Skocz do zawartości


Zdjęcie

Nasza historia...


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
29 odpowiedzi w tym temacie

#1

YhdenEnkeli.
  • Postów: 24
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W mojej rodzinie zdarzały się i zdarzają nadal dziwne historie. Po części dlatego, że mieszkam na wsi Brzóza Stadnicka. Może ktokolwiek o niej słyszał. Otaczają mnie 3 lasy. Jeden zupełnie normalny, o dwóch pozostałych krążą historie straszniejsze od niektórych creepypast. Ile w nich prawdy? Nie wiem. Jednak o mojej wsi są nawet legendy, mogę podrzucić Wam linki jeżeli chcecie. Druga sprawa, moja sąsiadka jest szeptuchą, lub przynajmniej czymś w rodzaju szeptuchy, zaś moja ciotka... Czasami spotykają ją rzeczy jak z horroru. I tak od dziadków czy rodziców słyszałam wiele opowieści, a dużo rzeczy sama przeżyłam. Opowiem Wam historię mojego dziadka, a jeżeli będziecie chcieli więcej opowieści z tej rodziny, piszcie. Zapowiada się na creepypastę, nie wiem jak to było z moim dziadkiem, ale wiem, że ja sama przeżyłam co przeżyłam.

Mój pradziadek (dokładniej) był młody, mieszkał z babcią w "kuchence" obok domu. Uwielbiał rolnictwo, więc postanowił sobie wyjść na spacer w pole i zobaczyć, jak się sprawy mają, były to okresy zbiorów. Był już dość daleko w polu, jednak musiał wrócić szybko, bo zaczął padać deszcz. Idzie sobie w kierunku domu, jest już w sadach, czyli może 30m od "kuchenki", patrzy - ptaszek ze złamanym skrzydełkiem i cały zmoknięty leży na ziemi. Podniósł go i zabrał do domu. Położył go na piecu kaflowym, na samej górze na tych kafelkach, w koszyku wyłożonym szmatami. Poszedł coś robić. Wieczorem wrócił do kuchenki, z babcią pozamykali okna, zamknęli drzwi i poszli spać. Rano gdy się obudzili, obok ptaka na piecu leżała kupka prosa. Wiadomo, wtedy ludzie o wszystko pytali księdza, a szczególnie o takie rzeczy, myśleli, że to jakiś diabeł czy inny czort. Poszli do księdza po radę. Ksiądz nakazał pradziadkowi odnieść ptaszka tam, skąd go wziął. Więc dziadek go odniósł do sadu. Wrócił na miejsce i kupki prosa już nie było.

Według starych wierzeń z tych rejonów mogła to być nieszczęśliwa i zagubiona dusza potrzebująca pomocy, przemieniona w ptaka. Coś podobnego z resztą chwilę później powiedział im ksiądz.

Mam ciarki na całym ciele, jak myślę o tym, że mój pradziadek po prostu "wybawił" jakąś zbłąkaną duszyczkę.

A Wy co o tym sądzicie? Chcecie więcej?
  • 1

#2

Myxen.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

To jest tylko Hipoteza. Załóżmy że "wybawił"... przecież nie zrobił nic złego
Osobiście wierzę w Niebo, i chcę aby człowiek ( oczywiście dobry ) udał się tam po śmierci, a nie plątał się po świecie... Gdy myślę o tym to... Uświadamiam sobie czasem że życie fizyczne jest cząstką w życiu ogólnym. Po śmierci osobiście chciałbym spocząć, a nie być w różnych fazach astralu jak to niektórzy twierdzą czy co gorsza plątać się po świecie i patrzeć na ludzi, nie mogąc nic do nich powiedzieć. To by było straszne.
  • 0

#3

Ania:).
  • Postów: 72
  • Tematów: 5
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ciekawa historia. Napisz jeszcze jakieś :)
  • 0

#4

YhdenEnkeli.
  • Postów: 24
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

@Myxen Oczywiście, że nie zrobił nic złego. Ciarki mnie przechodzą, bo myślę o tym, jakie to wspaniałe :roll: A co do życia po śmierci... Ja osobiście chciałabym chociaż przez kilka dni prowadzić żywot ducha, nim spocznę. Tak po prostu, bo żyjąc na ziemi w postaci fizyczno-duchowej, niesamowicie ciekawi mnie życie już tylko duchowe, bez fizycznej powłoki. A wierzę w duchy i życie po życiu w jakiejkolwiek formie. Więc chciałabym się po śmierci dowiedzieć, jak to jest na tym drugim planie, duchowym. Czy faktycznie nie ma najmniejszych szans porozumienia się z kimś. Czy widzi się innych umarlaków, a raczej ich duszyczki, czy po prostu jest się zupełnie samym jak palec. Czy faktycznie co wrażliwsze osoby mogą Cię poczuć itp. A może przemieniłabym się ja w ptaszynę i może jakiś dobry człowiek pomógł by mi ;)

