Skocz do zawartości


Zdjęcie

Plemię odciętych palców


  • Please log in to reply
No replies to this topic

#1

Simba.

    Simbarosa

  • Postów: 441
  • Tematów: 290
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 51
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"Papua Nowa Gwinea: plemię odciętych palców".

 

 

W Papui Nowej Gwinei żyje lud rodem z epoki kamienia łupanego. "Martwe ptaki", którym biznes turystyczny podcina skrzydła. Podejrzewani o kanibalizm Dani słyną z makabrycznego rytuału po śmierci bliskich. Tubylcy odcinają swoje palce, by oddać hołd najbliższym.

 

eivaew.jpg

Kobieta z plemienia Dani pokazuje kikuty palców odciętych dla upamiętnienia zmarłych bliskich.

 

Pomarszczona kobieta przygląda się fotografowi. Siedzi przed chatką w stroju Ewy. Jej ręce poorane są bliznami, cztery kikuty w prawej ręce wyglądają makabrycznie. Mimo to kobieta chwyta łapczywie skręta z dziwnych ziół, trzyma go mocno między pozostałościami po palcach, przystawia do twarzy i mocno się zaciąga. Chwilę potem jej schorowana twarz i uszkodzone ręce giną w dymie. Nie musi mówić, jak wiele przeżyła, ilu bliskich straciła. Paradoksalnie to widać. Jak na dłoni.

 

Martwe ptaki w wyścigu z życiem

 

Dolina Baliem leży wśród wzgórz w zachodniej części Papui Nowej Gwinei. Przez wieki była niedostępna dla białego człowieka. Pierwsze wyprawy w tej rejony odnotowano dopiero na początku XX wieku. Tajemnicze tereny opisał dopiero Richard Archbold po wyprawie zoologicznej w 1938 roku. Wówczas dostał się do Baliem samolotem wyczarterowanym z Jayapura w Indonezji. Był pod wrażeniem dzikiej okolicy.

 

30 lat później sporo miejsca w swojej książce pt. "Under the Mountain Wall" poświęcił jej Peter Matthiessen. Amerykański pisarz obserwował zwyczaje plemienia Dani, które w dużej mierze zamieszkuje te tereny. Skupił uwagę na waleczności tubylców, którzy ciągle toczyli podjazdowe wojenki. Widział półnagich wartowników obserwujących okolicę z drzew, wojowników odpoczywających po bitwie przy dziwnych naparach i kobiety, które umartwiały się nad losem swych mężczyzn.

 

24nekb6.jpg

Członkowie plemienia Dani. Fot. Sergey Uryadnikov

 

W połowie ubiegłego wieku antropolog Robert Gardner nakręcił dokument o plemieniu Dani pt. "Martwe ptaki". Pokazał ludzi, którzy nie kłaniają się śmierci. W trakcie ważnych wioskowych uroczystości najznamienitsi przedstawiciele plemienia Dani zbierają się przy ogniskach. Najstarsi tubylcy opowiadają wówczas historię ludu. Podróżnicy, którym udało się wkupić w łaski plemienia, nim stało się turystyczną atrakcją, byli pod wrażeniem opowieści.

 

 

Najważniejsza z legend opowiada o wyścigu węża i ptaka. Wąż pełza przez kamieniste kaniony, zmaga się z kolejnymi przeszkodami na błotnistej drodze, gubi łuski, brakuje mu siły, ale przeżyje. Wyścig wygrywa wolny ptak, który w promieniach słońca ucieka gdzieś w kierunku bezchmurnego nieba.

 

- Wyścig - mówią Dani - to metafora życia. Człowiek pełza przez życie, ale i tak najszczęśliwsi są ci, którym udało się wzlecieć ku słońcu, którzy wyrwali się z kajdan codzienności. Oznacza to radosną śmierć, która Danim towarzyszy od najmłodszych lat.

 

Makabryczna stypa

 

Śmierć to element życia plemienia Dani. Wiąże się z nią najbardziej kontrowersyjny rytuał. Gdy w rodzinie umrze mąż, wówczas wszystkie bliskie mu kobiety - od matki, przez żonę, po córki - oddają się żałobie.

 

Na pogrzeb przychodzą umazane błotnistą mazią i popiołem, ale największym wyrazem smutku jest odwieczny zwyczaj amputacji palców. Od kilku lat praktykowanie tego rytuału jest zakazane przez władze, ale w małych wioskach wciąż organizowane są tradycyjne "stypy".

 

Legenda Dani mówi, że człowiek rodzi się z pięcioma palcami w każdej ręce. Każdy palec jest inny: od małego, przez serdeczny, najdłuższy środkowy, wychudły wskazujący aż po kciuk.

 

Mimo różnic palce współpracują ze sobą, pozwalają chwytać przedmioty, posługiwać się włócznią i tak dalej. Jak w rodzinie. Gdy odchodzi jeden z jej członków, życie przestaje być takie samo, współpraca zostaje zachwiana. Dlatego po śmierci najbliższych należy symbolicznie uciąć jeden z palców.

 

Zwyczaj jest makabryczny. Wedle wierzeń ludowych, dusza zmarłego wojownika nie zazna wiecznego spokoju, jeśli pod jego nieobecność do domostwa będą wracały duchy. Można jednak poradzić sobie z marami. Dlatego kobiety (czasem rytuał dotyczy też mężczyzn) przed stypą zawiązują mocno sznurek na zranionym palcu, a gdy upłynie sporo krwi, poddają się amputacji.

 

Jeden z ważniejszych i najbliższych domowników specjalną gilotyną (a według niektórych relacji siekierą) ucina palec, który następnie poddawany jest spaleniu. Od tego czasu zgromadzony w specjalnych miseczkach popiół zajmuje ważne miejsce w domostwie.

 

Im więcej kikutów w ręce, tym więcej tragedii przeżył człowiek. Dani wierzą, że tego typu cierpienie pozwala pokazać smutek, ale i oczyszcza duszę z pokładów żalu. Z żalu za bliską osobą, bo w kulturze Dani to rodzina jest najważniejsza.

 

"Wene opakima dapulik welaikarek mekehasik" brzmi miejscowe powiedzenie, a oznacza życie w jednej rodzinie, w jednym klanie, z jednym językiem i wspólną historią. Różni, ale razem. Jak palce w ręce.

 

Niemowlaki z odgryzionymi palcami

 

Przez wieki Dani praktykowali też zwyczaj odgryzania przez matkę małego palca nowonarodzonemu dziecku. W czasach, gdy wiele niemowląt nie przeżywało trudnych warunków życia w Papui Nowej Gwinei, zwyczaj pozwalał wierzyć w wielką siłę pociechy, której organizm poradził sobie mimo upływu krwi. Władze państwa zakazały rytuału kilka lat temu, podobnie jak ucinania palców w ramach żałoby.

 

2a7c5jd.jpg

Wojownik z plemienia Dani. Fot. Sergey Uryadnikov

 

Relacja jednego z podróżników, którzy przemierzał Papuę. "Spotkaliśmy kobietę, która nie miała jednego palca. Była po czterdziestce. Stwierdziła, że taka się urodziła. Potem przyznała jednak, że to jej matka odgryzła jej palec. - Dzięki temu przeżyłam - opowiadała. Chętnie mówiła o rytuale, a sama nie zdecydowała się na taki gest wobec własnych dzieci. Tłumaczyła, że czasy się zmieniły" - pisze Amerykanin na blogu.

 

W wielu wioskach - mimo zakazu rytuału - wciąż mieszkają ludzie z odciętymi palcami. Zdziwieni zainteresowaniem turystów pozują do zdjęć z kikutami. Niektóre z fotografii budzą przerażenie.

 

Są kobiety, które straciły na wojnach mężów i synów. Każdy odcięty palec to inna historia człowieka, któremu oddały hołd. Najciekawsza wydaje się jednak historia przytoczona przez jednego z antropologów o mężczyźnie, który postanowił poświęcić swój palec z żalu po stracie żony. Rzadko spotykany gest w kulturze wojowników.

 

Martwe ptaki bez skrzydeł

 

Przez wiele lat w zachodnim świecie pokutował stereotyp, jakoby Dani byli brutalnym plemieniem. Mieli skupiać się wyłącznie na wojnach, a siła i męstwo były ich głównymi wartościami. Makabryczne rytuały tylko wzmacniały ten wizerunek. Dlatego antropolodzy i misjonarze często oskarżali tubylców o kanibalizm.

 

"Śmierć to element życia w ich kulturze. Pamiętam niedzielny poranek, gdy jeden z wojowników wrócił do wioski i wszedł do mojego domu. Na pytanie, jak poszła bitwa, stwierdził, że wspaniale. >>Zabiliśmy człowieka, przebijając mu serce włócznią. Ukryliśmy jego ciało, gdy wrogowie się wycofywali. Jutro będzie duża uczta. Przyjdź i zobacz<< - mówił wojownik. Nie poszedłem" - pisał w 1963 roku oburzony misjonarz, który zamieszkał w Dolinie Baliem.

 

Dziś mit o plemieniu Dani przyciąga turystów z całego świata. Japońscy turyści z aparatami i amerykańscy backpackerzy przedzierają się przez okoliczne lasy (coraz częściej są dowożeni na miejsce kolorowymi autobusami), by zobaczyć półnagich ludzi, którzy żyją jak w epoce kamienia łupanego: w przepaskach, z kotekami (słynnymi ochraniaczami na genitalia z wysuszonego owocu tykwy) i włóczniami, którymi polują na zwierzynę.

 

Dani stali się elementem świata biznesu i turystyki. "Pojechałem do Papui, by mieszkać z dala od cywilizacji. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast krwawych rytuałów zobaczyłem normalnych ludzi, którzy często używają telefonów komórkowych" - pisze wzburzony podróżnik na jednym z turystycznych forów.

 

Mimo wszystko szacuje się, że kilkadziesiąt tysięcy przedstawicieli Dani żyje w swoich "naturalnych warunkach". W małych wioskach złożonych z kilkudziesięciu lepianek żyją klany, które wciąż walczą z codziennością.

 

Martwe ptaki nie mają wielkich szans w starciu z zachłannymi biurami podróży i wszędobylskimi turystami. Są jak kciuk, ostatni z palców kobiety z wioski gdzieś w Papui, która ze smutkiem odpala kolejnego skręta.

 

 

 

 

 

 

 

źródło : http://podroze.onet....ch-palcow/gwej1


  • 2





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych