Skocz do zawartości


Zdjęcie

Archeologia w czasach zarazy

czarna śmierć dżuma archeologia grób ofiar zarazy

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

grob%20czarnej%20smierci.jpg

Masowy grób ofiar Czarnej Śmierci odkryty pod Charterhouse Square w centrum Londynu. 15 marca 2013 r.

 

 

 

Lekarze liczą, że szkielety ofiar Czarnej Śmierci pomogą przygotować się na ewentualność wielkiej pandemii. Bo taka, wbrew pozorom, wciąż nam grozi.

 

Spali przez blisko 700 lat. Trzynastu mężczyzn, trzy kobiety, dwoje dzieci i siedem fragmentów szkieletów niedających się zaklasyfikować. Wszyscy zostali pochowani w masowym grobie. Grobie ofiar Czarnej Śmierci.

Znaleziono ich pod londyńskim Charterhouse Square, podczas budowy jednego z największych kolejowych tuneli Europy. Dla naukowców okazały się skarbnicą wiedzy o Londynie z czasów zarazy.

Kiedyś szkielet był dla archeologów cenny głównie dzięki kontekstowi: towarzyszącym mu przedmiotom, ubraniom czy miejscu, w którym został odkryty. Ze stanu kości można było wnioskować, co doprowadziło do śmierci pochowanego czy przeanalizować obrażenia, których doznał za życia. Ale dziś nauka pozwala kościom opowiedzieć niemal kompletną historię życia człowieka.„Analiza izotopowa może nam powiedzieć, co ci ludzie jedli, czy to były białka zwierzęce, roślinne, czy pochodzące od morskich zwierząt – mówił dziennikarzom agencji AP osteolog Don Walker z londyńskiego muzeum archeologicznego, który badał szkielety z Charterhouse Square. – To byli ludzie ze społecznych nizin. Wielu z nich cierpiało na niedożywienie, ale mimo to większość miała dość urozmaiconą dietę. Wiemy też, że większość z nich przeniosła się do Londynu z innych części kraju, bo dzięki analizie izotopów strontu w zębach możemy ustalić, skąd pochodziła żywność, którą jedli, kiedy dorastali”.

Fascynująca jest już sama szansa na prześledzenie z takimi detalami życia, które zakończyło się ponad 700 lat temu, a o którym nie wspomniał nigdy żaden kronikarz. Ale zęby ofiar skrywały w sobie coś więcej: ich zabójcę.

 

Apokalipsa

Czar­na Śmierć (1347-52) spro­wa­dzi­ła na za­chod­nią Eu­ro­pę cier­pie­nia, któ­rych ten kon­ty­nent nigdy dotąd nie do­świad­czył. Uśmier­ca­ła całe wsie. Prze­su­wa­jąc się z mia­sta do mia­sta, z kraju do kraju, po­chła­nia­ła cały kon­ty­nent. Ów­cze­śni Eu­ro­pej­czy­cy mieli po­wo­dy, aby są­dzić, że są świad­ka­mi Cza­sów Osta­tecz­nych.

Me­dy­cy byli bez­rad­ni: nie skut­ko­wa­ły ani per­fu­my, ani sprosz­ko­wa­ne szma­rag­dy, ani nawet sma­ro­wa­nie cho­rych octem. Z ana­li­zy ów­cze­snych te­sta­men­tów wy­ni­ka, że w samym Lon­dy­nie zmar­ło nawet 60 proc. miesz­kań­ców. Do dziś w nie­któ­rych re­gio­nach Fran­cji gę­stość za­lud­nie­nia jest niż­sza niż przed śre­dnio­wiecz­ną epi­de­mią.

W zę­bach szkie­le­tów spod Charterhouse­ Squ­are zna­le­zio­no do­sko­na­le za­cho­wa­ne pa­łecz­ki dżumy, po­cho­dzą­ce do­kład­nie z okre­su naj­więk­sze­go na­si­le­nia za­ra­zy. Była to pierw­sza szan­sa na przyj­rze­nie się jed­ne­mu z naj­więk­szych za­bój­ców w hi­sto­rii.

Dżuma do dziś w wielu re­gio­nach świa­ta nie jest rzad­ko­ścią. WHO od­no­to­wu­je 1-2 tys. jej przy­pad­ków rocz­nie, choć praw­do­po­dob­nie wiele po­zo­sta­je poza sta­ty­sty­ka­mi. Nawet w USA le­ka­rze na­tra­fia­ją na śred­nio sie­dem przy­pad­ków rocz­nie. Za­ra­za cią­gle za­bi­ja, choć dzię­ki an­ty­bio­ty­kom śmier­cią koń­czy się nie wię­cej niż 10 proc. przy­pad­ków. Przed ich wpro­wa­dze­niem umie­ra­ło 2/3 pa­cjen­tów.

 

Nie zmie­nia to faktu, że dżuma wciąż budzi lęk. Do 2007 r. była jedną z za­le­d­wie trzech cho­rób, któ­rych każdy przy­pa­dek mu­siał być ra­por­to­wa­ny do WHO. Widmo Czar­nej Śmier­ci prze­ra­ża nawet 700 lat póź­niej. M.​in. dla­te­go, że nie do końca ro­zu­mie­my, dla­cze­go wła­śnie wtedy, i dla­cze­go aż tak za­ja­dle za­ata­ko­wa­ła ludz­kość. Hi­po­te­zom nie ma końca. Od tych, które za­kła­da­ją, że dżuma była tylko jedną z kilku cho­rób, które jed­no­cze­śnie za­ata­ko­wa­ły wtedy Eu­ro­pę, po takie, które mówią, że tamta dżuma to nie­ko­niecz­nie ta sama, którą znamy dziś.

 

Dżuma, ale która

Dżuma wy­stę­pu­je w trzech po­sta­ciach. Dy­mie­nicz­nej, cha­rak­te­ry­zu­ją­cej się czar­ny­mi gu­za­mi na ciele. Sep­tycz­nej, naj­bar­dziej śmier­cio­no­śnej, ata­ku­ją­cej krew. I płuc­nej, która roz­prze­strze­nia się kro­pel­ko­wo. Wszyst­kie wy­wo­łu­je ten sam mi­kro­or­ga­nizm. Róż­ni­ca po­le­ga na tym, które or­ga­ny ata­ku­je w naj­więk­szym stop­niu.

 

Hi­sto­ry­cy uwa­ża­li, że w cza­sach Czar­nej Śmier­ci do­mi­no­wa­ła dżuma dy­mie­nicz­na – kro­ni­ka­rze opi­sy­wa­li czar­ne, bo­le­sne na­ro­śla pod pa­cha­mi czy na szy­jach ofiar. Ale ten ro­dzaj dżumy roz­prze­strze­nia się przez uką­sze­nia pcheł prze­no­szą­cych bak­te­rie mię­dzy ludź­mi a za­ra­żo­ny­mi szczu­ra­mi. Nie wszy­scy na­ukow­cy są prze­ko­na­ni, że taka forma in­fek­cji tłu­ma­czy tempo, w któ­rym plaga roz­prze­strze­nia­ła się po Eu­ro­pie. Na­głów­ki gazet po od­kry­ciu lon­dyń­skich szkie­le­tów na­wo­ły­wa­ły wręcz do zwol­nie­nia szczu­rów z od­po­wie­dzial­no­ści za za­ra­zę.

Zda­niem czę­ści le­ka­rzy tylko płuc­na po­stać dżumy mo­gła­by tak szyb­ko uśmier­cić jedną trze­cią Eu­ro­py. „Dżuma dy­mie­nicz­na po pro­stu nie tłu­ma­czy tego, jak szyb­ko prze­no­si­ła się cho­ro­ba, ani tego, ile osób było za­ra­żo­nych” – mówił „Gu­ar­dia­no­wi” dr Tim Bro­oks z uni­wer­sy­te­tu w Por­ton Down.

Tyle że – aby roz­wi­nę­ła się po­stać płuc­na, czło­wiek lub zwie­rzę naj­pierw musi się za­ra­zić przez uką­sze­nie owada, i do­pie­ro gdy bak­te­rie na­mno­żą się w płu­cach, za­czy­na­ją się roz­sie­wać przez ka­szel. Za­ra­że­nia płuc­ną dżumą od zwie­rząt są nie­zwy­kle rzad­kie. W za­sa­dzie wy­ma­ga­ją, by zwie­rzę kich­nę­ło bądź kaszl­nę­ło czło­wie­ko­wi pro­sto w twarz.

Tak czy ina­czej, szczu­ry były czę­ścią pro­ce­su roz­wo­ju epi­de­mii. Naj­praw­do­po­dob­niej wszyst­kie trzy formy dżumy mor­do­wa­ły jed­no­cze­śnie. Ale na­ukow­ców in­te­re­su­je co in­ne­go: czy tamta dżuma była bar­dziej agre­syw­na. Bar­dziej śmier­cio­no­śna.

To wła­śnie miały usta­lić ba­da­nia bak­te­rii zna­le­zio­nych w zę­bach. „Dają nam one szan­sę na spraw­dze­nie, jak ta cho­ro­ba zmie­nia­ła się w hi­sto­rii – mówił Don Wal­ker. – A to może nam po­zwo­lić prze­wi­dzieć, jak różne cho­ro­by za­cho­wa­ją się w przy­szło­ści i jak mo­że­my się przed nimi chro­nić”.

 

O pięć genów od pandemii

Wy­star­czy kilka mu­ta­cji, by sto­sun­ko­wo nie­groź­na cho­ro­ba zmie­ni­ła się w za­bój­cę. Le­ka­rze sza­cu­ją, iż mu­ta­cja za­le­d­wie pię­ciu genów spra­wi­ła­by, że pta­sia grypa, którą dziś można się za­ra­zić pra­wie wy­łącz­nie od dro­biu, za­czę­ła­by się prze­no­sić kro­pel­ko­wo mię­dzy ludź­mi. Je­ste­śmy o pięć genów od ko­lej­nej pan­de­mii. Taka mu­ta­cja może się po­ja­wić w ciągu kilku lat. Wieki, które upły­nę­ły od śre­dnio­wiecz­nej plagi, mogły od­mie­nić także samą dżumę.

I tu nie­spo­dzian­ka: ge­ne­tycz­na ana­li­za, w któ­rej dżumę z XIV w. po­rów­na­no z jej współ­cze­snym szcze­pem rodem z Ma­da­ga­ska­ru, nie wy­ka­za­ła za­sad­ni­czych róż­nic. To cią­gle ta sama dżuma. Na­ukow­com udało się jed­nak usta­lić, skąd po­cho­dzi­ła.

Wszyst­kie trzy wiel­kie pan­de­mie tej cho­ro­by, które prze­to­czy­ły się przez Eu­ro­pę, miały swoje źró­dło w... Chi­nach. Za cza­sów ce­sa­rza Ju­sty­nia­na do­tar­ła ona do Bi­zan­cjum z ka­ra­wa­na­mi Je­dwab­ne­go Szla­ku. W XIV w. ude­rzy­ła z dwóch kie­run­ków: naj­pierw, w 1347 r., po­ja­wi­ła się w Mar­sy­lii i bły­ska­wicz­nie ru­szy­ła na pół­noc, zaś drugi, spo­krew­nio­ny, ale od­mien­ny szczep od­kry­to w gro­bach w ho­len­der­skim Ber­gen op Zoom – tam tra­fił praw­do­po­dob­nie przez Nor­we­gię. Zaś w 1409 r. do wschod­niej Afry­ki cho­ro­bę przy­wio­zła naj­praw­do­po­dob­niej flota chiń­skie­go ad­mi­ra­ła Zhen­ga He.

 

Ta ana­li­za może pomóc zro­zu­mieć me­cha­ni­zmy, któ­ry­mi do dziś rzą­dzi się roz­wój pan­de­mii. Od grypy po SARS. We­dług ma­te­ma­tycz­nych mo­de­li opu­bli­ko­wa­nych w ze­szłym roku, każda za­ra­za kie­ru­je się tymi sa­my­mi re­gu­ła­mi. Kie­run­kiem jej roz­prze­strze­nia­nia rzą­dzi efek­tyw­na od­le­głość mię­dzy ludz­ki­mi osa­da­mi, czyli czas po­dró­ży i licz­ba po­dró­żu­ją­cych mię­dzy nimi ludzi. Ozna­cza to, że cho­ro­ba szyb­ciej do­trze z No­we­go Jorku do Lon­dy­nu niż do przed­mieść obu me­tro­po­lii.

Zu­peł­nie inne ba­da­nia dają powód do pew­ne­go nie­po­ko­ju. Fran­cu­scy na­ukow­cy zaj­mu­ją­cy się mi­kro­or­ga­ni­zma­mi w gle­bie sy­be­ryj­skiej zmar­z­li­ny „obu­dzi­li” wi­ru­sa, który po­zo­sta­wał za­mro­żo­ny od 30 tys. lat. Nie jest groź­ny dla czło­wie­ka – ata­ku­je wy­łącz­nie ameby. Ale ba­da­cze mówią: kto wie, co jesz­cze, pod lodem, czeka na wa­run­ki ko­rzyst­ne do prze­bu­dze­nia? A za spra­wą na­ru­sza­ją­cych zmar­z­li­nę zmian kli­ma­tycz­nych i coraz in­ten­syw­niej­szej eks­plo­ata­cji ark­tycz­nych te­re­nów w po­szu­ki­wa­niu su­row­ców stare de­mo­ny mogą jesz­cze po­wró­cić.

 

    WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

 

 

źródło


  • 3






Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: czarna śmierć, dżuma, archeologia, grób ofiar zarazy

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych