Od niepamiętnych czasów ludzie próbują zgłębić różne tajemnice, szukając odpowiedzi na pytania, które często wykraczają poza ich możliwości poznawcze. Tak narodziło się wiele wierzeń, systemów religijnych i różnych praktyk okultystycznych. Na początku wiedza tajemna była dostępna tylko dla nielicznych. Chcąc ją posiąść, nierzadko trzeba było przejść specjalną inicjację lub wykazać się pożądanymi przymiotami, co dość skutecznie eliminowało osoby, które nie były godne tego, aby znaleźć się w kręgu wtajemniczonych. Było to jednak konieczne, ponieważ wierzono, że w tak delikatnej materii każdy błąd może być tragiczny w skutkach.
Wszystko zmieniło się na przełomie XIX i XX wieku. Był to czas, w którym sfera duchowości przeżywała swego rodzaju renesans. Zaczęto wtedy wracać do dawnych tradycji i wierzeń, próbując zgłębić to, co do tej pory było niewyjaśnione. Szczególnym zainteresowaniem cieszył się wtedy spirytualizm, który miał dawać odpowiedź na odwieczne pytanie dręczące ludzkość: czy życie po śmierci istnieje? Jak można się było spodziewać, od razu znalazło się wielu, którzy za pieniądze gwarantowali ludziom pocieszenie po stracie kogoś bliskiego. Prawdziwi mistrzowie mieszali się wtedy z samozwańczymi guru, choć ci pierwsi znajdowali się w zdecydowanej mniejszości.
W drugiej połowie XX wieku ezoteryczny światek stał się już w pełni ukształtowany. Jedne dziedziny zwiększyły swoją popularność, inne zaś straciły na znaczeniu. Na czym jednak polegał ten rozwój? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Chcąc ją wyjaśnić, trzeba się cofnąć aż do starożytności, a potem porównać ten czas z tym, co się działo na przełomie wieków. Rezultatem tego rozumowania jest odkrycie, że kluczem do sukcesu była zmienność. W czasie, gdy wiedza ta była zarezerwowana tylko dla wybranych, nie dokonywano w niej zbyt dużych zmian. Sytuacja odwróciła się, gdy różni ludzie zaczęli ją udostępniać szerszemu gronu. To uwolnienie od nadzoru spowodowało lawinowe pojawienie się nowych odnóg, prowadząc do sytuacji, w której każdy mógł obwołać się guru.
Wiele lat później nad ezoterykę znów nadciągnęły ciemne chmury, a głównym tego powodem było... powstanie Internetu. Niektórych może to zaskakiwać, ale bez tego medium sytuacja mogłaby wyglądać nieco lepiej. To bowiem prawdziwy raj dla różnego rodzaju oszołomów, naciągaczy i różnorakich pseudoekspertów. W takim miejscu byle Zdzisiek może być wielkim guru, przekonującym innych do swoich teorii. Ludzie umieszczający filmy w Internecie kierują się zasadą, że im więcej sprytnie wplecionych naukowych "wyjaśnień", tym większa szansa, że ktoś uwierzy w ich słowa. Co więcej, w pewnej telewizji internetowej zaproszeni "eksperci" wygadują oczywiste bzdury, przytaczając też opinie z drugiej ręki, jakby to były niepodważalne fakty. W wyniku tych działań ich słuchacze roznoszą te informacje po całej sieci i kłócą się zawzięcie z tymi, którzy nie są tak łatwowierni.
Każdy dobrze wie, jaki wpływ mają autorytety. Według ich zwolenników każde ich słowo musi być prawdą. Prowadzi to czasem do naprawdę absurdalnych sytuacji. Zdarzyło się bowiem wielokrotnie, że jakiś "mistrz" przytoczył czyjąś opinię jako fakt lub powołał się na literaturę fantastyczną, mylnie sądząc, że jest oparta na faktach. Jak zwykle tracą na tym ci, którzy bezgranicznie wierzą w nieomylność swojego mentora. Takie sytuacje nie są wcale rzadkie, ponieważ liczba szarlatanów jest znacząco większa niż tych, którzy się na tym naprawdę znają. W rezultacie fałszywi guru przyczyniają się do stworzenia nieprawdziwych informacji, które potem przekazują w swoich książkach niczego nieświadomym entuzjastom tego typu tematyki. Nietrudno się domyślić, jakie to ma następstwa.
Ostatnim problemem, którego nie można pominąć, jest wzbogacanie idei. Dobrze ilustruje to przykład "Sekretu" Rhondy Byrne. Pomysł na tę książkę został bowiem zaczerpnięty z dzieła Wallace D. Wattlesa zatytułowanego "Naukowa metoda wzbogacania się", które zostało wydane w 1910 r. Koncepcja prawa przyciągania stała się łakomym kąskiem także dla wielu innych autorów, którzy sprytnie dodawali do niej coś od siebie. Na przykład Zeland Vadim postanowił połączyć ją z pracami Dimitri Wereszczagina, tworząc "Transerfing rzeczywistości". Tak dzieje się ze wszystkimi tajemnymi naukami. Trudno stwierdzić, czy jest to zjawisko pozytywne, czy negatywne, jednak zdecydowanie nie pomaga to ludziom w odkryciu, kto ma rację.
Przedstawiona powyżej sytuacja jasno pokazuje, że w ezoterycznym światku nie ma jedności. Niektórzy co prawda zrzeszają się w jakieś organizacje i organizują konferencje, starając się uporządkować całą tę wiedzę tajemną, jednak nie dotyczy to różnego rodzaju szarlatanów, dla których liczą się tylko sława i pieniądze. Bez względu na to, jak naprawdę wygląda rzeczywistość, większość entuzjastów nieznanego nigdy się tego nie dowie. Obecna dezinformacja skutecznie temu przeciwdziała. W tej sytuacji upieranie się przy swoich racjach w sprawach związanych z duchowością jest zupełną ignorancją. Wystarczy bowiem, że wypowie się jakiś inny badacz nieznanego, włączając w to sceptyków, i już wszystko wywraca się do góry nogami. Z tego powodu każdego adepta sztuk tajemnych powinien cechować rozsądek, ponieważ jedyną rzeczą, jaką dysponuje, są przypuszczenia. Niektórym "ekspertom" to jednak nie przeszkadza...