Skocz do zawartości


Zdjęcie

Hipotermia i 10 innych rodzajów śmierci

śmierć rodzaje śmierci odczucia podczas śmierci śmiertelne objawy hipotermia lodowata woda zamarznięcie w wodzie

  • Please log in to reply
9 replies to this topic

#1

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Zainspirowany pytaniem Casco, zadanym w temacie o okręcie Komsomolec, poszperałem w sieci i trafiłem na taki fajny artykuł.

 

Jak umiera człowiek?

Czy zbliżanie się do kresu egzystencji jest stresujące? Czy na progu śmierci czekają na nas jakieś niespodzianki? Opowieści tych, których udało się odratować w ostatniej chwili oraz najnowsze osiągnięcia medycyny pozwalają nam lepiej zrozumieć, co się dzieje z ciałem, gdy opuszcza je życie

Śmierć ma wiele twarzy, ale z reguły to niedotlenienie mózgu zadaje nam ostateczny cios. W wyniku zawału, utonięcia czy uduszenia ludzie umierają, ponieważ ich neurony pozbawione zostają tlenu, a to prowadzi do zaniku czynności elektrycznej mózgu – czyli śmierci według współczesnej biologicznej definicji.

Niezależnie od mechanizmu, po zatrzymaniu dopływu natlenowanej krwi do mózgu człowiekowi zostaje jakieś 10 sekund, nim straci świadomość. Jednak zanim umrze, może upłynąć wiele minut, a subtelne odczucia w tym czasie zależą bezpośrednio od przyczyny zgonu. Dlatego wszystkich, którzy są w stanie znieść drastyczne opisy, zapraszamy do przeczytania krótkiego przewodnika po różnych sposobach zejścia z tego świata.

 

 

WYKRWAWIENIE: KILKA STADIÓW WSTRZĄSU

„Szybkość, z jaką zachodzi śmiercionośny krwotok, zależy od źródła krwawienia” – mówi John Kortbeek z kanadyjskiego University of Calgary w Albercie. Człowiek może wykrwawić się w ciągu kilku sekund, gdy aorta – główne naczynie krwionośne wychodzące z serca – zostanie całkowicie oderwana, np. wskutek poważnego upadku albo wypadku samochodowego. Śmierć może jednak skradać się znacznie wolniej, gdy naruszona zostanie mniejsza tętnica czy żyła – nawet godzinami. Ofiary takiego krwawienia doświadczają kilku stadiów wstrząsu krwotocznego. Statystyczny dorosły ma pięć litrów krwi. Utrata około 750 ml daje nieliczne objawy. Jeśli ktoś straci 1,5 litra – czy to w wyniku krwotoku zewnętrznego, czy wewnętrznego – czuje się osłabiony i zdenerwowany, chce mu się pić, a jego oddech przyspiesza. Przy dwóch litrach pojawiają się zawroty głowy, dezorientacja i w końcu utrata świadomości.

„Ci, którzy przeżyli wstrząs krwotoczny, opisują różne doznania, od strachu do względnego uspokojenia” – mówi Kortbeek. „W dużej części zależy to od tego, jakie i jak rozległe były inne obrażenia. Jedna rana docierająca do tętnicy udowej w nodze może być mniej bolesna niż liczne złamania po wypadku motoryzacyjnym”.

 

POŻAR: ATAK TOKSYCZNYCH GAZÓW

Śmierć wskutek spalenia to męka. Gorący dym i płomienie wypalają brwi i włosy, parzą gardło i drogi oddechowe, utrudniając oddychanie. Oparzenia wywołują natychmiastowy, bardzo silny ból poprzez stymulację nocyceptorów – czułych na ból nerwów w skórze. Co gorsza, oparzenia prowadzą również do szybkiej reakcji zapalnej, która zwiększa wrażliwość na ból w uszkodzonych tkankach i ich okolicy.

„W miarę zwiększania się stopnia oparzenia, czucie częściowo zanika, ale w niewielkim stopniu” – mówi David Herndon, specjalista od oparzeń z University of Texas Medical Branch w Galveston. „Oparzenie trzeciego stopnia nie boli tak bardzo jak drugiego stopnia, ponieważ zniszczone zostają powierzchowne nerwy. Ale to semantyczna różnica – duże oparzenia są straszliwie bolesne w każdym przypadku”.

Niektóre ofiary oparzeń opowiadają, że nie odczuwały obrażeń, póki były w stanie zagrożenia lub ratowały innych. Jednak gdy spada poziom adrenaliny i mija szok, ból szybko się pojawia. Walka z nim pozostaje jednym z największych wyzwań podczas leczenia poparzonych. Większość ludzi ginących w pożarach nie umiera z powodu oparzeń. Najpowszechniejszą przyczyną śmierci jest wdychanie toksycznych gazów – tlenku i dwutlenku węgla, a nawet cyjanku wodoru – w połączeniu z brakiem tlenu. Badania wykonane w Norwegii w 1996 r. wykazały, że 75 proc. z 286 śmiertelnych ofiar pożarów zmarło wskutek zatrucia tlenkiem węgla.

Zależnie od wielkości pożaru i odległości ofiary od niego, tlenek węgla może wywołać ból głowy i senność w ciągu kilku minut, prowadząc ostatecznie do utraty świadomości. Według danych US National Fire Protection Association, 40 proc. śmiertelnych ofiar pożarów domowych zostaje zatrutych dymem, zanim zdążą się obudzić.

 

ZAWAŁ: POSPOLITY MORDERCA

Hollywoodzki atak serca z gwałtownym bólem, rozpaczliwym chwytaniem się za pierś i natychmiastowym omdleniem z pewnością czasem się zdarza. Jednak typowy zawał mięśnia sercowego jest znacznie mniej dramatyczny i zachodzi powoli, zaczynając się lekkim dyskomfortem.

Najpowszechniejszy objaw to oczywiście ból w klatce piersiowej: napięcie, rozpieranie lub ściskanie, które może się utrzymywać albo pojawiać się i znikać. To znak, że mięsień sercowy walczy o tlen i obumiera z jego braku. Ból może promieniować do szczęki, gardła, pleców, brzucha i ramion. Inne oznaki to płytki oddech, mdłości i zimne poty.

„Większość ofiar zwleka z wezwaniem pomocy, czekając przeciętnie od 2 do 6 godzin. Przeważnie są to kobiety, zapewne dlatego, że częściej mają mniej znane objawy, takie jak niemożność zaczerpnięcia oddechu, ból pleców czy szczęki albo mdłości” – mówi Jo-Ann Manson, epidemiolog z Harvard Medical School. Ci, którzy przeżyli, mówią, że nie chcieli nikomu sprawiać kłopotu i że wydawało im się, iż nie mają zawału, lecz po prostu niestrawność, bóle mięśniowe lub są przemęczeni.

Opóźnienia kosztują ludzkie życie. Większość śmiertelnych ofiar zawału umiera przed dotarciem do szpitala. Bezpośrednią przyczyną zgonu jest często arytmia, czyli przerwanie normalnego rytmu serca. Nawet niewielki zawał może zakłócić przepływ impulsów elektrycznych kontrolujących skurcze mięśnia sercowego, w konsekwencji zatrzymując je. Po 10 sekundach ofiara traci przytomność, a kilka minut później – umiera. Pacjenci, którym udaje się dotrzeć do szpitala, mają większe szanse. Lekarze mogą zastosować defibrylatory (przywracające normalny rytm serca), leki rozpuszczające zakrzepy czy zabiegi udrażniające tętnice wieńcowe.

 

PORAŻENIE PRĄDEM: W MÓZG I W SERCE

Podczas przypadkowych porażeń, gdy do czynienia mamy z reguły z „domowym” prądem o niskim natężeniu, najpowszechniejszą przyczyną śmierci jest arytmia, prowadząca do zatrzymania akcji serca. „Utrata przytomności pojawia się po standardowych 10 sekundach” – mówi Richard Trohman, kardiolog z Rush University w Chicago. Przeprowadzone w Montrealu badania nad przypadkami śmierci w wyniku porażenia prądem wykazały, że prawdopodobnie 92 proc. ofiar zmarło właśnie wskutek arytmii.
Większe natężenia mogą wywołać niemal natychmiastową utratę przytomności. Krzesło elektryczne zostało zaprojektowane, by wywoływało szybką utratę świadomości i bezbolesną śmierć – krok naprzód w porównaniu z tradycyjnym wieszaniem – przepuszczając prąd elektryczny przez mózg i serce.

Jednak to, czy krzesło spełnia swą rolę, jest dyskusyjne. Biofizyk John Wikswo z Vanderbilt University w Nashville uważa, że grube kości czaszki stanowią izolator, który nie pozwala na przepłynięcie odpowiednio dużego prądu przez mózg, zaś skazani mogą w rzeczywistości umierać wskutek przegrzania mózgu albo uduszenia, wywołanego przez porażenie mięśni oddechowych – tak czy inaczej, nic przyjemnego.

 

UTONIĘCIE: WALKA O ODDECH

Ten rodzaj śmierci otoczony jest swego rodzaju romantycznym nimbem, ponieważ niezliczone bohaterki literackie właśnie w ten sposób odbierały sobie życie. W rzeczywistości uduszenie się w wodzie nie jest ani romantyczne, ani bezbolesne, choć może być zaskakująco szybkie.

Szybkość topienia się zależy od kilku czynników, w tym zdolności pływackich i temperatury. W klimacie umiarkowanym, gdzie wody z reguły są zimne, 55 proc. utonięć w otwartych zbiornikach ma miejsce w odległości najwyżej trzech metrów od bezpiecznej głębokości. „Dwie trzecie ofiar to dobrzy pływacy, a to wskazuje, że poważne kłopoty mogą zacząć się w ciągu kilku sekund” – uważa fizjolog Mike Tipton z University of Portsmouth. Gdy tonący pojmuje, że nie może utrzymać głowy ponad wodą, zaczyna panikować i wówczas dochodzi do klasycznej „walki na powierzchni”. Ofiara łapie oddech nad wodą i wstrzymuje go, gdy się pod nią zanurza, nie mogąc zawołać o pomoc. Jej ciało jest wyprostowane, a ręce wykonują słabe ruchy chwytania, tak jakby tonący wspinał się po nieistniejącej drabinie. Badania z udziałem nowojorskich ratowników w latach 50. i 60. XX w. wykazały, że to stadium trwa od 20 do 60 sekund.

Kiedy ofiara wreszcie się topi, jak najdłużej stara się wstrzymać oddech – z reguły od 30 do 90 sekund. Potem wdycha trochę wody, krztusi się, kaszle i wdycha kolejną porcję. Woda blokuje wymianę gazową w delikatnych tkankach płuc, a jej wdychanie dodatkowo sprawia, że drogi oddechowe zamykają się – to odruch zwany skurczem krtani. „Gdy woda wypełnia drogi oddechowe, w klatce piersiowej czuje się rozdzierający, palący ból. Potem przechodzi on w uczucie spokoju i ukojenia” – mówi Tipton, przytaczając opowieści odratowanych.

 

UPADEK: LĄDUJ NA STOPACH

Upadek z dużej wysokości to z pewnością najszybszy sposób, by umrzeć: graniczna prędkość to ok. 200 km/godz., wysokość – 145 metrów. Badania nad śmiertelnymi upadkami w Hamburgu wykazały, że 75 proc. ofiar umarło w ciągu kilku sekund czy minut po wylądowaniu.

Konkretna przyczyna śmierci może być różna, zależnie od powierzchni, na której człowiek ląduje, i pozycji jego ciała. Wyjątkowo małe szanse na przeżycie daje upadek na głowę – często zdarzający się przy spadnięciu ze stosunkowo małej (poniżej 10 m) oraz dużej wysokości (powyżej 25 m). Wykonana w 1981 r. analiza stu samobójczych skoków z mostu Golden Gate w San Francisco – wysokość 75 m, prędkość przy uderzeniu w wodę 120 km/godz. – wykazała, że w wielu przypadkach do zgonu doszło praktycznie natychmiast wskutek masywnych stłuczeń płuc, odmy, pęknięcia serca albo uszkodzenia naczyń krwionośnych i płuc przez połamane żebra.

Ci, którzy przeżyli upadek z dużej wysokości, często mówią o odczuciu spowolnienia upływu czasu. Naturalną reakcją jest próba wylądowania na stopach, co w efekcie daje złamania kości nóg, dolnego odcinka kręgosłupa i zagrażające życiu złamania miednicy. Siła uderzenia przemieszczająca się wzdłuż ciała może też rozerwać aortę i jamy serca. Jednak prawdopodobnie jest to najbezpieczniejszy sposób lądowania, mimo że siła jest wówczas skupiona na niewielkiej powierzchni – stopy i nogi tworzą „strefę zgniotu”, która zapewnia trochę ochrony najważniejszym narządom wewnętrznym.

Doświadczeni skoczkowie czy wspinacze, którym udało się przeżyć upadek, mówią o uczuciu koncentracji, pobudzenia i determinacji, by wylądować jak najlepiej: z rozluźnionymi mięśniami, ugiętymi nogami i ciałem gotowym do przetoczenia się, jeśli będzie taka możliwość. Z pewnością każda rada jest dobra, ale najważniejsze to wycelowanie w miejsce odpowiednie do miękkiego lądowania. W 1942 r. kobieta wypadła z okna w apartamencie na wysokości 28 m i wylądowała w stercie świeżo wykopanej ziemi. Skończyło się na pękniętym żebrze i złamaniu nadgarstka.

 

POWIESZENIE: DUŻO ZALEŻY OD KATA

Samobójstwa i staromodne egzekucje z „krótkim spadaniem” powodują śmierć poprzez uduszenie – lina zaciska się na krtani i tętnicach prowadzących do mózgu. To może pozbawić ofiarę przytomności w 10 sekund, ale czas wydłuża się, jeśli pętla jest w niewłaściwym miejscu. Świadkowie publicznych egzekucji często opowiadali o ofiarach „tańczących” w mękach na sznurze. Śmierć nadchodziła po wielu minutach, a jak pokazują liczne przypadki ludzi odratowanych po odcięciu liny – nawet po kwadransie.

Gdy w 1868 r. zakazano publicznych egzekucji w Wielkiej Brytanii, kaci zaczęli szukać mniej widowiskowej metody. W końcu wybrali wariant „długiego spadania”, używając dłuższego sznura, tak by ofiara nabierała większej prędkości, która łamała jej kark. Trzeba było jednak brać pod uwagę ciężar skazańca, ponieważ zbyt duża siła mogła całkowicie oderwać głowę – a to dla doświadczonego kata była zawodowa porażka. Mimo przechwałek kilku znanych XIX-wiecznych egzekutorów, przeprowadzona w 1992 r. analiza szczątków 34 skazańców dowiodła, że uraz rdzenia kręgowego był przyczyną śmierci tylko w mniej więcej połowie przypadków. Zaledwie u jednej piątej widoczne było klasyczne „złamanie wisielcze” – między drugim a trzecim kręgiem szyjnym. Pozostali zmarli częściowo wskutek uduszenia

Michael Spence, antropolog z kanadyjskiego University of Western Ontario, otrzymał podobne rezultaty w przypadku ofiar z USA. Doszedł jednak do wniosku, że nawet jeśli uduszenie odgrywało jakąś rolę, to uraz w wyniku spadania szybko pozbawiał ofiary przytomności.

 

ZASTRZYK TRUCIZNY: NA PEWNO BEZBOLESNY?

Wstrzyknięcie trujących substancji opracowano w Oklahomie w 1977 r. jako humanitarną alternatywę dla krzesła elektrycznego. Stanowy lekarz sądowy i kierownik katedry anestezjologii ustalili, że należy zrobić kolejno trzy zastrzyki. Pierwszy z tiopentalu – środka znieczulającego, który miał stłumić wszelki ból. Potem środek zwiotczający zwany pankuronium (pavulon), zatrzymujący oddychanie. Wreszcie chlorek potasu, który błyskawicznie zatrzymuje akcję serca. Każdy z tych środków miał być podawany w dawce śmiertelnej, by zapewnić szybką i humanitarną śmierć. Jednak świadkowie mówili o skazańcach mających drgawki, dźwigających się i próbujących usiąść podczas egzekucji, a to wskazuje, że mieszanka nie zawsze bywała skuteczna.

„Dzieje się tak – mówi Leonidas Koniaris z University of Miami Miller School of Medicine – ponieważ tiopentalu jest za mało”. Wraz ze współpracownikami przeanalizował 41 egzekucji z użyciem zastrzyku trucizny w Północnej Karolinie i Kalifornii i porównał stosowane dawki środka znieczulającego z danymi dla zwierząt takich jak świnie. Ponieważ zawsze stosuje się tę samą dawkę tiopentalu, niezależnie od wagi ciała, znieczulenie u cięższych skazańców może być niewystarczające – brzmiała konkluzja. „Myślę, że świadomość może być zachowana podczas dużej części egzekucji” – mówi Koniaris. Oznacza to uczucie duszenia się po sparaliżowaniu płuc i piekący, palący ból wywoływany przez wstrzyknięcie chlorku potasu. Skutki działania środka zwiotczającego sprawiać mogą jednak, że świadkowie nigdy nie zobaczą żadnych oznak tych męczarni. Sąd Najwyższy ma wkrótce rozstrzygnąć, czy ten rodzaj kary śmierci jest zgodny z prawem.

 

WYBUCHOWA DEKOMPRESJA: BEZ TCHU

Śmierć wskutek znalezienia się w próżni to typowy chwyt rodem ze science fiction. W rzeczywistości zdarzył się tylko jeden taki wypadek. Podczas radzieckiej misji Sojuz-11 w 1971 r. zawiodło uszczelnienie statku wchodzącego w ziemską atmosferę; po wylądowaniu okazało się, że trzech członków załogi zginęło wskutek uduszenia. Gdy zewnętrzne ciśnienie powietrza nagle spada, powietrze zawarte w płucach rozpręża się, rozrywając delikatne tkanki służące do wymiany gazowej. Zniszczenia są większe, jeśli ofiara nie zdąży wykonać wydechu albo próbuje wstrzymać oddech. Tlen zaczyna wówczas przemieszczać się z krwi do płuc.

Doświadczenia z udziałem psów prowadzone w latach 50. XX w. wykazały, że 30–40 sekund po spadku ciśnienia ich ciała zaczęły puchnąć, ponieważ woda w ich tkankach parowała, ale skóra nie pozwalała jej wydostać się na zewnątrz. Tempo pracy serca początkowo rośnie, potem spada. We krwi pojawiają się bąbelki pary wodnej i docierają wraz z nią w różne części ciała, blokując krwiobieg. Po minucie następuje zatrzymanie krążenia.

Ludzie, którzy przeżyli szybką dekompresję, to piloci, których samoloty straciły szczelność, oraz jeden technik NASA, który przypadkowo rozszczelnił swój skafander kosmiczny, przebywając w komorze próżniowej. Często mówią o początkowym bólu, przypominającym uderzenie w klatkę piersiową, a wielu pamięta uczucie uciekania powietrza z płuc i niemożliwości zaczerpnięcia oddechu. Czas do utraty świadomości wynosił z reguły nie więcej niż 15 sekund. Podczas eksperymentu przeprowadzonego w połowie lat 60. XX w. w US Army Aeromedical Research Laboratory odkryto, że szympansy zachowywały przytomność przez zaledwie 11 sekund, zanim oszołomił je brak tlenu. Co zaskakujące – w świetle tych traumatycznych efektów – zwierzęta, które zaczęły oddychać powietrzem o normalnym ciśnieniu po 90 sekundach, w większości przeżyły bez żadnych trwałych uszkodzeń.

 

ŚCIĘCIE GŁOWY: ZEJŚCIE NIEMAL BŁYSKAWICZNE

Ścięcie, nawet jeśli wydaje się dość makabryczne, może być jednym z najszybszych i najmniej bolesnych rodzajów umierania – przynajmniej jeśli egzekutor jest sprawny, ostrze ostre, a skazaniec się nie rusza. Szczyt technologii dekapitacyjnej to oczywiście gilotyna. Została oficjalnie dopuszczona do użytku przez francuski rząd w 1792 r. jako bardziej humanitarna alternatywa dla innych metod egzekucji. Gdy użyto jej po raz pierwszy, widzowie byli przerażeni szybkością, z jaką została zadana śmierć.

Świadomość nie zanika od razu po przecięciu rdzenia kręgowego. Badania na szczurach w 1991 r. wykazały, że mija 2,7 sekundy, zanim mózg zużyje tlen z krwi znajdującej się w głowie; dla człowieka czas ten oszacowano na siedem sekund. Niektóre makabryczne opowieści z porewolucyjnej Francji wspominają o ruchach powiek i ust przez 15–30 sekund po opadnięciu ostrza, choć mogły to być skurcze i odruchy pośmiertne. Jeśli przyjdzie ci stracić głowę, ale nie będziesz miał tyle szczęścia, by znaleźć się na gilotynie lub pod dobrze naostrzonym toporem, czas świadomego odczuwania bólu może być znacznie dłuższy. Kat musiał uderzyć trzy razy, by odciąć głowę królowej Marii I Stuart w 1587 r. Dokończył zadanie nożem. W 1541 r. Małgorzata Pole, hrabina Salisbury, została stracona w londyńskiej Tower. Zaciągnięto ją do pnia, lecz nie chciała złożyć na nim swej głowy. Niedoświadczony kat ciął ją w ramię. Według części relacji hrabina zaczęła wówczas uciekać, a ścigający ją egzekutor zadał jej 11 ciosów, zanim zginęła.

 

Artykuł został opublikowany za zgodą "New Scientist Magazine". Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone przez Reed Business Information Publishing.

This article has been posted with permission from New Scientist Magazine - Copyright owned by Reed Business Information Publishing.

 

źródło

 

 

Pechowo, nie w nim opisanego rodzaju śmierci, o którym wspomina Casco - czyli śmierci przez zamarznięcie.

Jednak w innym artykule pt.  Śmierć o posmaku lodu, można dowiedzieć się czegoś i na ten temat.

Kilka wybranych cytatów.

 

 

Człowiek na granicy śmiertelnej hipotermii nie jest świadom realiów otaczającego go środowiska. Ma zwidy i omamy. Rozbiera się, bo zaczyna odczuwać ciepło, a nawet gorąco. Wyprawy ratunkowe znajdowały wysokogórskich wspinaczy, którzy zmarli z wychłodzenia, bez kurtek. Kilka osób jednak przeżyło i mogły opowiedzieć o swoich doświadczeniach.

(...)

Czas, przez jaki organizm człowieka broni się przed działaniem wychładzających czynników, uwarunkowany jest sprawnością jego osobistych mechanizmów ochronnych. Początkowo następuje skurcz naczyń krwionośnych i "podkręcenie" metabolizmu, czego wynikiem są napięcia mięśni i dreszcze oraz przesunięcie wody z łożyska naczyniowego do komórek. Te reakcje obronne skutkują jednak zagęszczeniem krwi i wzrostem ciśnienia tętniczego, co nadmierne obciąża układ krążenia. Podczas przedłużającej się ekspozycji na mróz organizm uruchamia kolejne reakcje obronne: intensywniej trawi pokarm, glukoza przetwarzana jest w większej niż zwykle ilości. Claude Bernard, francuski lekarz i fizjolog, stwierdził, że przy silnym wymrożeniu dochodzi do mobilizacji węglowodanów, powodującej wzrost stężenia cukru we krwi, co nazwał "cukrzycą z zimna". Podczas kolejnej fazy obrony organizm eksploatuje zapasy glikogenu z wątroby, mięśni i innych narządów oraz tkanek.

(...)

Przy 33°C pojawia się apatia i otępienie. Przy tej temperaturze zwykle organizm jest na tyle wychłodzony, że przestaje już odczuwać zimno. Bardzo wielu ludzi właśnie wtedy się poddaje i po prostu zasypia, a właściwie traci przytomność. Śmierć nadchodzi bardzo szybko. Jest cicha i spokojna.

Ale wcześniej może się zdarzyć bardzo dziwna rzecz. Opowiadają o tym niektórzy alpiniści. Człowiek na granicy śmiertelnej hipotermii nie jest świadom realiów otaczającego go środowiska. Bardzo często pojawiają się słuchowe i wzrokowe omamy. W takich warunkach najczęściej doznajemy upragnionych stanów - w tym wypadku ciepła. Czasami wrażenie jest tak silne, że ludziom w czasie hipotermii wydaje się, że ich skora wręcz płonie. Wyprawy ratunkowe niekiedy znajdują wysokogórskich wspinaczy, którzy zmarli z wychłodzenia, bez kurtek. Odczucie ciepła było na tyle silne, że postanowili ściągnąć ubranie. Kilka takich osób udało się jednak w ostatnim momencie uratować, dzięki czemu mogły opowiedzieć o swoich wrażeniach.

 

źródło

 

edit:

 

W związku z faktem, że, jak słusznie zauważył Amontillado, artykuł przeze mnie wklejony funkcjonuje już na forum, rozszerzam go o aspekt, który był przyczyną jego zamieszczenia, czyli kwestię dotyczącą hipotermii w lodowatej wodzie. Mam nadzieję, że TEGO nie ma na forum (szukałem jakby co).

 

 

Cała prawda o lodowatej wodzie (i hipotermii)

 

Powiem ci coś, czego większość ludzi pracujących w marynarce i rybołówstwie nie rozumie. To się tyczy marynarzy, managerów, dyrektorów, ubezpieczycieli, obsługi portów i większości ratowników.
Nie umrzesz w wyniku hipotermii w lodowatej wodzie, chyba że masz na sobie kamizelkę ratunkową. Bez kamizelki nie przeżyjesz wystarczająco długo, by doświadczyć hipotermii.
Pomimo badań, doświadczenia i dostępnych informacji wciąż słyszę “ekspertów”, którzy rozpowszechniają nieprawdziwe informacje o zimnej wodzie i jej skutkach dla ludzi, którzy się w niej znajdą. Zbliża się sezon w którym woda będzie lodowata i czuje się zobowiązany wyjaśnić pewne rzeczy, dzięki którym marynarze zmienią swój tok myślenia.
Powiem Ci prawdę o lodowatej wodzie i z jej bezpośrednim kontaktem. Wiem, że wydaje ci się, że wiesz już wszystko o hipotermii (być może tak jest), ale przeczytaj cały artykuł, być może znajdziesz coś co cię zdziwi.
Kiedy woda jest lodowata (powiedzmy ma poniżej 10 stopni Celsjusza) ciało ludzkie praktycznie zawsze reaguje w określony sposób.

 

Nie Możesz Oddychać:

Pierwsza faza zanurzenia w zimnej wodzie to szok termiczny. Serce bije coraz szybciej, ciśnienie krwi wzrasta, pojawia się niekontrolowane łapanie powietrza i czasem brak kontroli nad wykonywaniem ruchów. Trwa to od 30 sekund do kilku minut i jest zależne od wielu czynników. Już sama ta faza może doprowadzić do śmierci. Ocenia się, że średnio 20% zgonów ma miejsce w ciągu 2 minut od znalezienia się z zimnej wodzie. Toną, panikują, zachłystują się wodą próbując złapać powietrze, a jeśli mają problemy z sercem szok może doprowadzić do zawału. Przetrwać tę fazę można dzięki kontroli nad oddechem, uspokojeniu się i świadomości, że ta faza minie.Nie Możesz Pływać

Głównym powodem dla którego okazjonalni żeglarze nie noszą kamizelek ratunkowych jest to, że jak twierdzą, potrafią pływać. No to posłuchaj, Tarzanie: większość mojego dorosłego życia związana jest z pływaniem, a kiedy woda jest zimna – żaden z nas długo nie popływa. Druga faza zanurzenia w lodowatej wodzie to tzw. paraliż z zimna. Z braku odpowiedniej izolacji ciało radzi sobie na swój sposób. Zanim ogólna temperatura ciała spadnie od jeden stopień żyły w twoich kończynach (tych dzięki którym pływasz) zaczną się zwężać. Stracisz kontrolę nad rękami, mięśnie w ramionach i nogach utracą swoje właściwości i będziesz miał olbrzymi problem z utrzymaniem się na wodzie. Bez jakiegoś koła ratunkowego, czy czegoś, co pozwoli się utrzymać na powierzchni, nawet najlepszy pływak utonie w ciągu najwyższej 30 minut – z całą pewnością. 50% ludzi, którzy zginęli w lodowatej wodzie nie doświadczyło spadku temperatury ciała – zginęli w następstwie paraliżu z zimna.

 

Przetrwasz dłużej niż ci się wydaje

Jeśli kiedykolwiek słyszałeś zdanie „Woda jest tak zimna, że umrzesz w ciągu 10 minut” to znaczy, że ktoś cię wprowadził w błąd mówiąc o hipotermii. Możesz zamienić te 10 minut na 20, 30 albo nawet godzinę – to cały czas kłamstwo. W większości przypadków w wodzie o temperaturze 4 C zwykle dopiero po godzinie pojawia się utrata przytomności z powodu hipotermii, czyli trzeciej fazie zanurzenia w zimnej wodzie. Ale pamiętaj, musisz mieć na sobie kamizelkę ratunkową, by dożyć aż do tego momentu.
Pod tym względem wszyscy się różnimy, ale kiedyś w zwykłym ubraniu spędziłem godzinę w wodzie, która miała ok. 6 stopni Celsjusza, a moja temperatura ciała spadła tylko o 2 stopnie (klinicznie nie doświadczyłem hipotermii). Nie było to przyjemne doświadczenie, nie polecam sprawdzania własnych limitów w tym zakresie, ale prawdopodobnie upłynęła by jeszcze godzina zanim straciłbym przytomność i kolejna zanim ogólna temperatura mojego ciała osiągnęłaby punkt krytyczny, czyli śmierć. Ciało bardzo efektywnie radzi sobie z utrzymaniem ciepłoty przez zwężanie naczyń krwionośnych i drgawki. Drżenie i przetaczanie krwi są na tyle efektywne, że po dwudziestu minutach spędzonych w lodowatej wodzie miałem stan podgorączkowy (ponad 38 stopni Celsjusza)

 

Zawodowi ratownicy myślą, że przeżyjesz dłużej.
Istnieje również dobra strona błędnych wyobrażeń o hipotermii. Jeśli kiedyś znajdziesz się w zimnej wodzie i będziesz potrzebować pomocy możesz być pewny, że dla Straży Przybrzeżnej wszystkie wątpliwości działają na twoją korzyść. Kiedy zaczynają poszukiwania i misję ratunkową korzystają z tzw. Cold Exposure Survival Model (CESM). To program w który wprowadzają dostępne dane ofiary (wiek, wagę, średni poziom tkanki tłuszczowej, ubranie itd.) i dane pogodowe (temperatura wody, stan morza, temperatura powietrza, wiatr). Program pokazuje maksymalny czas jaki możesz przeżyć w takich warunkach. Wprowadziłem kiedyś własne dane i wyszło mi, że mogę przeżyć ponad 4 godziny w wodzie o temperaturze 3 stopni mając na sobie jedynie t-shirt, dżinsy i żadnego koła ratunkowego. Z doświadczenia wiem, że CESM ma pełno takich „kwiatków” – sam dałbym sobie najwyżej 35 minut – ale błąd programu jest pocieszający. Jeśli program oceniający czas jaki przeżyję popełnia błąd to chcę, żeby popełniał go właśnie w tym kierunku.

 

Wyjście z wody to nie koniec kłopotów:
Przestałem już liczyć uratowanych, którzy wkurzali się, gdy nie pozwalałem im się ruszać na pokładzie helikoptera. Miałem zasadę – jeśli byli wyłowieni z zimnej wody kazałem i leżeć dopóki doktor nie pozwoli na wstanie. Nie miało dla mnie znaczenia jak dobrze się czują albo, że jest im już ciepło. Ostatnim zabójcą jest tzw. zapaść po-ratunkowa. Hipotermia to nie tylko oziębienie organizmu. Jej ofiary przez jakiś czas są fizjologicznie „inni”. Jedną z cech tej inności jest zmienność akcji serca. Umiejętność serca do przyspieszania i zwalniania uległa zmianie. Kiedy wstajesz i się poruszasz serce jest zmuszone przepompować więcej krwi. Kiedy przebywałeś w zimnej wodzie, a teraz jesteś już poza nią i chcesz wstać  - wymaga to wysiłku – komory serca zaczynają trzepotać zamiast pompować. To może skończyć się śmiercią. Ofiary hipotermii od lodowatej wody cechują się dwiema rzeczami: mają szczęście, że żyją i są bardzo osłabieni. Dopiero, gdy ciepłota ciała wraca i są już w suchym miejscu, można zaczynać myśleć o poruszaniu się.

 

Nauczyłeś się czegoś?
Jeśli tak mam nadzieję, że podejmiesz odpowiednie decyzje w czasie zagrożenia tego typu.
Kiedy pracujesz na pokładzie zakładaj kamizelkę ratunkową. To dotyczy zwłaszcza rybaków z Alaski. Przyczyną 31 wypadków śmiertelnych związanych z wypadnięciem za burtę było spowodowanych utonięciem, a nie lodowatą wodą. Żaden z nich nie miał na sobie kamizelki. Wielu mogło przeżyć wystarczająco długo, by ich łódź zdążyła zawrócić i ich uratować.

Jeśli widzisz, że ktoś wypadł za burtę – rzuć mu koło ratunkowe, tylko tak, żeby je złapał. Ma to krytyczne znaczenie. Upewnij się, że niezbędny sprzęt ratowniczy jest zawsze pod ręką.
Kiedy pracujesz na pokładzie zakładaj kamizelkę ratunkową. Oh, mówiłem to już? No cóż, kiedy skończę czytać te wszystkie raporty o „doświadczonych marynarzach”, którzy zginęli bo myśleli, że rozumieją zagrożenia związane z lodowatą wodą -  wymyślę lepszą radę.

 

źródło


Użytkownik pishor edytował ten post 16.04.2014 - 11:57

  • 14



#2

Amontillado.
  • Postów: 631
  • Tematów: 50
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 21
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Z tego co pamiętam artykuł już parę razy się pojawiał na forum:
 
http://www.paranorma...miera-czlowiek/
 
http://www.paranorma...jesz-umierajac/
 
Ale rzeczywiście bez opisu zamarzania, o który przykład go wzbogaciłeś - mamy więc 11-sty tytułowy 'rodzaj śmierci' ;)
  • 1



#3

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

ups... Szukałem (i to dobrą chwilę) zanim wkleiłem.

Naprawdę coś z tą szukajką jest nie ten teges (albo ja nie potrafię szukać).

 

 

 W takim razie - do usunięcia, bo o zamarzaniu i tak piszę gdzie indziej.

 

Dzięki.

 

edit: wysłałem raport z prośbą o usunięcie.

edit: ale później go wycofałem, bo poszerzyłem zakres opracowania o hipotermię - mam nadzieję, że teraz będzie dobrze.


Użytkownik pishor edytował ten post 16.04.2014 - 11:47

  • 0



#4

Pomaranczka.
  • Postów: 370
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Bardzo fajny artykuł. Nawet jeśli kiedyś się już pojawił (o czym nie pamiętam, a czytam wszystkie takie smaczki) To z całą pewnością fajnie sobie to przypomnieć :)

Leci plusik


  • 0



#5

Dager.
  • Postów: 3079
  • Tematów: 64
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ważny, pożyteczny temat, pobudzający wyobraźnię ludzi myślących. Warto go rozwinąć o nowe dane i przykłady, bo idą trudne czasy.


  • 0



#6

Smok.
  • Postów: 129
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Super, okazuje się, że moja wiedza na temat hipotermii była prawie w całości błędna. Jednak Bear Grylls to nie taki dobry nauczyciel :D


  • 0



#7

LayneStaleyRIP.
  • Postów: 248
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Żałośnie niska
Reputacja

Napisano

każda śmierć  -  straszna śmierć. Dla człowieka ktory jest bliski śmierci, takiego jak ja marzeniem jest klinika eutanazji w ktorej można dostać tyle DMT albo LSD ile si kupi..

I wtedy śmierć jest lżejsza.. dlaczego nie ma takiego czegoś? Dlaczego z ludzi ktorzy chcą odejść sami muszą zostać flaki? żalosny świat.


  • 0

#8

Daniel..
  • Postów: 4142
  • Tematów: 51
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Śmierć przez uduszenie albo przez spalenie wydaje się być najgorsza. Ja np mam tak, że czasami sobie wyobrażam jak straszna musi być śmierć np będąc zamurowanym w ścianie. Ciężki oddech, który z każdą minutą staję się co raz trudniejszy, bo zaczyna brakować tlenu, a w dodatku nie możesz się ruszyć. W takiej sytuacji to chyba bym umarł szybciej z paniki niż przez uduszenie, bo nawet jak o tym myślę to mi się niedobrze robi.

Natomiast co do tonięcia, to niestety wiem z doświadczenia jak to jest i dziwie się troszkę temu co jest tam napisane, bo jak na basenie zacząłem się topić to ani razu nie wychyliłem głowy nad taflę wody, żeby złapać powietrze.

Byłem na basenie, nie umiałem pływać, ale koledzy mnie namówili na ten wypad, przebywałem po stronie, gdzie woda sięga max do pasa i w pewnej chwili idąc po piłkę przekroczyłem "Próg", gdzie zaczynała się głębokość 3m, od razu poszedłem pod wodę, machałem rękami i nogami jak głupi i ani razu nie wychyliłem się nad taflę, tylko cały czas leciałem w dół, do tego otwierałem buzie pod wodą, bo pamiętam, że z całych sił chciałem krzyczeć "pomocy", ale oczywiście żadnego dźwięku z siebie nie wydobyłem, nawet nie wiem jak to możliwe, że w ogóle się nie udusiłem otwierając buzie pod wodą.

Żaden ratownik mi nie pomógł tylko kolega, który na szczęście w porę zobaczył, że poszedłem pod wodę i że nie uznał tego za żart. Po wyciągnięciu na powierzchnie byłem przytomny - czyli zakładam, że wszystko trwało sekundy, chociaż dla mnie było jak wieczność. Ciekawe, że zaraz po wyciągnięciu co prawda mogłem złapać powietrze, ale tak jakby się nim dławiłem - tzn, moglem oddychać, ale czułem jakby to powietrze mnie zatykało, dopiero ustąpiło to po kilku chwilach.

Od tamtej pory nigdy nie byłem na basenie, a jak jestem na wakacjach to do wody wchodzę tylko do kolan, mam lęk przed wodą i nawet jak biorę kąpiel w wannie to wszystko robię powoli i dokładnie, zawsze jak wstaje z wanny czy jak siadam to łapię się wszystkiego co się da, nie wykonuje gwałtownych ruchów, żeby się nie poślizgnąć, itp. Może to jakiś plus, bo przynajmniej zachowuje 100% ostrożności, chociaż pewnie niektórych to będzie śmieszyć. No, ale gdyby nie kolega to być może by mnie tu dziś nie było. Także nie polecam, tonięcie nie jest niczym przyjemnym, czas się dłuży w nieskończoność, a Ty odczuwasz tylko bezradność.


Użytkownik Daniel. edytował ten post 16.04.2014 - 19:57

  • 1



#9

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Śmierć przez uduszenie albo przez spalenie wydaje się być najgorsza.

Rzekłbym, że to kwestia "gustu" ale coś w tym musi być, bo popycha ludzi do czynów, na które by się nie odważyli, gdyby nie takie właśnie zagrożenie.

Oczywiście mam tu na myśli "skoczków" 9/11, którzy woleli skakać z wysokości kilkudziesięciu (80-100) pięter, przede wszystkim z powodu zagrożenia pożarem / bardzo wysoką temperaturą i ryzykiem uduszenia się dymem.

Nie wyobrażam sobie jak wielkie musiało to być zagrożenie, że mogli zdobyć się na tak dramatyczny wybór.

 

 

edit:

W takiej sytuacji to chyba bym umarł szybciej z paniki niż przez uduszenie, bo nawet jak o tym myślę to mi się niedobrze robi.

 

Nie zdziwiłbym się, gdyby tak właśnie umierała duża część z tych ludzi.

Gdzieś czytałem, że wielu spośród ludzi, którzy mieli nieszczęście spadać z dużych wysokości, umiera właśnie na skutek ataku serca - jeszcze "w locie". Nie wiem czy było to napisane w kontekście samobójców wyskakujących z najwyższych pięter wysokich budynków, czy raczej pojawiło się to przy okazji omawiania katastrof lotniczych, w których samolot spadał z dużej wysokości, a pasażerowie nie zginęli na skutek zdarzenia w powietrzu.

 

 

@Ghost999

Bardzo się cieszę, że akurat przy tym poście postawiłeś mi minusa.

Dzięki temu, wszyscy będą mogli przekonać się jaka z ciebie mała ...

Mi nie ubędzie, bo tym minusem nie plujesz na mnie, tylko na tych ludzi, którzy wtedy kiedy ty na kupę mówiłeś jeszcze papu, musieli podejmować wybory, których w życiu nie pojmiesz.

 

obraza.gif

 

Pishor, inteligentny z Ciebie facet. Szkoda zdrowia i czasu :)

 

Kronikarz


Użytkownik Kronikarz Przedwiecznych edytował ten post 16.04.2014 - 20:45

  • 1



#10

Cascco.
  • Postów: 589
  • Tematów: 9
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Artykuł może i był niemniej warto go zostawić, przypomnieć o nim. Dla mnie sama świadomość że otacza mnie ocean i aktualnie nie widać pomocy jest tak mocno przytłaczająca....wątpię bym wtedy w 100% stosował wszelkie rady. Jestem niedoświadczonym pływakiem, skoro pływający profesjonaliści mają takie problem to ja miałbym jeszcze większe.

 

 

No pishor nie strzęp se nerwów.Szkoda twojego czasu na innych :)


  • 0




Also tagged with one or more of these keywords: śmierć, rodzaje śmierci, odczucia podczas śmierci, śmiertelne objawy, hipotermia, lodowata woda, zamarznięcie w wodzie

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych