Witam, szanowny czytelniku.
Generalnie, rejestrując się na tym portalu zrobiłam coś wbrew własnemu rozsądkowi, a pisząc tutaj swoją historię z życia wziętą, czuję, że już kompletnie nie jestem o zdrowych zmysłach. Piszę, ponieważ w moim życiu jest zagadka z wielkim znakiem zapytania. Chciałabym w miarę możliwości dostać jakąś racjonalną odpowiedź na to, co mi się przytrafiło. Nie jestem również pewna, czy wybrałam odpowiedni dział na wyrzucanie moich smętów, więc z góry przepraszam.
W moim życiu przytrafiły mi się 3 historie, których nie mogę w żaden logiczny sposób wyjaśnić. Po prostu nie umiem, chociaż wierzcie mi, bądź nie - ale próbowałam. I właśnie brak jakiejkolwiek odpowiedzi skłonił mnie do tego, co teraz mam zamiar zrobić - czyli po prostu opowiedzieć.
Zacznijmy może jednak od początku, gdzie pierwsza przygoda przytrafiła mi się rok temu, w zimę. Było bardzo mroźno, ale mimo to wraz z przyjacielem wybrałam się nad rzekę. Spacerując tak, mijaliśmy budynki, ulice, ludzi i samochody. Tafla wody mieniła się, odbijając nocne niebo i księżyc, który złowrogo świecił. Co jakiś czas bez jakiegokolwiek powodu wpatrywałam się w Katedrę. Była naprawdę piękna. Jest to duże miasto - Wrocław, dobrze oświetlone. Ja natomiast kroczyłam w kierunku mostu kłódek, przez alejkę. Zatrzymaliśmy się z przyjacielem, rozmawialiśmy. Pamiętam żart, który rzucił w moją stronę - że w sumie to ma nawet ochotę na zjedzenie jakiejś kaczki, i że studentom to w sumie łowiectwo byłoby na rękę. Stał tuż przy barierce, ja za nim, gdy się do mnie odwrócił, spostrzegłam coś dziwnego. Katedra jest bardzo dobrze oświetlona, ale nagle tuż przy jej szczycie, a może nawet i nad nią, nie jestem do końca pewna.. pojawiło się coś dziwnego. Coś w kształcie litery H. Prawdopodobnie był to jakiś pojazd latający, ale nie jestem pewna. Zrobił jakby dwa obroty wokół siebie, i po prostu.. po prostu zniknął w odmętach nocnego nieba. Byłam tak zszokowana, że nie wiedziałam co poradzić. Mój przyjaciel zapytał się co mi jest, ale nie mogłam nawet wykrztusić słowa. Dopiero po jakimś czasie zapytałam się go, czy widział to samo co ja nad katedrą... ale powiedział, że nie. Wiem, że mogło mi się to przewidzieć, ale mimo wszystko jest to dla mnie bardzo dziwne. Rozumiem, że wiele osób może nie uwierzyć w moją historię. To zrozumiałe, przy tym jak telewizja robi z naszych umysłów papkę.. ale ja wiem co widziałam, i nikt mi nigdy nie wmówi, że tak nie było. Czy zna ktoś racjonalne wyjaśnienie tej sytuacji?
Druga historia.. miała miejsce w nocy, kiedy spałam. Mieszkam w jednym pokoju z moim bratem. Mamy dwupiętrowe łóżko. Pewnego razu mój brat gdzieś wyszedł, więc nie było go przez całą noc. Nie mieszkam z mamą, a mój tato spał, gdyż wstawał rano do pracy. Moje łóżko jest na górze, ale akurat wtedy położyłam się na dole, bo chciałam pograć na laptopie i przy okazji poleżeć. Nie wiem kiedy, ale odstawiłam laptopa i stwierdziłam, ze się chwilę zdrzemnę. Mój laptop po jakimś czasie wchodzi w stan uśpienia, kiedy z niego nie korzystam. Zgasiłam światło, zostawiłam muzykę i poszłam spać. Obudziłam się nie wiem o której. Byłam w takiej pozycji, że spałam na plecach i otwierając oczy, widziałam.. no właśnie, w sumie to nie wiem. Otworzyłam oczy i widziałam czarną postać mężczyzny stojącą tuż nade mną. Kiedy chciałam się jej przyjrzeć, ona po prostu wycofała się do tyłu i rozpłynęła w mroku. Byłam tak wystraszona, że przez jakiś czas bałam się zasnąć.
I trzecia historia.. wg mnie najstraszniejsza. Mój brat spał na dole, ja spałam na górze. Obudziłam się w środku nocy, śpiąc na boku w kierunku przeciwnym niż ściana - czyli odwrócona w stronę pokoju. Kiedy otworzyłam oczy, zostałam całkowicie sparaliżowana przez strach. Bowiem nade mną, stało, latało, nie mam pojęcia.. był jakiś człowiek emitujący światło, biało-żółte. To światło było ciepłe, ale byłam tak bardzo wystraszona, że ani nie mogłam krzyknąć, ani się ruszyć. Dopiero po jakichś 5 sekundach, kiedy może to coś zorientowało się, że nie śpię.. ta istota zniknęła, po prostu. Światło też zniknęło. To znaczy, ta istota nie rzucała światła na pokój, ona po prostu było jakby jakimś światłem. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale wszędzie panował mrok.
Odwróciłam się na drugi bok, zamknęłam oczy, i nie wiedziałam co mam zrobić. Byłam tak przerażona i sparaliżowana, że nawet nie potrafiłam powiedzieć jak mam na imię. Leżąc tak i czekając na najgorsze, nawet nie pamiętam kiedy, w którymś momencie znużył mnie nagle sen... i zasnęłam. Do dziś nie wiem co to było... albo kim ten ktoś był. Co o tym myślicie?
Od razu zaznaczam, że jest to moja historia. Nie chcę komentarzy w stylu "ale fajna bajka". Jeżeli nie wierzysz, szanuję to.. ale proszę, aby udzieliła mi odpowiedzi osoba, która może coś o tym wiedzieć.. co to było? Czym jest ten pojazd w kształcie H... człowiek cień i człowiek emitujący blade światło?
Użytkownik noona edytował ten post 06.03.2014 - 13:36