Napisano 06.12.2013 - 15:13
Napisano 06.12.2013 - 15:33
Napisano 06.12.2013 - 15:33
Napisano 06.12.2013 - 15:41
Użytkownik YhdenEnkeli edytował ten post 06.12.2013 - 15:43
Napisano 06.12.2013 - 15:44
Napisano 06.12.2013 - 16:00
Użytkownik YhdenEnkeli edytował ten post 06.12.2013 - 16:02
Napisano 06.12.2013 - 17:50
Użytkownik YhdenEnkeli edytował ten post 06.12.2013 - 17:52
Napisano 06.12.2013 - 17:54
No, jeżeli według Ciebie jedynka przed czwórką to 10... Nie wnikam w Twoje IQ
A tak w ogóle to "idź być hejterem gdzie indziej", bo to nie HydePark, tylko temat o czymś konkretnym, po pierwsze. Po drugie swoje osądy należałoby uzasadnić Pozdrawiam, do widzenia.
EDIT:
Obiecałam legendę o lesie obok mnie, więc dodaję.
PUŁANKI
Na północ od Brzózy Stadnickiej, gdzie zaczynają się lasy szpilkowe, niegdysiejsza puszcza sandomierska, jest niewielki obszar o średnim drzewostanie, zwany Pułanki. Rosły tam liczne grzyby i wielu chodziło je zbierać. Mimo szczupłości obszaru ludzie często tam błądzili, co nawet i dzisiaj zdarza się nie raz. Ukazywały się tam postacie pana, lub żebraka, czasem lisa, zająca, źrebaka, cielęcia, ptaka nieznanego w tej okolicy. Zauważono, że wszystkie te stworzenie zachowywały się dziwnie, patrzyły żałośnie na spotkanego, jakby prosiły o pomoc. Usiłowano więc je łapać, bo wydawały się słabe. Ale nikomu się to nie udało, a w rezultacie niefortunni łowcy wciągnięci w głębię lasu, tracili tam orientację.
W roku 1972 dwu mieszkańców Brzózy Stadnickiej przejeżdżało wozem obok Pułanek i na skraju zarośli zobaczyli pięknego liska. Przyszła im ochota upolować go. Lisek niby chory, sprytnie wywijał się prześladowcom, a w końcu czmychnął w rosnące obok zboże. Jeszcze dwukrotnie im się ukazywał, a oni znów próbowali go złapać, bez skutku. Kiedy zmęczeni postanowili wrócić do wozu, zauważyli swój zaprzęg stojący na wysokiej górze. Zdziwiło ich to, bo teren był tam równy jak stół. Domyślili się, że mają do czynienia z siłą nieczystą. Postanowili szybko opuścić to zaklęte miejsce. Kiedy zbliżali się do pojazdu, widzieli jak góra stopniowo spłaszczała się i już po równym doszli do wozu. Zacięli konie batem i jak najszybciej odjechali.
Pewien ksiądz chodzący po kolędzie z organistą, idąc brzegiem Pułanek, zagłębił się w zarośla za potrzebą. Kiedy chciał wyjść, nie mógł znaleźć drogi i błądził przeszło dwie godziny. Organista nie śmiał przywoływać dostojnej osoby. W końcu zjawił się ksiądz w opłakanym stanie po tak długim błądzeniu i przedzieraniu się przez leśne gąszcza.
W 1964 r. Eugeniusz Wawrzaszek (lat 24) wracając wieczorem z Rakszawy, znalazł się na Pułankach. Było ciemno. Z krzaków wybiegł jakby kot i z miauczeniem wskoczył mu na piersi. Napadnięty instynktownie odrzucił go na ziemię, a przestraszony przeżegnał się. To uciekło. Młody człowiek mając to przez moment w ręku zauważył, że miało szorstką sierść, a nie miękką jak kot.
Opowiadał mi Leon Kochman z Żołyni: "Jechałem z Wydrza do Żołyni jesienią w nocy około godziny 22-iej. Droga była mi dobrze znana. Kiedy znalazłem się na Pułankach, straciłem orientację. Objechałem duży kawał drogi wracając pięć razy w to samo miejsce. W końcu stanąłem zrezygnowany. Po dłuższym postoju przestałem kierować koniem, zdając się na jego instynkt. Rzeczywiście koń znalazł właściwą drogę. Działo się to w 1957 r."
Waldemar Natoński
[Źródło www.zolynia.pl]
Użytkownik Tylkojedno edytował ten post 06.12.2013 - 17:59
Napisano 06.12.2013 - 18:00
@Tylkojedno - To jest forum PARANORMALNE, więc naturalnym jest, że piszę o "nawiedzonych kotach", a nie o sprawach przyziemnych. Po drugie, ludzie wierzący w koty mogą to samo powiedzieć o Tobie. Nie wierzysz? Twoje IQ wynosi 40. Kolejna sprawa, idź już stąd, naprawdę, bo śmiecisz, nie na temat, jak coś do mnie masz pisz na priv. Wylewasz swoje żale niczym 12-latka na FB, która pisze na forum publicznym, że nie lubi swojej koleżanki. Nie każ mi "skarżyć". Mnie osobiście by *** gość, który psuje mi czytanie tematu, bo musi się wszędzie wpierdzielić.
EDIT posta, sprytnie, sprytnie.
Wiem, że są fikcyjne. A Twoim zdaniem wszystko na tym forum jest świętą prawdą? Co poza legendami i opowiadaniami mogę pisać na takim forum? Prawdę. Ale nie tylko. Jest to forum o zjawiskach paranormalnych, które też często są fikcyjne bądź są wielką pomyłką.
Jezu, ostrzegali mnie przed typami od cycków, ale dlaczego nikt nie wspomniał o trollującym 12 latku obrażonym na świat, bo mama zabrała mu szlugi?
Edit: Blitz Wolf
Napisano 06.12.2013 - 18:02
@Tylkojedno - To jest forum PARANORMALNE, więc naturalnym jest, że piszę o "nawiedzonych kotach", a nie o sprawach przyziemnych. Po drugie, ludzie wierzący w koty mogą to samo powiedzieć o Tobie. Nie wierzysz? Twoje IQ wynosi 40. Kolejna sprawa, idź już stąd, naprawdę, bo śmiecisz, nie na temat, jak coś do mnie masz pisz na priv. Wylewasz swoje żale niczym 12-latka na FB, która pisze na forum publicznym, że nie lubi swojej koleżanki. Nie każ mi "skarżyć". Mnie osobiście by wku**** gość, który psuje mi czytanie tematu, bo musi się wszędzie wpierdzielić.
Użytkownik Tylkojedno edytował ten post 06.12.2013 - 18:10
Napisano 06.12.2013 - 22:24
Napisano 06.12.2013 - 23:10
Napisano 07.12.2013 - 12:58
Napisano 07.12.2013 - 13:52
Popularny
Chcecie kolejną opowiastkę, będzie kolejna opowiastka. Tym razem o jednym z lasów obok mnie, znów, jednak nie o Pułankach z poprzedniego tekstu, tylko o innym lesie.
Właściwie nie potrafię tego akurat ładnie ubrać w słowa, więc przedstawię Wam kilka faktów w kolejności chronologicznej. Niestety pierwsze zdarzenie bez daty, bo słyszałam o nim tak dawno, że pamiętam tylko ogólny zarys, nic poza tym.
Najpierw kilka faktów o lesie: Jest to las pomiędzy Brzózą Stadnicką, Żołynią a Rakszawą. W tym lesie jest podobno (!) cmentarz ludzi zmarłych na cholerę, właściwie jest to możliwe, gdyż 2 km dalej jest kapliczka postawiona dla tych samych ludzi, więc jeżeli jakaś cholera szalała nad wsią, to czemu nie chować zmarłych w lesie? Na naszej wsi długo nie było cmentarza i kościoła, więc.. Niedaleko miejsca, gdzie owy cmentarz był, a raczej zbiorowa mogiła, bo nie ma tam ni krzyża ni ogrodzenia, wszyscy anonimowi, nawet nie wiadomo w którym miejscu są groby, stoi kapliczka, zaraz obok niej jest coś w rodzaju ambonki.
1. W okolicach kapliczki, ambonki i cmentarza właśnie, dziadek mojej koleżanki szukał grzybów. Generalnie łaził po całym tym lesie z koszykiem. Rodzina się o niego martwiła, bo jak wyszedł o 5 rano, tak wrócił po północy zmarznięty, głodny i przestraszony. Zapytali go, co się stało i gdzie się podziewał, na co on odpowiedział mniej więcej taką opowieścią:
"Chodziłem po całym lesie i zbierałem grzyby. W końcu doszedłem do kapliczki, jak chciałem wyjść z lasu, nie mogłem. Szedłem w prawo, tam, gdzie się wychodzi z lasu obok ambonki, idę przed siebie, idę, las się nie kończy. Chodziłem tak cały dzień. Już mi się zimno robiło, no to sobie usiadłem po drzewem, skuliłem się i próbowałem się jakoś ogrzać. Tak mi minęły kolejne 2 godziny. Nagle zobaczyłem jakieś światełko, poszedłem w jego stronę. No i patrzę, ktoś zapalił znicz pod kapliczką. Ale nie widziałem nikogo, żeby ktoś szedł tam, a siedziałem niedaleko. Znów się przeżegnałem i zacząłem się modlić. Wtedy usłyszałem jak dziecko mnie woła po imieniu. I poszedłem w stronę tego głosu. Patrzę, jestem znowu obok ambonki. To idę w stronę wyjścia z lasu. Znów się zgubiłem. Dziecko znowu mnie zawołało, i znów poszedłem tam, skąd dobiegał głos. Wyszedłem z lasu dokładnie w tym miejscu, w którym do niego wszedłem. Z drogi z daleka widziałem dróżkę do ambonki."
To zdarzyło się na pewno minimum kilkanaście lat temu.
2. Jakieś 3 lata temu byłyśmy z koleżanką na spacerze. Jeżeli iść prosto w pole droga na przeciwko mnie, dosłownie cały czas prosto, dojdzie się do kapliczki. Później wystarczy tylko skręcić w dość dobrze widoczną dróżkę i oto jesteśmy na ambonce i w okolicach cmentarza. Znam te okolice wręcz świetnie, ciężko się wszak zgubić na prostej drodze No więc idziemy z koleżanką, gadamy sobie, wszystko ładnie, fajnie. Dotarłyśmy do kapliczki, skręcamy, kilka chwil i jesteśmy na ambonie. No i sobie myślimy, fajnie byłoby na nią wejść. To do boju, po drabinie i do środka! Posiedziałyśmy, pozachwycałyśmy się widokami, minęła może godzina, zeszłyśmy i wróciłyśmy do domu.
Następnego znów chciałyśmy tam iść, lubimy takie miejsca gdzie jest piękna nietknięta przez ludzi natura, dzika i w ogóle. Idziemy. Prosto. Jest kapliczka. Skręcamy w dróżkę. Idziemy. Pięć minut, dziesięć, ambony nie widać. Piętnaście, dwadzieścia. Nadal nie widać. Wracamy się. Chodziłyśmy chyba z pół godziny i jej szukały - nie ma. Może ktoś rozebrał, ale po co, nie było żadnych śladów, żeby ktoś tam był, żadnych desek zostawionych czy czegokolwiek. Dobra, idziemy do domu. Idziemy, idziemy, w kierunku drogi do mnie, prosto i... wychodzimy z lasu jakieś 300 m od mojego domu, całkiem w innym kierunku.
3. W październiku byłam u koleżanek na noc, a że mieszkam wśród lasów i było już ciemno, wyszły po mnie, żebym nie musiała iść sama i przy okazji robić pod siebie. Idziemy. Przez las. Ulicą, normalnie. Samochody jeżdżą, z daleka widać domy, luz. Nic strasznego. Ja nawijam, zawsze dużo mówię Szłyśmy wszystkie pod rękę. No i ja opowiadam śmieszne historię, żeby jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę. Już wychodzimy z lasu prawie, w każdym razie las już stawał się rzadszy i do kolejnej wsi zostało nam może z 400 m. Nagle jedna z koleżanek staje, mocno łapie mnie za rękę i ogląda się w stronę lasu. Ma łzy w oczach. Ja automatycznie panika, pełno w gaciach, "Aga, co się stało? Tylko mi nie mów, że coś widziałaś...". A ona, że nie, że wszystko w porządku, że jej się w głowie zakręciło. Idę dalej. Opowiadam. Zostało już jakieś 200 m, las już praktycznie znikał i ustępował miejsca polom. Za chwilę znowu mocniej mnie łapie za rękę, ale już się nie zatrzymuje i nie patrzy na las. Przyśpieszyła kroku. Wyszłyśmy z lasu. Idziemy na przystanek usiąść i odpocząć i takie tam, a ona w płacz. I tu dialog:
Aga: Jezu, Julka. Ja nie wiem. Nie wiem co to było.. Ja po prostu. O mój Boże Julka boję się. Nie mówiłam Wam bo nic chciałam Was straszyć. Nie słyszałyście?
My: Czego niby?
Aga: Ktoś mnie wołał. Jakieś dziecko. Wołało mnie po imieniu. Wtedy jak Cię ścisnęłam za rękę, pamiętasz? Jakieś *** mać dziecko małe gówniarz jakiś szczyl mnie wołał "Agnieszka". Ja ***.
Magda: ... Aga dobra, nie chcę Ci nic mówić, ale my nic nie słyszałyśmy...
Koniec. Wszystkie 3 zdarzenia stały się w tym lesie. Co do pierwszej opowieści - być może to tylko opowieść. Co do drugiej - byłam tam i wiem, że żadnej cholernej ambonki nie było, chociaż odwiedzałam ją poprzedniego dnia. A może po prostu błądziłam jak dziadzio z pierwszej historii. Co do 3... Jeżeli koleżanka tylko udawała, to powinna dostać nobla w dziedzinie aktorstwa i kurna specjalnie dla niej powinni taką dziedzinę zrobić.
A Wy co o tym sadzicie? Chcecie jeszcze? Mam ich caaaałe mnóstwo
Edit: Bitz Wolf
Napisano 07.12.2013 - 14:07
0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych