Hej:)
Jestem tu świeżakiem, co prawda, ale temat zakładam, żeby zorientować się, kto z Was doświadczył miłości naszego Ojca i co w jego życiu się zmieniło.
NIKOGO NIE NEGUJĘ, SAMA JESTEM PROTESTANTKĄ.
To zaczniemy ode mnie
Mam 20 lat i mieszkam pod Warszawą. Pochodzę z rozbitej rodziny, w której dominował pieniądz. Nie mogłam narzekać na brak jedzenia, na brak pieniędzy i przyjaciół. Moja babcia jest ordynarną katoliczką, toteż w takiej wierze zostałam wychowana. Całe życie brakowało mi jednak miłości. Już nie chodzi o płeć przeciwną, po prostu nie widziałam swojego ojca praktycznie nigdy, a mama zapracowana sprowadzała co jakiś czas kogoś nowego, więc nie miała dla mnie i mojego młodszego brata czasu. Rosłam, mądrzyłam się, a kiedy znalazł się kolejny konkubent (mąż aktualnie), nie mogłam tego zrozumieć. Zaczęły się zakazy, spełnianie jego oczekiwań i DOSŁOWNIE plan moich obowiązków łącznie od poniedziałku do niedzieli wisiał na drzwiach lodówki. Byłam znerwicowana, popadłam w chorobę dwubiegunową, imprezowałam...i pech chciał, że wielokrotnie odbierałam sobie życie. Bezskutecznie. Nie znałam miłości ojca, nie znałam miłości matki. Jedyne, co czułam, to smutek, nienawiść... I obraźliwe słowa w moim kierunku przez ścianę.
Dwa lata temu poznałam chłopaka, teraz już narzeczonego. Niby wszystko było w porządku, bo już byłam pełnoletnia, nie musiałam słuchać tego człowieka, ale co za moim nieustępliwym buntem idzie, dostałam "przepustkę" na wyjścia. Któregoś dnia nie wytrzymałam, spakowałam swoje rzeczy i uciekłam z domu do mojego chłopaka. Matka kazała mi tylko oddać klucze. Nie odzywala się za wiele, ale kiedy szkoła dowiedziała się o wydarzeniu, narobiła mi takiego wstydu, że ją rzuciłam. Półtora roku żyłam w letargu, letargu smutku, mieszanego chwilami radości. Ile razy wtedy sięgałam po nóż! Niestety, jak już poruszyłam, w mieszkaniu mojego chłopaka zmarła pewna kobieta, a kamienica podczas II wojny światowej oblegana była przez niemców, to nie wiadomo, czy nie doszło tam do masowych zabójstw, w końcu wapienna podłoga w piwnicy- kto wie. Nie mając wiary w nic, a wciągając się nieświadomie w rzeczy anty-Boże, byłam łatwym łupem dla złych mocy... Muszę wypisywać, co przeżyłam? Miałam widzenia ciemnych postaci, w mieszkaniu ktoś chodził nieustannie nocami, a raz nawet wypadła Bilbia, z szafki, na podłogę, otwierając się na liście do Rzymian - mój kamień milowy.
Hmmm, w grudniu ubiegłego roku się stamtąd wyprowadziłam i w połowie stycznia za namową mojego narzeczonego poszłam do jego Kościoła - typowy chrześcijański zbór.
Kiedy tam weszłam, popatrzyłam na wszystkich ludzi, którzy tańczyli, modlili się przedziwnymi językami i na głos, dziękowali Bogu, śpiewali pieśni uwielbienia...i pomyślałam coś w typie "co to za wariaci". Chyba to było decydującym zdaniem, bowiem poczułam ścisk w żołądku, brak powietrza w płucach i straszny ból w kręgosłupie. Patrzyłam na społeczność, która wywyższała Boga i zapłakałam, samoistnie. Poczułam ulgę, spokój i radość, ale płakałam jak oberwana chmura. Uwolniłam się, po pewnym czasie, rzecz jasna. Przyjęłam Chrystusa do swojego życia - zdecydował o tym Stary Testament i nauczanie o przebaczeniu bliźnim. Wzięłam chrzest w Duchu Świętym, otrzymując dar glosolalii. Jednak wciąż czułam się przybita, miałam mały zapał do wszystkiego. Ot, co.
Jednak wiecie co? Pewien werset w Biblii mówi o tym, że Bóg wie, czego my potrzebujemy. I da nam to.
W zeszłym tygodniu miałam okazję uczestniczyć na Komunii Świętej mojego najmłodszego brata w KK, gdzie spotkałam swoją rodzicielkę. Ku mojemu zdziwieniu, ona zauważyła mnie i podeszła sama w moją stronę, nazywając mnie swoim "dzieckiem". Otuliła mnie ramieniem. Ale jakoś byłam pewna, że to tylko przykrywka, kto chciałby skandalu przed ludźmi, prawda?
Weszliśmy do Kościoła, akurat było czytanie ewangelii Łukasza o miłości do bliźniego. Karmiłam się pismem świętym, kiedy poczułam dłoń mojej mamy na mojej i już po chwili byłam w jej ramionach. Powiedziała tylko "Kocham cię."
Tak zdałam sobie po chwili sprawę, że właśnie tego pragnęłam, odkąd się nawróciłam. TEGO MI BRAKOWAŁO.
Bóg jest dobrym ojcem, który nie odwraca się, nie zabiera. Kocha bezgranicznie i bez względu na wszystko.
I dzięki Jego miłości cała czuję się dzieckiem Bożym. Nie czuję się źle. Cały czas chwaliłabym go za danie mi czegoś tak cudownego! Dzięki Ci, Boże!