Witam wszystkich użytkowników tego forum które obserwuje od pewnego czasu. Chciałbym się z wami podzielić moimi przemyśleniami na temat umysłu oraz opisać mniej więcej jak wygląda moje życie.
Siła fizyczna przydaje się to prawda, jednak nie musimy z niej korzystać cały czas tak jak to robimy z umysłu. 24 godziny na dobę nieustannie nasz mózg przetwarza miliardy informacji. Musi wybrać te odpowiednie które trafią do naszej świadomości. Resztę "śmieciowych" informacji przetwarza w podświadomości bo uznaje, że nie musimy się tym martwić. Szczyt ewolucji który mamy zaszczyt wykorzystywać. Ale w jakim stopniu? Czy korzystamy z całej potęgi jaką oferuje nam nasz najważniejszy narząd? Nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że wierzę w mit 10% wykorzystania mózgu. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to TYLKO mit jednak uważam także, że nie wykorzystujemy wszystkiego. Przy odpowiednim podejściu, treningu oraz wierze można osiągnąć naprawdę interesujące wyniki i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Historia zna tysiące (jeśli nie miliony) przypadków ludzi którzy twierdzili, że posiadają nadprzyrodzone moce. Bądźmy jednak szczerzy, 99,9% tych ludzi to byli najzwyklejsi kłamcy. Nie potrafili/nie potrafią udowodnić swoich "mocy" często przyznają się do kłamstwa. Co jednak z tym 0,1% ludzi którzy twierdzą, że posiadają takie moce, a nauka nie potrafi wyjaśnić tych zjawisk? Osobiście uważam, że te całe "moce" to najzwyklejsze wykorzystanie potęgi jaka w nas siedzi.
KAŻDY, dosłownie KAŻDY posiada w sobie potężne narzędzie, jednak szare społeczeństwo nie zwraca na to uwagi bądź uznaje to za niemożliwe. Nie udowodniono jednak, że np. taka telekinezja jest niemożliwa. Podobnie jest z innymi "mocami" nawet tymi które łamią "prawa fizyki". Co do samych praw fizyki moje odczucia są mieszane. Wiem, że nie mogę lecieć w górę bo nie pozwala mi grawitacja, wierzę jednak, że lewitacja (czyli oszukanie/złamanie grawitacji) jest możliwa i dokonać tego może każdy z nas.
Dlaczego więc nie spotykamy ludzi którzy to robią? Pomijamy wszelkich iluzjonistów którzy np. lewitując wykorzystują najzwyklejsze sztuczki. Osobiście uważam, że człowiek który zrozumiał otaczający go świat, otworzył swój umysł na tyle, aby móc dokonywać rzeczy bardzo trudnych, wręcz niemożliwych i tych naprawdę niemożliwych do zrobienia dla zwykłego człowieka nie czuje potrzeby chwalenia się tym. Jedna się z wszechświatem, z naturą, zdaje sobie sprawę, że ludzie nie są mu potrzebni. Jego umysł osiąga pewien "poziom" na którym otwiera się całkowicie pozwalając mu spojrzeć na wszystko z takiej perspektywy z jakiej nikt nie patrzy. Wierzę w to, że są tacy ludzie, ale my ich po prostu nie dostrzegamy i prawdopodobnie NIGDY nie dostrzeżemy. Wierzę także w to, że i ja mogę osiągnąć taki stan chodź daleka droga przede mną. Wierzę też, że i WY i każdy człowiek na ziemi może to osiągnąć.
Dlaczego więc ludzie są sceptyczni, wyśmiewają tych którzy wierzą w potęgę umysłu i śmiało mówią "to bzdura", "głupota" itp? Wiara w potęgę umysłu wymaga złamania pewnych barier logicznego myślenia które są od małego wpajane nam do głowy. W szkole, w telewizji, w rodzinie, w piaskownicy, w pracy, wszędzie. Raczej nikt w dzieciństwie nie mówił ci, że posiadasz moc którą wystarczy "otworzyć" i nauczyć się ją wykorzystywać. Wręcz przeciwnie, często zdarzają się sytuacje gdy ktoś nam mówi, że jesteśmy głupi, że jesteśmy nieudacznikami i tym podobne. Nieważne czy ktoś jest wrażliwy, słaby i bierze to do siebie, wmawia sobie to co usłyszy, czy ktoś jest twardy i stwierdza, że go to nie rusza. Świadomie może i nie odczuwa tego, jednak podświadomość rejestruje takie rzeczy i bez udziału naszej świadomości gdzieś to zapamiętuje, gdzieś pojawia się to uczucie głęboko stłumione w nas.. Odszedłem lekko od tematu.
Wracając do tych jak to nazwałem barier, to właśnie one sprawiają że ludzie nie wierzą w takie rzeczy. Odrzucają takie możliwości bo to kłóci się z ich poglądami na otaczający ich świat. Ciężko przekonać kogoś kto sam nie wierzy.
Więc tak! Wierzę w telekineze, telepatie, lewitacje, teleportacje, podróże astralne, nadludzką siłę, nadludzką szybkość, odporność... Mógłbym tak wymieniać wiele. Mam nadzieję że rozumiecie o co mi chodzi.
Chciałbym wam także w skrócie opisać jak wygląda moje życie. Aktualnie mam 22 lat w grudniu 23. Jestem spokojnym i wyluzowanym człowiekiem. Jak doszło do tego, że zacząłem "pracę" nad swoim umysłem? Wszystko zaczęło się w 2004 roku kiedy to miałem 12 lat. Wtedy to pewne niewinne przemyślenie zmieniło moje życie..
Po raz pierwszy usłyszałem muzykę trance. Wcześniej nigdy nie miałem z nią styczności. Zakochałem się w niej od razu, wiedziałem, że to jest ten jedyny rodzaj muzyki który chcę słuchać. Kiedy pierwszy raz założyłem słuchawki od mojej MP3 na której miałem sporo kawałków, położyłem się i z uśmiechem na twarzy słuchałem. Muzyka wypełniała mnie całkowicie, czułem podniecenie, radość i rozrywający uszy bass. W sumie już następnego dnia kiedy znowu słuchałem sobie muzyki naszło mnie na pewne przemyślenia. Kiedy tak słuchałem tej muzyki czułem, że mógłbym zrobić więcej niż normalnie. Czułem siłę, czułem energię która mnie rozrywała, czułem że mogę zrobić 100 pompek (taki przykład) nim piosenka się skończy. Po prostu to było niesamowite uczucie i wciąż jest. Zawsze mi to towarzyszy kiedy mam słuchawki na uszach. Znowu jednak odbiegam lekko od tematu..
Tak więc zastanawiałem się czy można jakoś robić te wszystkie niesamowite rzeczy które widziałem np. w TV (mówię tu głównie o pokazach iluzjonistów). Właściwie od tamtego czasu zastanawiałem się nad tym cały czas, aż do czasu kiedy osiągnąłem 14 lat. Wtedy poczytałem też trochę w internecie i w końcu postanowiłem, że zostanę samoukiem. Bez pomocy żadnych poradników, bez książek, sam ja i moje metody na to, aby zwiększyć możliwości mózgu. Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale oczywiste jest (przynajmniej dla mnie), że mimo iż wierzę, że każdy może "otworzyć" umysł to nie można tego zrobić od tak po prostu. Że jednak te bariery oraz logiczne myślenie sprawiły, że umysł należy otwierać powoli.
Zawsze posiadałem wielką wiarę w to co robię (nie mówię tu o wierze boskiej). Według mnie to jest klucz do sukcesu. Wiara w to, że posiadamy potęgę w głowie. Nie wystarczy sobie powiedzieć kilka razy "wierzę w potęgę umysłu". Tą wiarą trzeba żyć, trzeba przekonać także podświadomość że wszystko jest możliwe. Jedynie potężna wiara i trening przyniosą sukces.
A mój trening zacząłem od medytacji. Medytowałem trzy razy w tygodniu po około pół godziny. Potem czas ten zwiększyłem do godziny. Podczas medytacji oczyszczałem umysł (ja lubiłem medytować w parku, oraz w domu jeśli byłem sam, kilka razy puszczałem nawet muzykę i medytowałem, oczywiście trance) i kiedy już czułem się zrelaksowany oraz "pusty" (chodzi mi, że nie myślałem o niczym, skupiałem się tylko na czystości umysłu) rozpoczynałem rozmyślanie. Zastanawiałem się np. nad tym co działo się dzisiejszego dnia, jakie błędy popełniałem, jakie decyzje podejmowałem, zastanawiałem się nad zachowaniami innych ludzi, nad tym jakie błędy popełnili.. Innym razem podczas medytacji używałem wyobraźni. Wyobrażałem sobie mój umysł jako biały pokój z wielkimi drzwiami w ścianie. Zawsze kiedy to robiłem wyobrażałem sobie, że podchodzę i lekko uchylam te drzwi. Bardzo słabiutko ale jednak trochę uchylałem. Za każdym razem kiedy uchylałem te drzwi czułem wielki przypływ energii. Znikały wszelkie problemy, stres, ja czułem się jakbym narodził się na nowo. Zawsze przy następnej medytacji podczas której odwiedzałem ten pokój uchylałem drzwi jeszcze bardziej. Medytacja to był dopiero początek.
Uznałem, że muszę się uczyć. Dosłownie i w przenośni, w końcu człowiek uczy się całe życie. Zacząłem więc czytać książki i grać w różne gry. Szachy, warcaby, karty, sudoku, krzyżówki, wykreślanki i wszystko temu podobne stały się u mnie codziennością. Wychodziłem często na świeże powietrze, biegałem i ogólnie trenowałem fizycznie, ale nie na siłowni. Już wtedy wierzyłem, że siła fizyczna nijak się ma do siły umysłu, a ćwiczyłem bo po prostu trening jest zdrowy dla mózgu. Zacząłem też jako samouk uczyć się angielskiego. Potem chodziłem jeszcze na korepetycje. Potem doszedł język niemiecki, włoski, a teraz uczę się francuskiego.
W wieku 15 lat moje oceny znacznie się poprawiły. Zacząłem także inaczej postrzegać wiele spraw. Obserwowałem ludzi i badałem ich zachowania. Starałem się przemyśleć 10 razy zanim coś zrobiłem, badałem wszystko co robię i co robią inni. Właściwie taka sytuacja utrzymywała się aż do czasu kiedy miałem 17 lat.
Wtedy to pierwszy raz zacząłem próbować różnym "magicznych" mocy. Telekinezy, telepatii, lewitacji, pirokinezy, psychokinezy, zacząłem próbować uzyskać nadludzką siłę, szybkość, wytrzymałość, kontrolować swój metabolizm itp. Jakie były efekty? Cóż to nie jest temat na to aby o tym pisać. Nie czuję potrzeby chwalenia się tym i udowadniania innym bo ludzie i tak nic nie znaczą. Dla mnie liczy się pojednanie z naturą, z wszechświatem..
Zacząłem także medytować codziennie bo trzy razy w tygodniu było dla mnie za mało. Z czasem zacząłem nawet wykorzystywać sny (chociaż nigdy nie ćwiczyłem świadomego śnienia to dzięki treningowi mózg otworzył się na tyle, że takie sny same zaczęły się każdej nocy) do medytacji. W śnie miałem dużo lepszy kontakt z moją podświadomością którą traktowałem i nadal traktuje jako byt zamknięty za drewnianymi drzwiami (nie mylić z drzwiami o których wspominałem wcześniej!). Rozmawiałem z nią, wymieniałem swoje przemyślenia, czerpałem z niej pomysły oraz podświadome przemyślenia o których nie miałem pojęcia. W tym czasie porzuciłem trening fizyczny bo uznałem że już go nie potrzebuje. W sumie miałem rację bo kiedy przestałem ćwiczyć to nie zauważyłem różnicy, po prostu osiągnąłem już taki "poziom" gdzie trening fizyczny (pozostały jedynie spacery wieczorne) nie jest potrzebny mimo, że jest zdrowy. Postanowiłem więc trochę poszaleć i tak:
czasami czytałem książki od tyłu, grałem w szachy, warcaby z kilkoma osobami na raz, układałem kostki rubika na czas z zawiązanymi oczyma, uczyłem się mnemotechnik i w ramach testowania umysłu wymyślałem trudne w zapamiętaniu ciągi cyfr, bądź historyjki które potem recytowałem z pamięci... Było tego trochę. Wtedy też zacząłem chodzić sobie np. do centrum miasta, siadać na ławce i obserwować ludzi. Badałem ich, obserwowałem i miałem różne przemyślenia na temat ich działań. W sumie taki stan rzeczy utrzymywał się dosyć długo. W wieku 19 lat znalazłem dziewczynę. Moje postrzeganie ludzi i świata się zmieniło i to bardzo. Wiedziałem już wtedy, że mój umysł już pracuje inaczej, ale wciąż są "poziomy" które mogę osiągnąć.
W wieku 21 lat porzuciłem codzienną medytację. Uznałem że to już taki poziom kiedy jest mi ona niepotrzebna. Drzwi które w wyobraźni otwierałem przez ostatnie 7 lat były otwarte do połowy. Postanowiłem, że od teraz będę je otwierał coraz bardziej, ale już podczas medytacji w snach. Uznałem że kiedy otworzą się całe to już będzie ten czas. Ten czas kiedy zjednam się z naturą i wszechświatem, zrozumiem wiele rzeczy których nadal nie rozumiem, a nad którymi zwykli ludzie się nie zastanawiają. Drzwi te nadal otwieram. Nie wiem kiedy skończę. Nie wyobrażam sobie tego, że są już otwarte, po prostu z każdym razem otwieram je trochę i czuję tą energie która mnie wypełnia..
Teraz moje życie wygląda mniej więcej tak samo. Mam pracę do której idę na 8 godzin, ale mijają mi one jak 10 minut. Uznałem, że czas to tylko nasza wyobraźnia i jest dosyć elastyczny jeżeli wiemy jak go lepić. Po pracy. Oglądam TV, surfuje po internecie, czytam, łamię sobie głowę nad dużymi ciągami cyfr które potem recytuje, wymyślam zagadki i obserwuje. To jest to co lubię najbardziej. Wszystko i wszystkich, wyciągam wnioski i stawiam pytania na które odpowiadam. Rozwiązuje problemy innych ponieważ sam staram się działać tak, aby problemów nie mieć. Myślę że już niedługo osiągnę kolejny poziom i będę mógł porzucić gry w szachy, warcaby, czytanie książek i inne tego typu rzeczy. Wtedy będę chodził do parku lub lasu i medytował. Ale to będzie inna medytacja niż te poprzednie. Będę się łączył z naturą, rozmawiał z nią, stawał się jednością i zacznę lepiej rozumieć to co nas otacza. Kiedy to jednak nastąpi sam nie wiem. Podobnie jest z drzwiami które wciąż powoli otwieram. Nie wiem kiedy otworzę je całkowicie i co za nimi znajdę. Może to być za kolejne 7 lat, a może za 10, równie dobrze nigdy nie uda mi się ich otworzyć. Nie przejmuję się tym jednak. Życie jest dosyć proste, śmierć to tylko etap przez który każdy musi przejść.
Chciałbym uprzedzić pytania na temat moich prób związanych z telepatią itp. Tak od czasu do czasu próbuję i nie, nie powiem wam jakie są efekty. Wspominałem o tym wcześniej, jednak po tym co pisze sami możecie wywnioskować jakie te efekty są.
Czy chciałem się pochwalić? Właściwie to długo się zastanawiałem nad tym czy założyć konto i napisać ten temat. Jak już wspominałem nie czuję potrzeby chwalenia się, a jeśli chodzi o uświadamianie innych, że mają w sobie potężne narzędzie to wierzę, że jeżeli ktoś będzie bardzo chciał uwolnić umysł to zrobi to po swojemu. Najważniejsza jest wiara. Więc założyłem w końcu ten temat, ale nie w celu pochwalenia się. Po prostu uznałem, że tekst ten da komuś do myślenia.
Czy czuje się wyjątkowy? Trochę tak i trochę nie. Nie bo wierzę (a raczej wiem) że każdy może osiągnąć to co ja, a nawet więcej. Tak bo wiem także, że takich ludzi jest niewielu. W moim otoczeniu nie spotkałem drugiej takiej osoby.
Czy czuję się "wyższy" od innych? Wiem, że na ziemi są ludzie którzy osiągnęli już ten ostatni poziom. Wiem też jednak, że większość nadal żyje swoim szarym życiem. Tak czuję się wyższy umysłowo od innych.
Dlaczego to forum? Nie wiem. Wybrałem je tak po prostu.
W sumie to tyle moi drodzy. I tak nie napisałem wszystkiego, ale po prostu tego jest za dużo. Pozdrawiam i dziękuje