@Ania:) Aniu, napiszę jeszcze wiele historii bo znam ich dziesiątki, kilka jest w sieci, a co rusz zdarzają się nowe. Za godzinkę, może dwie wstawię legendę na temat jednego z lasów otaczających moją wieś. Cieszę się, że Ci się podoba :)

Użytkownik YhdenEnkeli edytował ten post 06.12.2013 - 15:43

  • 0

#5

Myxen.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Uważam że właśnie gdyby było coś takiego jak z tym ptakiem to by to była okrucieństwo ze strony stwórcy, tak jak duchy, widzą rodzine, tych których kochają, matka widzi swoje dzieci, płaczące nad matką, a ona nic nie może zrobić... Dla mnie to największy koszmar ze wszystkiego eveeeeeer.
  • 0

#6

YhdenEnkeli.
  • Postów: 24
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

@Myxen - Co do dzięci płaczących po matce i niej samej obserwującej to, tak, to musi być okropne. Po pierwsze z oczywistego powodu, każda matka swoje dzieci kocha (No, może nie Katarzyna W... Tak wiem, stare śmieci, nie odgrzebywać, przepraszam :mrgreen:) i naturalnie okropnym uczuciem musi być patrzenie na cierpienie bliskich, przeca chce się dla nich jak najlepiej i dałoby się im gwiazdkę z nieba, gdyby sobie zażyczyli, tylko po to, by widzieć ich uśmiech. A druga sprawa... Nie wiem, czy tak się przyjęło w całej Polsce, czy tylko na Podkarpaciu (again), ale mówi się, że po śmierci dusza zmarłego jest między bliskimi 3 dni, czyli po prostu chyba do pogrzebu, i że odwiedza ostatni raz całą swoją rodzinę, przyjaciół i inne ukochane osoby. Przez ten okres nie wolno płakać za zmarłym, bo im bardziej się za nim płacze i go żałuje, tym ciężej mu odejść. Jeżeli to prawda - Bóg jest okrutny a na świecie jest więcej dusz niż w niebie, w końcu kto nie płacze po rodzinie?

Użytkownik YhdenEnkeli edytował ten post 06.12.2013 - 16:02

  • 0

#7

YhdenEnkeli.
  • Postów: 24
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

No, jeżeli według Ciebie jedynka przed czwórką to 10... Nie wnikam w Twoje IQ :mrgreen:
A tak w ogóle to "idź być hejterem gdzie indziej", bo to nie HydePark, tylko temat o czymś konkretnym, po pierwsze. Po drugie swoje osądy należałoby uzasadnić ;) Pozdrawiam, do widzenia.

EDIT:
Obiecałam legendę o lesie obok mnie, więc dodaję.
PUŁANKI

Na północ od Brzózy Stadnickiej, gdzie zaczynają się lasy szpilkowe, niegdysiejsza puszcza sandomierska, jest niewielki obszar o średnim drzewostanie, zwany Pułanki. Rosły tam liczne grzyby i wielu chodziło je zbierać. Mimo szczupłości obszaru ludzie często tam błądzili, co nawet i dzisiaj zdarza się nie raz. Ukazywały się tam postacie pana, lub żebraka, czasem lisa, zająca, źrebaka, cielęcia, ptaka nieznanego w tej okolicy. Zauważono, że wszystkie te stworzenie zachowywały się dziwnie, patrzyły żałośnie na spotkanego, jakby prosiły o pomoc. Usiłowano więc je łapać, bo wydawały się słabe. Ale nikomu się to nie udało, a w rezultacie niefortunni łowcy wciągnięci w głębię lasu, tracili tam orientację.

W roku 1972 dwu mieszkańców Brzózy Stadnickiej przejeżdżało wozem obok Pułanek i na skraju zarośli zobaczyli pięknego liska. Przyszła im ochota upolować go. Lisek niby chory, sprytnie wywijał się prześladowcom, a w końcu czmychnął w rosnące obok zboże. Jeszcze dwukrotnie im się ukazywał, a oni znów próbowali go złapać, bez skutku. Kiedy zmęczeni postanowili wrócić do wozu, zauważyli swój zaprzęg stojący na wysokiej górze. Zdziwiło ich to, bo teren był tam równy jak stół. Domyślili się, że mają do czynienia z siłą nieczystą. Postanowili szybko opuścić to zaklęte miejsce. Kiedy zbliżali się do pojazdu, widzieli jak góra stopniowo spłaszczała się i już po równym doszli do wozu. Zacięli konie batem i jak najszybciej odjechali.

Pewien ksiądz chodzący po kolędzie z organistą, idąc brzegiem Pułanek, zagłębił się w zarośla za potrzebą. Kiedy chciał wyjść, nie mógł znaleźć drogi i błądził przeszło dwie godziny. Organista nie śmiał przywoływać dostojnej osoby. W końcu zjawił się ksiądz w opłakanym stanie po tak długim błądzeniu i przedzieraniu się przez leśne gąszcza.

W 1964 r. Eugeniusz Wawrzaszek (lat 24) wracając wieczorem z Rakszawy, znalazł się na Pułankach. Było ciemno. Z krzaków wybiegł jakby kot i z miauczeniem wskoczył mu na piersi. Napadnięty instynktownie odrzucił go na ziemię, a przestraszony przeżegnał się. To uciekło. Młody człowiek mając to przez moment w ręku zauważył, że miało szorstką sierść, a nie miękką jak kot.

Opowiadał mi Leon Kochman z Żołyni: "Jechałem z Wydrza do Żołyni jesienią w nocy około godziny 22-iej. Droga była mi dobrze znana. Kiedy znalazłem się na Pułankach, straciłem orientację. Objechałem duży kawał drogi wracając pięć razy w to samo miejsce. W końcu stanąłem zrezygnowany. Po dłuższym postoju przestałem kierować koniem, zdając się na jego instynkt. Rzeczywiście koń znalazł właściwą drogę. Działo się to w 1957 r."

Waldemar Natoński
[Źródło www.zolynia.pl]

Użytkownik YhdenEnkeli edytował ten post 06.12.2013 - 17:52

  • 2

#8

Tylkojedno.
  • Postów: 12
  • Tematów: 4
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

No, jeżeli według Ciebie jedynka przed czwórką to 10... Nie wnikam w Twoje IQ :mrgreen:
A tak w ogóle to "idź być hejterem gdzie indziej", bo to nie HydePark, tylko temat o czymś konkretnym, po pierwsze. Po drugie swoje osądy należałoby uzasadnić ;) Pozdrawiam, do widzenia.

EDIT:
Obiecałam legendę o lesie obok mnie, więc dodaję.
PUŁANKI

Na północ od Brzózy Stadnickiej, gdzie zaczynają się lasy szpilkowe, niegdysiejsza puszcza sandomierska, jest niewielki obszar o średnim drzewostanie, zwany Pułanki. Rosły tam liczne grzyby i wielu chodziło je zbierać. Mimo szczupłości obszaru ludzie często tam błądzili, co nawet i dzisiaj zdarza się nie raz. Ukazywały się tam postacie pana, lub żebraka, czasem lisa, zająca, źrebaka, cielęcia, ptaka nieznanego w tej okolicy. Zauważono, że wszystkie te stworzenie zachowywały się dziwnie, patrzyły żałośnie na spotkanego, jakby prosiły o pomoc. Usiłowano więc je łapać, bo wydawały się słabe. Ale nikomu się to nie udało, a w rezultacie niefortunni łowcy wciągnięci w głębię lasu, tracili tam orientację.

W roku 1972 dwu mieszkańców Brzózy Stadnickiej przejeżdżało wozem obok Pułanek i na skraju zarośli zobaczyli pięknego liska. Przyszła im ochota upolować go. Lisek niby chory, sprytnie wywijał się prześladowcom, a w końcu czmychnął w rosnące obok zboże. Jeszcze dwukrotnie im się ukazywał, a oni znów próbowali go złapać, bez skutku. Kiedy zmęczeni postanowili wrócić do wozu, zauważyli swój zaprzęg stojący na wysokiej górze. Zdziwiło ich to, bo teren był tam równy jak stół. Domyślili się, że mają do czynienia z siłą nieczystą. Postanowili szybko opuścić to zaklęte miejsce. Kiedy zbliżali się do pojazdu, widzieli jak góra stopniowo spłaszczała się i już po równym doszli do wozu. Zacięli konie batem i jak najszybciej odjechali.

Pewien ksiądz chodzący po kolędzie z organistą, idąc brzegiem Pułanek, zagłębił się w zarośla za potrzebą. Kiedy chciał wyjść, nie mógł znaleźć drogi i błądził przeszło dwie godziny. Organista nie śmiał przywoływać dostojnej osoby. W końcu zjawił się ksiądz w opłakanym stanie po tak długim błądzeniu i przedzieraniu się przez leśne gąszcza.

W 1964 r. Eugeniusz Wawrzaszek (lat 24) wracając wieczorem z Rakszawy, znalazł się na Pułankach. Było ciemno. Z krzaków wybiegł jakby kot i z miauczeniem wskoczył mu na piersi. Napadnięty instynktownie odrzucił go na ziemię, a przestraszony przeżegnał się. To uciekło. Młody człowiek mając to przez moment w ręku zauważył, że miało szorstką sierść, a nie miękką jak kot.

Opowiadał mi Leon Kochman z Żołyni: "Jechałem z Wydrza do Żołyni jesienią w nocy około godziny 22-iej. Droga była mi dobrze znana. Kiedy znalazłem się na Pułankach, straciłem orientację. Objechałem duży kawał drogi wracając pięć razy w to samo miejsce. W końcu stanąłem zrezygnowany. Po dłuższym postoju przestałem kierować koniem, zdając się na jego instynkt. Rzeczywiście koń znalazł właściwą drogę. Działo się to w 1957 r."

Waldemar Natoński
[Źródło www.zolynia.pl]


No fajnie, Epika?

A wiesz że legendy są w większości fikcyjne?

Użytkownik Tylkojedno edytował ten post 06.12.2013 - 17:59

  • 0

#9

YhdenEnkeli.
  • Postów: 24
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

@Tylkojedno - To jest forum PARANORMALNE, więc naturalnym jest, że piszę o "nawiedzonych kotach", a nie o sprawach przyziemnych. Po drugie, ludzie wierzący w koty mogą to samo powiedzieć o Tobie. Nie wierzysz? Twoje IQ wynosi 40. Kolejna sprawa, idź już stąd, naprawdę, bo śmiecisz, nie na temat, jak coś do mnie masz pisz na priv. Wylewasz swoje żale niczym 12-latka na FB, która pisze na forum publicznym, że nie lubi swojej koleżanki. Nie każ mi "skarżyć". Mnie osobiście by *** gość, który psuje mi czytanie tematu, bo musi się wszędzie wpierdzielić.
EDIT posta, sprytnie, sprytnie.
Wiem, że są fikcyjne. A Twoim zdaniem wszystko na tym forum jest świętą prawdą? Co poza legendami i opowiadaniami mogę pisać na takim forum? Prawdę. Ale nie tylko. Jest to forum o zjawiskach paranormalnych, które też często są fikcyjne bądź są wielką pomyłką.

Jezu, ostrzegali mnie przed typami od cycków, ale dlaczego nikt nie wspomniał o trollującym 12 latku obrażonym na świat, bo mama zabrała mu szlugi?

 

Edit: Blitz Wolf


  • 3

#10

Tylkojedno.
  • Postów: 12
  • Tematów: 4
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

@Tylkojedno - To jest forum PARANORMALNE, więc naturalnym jest, że piszę o "nawiedzonych kotach", a nie o sprawach przyziemnych. Po drugie, ludzie wierzący w koty mogą to samo powiedzieć o Tobie. Nie wierzysz? Twoje IQ wynosi 40. Kolejna sprawa, idź już stąd, naprawdę, bo śmiecisz, nie na temat, jak coś do mnie masz pisz na priv. Wylewasz swoje żale niczym 12-latka na FB, która pisze na forum publicznym, że nie lubi swojej koleżanki. Nie każ mi "skarżyć". Mnie osobiście by wku**** gość, który psuje mi czytanie tematu, bo musi się wszędzie wpierdzielić.


Nie wylewam swoich żali, a jedynie próbuję naprowadzić cię na właściwą drogę w twoim zaawansowanym algorytmie rozwiązywania spraw paranormalnych.

Mówiąc "szlugi" pewnie masz na myśli papierosy... tak palę, jestem pełnoletni więc co, zabronisz mi palić?

Użytkownik Tylkojedno edytował ten post 06.12.2013 - 18:10

  • -4

#11

Claire.
  • Postów: 294
  • Tematów: 12
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Autorko postu ( o trudnym Nicku) masz bardzo lekkie pióro ... Bardzo fajnie się to czyta. Myślałaś kiedyś o spisaniu tych wszystkich opowieści i opublikowaniu? A co do samej treści... mało wiarygodne, aczkolwiek ciekawe :)
  • 0

#12

YhdenEnkeli.
  • Postów: 24
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Tak, myślałam o tym. Ale jednak ciężko by było z wydaniem. Poza tym jakoś nie mogę się do tego zabrać :D Ale publikuję i publikować je będę tutaj, a to prawie jak wydanie :mrgreen:
  • 0

#13

Al Bundy.

    Sprzedawca Butów

  • Postów: 47
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Bardzo przyjemnie się to czyta. Czekam na więcej :)
  • 0

#14

YhdenEnkeli.
  • Postów: 24
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Chcecie kolejną opowiastkę, będzie kolejna opowiastka. Tym razem o jednym z lasów obok mnie, znów, jednak nie o Pułankach z poprzedniego tekstu, tylko o innym lesie.
Właściwie nie potrafię tego akurat ładnie ubrać w słowa, więc przedstawię Wam kilka faktów w kolejności chronologicznej. Niestety pierwsze zdarzenie bez daty, bo słyszałam o nim tak dawno, że pamiętam tylko ogólny zarys, nic poza tym.

Najpierw kilka faktów o lesie: Jest to las pomiędzy Brzózą Stadnicką, Żołynią a Rakszawą. W tym lesie jest podobno (!) cmentarz ludzi zmarłych na cholerę, właściwie jest to możliwe, gdyż 2 km dalej jest kapliczka postawiona dla tych samych ludzi, więc jeżeli jakaś cholera szalała nad wsią, to czemu nie chować zmarłych w lesie? Na naszej wsi długo nie było cmentarza i kościoła, więc.. ;) Niedaleko miejsca, gdzie owy cmentarz był, a raczej zbiorowa mogiła, bo nie ma tam ni krzyża ni ogrodzenia, wszyscy anonimowi, nawet nie wiadomo w którym miejscu są groby, stoi kapliczka, zaraz obok niej jest coś w rodzaju ambonki.

1. W okolicach kapliczki, ambonki i cmentarza właśnie, dziadek mojej koleżanki szukał grzybów. Generalnie łaził po całym tym lesie z koszykiem. Rodzina się o niego martwiła, bo jak wyszedł o 5 rano, tak wrócił po północy zmarznięty, głodny i przestraszony. Zapytali go, co się stało i gdzie się podziewał, na co on odpowiedział mniej więcej taką opowieścią:

"Chodziłem po całym lesie i zbierałem grzyby. W końcu doszedłem do kapliczki, jak chciałem wyjść z lasu, nie mogłem. Szedłem w prawo, tam, gdzie się wychodzi z lasu obok ambonki, idę przed siebie, idę, las się nie kończy. Chodziłem tak cały dzień. Już mi się zimno robiło, no to sobie usiadłem po drzewem, skuliłem się i próbowałem się jakoś ogrzać. Tak mi minęły kolejne 2 godziny. Nagle zobaczyłem jakieś światełko, poszedłem w jego stronę. No i patrzę, ktoś zapalił znicz pod kapliczką. Ale nie widziałem nikogo, żeby ktoś szedł tam, a siedziałem niedaleko. Znów się przeżegnałem i zacząłem się modlić. Wtedy usłyszałem jak dziecko mnie woła po imieniu. I poszedłem w stronę tego głosu. Patrzę, jestem znowu obok ambonki. To idę w stronę wyjścia z lasu. Znów się zgubiłem. Dziecko znowu mnie zawołało, i znów poszedłem tam, skąd dobiegał głos. Wyszedłem z lasu dokładnie w tym miejscu, w którym do niego wszedłem. Z drogi z daleka widziałem dróżkę do ambonki."

To zdarzyło się na pewno minimum kilkanaście lat temu.

2. Jakieś 3 lata temu byłyśmy z koleżanką na spacerze. Jeżeli iść prosto w pole droga na przeciwko mnie, dosłownie cały czas prosto, dojdzie się do kapliczki. Później wystarczy tylko skręcić w dość dobrze widoczną dróżkę i oto jesteśmy na ambonce i w okolicach cmentarza. Znam te okolice wręcz świetnie, ciężko się wszak zgubić na prostej drodze :D No więc idziemy z koleżanką, gadamy sobie, wszystko ładnie, fajnie. Dotarłyśmy do kapliczki, skręcamy, kilka chwil i jesteśmy na ambonie. No i sobie myślimy, fajnie byłoby na nią wejść. To do boju, po drabinie i do środka! Posiedziałyśmy, pozachwycałyśmy się widokami, minęła może godzina, zeszłyśmy i wróciłyśmy do domu.
Następnego znów chciałyśmy tam iść, lubimy takie miejsca gdzie jest piękna nietknięta przez ludzi natura, dzika i w ogóle. Idziemy. Prosto. Jest kapliczka. Skręcamy w dróżkę. Idziemy. Pięć minut, dziesięć, ambony nie widać. Piętnaście, dwadzieścia. Nadal nie widać. Wracamy się. Chodziłyśmy chyba z pół godziny i jej szukały - nie ma. Może ktoś rozebrał, ale po co, nie było żadnych śladów, żeby ktoś tam był, żadnych desek zostawionych czy czegokolwiek. Dobra, idziemy do domu. Idziemy, idziemy, w kierunku drogi do mnie, prosto i... wychodzimy z lasu jakieś 300 m od mojego domu, całkiem w innym kierunku.

3. W październiku byłam u koleżanek na noc, a że mieszkam wśród lasów i było już ciemno, wyszły po mnie, żebym nie musiała iść sama i przy okazji robić pod siebie. Idziemy. Przez las. Ulicą, normalnie. Samochody jeżdżą, z daleka widać domy, luz. Nic strasznego. Ja nawijam, zawsze dużo mówię :mrgreen: Szłyśmy wszystkie pod rękę. No i ja opowiadam śmieszne historię, żeby jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę. Już wychodzimy z lasu prawie, w każdym razie las już stawał się rzadszy i do kolejnej wsi zostało nam może z 400 m. Nagle jedna z koleżanek staje, mocno łapie mnie za rękę i ogląda się w stronę lasu. Ma łzy w oczach. Ja automatycznie panika, pełno w gaciach, "Aga, co się stało? Tylko mi nie mów, że coś widziałaś...". A ona, że nie, że wszystko w porządku, że jej się w głowie zakręciło. Idę dalej. Opowiadam. Zostało już jakieś 200 m, las już praktycznie znikał i ustępował miejsca polom. Za chwilę znowu mocniej mnie łapie za rękę, ale już się nie zatrzymuje i nie patrzy na las. Przyśpieszyła kroku. Wyszłyśmy z lasu. Idziemy na przystanek usiąść i odpocząć i takie tam, a ona w płacz. I tu dialog:

Aga: Jezu, Julka. Ja nie wiem. Nie wiem co to było.. Ja po prostu. O mój Boże Julka boję się. Nie mówiłam Wam bo nic chciałam Was straszyć. Nie słyszałyście?
My: Czego niby?
Aga: Ktoś mnie wołał. Jakieś dziecko. Wołało mnie po imieniu. Wtedy jak Cię ścisnęłam za rękę, pamiętasz? Jakieś *** mać dziecko małe gówniarz jakiś szczyl mnie wołał "Agnieszka". Ja ***.
Magda: ... Aga dobra, nie chcę Ci nic mówić, ale my nic nie słyszałyśmy...

Koniec. Wszystkie 3 zdarzenia stały się w tym lesie. Co do pierwszej opowieści - być może to tylko opowieść. Co do drugiej - byłam tam i wiem, że żadnej cholernej ambonki nie było, chociaż odwiedzałam ją poprzedniego dnia. A może po prostu błądziłam jak dziadzio z pierwszej historii. Co do 3... Jeżeli koleżanka tylko udawała, to powinna dostać nobla w dziedzinie aktorstwa i kurna specjalnie dla niej powinni taką dziedzinę zrobić.

A Wy co o tym sadzicie? Chcecie jeszcze? Mam ich caaaałe mnóstwo ;)

 

Edit: Bitz Wolf


  • 5

#15

Al Bundy.

    Sprzedawca Butów

  • Postów: 47
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Sądzę,że to trochę mało prawdopodobne, żeby to wołanie usłyszała tylko i wyłącznie Agnieszka. Oczywiście jest to moje zdanie i nie musicie się z nim zgadzać :)
A ta ambona zniknęła na stałe, czy stoi dalej na swoim miejscu?

Pewnie, że chcemy jeszcze ^^
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych