Pewnie większość z was miała okazję przeczytać tą informację - dla tych, których ta przyjemność ominęła LINK
Mam pytanie - co sądzicie na ten temat?
Chodzi mi o podejście "miejscowych" do problemu "przyjezdnych" - tych okresowo nawiedzających dane miasto (w celu nauki na przykład).
Zostawmy tu Kraków, zostawmy kierowcę MPK - chodzi mi kwestię nieco szerszą, bardziej ogólną.
Trzymając się studentów.
Wiadomo, że masowy ich napływ, dezorganizuje w pewnym stopniu życie "tubylców" - na wielu płaszczyznach. Poczynając od zapchanych parkingów osiedlowych (jak wiadomo duża część studentów porusza się własnymi samochodami, które gdzieś trzeba parkować), poprzez tłok w środkach komunikacji miejskiej, a kończąc na nieco bardziej uciążliwych kwestiach, związanych ze "studenckim stylem życia" - szczególnie doskwierających mieszkańcom bloków, w których studenci wynajmują lokale.
Sam studentem byłem i (słabo, bo słabo - ale jednak) pamiętam jak się żyło.
Mieszkam teraz w bloku "okupowanym" wręcz przez studentów (nie kładących się spać z kurami) i też doskwiera mi ograniczona ilość miejsc parkingowych, która wyraźnie skurczyła się w ostatnich dniach.
Szczęśliwy z tych dwóch ostatnich powodów nie jestem ale...
No, właśnie.
Od poczucia braku szczęścia, do "świń", trochę mi jeszcze brakuje.
Być może dlatego, że pamiętam swoje czasy, a może dlatego, że moja córa też studentką być zaczęła. Nomen omen w Krakowie.
Autem się nie porusza, więc cytowany pan "kierowiec" świnią jej raczej nazwać nie będzie miał powodu ale czy nie zrobi tego jakiś inny, "miły" pan sąsiad, któremu przeszkadzać będzie jej zbyt późny powrót z pubu?
