Na temat tożsamości płciowej najchętniej wypowiadają się politycy i publicyści. A co tym, dlaczego czujemy się mężczyznami lub kobietami, twierdzą naukowcy?
Przede wszystkim: którzy naukowcy? Na uniwersytetach na całym świecie zaroiło się od katedr studiów genderowych, których pracownicy naukowi, metodami nauk społecznych, badają „kulturową tożsamość płciową”. Ich działalność może prowadzić – zwłaszcza publicystów popularyzujących gender – do wniosku, że biologiczne uposażenie człowieka nie determinuje tego, czy czuje on się kobietą czy mężczyzną, bowiem tożsamość płciowa kształtuje się pod wpływem szeroko rozumianej kultury.
Inne podejście obierają neuronaukowcy, którzy do zjawiska tożsamości płciowej podchodzą tak, jak do wszystkich innych zjawisk umysłowych: jako fenomenu wywoływanego budową i działaniem mózgu. A te można badać metodami empirycznymi. Co w ten sposób udało się ustalić?
Poczucie Ja
Tożsamość płciowa jest elementem szerszego zjawiska – tożsamości osobowej (poczucia Ja, własnej jaźni – to wszystko zwroty określające to samo zjawisko). Fundamentem tego psychologicznego poczucia własnego Ja jest postrzeganie swojego ciała – wszystkich jego części – jako czegoś „własnego”. Wiemy, że nasza noga należy do nas i nie mylimy jej z nogą sąsiada ani z nogą od stołu. Nie chcemy, żeby przydarzyła się jej jakaś szkoda, a gdy coś złego się z nią dzieje, to jesteśmy świadomi, że to problem nasz, a nie sąsiada. Nie uważamy siebie przy tym wyłącznie za nogę. Jesteśmy czymś więcej i czujemy, że to, czym jesteśmy, znajduje się w naszym ciele, a nie metr obok ciała ani w cieniu, który rzucamy, czy w wydychanym powietrzu i wypadających włosach. To wszystko jest tak naturalne, że nie czujemy potrzeby zastanawiania się nad tym i trudno byłoby w ogóle wyobrazić sobie jakąś inną sytuację.
Poczucie własnego ciała zakorzenione jest w naszym mózgowym „okablowaniu”. W płatach ciemieniowych obu półkul mózgu znajdują się obszary tzw. pierwszorzędowej kory somatosensorycznej, która przetwarza sygnały czuciowe napływające z różnych części ciała. Sygnały z konkretnych części ciała są opracowywane w konkretnych rejonach tej kory. Inny rejon przetwarza ból, którego doświadczysz, gdy zahaczysz małym palcem o framugę drzwi, a inny chłód, który odczujesz, gdy płatki śniegu spadną ci na nos. Ujmując to samo w bardziej naukowy sposób – omawiany rejon mózgu zawiera topograficzne reprezentacje czuciowe wszystkich części ciała: dłoni i poszczególnych palców, rąk, nóg, stóp, części twarzy, wreszcie – narządów płciowych. Te reprezentacje tworzą specyficzną mapę, obraz czy schemat ciała, wykorzystywany w wielu procesach umysłowych. Ta mapa uzupełniana jest następnie przez sygnały napływające ze wszystkich zmysłów, a kolejne ośrodki mózgu opracowują z tego wszystkiego reprezentację „wyższego rzędu”.
Skąd wiadomo, że neuronalne reprezentacje ciała w płatach ciemieniowych są podstawą poczucia własnego Ja? Między innymi stąd, że poczucie to zaczyna szwankować, jeżeli ten mózgowy schemat ciała zostanie uszkodzony.
Doktorze, ja sparaliżowany?
Niektórzy pacjenci lewostronnie sparaliżowani w wyniku udaru (prawej półkuli mózgu) żarliwie zaprzeczają, że coś poważnego im dolega. Choć nie mogą ruszyć lewą ręką ani lewą nogą, będą uparcie powtarzać, że władają wszystkimi kończynami.
Skonfrontowani z lustrem konfabulują – tłumaczą, że nie chcą wykonać jakiegoś ruchu, że nagle odczuli zmęczenie i że zaczną współpracować dopiero później. Nic nie jest w stanie przekonać ich, że doznali trwałego upośledzenia. Jeśli zaprezentuje się im twarde dowody – na przykład nagranie wideo – mogą przyznać, że widocznie coś im dolegało, ale teraz czują się już całkiem dobrze.
Przyczyną anozognozji – tak określa się opisane zjawisko – są zaburzenia reprezentacji ciała – obejmującej zarówno wspomniane reprezentacje somatosensoryczne, jak i sygnały napływające z każdego zmysłu. Integracja tych wszystkich sygnałów zachodzi głównie w prawej półkuli, dlatego anozognozja dotyka przede wszystkim pacjentów z udarem tej półkuli.
Czasami z anozognozją łączy się somatoparafrenia – stan, w którym pacjent zaprzecza, że jakaś część ciała do niego należy. Somatoparafrenicy konfabulują np., że ich własna ręka to ręka ich brata, sąsiada czy kogoś obcego. Neurolog Oliver Sacks, autor wielu światowych bestsellerów, opisał pacjenta, który spadał z łóżka szpitalnego, próbując zrzucić z niego swoją rękę. Nie rozpoznawał sparaliżowanej kończyny jako własnej – był przekonany, że studenci medycyny podrzucili mu do łóżka odciętą rękę nieboszczyka.
Doktorze, ja nie żyję!
Apotemnofilia, kolejne zaburzenie mózgowego obrazu ciała, wywołuje u pacjentów pragnienie amputacji części ciała. Pacjenci nie zaprzeczają wówczas, że jakaś kończyna należy do nich – wręcz przeciwnie, wypowiadają dziwaczne sądy, że „ta ręka za bardzo do nich należy”, czy jest „aż zbyt obecna w ich życiu”. Za wszelką cenę dążą do amputacji (niektórzy wykonują ją samodzielnie, w warunkach domowych), czasami nawet dokładnie precyzują, w którym miejscu ma przebiegać cięcie.
Wielu neuronaukowców sądzi, że przyczyna apotemnofilii tkwi w tym, że neuronalne reprezentacje ciała – do pewnego stopnia wrodzone – nie uwzględniają jednej kończyny (lub jej części). Tymczasem sygnały sensoryczne i ruchowe oraz bodźce wzrokowe składają się na inny obraz nieszczęsnej kończyny. Dyskomfort wywołany dwiema sprzecznymi reprezentacjami, którymi mózg się posługuje, jest tak duży, że pacjent pragnie amputacji.
Z neurologicznego punktu widzenia przeciwieństwem apotemnofilii są doznania fantomowe – wrażenia (czasem trudny do zniesienia ból) odczuwane przez ofiary amputacji w odciętej kończynie. Dzieje się tak dlatego, że w nerwowej mapie mózgu dalej znajduje się reprezentacja fantomowej kończyny. Z czasem zostaje ona opanowana przez sąsiedni rejon – w przypadku ręki będą to reprezentacje policzków. Dotyk w policzek będzie wówczas powodował wrażenia w amputowanej ręce. Jeżeli pacjenta skropi się wodą po policzku, poczuje on krople na odciętej dłoni.
Kolejnym dziwnym zjawiskiem łączonym z neuronalną mapą ciała jest tzw. zespół Cotarda. Zapadający na niego pacjenci utrzymują, że… nie żyją albo że ich ciało ulega rozkładowi, doznają cielesnej dezintegracji. Choć z punktu widzenia obserwatora utrzymują absurdalne przekonanie, pozostają – podobnie jak cierpiący na wszystkie wcześniej wymienione schorzenia – racjonalni w innych aspektach, nie tracą zdolności umysłowych, choroba nie odbija się na ich inteligencji i nie upośledza ich umiejętności intelektualnych. Rozpadło się ich zakorzenione w mózgu poczucie cielesności, a nie inteligencja czy umiejętność logicznego myślenia.
Konfabulacje lewopółkulowego interpretatora
Konfabulacja jest charakterystycznym zjawiskiem w przypadku wielu problemów neurologicznych. Gdy mózg pacjenta dysponuje sprzecznymi danymi, pacjent – bezwiednie – nietrafnie racjonalizuje, jakby rozpaczliwie próbując pogodzić ze sobą ogarniający go chaos. Proces racjonalizacji zachodzi w kognitywnej nieświadomości, dlatego pacjent nie zdaje sobie sprawy z tego, że „zmyśla”.
Jako pierwszy to zjawisko zaobserwował psycholog Michael Gazzaniga, badając pacjentów, którym operacyjnie oddzielono prawą półkulę od lewej (przecięcie spoidła). Używana przez niego nazwa „lewopółkulowy interpretator” wiąże się z tym, że w lewej półkuli mózgu zlokalizowane są ośrodki mowy, dlatego to ta półkula „dopuszczała się” konfabulacji. Gazzaniga sugerował nawet, że lewopółkulowy interpretator wyjaśnia fenomen wierzeń religijnych – odnajduje zakodowane w mózgu reguły moralne i konfabuluje, dorabiając do reguł religijne przekonania.
Tego, że sami czujemy się pewną, konkretną osobą, nie należy sprowadzać wyłącznie do reprezentacji w korze somatosensorycznej. Za Antonio Damasio, portugalskim neurobiologiem, moglibyśmy to nazwać Ja-autobiograficznym, powstającym na podstawie przeżyć i doświadczeń zachowywanych dzięki pamięci autobiograficznej i zdolności do refleksji nad wydarzeniami i własnymi decyzjami. Ale jak pokazują przypadki pacjentów z uszkodzonymi rejonami kory ciemieniowej, to właśnie zlokalizowane tam reprezentacje są fundamentem tego, że w ogóle interpretujemy różne przeżycia jako przytrafiające się nam samym, a nie komuś obcemu.
Transseksualizm – jeszcze raz mapa mózgu?
Tożsamość płciowa jest istotnym elementem tożsamości osobowej. Czujemy się sobą jako kobietą bądź mężczyzną. I jeżeli to poczucie nie jest sprzeczne z naszą budową biologiczną, trudno nam sobie w ogóle wyobrazić co czuje osoba, której poczucie własnej płci nie współgra z rzeczywistymi cechami płciowymi.
W 2007 roku w czasopiśmie Medical Hypotheses opublikowany został artykuł współautorstwa Vilayanura Ramachandrana (pioniera badań nad bólami fantomowymi czy anozognozją), na temat neurologicznego podłoża transseksualizmu. W krótkim tekście Ramachandran z Paulem McGeochem zasugerowali, że za zjawiskiem transseksualizmu – poczucia bycia uwięzionym w obcym ciele – również stoi nieprawidłowa neuronalna mapa ciała w płatach ciemieniowych, a konkretnie – obszary reprezentujące narządy płciowe.
Zdaniem autorów w efekcie zaburzeń w okresie embrionalnym mężczyźni mogą mieć neuronalne reprezentacje żeńskich narządów płciowych, a kobiety – męskich. U zdecydowanej większości mężczyzn, którzy przeszli amputacje penisa z powodu nowotworu, występują wrażenia fantomowe. Nie pojawiają się one u równie znaczącego odsetka osób, które operacyjnie zmieniły płeć na żeńską. Podobnie kobiety, które z powodu nowotworu straciły piersi, odczuwają bóle fantomowe. Zasadniczo nie posiadają ich osoby, które dokonały amputacji piersi w ramach operacji zmiany płci. W dodatku kobiety, które postanowiły zmienić płeć na męską, przed operacją odczuwały fantomowego penisa, a nawet miewały fantomowe erekcje – argumentuje Ramachandran.
Jakie z tego wnioski?
Jeżeli podłożem transseksualizmu rzeczywiście jest błąd „okablowania” mózgu, to wszystkie dyskusje dotyczące traktowania tego zjawiska odżyją ze zdwojoną siłą. Zakładając, że Ramachandran się nie myli, to jak należy oceniać osoby domagające się zmiany płci? Czy przysługuje im prawo do operacji, czy należy odradzać im taką decyzję, podobnie jak powinno się odradzać chorym na apotemnofilię samookaleczenie, którego się domagają?
Mózg jest organem plastycznym i potrafi reorganizować swoje obwody. Ramachandran udowodnił to w przypadku bólów fantomowych, możliwych do wyleczenia dzięki terapii wykorzystującej zwyczajne lusterko. Czy w przypadku transseksualistów należy zatem ingerować w ich mózgi (próbując je „przemapować”), czy w inne części ciała (dokonując amputacji)?
By odpowiedzi na to pytanie zacząć szukać w nauce, na pewno potrzebne są dalsze badania. Wyjaśnienie Ramachandrana to ciągle hipoteza, w dodatku badania neuronaukowe często prowadzi się na niewielkich grupach osób, więc ekstrapolacja wyników jest obarczona ryzykiem. Ponadto w środowisku naukowym sam Ramachandran wywołuje mieszane uczucia: podziwu i dystansu. Traktowany jest trochę jak nieco szalony geniusz, który dokonuje przełomowych odkryć, ale czasami daje się zbytnio ponosić własnej intuicji i zbyt szybko publikuje swoje artykuły.
Trudno powiedzieć, jak jest w tym przypadku. Jednak można się spodziewać, że nauki empiryczne w kwestii umysłu – w tym tożsamości płciowej – będą miały jeszcze wiele do powiedzenia. Z kolei humanistyka, uprawiana w oderwaniu od nauk empirycznych, czyli w ulubiony sposób wielu publicystów, może bardzo łatwo prowadzić na manowce. Co jest bardzo niebezpieczne, ponieważ to ona w dużym stopniu kształtuje światopogląd.
Wiadomo dlaczego. O wiele łatwiej zrozumieć teksty humanistów i socjologów niż artykuły z czasopism neuronaukowych.
Autor:Łukasz Kwiatek
Źródło: http://www.granicena...zsamosc-plciowa