Skocz do zawartości


Zdjęcie

Obrzędy zjadania grzechów


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Kronikarz Przedwiecznych.

    Ten znienawidzony

  • Postów: 2247
  • Tematów: 272
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 8
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Obrzędy zjadania grzechów

 

309oa68.jpg

 

Bardzo ważną rolę w ceremoniach pogrzebowych na Wyspach Brytyjskich pełnił niegdyś człowiek, zwany zjadaczem grzechów. Był to najczęściej żebrak albo ktoś wykluczony ze społeczności, którego zapraszano do łoża umierającego, by oczyścił go z wszelkich przewin. W ten sposób chronił konającego od piekła, a żyjących od działania złego ducha.

 

Zwyczaj wyznawania i odpuszczania grzechów w obliczu śmierci jest znany od bardzo dawna. Wiara w życie pozagrobowe zawsze sprzyjała rozmaitym spekulacjom. Wierzono, że dusze tych, którzy nie dopełnili odpowiednich rytuałów na łożu śmierci, wędrują po świecie w postaci złych duchów. Aby temu zapobiec, wymyślano różne metody mające na celu udobruchanie dusz, aby nie wracały i nie nękały żyjących. Jedną z nich było symboliczne połykanie grzechów umierających. Dokonywano tego poprzez jedzenie i picie nad gasnącym ciałem. Taki rytuał był odprawiany zwłaszcza wtedy, gdy konający nie mógł się wyspowiadać i otrzymać ostatniego namaszczenia, bo był wyznawcą protestantyzmu albo został ekskomunikowany.

 

Ciasteczko za duszę

 

Wcześniejsze wersje tego obrzędu były bardzo realistyczne. Zjadacza grzechów wzywano do domu, w którym ktoś szykował się na śmierć. Wezwany wchodził i siadał przodem do drzwi, a krewni umierającego podawali mu talerzyki z chlebem i solą. Zjadacz stawiał je na piersiach konającego i odmawiał rytualną modlitwę: Dobry człowieku, daję tobie spokój i odpoczynek. Nie chodź po naszych ścieżkach i łąkach. Dla twego spokoju ja zastawiam moją duszę. Amen. Potem uroczyście spożywał chleb i sól. Ten akt przenosił na niego grzechy umierającego i sprawiał, że zmarły nie wracał i nie straszył żyjących.

W innej wersji częstowano go chlebem i dzbanem piwa, który był wcześniej przesuwany przez kogoś z członków rodziny wzdłuż ciała umierającego. Czasami na potrzeby tego rytuału pieczono specjalny chleb, na którym rysowano inicjały lub wizerunek konającego. W niektórych okolicach zjadacz dostawał srebrną monetę; gdzie indziej uważano, że zapłatą jest sam poczęstunek. W Walii dawano mu dzbanek mleka i ciastko, które musiało być zrobione z najlepszych składników i tak smaczne, by została zjedzona każda okruszyna.

W wiosce Llanllyfni na piersi zmarłego kładziono ciastko albo gorący ziemniak wyjęty z pieca i zostawiony do wystygnięcia. Te pokarmy miały wchłonąć wszystkie grzechy nieboszczyka. Potem składano je pod "drzewem grzechów", skąd miał je zabrać zjadacz i zjeść. Wraz z jedzeniem zostawiano mu niewielką ilość pieniędzy. W późniejszym okresie zapraszano zjadacza grzechów już po śmierci i przygotowaniu ciała do pogrzebu.

 

Także inni uczestnicy pogrzebu byli częstowani pieczonymi specjalnie na tę okazję "pogrzebowymi ciasteczkami", które podawano nad trumną. Przyrządzano je na słodko lub na ostro, czasem przyprawiano nasionami kminku i ozdabiano stosownymi symbolami. Na ciasteczkach można było zobaczyć rybę, oznaczającą Chrystusa, lub koguta kojarzonego ze zmartwychwstaniem. Zdarzały się też róże, serca lub gołębie. Do dekorowania używano specjalnych form z drewna lub metalu, wykonanych przez wytwórców nagrobków. "Ciastka zmarłych" zawijano w czarną krepę lub ozdobny papier, zadrukowany np. motywem czaszek, i serwowano z piwem lub maderą. Są one nadal popularne na wiejskich obszarach Anglii, na przykład w Lincolnshire, Yorkshire i Cumberlandshire. W XVIII wieku zwyczaj ten dotarł do Ameryki. Był tam znany jeszcze sto lat temu.

 

Odkupiciel i kozioł ofiarny

 

Ludzie odprawiający rytuał zjadania grzechów byli uważani za skalanych, gdyż nosili na sobie tyle cudzych grzechów, że z pewnością musieli po śmierci pójść do piekła. Walczył z nimi kler rzymskokatolicki. Często spotykała ich ekskomunika. "Winą" zjadaczy był nie tylko nadmiar przewin na sumieniu, ale także naruszanie terytorium księży, bo to oni, według doktryny kościoła, powinni wypełniać ostatnie rytuały przy umierających. Bertram S. Puckle w książce "Zwyczaje pogrzebowe" opisał spotkanie, które miało miejsce około 1825 roku, niedaleko walijskiej wioski Llanwenog, w hrabstwie Cardiganshire.

 

Profesor Evans z Kolegium Prezbiteriańskiego z Carmarthen zobaczył tam zjadacza grzechów, którego okoliczni wieśniacy podejrzewali o kontakty z demonami i czarownicami. Uważali, że jest nieczysty i trzymali się od niego z daleka. Wzywali go tylko wtedy, gdy zbliżał się czyjś zgon. Bali się go tak bardzo, że palili nawet dzbanek i talerz, których używał. "Encyclopedia Britannica" podaje, że ostatni raz zwyczaj ten zaobserwowano w Market Drayton, w hrabstwie Shropshire, w 1893 roku. W wiosce Ratlinghope w tym samym hrabstwie do dzisiaj pokazywany jest grób zmarłego w XIX wieku Richarda Munslow, uważanego za ostatniego zjadacza grzechów w tym rejonie. Wydaje się jednak, iż ta tradycja przetrwała dłużej.

Ross Heaven, brytyjski psycholog i terapeuta, autor książki "The Sin Eater's Last Confessions: Lost Traditions of Celtic Shamanism", pisze, że w dzieciństwie spotkał jednego z ostatnich zjadaczy grzechów w Walii. Człowiek, którego poznał jako chłopiec, nazywał się Adam Dilwyn Vaughan, mieszkał na uboczu i prócz odprawiania rytuałów przy konających zajmował się także uzdrawianiem. Doskonale znał się na ziołach, wiedział, jak uleczyć "demony" zbierające się w ciele pacjenta. Mówił, jak ważne jest, by uzdrowiciel oczyszczał własne ciało. Radził, by unikać narożników, gdzie gromadzi się zła energia. Ross Heaven twierdzi, że rytuał zjadania grzechów jest pozostałością celtyckich tradycji, nadal obecnych w walijskim folklorze.

Zwyczaj ten jest również ściśle związany z pojęciem kozła ofiarnego, czyli kogoś obciążonego cudzymi grzechami i potępionego z tego powodu. Słynny angielski antropolog, James George Frazer zebrał szereg przykładów podobnych rytuałów obecnych w wielu kulturach. Pisze on, że w Chinach wybrany ze społeczności silny mężczyzna malował twarz farbami, a potem skakał i wyczyniał różne dziwactwa, by ściągnąć na siebie wszystkie choroby i demony. Na końcu wypędzano go ze wsi lub miasta. Kiedy w Pendżabie był pomór bydła, wynajmowano człowieka z kasty Chamar, odwracano go plecami do wioski i piętnowano rozpalonym sierpem. Następnie szedł on w głąb dżungli, nie oglądając się za siebie i zabierał pomór ze sobą.

 

W Syjamie co roku wybierano jedną kobietę "zniszczoną rozpustą" i obnoszono ją po całym mieście. Gawiedź obrzucała ją przezwiskami i błotem; gdy już obeszli całe miasto, rzucali ją na kupę gnoju lub na żywopłot z cierni za wałami i zabraniali powracać do miasta. Uważali, że niewiasta ściągnęła na siebie wszystkie złe siły i złe duchy przebywające w powietrzu.

Podobne rytuały były niegdyś na Bałkanach, gdzie członkowie rodziny konsumowali "chlebek" upieczony na kształt martwego ciała. Z kolei w górnej Bawarii najbliższy krewny zmarłego zjadał ciastko upieczone w kształcie zwłok i położone na piersiach nieboszczyka. Pewnych podobieństw można się doszukać nawet w mitologii Ameryki Południowej. Aztekowie wierzyli, że pod koniec życia mogą wyznać swoje grzechy Tlazolteotl, bogini ziemi, macierzyństwa i urodzaju, która oczyści ich dusze poprzez "jedzenie ich brudu".

Postać zjadacza grzechów bywa motywem literackim i filmowym. Pojawia się m.in. w powieści Francine Rivers "The Last Sin Eater", której akcja rozgrywa się w połowie XIX wieku, w małej osadzie w Appalachach. Jej bohaterką jest rozpaczająca po śmierci babki dziewczynka, która przy jej grobie spotyka zjadacza grzechów. Ów człowiek odpuści potem grzechy wszystkim mieszkańcom wioski.

Na podstawie tej książki powstał film w reżyserii Michaela Landona Juniora. Motyw zjadania grzechów spotkamy w opowiadaniu "The Sin Eater" kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood i w powieści kryminalnej amerykańskiej autorki Alex Kava "A Necessary Evil". W 2003 roku powstał thriller pod tytułem "The Sin Eater", w reżyserii Briana Helgelanda i według jego autorskiego scenariusza. Film opowiada historię księdza odkrywającego tajemnice sekretnego zakonu, od wieków istniejącego w kościele katolickim, oraz nieśmiertelnego zjadacza grzechów, zmęczonego noszeniem zła popełnionego przez innych ludzi.

 

Źródło: "Czwarty Wymiar"


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych