Zdarzyło mi się uczestniczyć w takiej praktyce. Było to dość dawno, ok 20 lat temu, nie mniej pamiętam to zdarzenie bardzo wyraźnie.
Pomysł na taką zabawę przyszedł - ot tak sobie. Przesiadywaliśmy przed blokiem na jednym z warszawskich osiedli i nudziliśmy się. Męsko damskie towarzystwo z fajkami w zębach szukało jakiegoś zajęcia. Godzina była jeszcze wczesna...
- Urządźmy seans spirytystyczny! - ktoś tam zaproponował .... nie minęło więcej, niż kilka minut i byliśmy kompletnie wyposażeni w odpowiedni sprzęt. Ktoś przyniósł talerzyk i dużą kartkę papieru. Flamastrem fachowo opisaliśmy brystol tak by komfortowo komunikować się ze zjawą, na talerzu pojawiła się strzałka i całą paczką przenieśliśmy się w zaciszne miejsce tj. na klatkę schodową.
Miejsce było stosunkowo jasne, żadnego klimatu grozy nie oddawało. Usiedliśmy na stopniach schodowych i oddaliśmy się naradzie, jak i od czego zacząć.
Była wśród nas dziewczyna, zdaje się już doświadczona w temacie. Zaproponowała, by wezwać ducha Marii Konopnickiej jako tego z kategorii bezpiecznych, bezkonfliktowych i .... szybko odchodzących. Ona była jedną z osób trzymających talerz. Nikt nie oponował więc zaczęło się.
Duchu, duchu przyjdź, duchu, duchu wzywamy cię i inne tym podobne zaklęcia płynęły w przestrzeń klatki schodowej. Póki co skutkiem ich był jedynie sceptyczny uśmiech na twarzach każdego z nas
Po kilku minutach rytuału zaczęło się coś dziać. Talerz przesunął się po papierze i zatrzymał na słowie Tak. Dziewczyna zadawał następne pytania: Czy jest dobrym duchem, czy możemy czuć się bezpieczni itp. przyłączyliśmy się do pytań i każdy jak leci, po kolei uwiarygodniał sobie sytuację jaka nastała. Zadawane pytania koncentrowały się na wydobyciu od istoty poruszającej talerzem informacji dotyczących szczegółów z życia pytającego o których nikt po za nią nie mógł wiedzieć. I talerz odpowiadał.... Pytanie - odpowiedź, pytanie - odpowiedź.... aż wszystkie uśmiechy na naszych mordach zmieniły się w grymasy zdezorientowania.
Dla mnie, jako uczestnika w tym paranormalnym kontakcie z kimś? uderzające było to, że talerz potrafił odgadnąć dwu - trzy cyfrowe liczby wymyślane na gorąco przeze mnie i innych moich kumpli....To to czytało w naszych myślach!
Opisałem tą sytuację skrótowo. Jestem człowiekiem tracącym wiarę w boga. Właściwie w tego chrześcijańskiego nie wierzę już wogóle a biblia jest dla mnie tylko obszernym zlepkiem żydowskich mitów, Nie uprawiam już żadnej religii a codzienne życie upływa mi pod banderą praktycznego ateizmu.
Nie wiem jednak, jak rozprawić się z tym, co opisałem powyżej. Mam te wydarzenie ( właściwie seans odbył się jeszcze dwa razy po tym pierwszym, na klatce schodowej) głęboko wryte w pamięć i nie potrafię go zignorować.
Co się właściwie tam wydarzyło i z kim nawiązaliśmy kontakt?