Witam! Na początku chciałbym pozdrowić wszystkich użytkowników tego forum, nie raz uratowaliście mi nudne wieczory ciekawymi tematami! Tak więc chciałbym wam przedstawić historię która jak dotąd jest najbardziej ''paranormalną'' historią w moim krótkim życiu.
Mam 22 lata, obecnie studiuję i takie tam, nic nadzwyczajnego Uprzedzam że mimo że sytuacje pewnie można wytłumaczyć jakoś racjonalnie ale postanowiłem się nią podzielić gdyż nawet dzisiaj jak sobie o niej przypominam ja i koledzy którzy byli wtedy ze mną, mamy ciarki na plecach.
Rzecz działa się w 2008 roku kiedy to w wakacje z kumplami często spaliśmy pod namiotami, pierwsze piwa, fajki itp.Postanowiliśmy nocować w ogrodzie jednego z kumpli. Ogród dzielił się na trzy mniejsze sektory z których ostatni graniczył z wielkimi polami a bramka do niego była zamknięta po prostu na zawias więc każdy mógł tam wejść. Było nas trzech i zapewniam że oprócz papierosów nie odurzaliśmy mózgu niczym innym. Około godziny 23 postanowiliśmy wyjść na tzw. ''Obchód Wsi'' Chodziliśmy jak to dzieciaki i chowaliśmy się przed autami czy dzwoniliśmy na dzwonki do domów. Aby wyjść na ulicę trzeba było pokonać wielkie pole od bramki do potoku wzdłuż którego rosły wielkie wierzby. Za nim były kolejne dość duże pole lecz my zakręcaliśmy na ścieżkę wzdłuż potoku i tak dochodziliśmy do drogi. Pierwszy obchód był zwyczajny, wróciliśmy do namiotu gdyż kumplowi-właścicielowi oczy się już kleiły do snu. Postanowiliśmy przespać się z 2 godzinki i znowu ruszyć. Obudził nas budzik z komórki około 2 w nocy i po namowach zaspany kumpel w końcu zgodził się iść z nami. Wychodząc z ogródka ruszyłem prosto w stronę strumyka z drugim kumplem podczas gdy właściciel zajęty był zamykaniem bramki która w mroku nocy stanowiła nie lada wyzwanie. Idąc nie rozglądałem się na boki aż do momentu gdy poczułem mocne złapanie za ramię. Znajomy który szedł za mną obrócił mnie w prawo i pokazując palcem powiedział przerażonym głosem ''Dziku patrz!''.
Niecałe 20 metrów od nas, równolegle lecz w przeciwnym kierunku (w stronę płotów na których znajdowała się bramka do naszego ogródka) szła wielka postać. Z pewnością miała 1,90 choć mogła mieć nawet więcej, cała czarna lecz to co najbardziej zapadło mi w pamięć to nieproporcjonalnie długie ręce i brak szyi. Przez to wydawała się bardzo krępa tak jakby jej barki zlewały się od razu w nisko osadzoną głowę. Patrząc na nią przez kilka sekund zauważyłem że kumpel popędził do właściciela który dalej szponcił przy zawiasach w bramce krzyknąłem głośno ''O *****''. I biegnąc za nim patrzyłem na postać gdyż bałem się że to może być ktoś komu podpadliśmy naszym szlajaniem się po wsi. Ku zaskoczeniu postać ta przykucnęła i dziwnym biegiem pochylona dobiegła do płotów. Właściciel na szczęście nie mogąc zamknąć bramki szybko ją otworzył i wszyscy wbiegliśmy za nią. Pytał nas co się stało a my że tam chodzi jakiś wielki typ. Wychylił głowę i popatrzył w stronę płotów po czym przerażony cofnął się i powiedział popatrzcie. Wtedy wszyscy się wychyliliśmy a zza płotu wyglądała na nas ta sama postać która raz po raz chowała się i znowu wyglądała. Przerażeni wbiegliśmy do namiotu i z przerażenia poczekaliśmy aż zaczęło świtać i wtedy ze zmęczenia padliśmy do snu.
Idąc następnego dnia w miejsce gdzie była ta dziwna postać zauważyliśmy wydeptaną trawę (było dobrze widać bo pola były całkiem nieźle zarośnięte wysoką trawą). Tak jak widzieliśmy trop prowadził do wspomnianego potoku i tam się urywał gdyż pole za nim było zadbane i zawsze skoszone. W miejscu gdzie postać wyglądała zza płotu co ciekawe odkryliśmy zdemolowane żerdzie. Wyglądało na to że postać musiała połamać płot i schować się za nim skąd wychylała głowę i na nas zaglądała. Od tamtego momentu nie spaliśmy pod namiotem oczywiście dopowiadając sobie że to jakiś demon lub inne monstrum.
Zapewniam że sytuacja jest 100% realna i pamiętam ją jak dzisiaj. Po prostu chciałem się podzielić nią z ludźmi którzy możliwe że przeżyli coś podobnego.
Kronikarz