miejsce przy restauracji McDonald's na stacji pobliskiej kolejki. Wszyscy zamachowcy zginęli. Udało im się zabić jedną osobę, natomiast 46 zostało rannych.
(...)
Prezydent Francois Hollande, który był na trybunach wraz z 80 tys. widzów, został w trakcie meczu ewakuowany, spotkanie zakończyło się wygraną Francji, a potem wszystkich widzów udało się w spokoju ewakuować.
źródło
i nawet w tej informacji coś mi nie pasuje.
Najpierw czytam, że wybuchy przed stadionem maiły wywołać panikę i ewakuację kibiców (przypominam, ze te "wybuchy" to tak naprawdę" samobójcze eksplozje - czyli śmierć przynjamniej jednego z trzech terrorystów) i to się udało, bo cyt. gdy zobaczyli uciekające tłumy, dokonali samobójczych ataków
Żeby w dalszej części informacji przeczytać, że tak naprawdę nikt nie uciekał (co jest zgodne z prawda), bo cyt. spotkanie zakończyło się wygraną Francji, a potem wszystkich widzów udało się w spokoju ewakuować.
Przecież to jest jakiś bełkot i jedno drugiemu przeczy.
Pytanie brzmi - kto tu bełkocze? Dziennikarze francuscy, czy nasi?
Użytkownik pishor edytował ten post 15.11.2015 - 23:44