Skocz do zawartości


 Ruszyła okolicznościowa Liga Typerów z okazji Euro 2024 - zapraszamy do typowania wyników meczów! 


Zdjęcie

Antynoble 2013


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Ill.

    Nawigator

  • Postów: 1656
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Jak co roku (to już chyba stało się tradycją) informuję o kolejnym (22. już) rozdaniu Antynobli - nagród za najbardziej odkrywcze inaczej wynalazki i badania. W tym roku badacze jak zwykle popisali się swoją kreatywnością, o czym poniżej:

Najpierw budzą śmiech, potem skłaniają do myślenia. Tak najkrócej można podsumować badania i odkrycia, których autorzy otrzymali wczoraj nagrody Ig Nobla, czyli parodie prawdziwych nagród Nobla

Ig Noble przyznaje redakcja satyrycznego pisma "Roczniki Badań Nieprawdopodobnych". Mimo niepoważnej formuły z roku na rok ich prestiż rośnie. W ceremonii transmitowanej na cały świat, która odbywa się w Teatrze Sandersa na Harvardzie w USA, wzięło udział pięciu prawdziwych zdobywców Nobla. Bardzo często nagradzane są całkiem wartościowe prace i naukowcy. Andre Geim, który w 2000 r. dostał Ig Nobla za eksperyment, w którym żaba lewitowała w bardzo silnym polu magnetycznym, dziesięć lat potem dostał prawdziwego Nobla, tym razem za odkrycie niezwykłego materiału - grafenu. Dlatego, choć przed laty laureaci trochę się wstydzili tej lżejszej wersji Nobli i rzadko przyjeżdżali na ceremonię rozdania nagród, teraz już traktują ją jako dodatkowy splendor i możliwość pokazania się światowej publiczności. Większość z nich przyjeżdża po odbiór nagrody, mimo że musi to robić na własny koszt, a nagroda to tylko dyplom, uścisk ręki i minutowy występ przed nieobliczalną widownią teatru Sandersa na Harvardzie, która jak co roku buczy, gwiżdże i puszcza papierowe samolociki.

Jak co roku też Marc Abrahams, pomysłodawca i organizator ceremonii, na koniec imprezy wygłosił tradycyjne pożegnanie: "Jeśli nie wygrałeś Ig Nobla w tym roku - a zwłaszcza jeżeli zostałeś laureatem - życzę więcej szczęścia następnym razem". A oto lista tegorocznych (nie)szczęśliwców:

1. Medycyna. Za odkrycie, że pacjenci z przeszczepionym sercem żyją dwa razy dłużej, jeśli słuchają muzyki operowej.

Takie odkrycie dobroczynnego wpływu muzyki jest godne prawdziwego Nobla. Tyle że nagrodzone Ig Noblem badania przeprowadzone zostały na... myszach. Japońscy lekarze z Uniwersytetu Juntendo w Tokio przeszczepiali myszom serca od niespokrewnionych mysich dawców, co oznaczało, że przeszczep niechybnie zostanie odrzucony. Ale jak się okazało, czas życia myszy po przeszczepie zależał od tego, jakiej słuchały muzyki. Nie bardzo wiadomo, skąd badaczom przyszedł do głowy ten pomysł, ale puszczali myszom "Traviatę" Verdiego, koncerty Mozarta, utwory irlandzkiej wokalistki Enyi albo po prostu jakiś monotonny dźwięk o pewnej częstotliwości. Słuchanie opery miało najbardziej kojący wpływ na układ odpornościowy, który dosłownie usypiał i z mniejszym niż zwykle wigorem atakował przeszczepiony organ. We krwi myszy słuchających opery wykryto najwięcej cytokin - cząsteczek tłumiących odpowiedź układu odpornościowego - i najmniej tych sygnalizujących stan zapalny w organizmie. Żyły one po przeszczepie jeszcze przez 26 dni. Słuchanie Mozarta dawało 20 dni życia, a Enyi - ledwie 11, tylko niewiele więcej niż monotonny dźwięk (siedem dni). W magazynie "Journal of Cardiothoracic Surgery" badacze konkludują, że "muzyka operowa taka jak ''Traviata'' może mieć korzystny wpływ na pacjentów po przeszczepach".

2. Psychologia. Za odkrycie, że ludzie, którym się wydaje, że są pijani, myślą także, że są atrakcyjni.

Wiadomo, że pod wpływem alkoholu zmieniamy postrzeganie świata, m.in. inni wydają się nam bardziej atrakcyjni. Jesteśmy gotowi flirtować z kimś, kto na trzeźwo dalece nie jest w naszym typie. Przeprowadzono na ten temat setki badań. Ale czy alkohol zmienia także osąd naszej własnej atrakcyjności? Na zdrowy rozsądek należałoby się tego spodziewać.

Psycholog Laurent Begue z Grenoble postanowił to jednak skrupulatnie zbadać. Wraz z kolegami przeprowadził najpierw test polowy - ankietował klientów nocnych barów, prosząc, by dmuchnęli w alkomat, a zaraz potem ocenili własną atrakcyjność (badacze nie piszą, w jaki sposób przekonali badanych, że uczestniczą w programie "ukryta kamera", lecz prawdziwym badaniu naukowym). Rzeczywiście, im więcej promili mieli we krwi badani, tym wyżej się cenili.

Kolejna tura badań - już w laboratorium - miała sprawdzić, czy efekt podbudowy własnego ja ma naprawdę związek z upojeniem alkoholowym. Tym razem część badanych - blisko setka studentów, którzy z chęcią zgodzili się w imię nauki wypić po pięć, sześć setek wódki - została świadomie wprowadzona w błąd. Niektórym powiedziano, że piją niealkoholowego drinka, choć smakuje jak alkohol. Innym z kolei wmówiono, że piją alkohol, choć w napoju nie było go ani kropli (a tylko dla mistyfikacji spryskano im szklanki wódką).

Okazało się, że własną atrakcyjność wyżej cenią wszyscy, którzy myślą, że się upili - zarówno ci, którzy rzeczywiście pili alkohol, jak i ci, którym się tak tylko wydawało. Z czego to wynika? Prawdopodobnie chodzi o to, że w naszym kręgu kulturowym alkohol i atrakcyjność są ze sobą pozytywnie kojarzone. Kiedy kilka lat temu grupa psychologów przeanalizowała wizerunek pijących i abstynentów w filmach od 1940 roku do 1989, wyszło na to, że ci, którzy sięgają po kieliszek, to goście dużo bardziej pociągający. I nad tym może jednak powinniśmy się zamyślić?

3. Biologia i astronomia (nagroda łączona). Za odkrycie, że gdy chrząszcze gnojniki nocą zgubią drogę, do domu prowadzi je Droga Mleczna.

Te niewielkie owady z bardzo małym móżdżkiem są pierwszymi znanymi zwierzętami (oprócz człowieka), które do orientacji w terenie używają Drogi Mlecznej, czyli jasnego pasma gwiazd z naszej Galaktyki na niebie. Odkryli to naukowcy z Południowej Afryki i ze Szwecji. Światło gwiazd służy tym chrząszczom do tego, żeby jak najszybciej i jak najprostszą drogą oddalić się ze swoją kulką gnoju od źródła odchodów, przy którym zazwyczaj trwa zażarta walka. Zespół prof. Marcusa Byrne'a wcześniej dowiódł, że chrząszcze idą na azymut, kierując się Słońcem albo Księżycem. Żeby ustalić kierunek, wspinają się na swe kulki gnoju i "tańczą" na nich. W najnowszym eksperymencie przeprowadzonym w planetarium naukowcy odkryli, że jest to prawdziwy taniec z gwiazdami. Jeśli na niebie nie ma Srebrnego Globu, gnojniki wykorzystują światło Drogi Mlecznej.

4. Inżynieria bezpieczeństwa. Nagrodę dostał (pośmiertnie) Gustano Pizzo z USA za wynalezienie elektromechanicznej pułapki na porywaczy samolotów.

Na blisko trzy dekady przed zamachem na gmachy WTC na Manhattanie Gustano Pizzo, mieszkaniec Nowego Jorku, zaproponował, by instalować w samolotach pasażerskich automatyczny system do unieszkodliwiania porywaczy. Jego patent zarejestrowano pod numerem 3 811 643. Władze i producenci samolotów zignorowali ten pomysł, być może w ogóle nie mieli o nim pojęcia. A szkoda. Pizzo wymyślił ukrytą zapadnię, która miałaby się otwierać pod porywaczem, wtrącać go do kapsuły w luku bagażowym, szczelnie zamykać, a potem zrzucać na spadochronie w miejsce, gdzie już czekają siły specjalne i policja naprowadzone automatycznym sygnałem radiowym. Oczywiście byłoby to wyzwaniem dla inżynierów, wymagałoby dużych i kosztownych zmian w konstrukcji samolotów. Ale terrorystyczny atak z 11 września 2001 r. i jego konsekwencje dla świata pokazują, że chyba jednak było warto. Gustano Pizzo nie doczekał uznania, zmarł w 2006 r.

5. Fizyka. Za odkrycie, że ludzie mogliby chodzić po wodzie, ale... na Księżycu.


Owady - np. nartniki, wodne pluskwiaki - z łatwością utrzymują się na powierzchni wody. Z większych zwierząt potrafią to tylko niektóre ptaki wodne (np. perkozy) czy jaszczurki (bazyliszki), które mają błony pławne i szybko przebierają nogami. Człowiek nie jest w stanie powtórzyć tego wyczynu, jeśli nie bierzemy dosłownie biblijnych przekazów. Nartniki wykorzystują napięcie powierzchniowe, ale jaszczurki - siłę reakcji wody na uderzanie stopą. Naukowcy już dawno temu policzyli, że człowiek ma zbyt słabe mięśnie na to, aby z dostateczną częstotliwością i szybkością uderzać nogami. Nie utrzyma się w ten sposób na powierzchni wody nawet wtedy, gdy założy płetwy, jak to proponował na swoich szkicach Leonardo da Vinci. Takie płetwy musiałyby mieć powierzchnię większą niż metr kwadratowy - byłyby więc niepraktyczne.

6. Chemia. Za odkrycie, dlaczego cebula wyciska łzy z oczu.

To odkrycie powinno być bliskie wszystkim smakoszom, a zwłaszcza wielbicielom cebuli w kuchni. Zanim japońscy biochemicy z centrum badawczego House Foods Corporation (jednego z największych japońskich producentów żywności) przyjrzeli się sprawie, o łzawienie oskarżano enzym allinazę. Scenariusz miał być następujący: przecięcie cebuli powoduje, że allinaza miesza się z aminokwasami zawierającymi siarkę, wskutek czego tworzą się kwasy sulfonowe, które samorzutnie przekształcają się w lotny S-tlenek tiopropanalu. To ten związek dyfunduje w powietrzu do oczu i podrażnia śluzówkę. Oko się broni i stara rozcieńczyć drażniącą substancję, dlatego łzawimy. Japończycy w roku 2002 odkryli, że w tym scenariuszu brakuje jeszcze jednego ważnego bohatera - to pewien nieznany wcześniej enzym nazwany LFS, bez którego drażniąca substancja by nie powstała. Odkrycie opisane w tygodniku "Nature" ma niebagatelne znaczenie dla kuchni, bo oznacza, że można wyhodować cebulę, która nie podrażni oczu. Trzeba tylko wyciszyć geny, które produkują LFC. Kilka lat potem rzeczywiście udało się to zrobić pewnej firmie z Nowej Zelandii, dzięki czemu powstały pierwsze cebule, nad którymi już nie musimy płakać. Wcześniej, gdy o wywoływanie łzawienia podejrzewano wyłącznie allinazę, taki obrót spraw był nie do pomyślenia, bo ten enzym przyczynia się do powstania substancji dających cebuli jej niezapomniane smak i aromat. Pozbycie się allinazy oznaczałoby jednocześnie zepsucie smaku - dopiero wtedy byśmy zapłakali w kuchni rzewnymi łzami.

7. Antropologia. Nagroda powędrowała do dwóch dzielnych amerykańskich antropologów, którzy ugotowali ryjówkę - niewielkiego gryzonia - i połknęli ją bez gryzienia. Żeby sprawdzić, co z nią zrobi ludzki układ trawienny.

Brian Crandall i Peter Stahl zrobili to dla dobra archeologii. W miejscach wykopalisk często znajdowali kości i szczątki drobnych ssaków, przede wszystkim gryzoni, które - jak się domyślali - były pozostałością po strawionym menu naszych praprzodków. Nie byli jednak tego pewni, więc chcieli raz na zawsze przeciąć spekulacje i ustalić, jak wygląda zwierzę jako tako przyrządzone i pospiesznie zjedzone po tym, jak już wyjdzie drugą stroną człowieka.

Eksperyment i jego rezultaty opisali w roku 1995 w "Journal of Archaeological Science". Jest to fascynujący opis poświęcenia na ołtarzu nauki, choć do dziś nie wiadomo, który z nich - Crandall czy Stahl - połknął ryjówkę krótkoogoniastą (mierzyła 9 cm bez ogona). Została ona lekko ugotowana, właściwie tylko przez dwie minuty lekko zaparzona we wrzątku, a potem kończyny przednie, tylne, głowa oraz ciało i porcje ogona zostały połknięte "bez żucia". Odchody badacze zbierali przez trzy kolejne dni i szukali w nim fragmentów kości. Z wielkim zdziwieniem odkryli, że bardzo dużo kości zupełnie się rozpuściło. Znikł duży fragment szczęki, cztery z 12 zębów trzonowych, kilka głównych kości nóg i stóp, prawie wszystkie palców. Przetrwał tylko jeden z 31 kręgów, a czaszka pojawiła się, jak pisali antropolodzy, "bardzo uszkodzona". A przecież w ogóle nie przeżuwali swego posiłku!

Ta praca z pewnością dała wiele do myślenia archeologom, którzy przecież bardzo często muszą się zastanawiać, jaka historia kryje się za odnalezionymi fragmentami kości czy też ich uszkodzeniami.

8. Nagroda pokojowa. Dostał ją Aleksander Łukaszenka, białoruski dyktator, za zdelegalizowanie uśmiechów i oklasków w miejscach publicznych.

Zgodnie z najlepszą tradycją Pokojowych Nagród Nobla ich parodia także jest kontrowersyjna. Bo Białorusinom, którzy muszą żyć w kraju rządzonym przez dyktatora, wcale nie jest do śmiechu. Uśmiechy i oklaski to w zasadzie jedna z niewielu pokojowych broni, jaka im pozostała, aby przeciwstawić się władzy. A Łukaszenka boi się ironii i śmiechu jak ognia, bardziej niż krytyki i embarga. Białorusini nie zobaczyli np. w kinach filmu Sachy Barona Cohena "Dyktator", który wyśmiewa dyktatorski styl rządzenia, bo reżim nie pozwolił na jego dystrybucję. Z rosyjskich kanałów retransmitowanych przez białoruskie telewizje starannie są wycinane wszelkie żarty, których obiektem jest Łukaszenka. Z drugiej strony każdy taki żart niemal natychmiast publikowany jest na YouTubie i staje się hitem. Kilka lat temu Białorusini wymyślili, że będą wspólnie klaskać na ulicach, by w ten sposób omijać zakaz demonstracji i skandowania. Policja zaatakowała ich wtedy gazem łzawiącym i pobiła setki ludzi, a klaskanie w miejscach publicznych zostało zabronione.

9. Nagroda z probabilistyki. Za pracę badawczą pod tytułem "Czy krowy kładą się z tym większym prawdopodobieństwem, im dłużej stoją?".

Pytanie postawione w tytule pracy, którą trzy lata temu opublikowało w "Applied Animal Behaviour Science" pięcioro badaczy ze Szkocji, może wydać się dziwne. Kogo obchodzi, jak często i kiedy kładą się krowy? Okazuje się, że zainteresowany jest przemysł mleczarski. Ledwie dziesięć lat wcześniej szwedzcy naukowcy przedstawili analizę pt. "Wpływ częstości dojenia na kładzenie się i wstawanie krów". W warunkach intensywnej hodowli każdy szczegół się liczy i jest na wagę złota, a raczej mleka. Szkoci zainstalowali na badanych krowach specjalne elektroniczne czujniki i najpierw przekonali się - bez większego zdziwienia - że krowy wstają tym chętniej, im dłużej leżą. Jeśli jednak już wstaną, to nie sposób przewidzieć, kiedy się z powrotem położą. Prawdopodobieństwo tego nie zależy od czasu stania. Ten wynik, przyznajcie, jest nieco zdumiewający. Niestety, praca nie zawiera żadnych sugestii co do tego, jak to się ma do mleczności. I choć ta nagroda z probabilistyki jest jak najbardziej zasłużona, to jednak pozostawia pewien niedosyt.

10. Zdrowie publiczne. Nagrodę otrzymało siedmioro lekarzy z Bangkoku w Tajlandii za zarekomendowanie najlepszych chirurgicznych technik przyszywania odciętych penisów.

Ich nagrodzona praca opublikowana w 1983 roku w "American Journal of Surgery" dotyczy głośnej swego czasu "epidemii obciętych penisów" w Tajlandii. Mianowicie w latach 70. zeszłego wieku dość często zdarzało się, że tajskie żony upokorzone niewiernością męża czekały, aż położy się on do łóżka, i we śnie obcinały mu przyrodzenie. Nie dość tego, obcięty członek często lądował po tym zabiegu za oknem, na podwórku, gdzie mógł paść łupem domowego ptactwa lub świń (stąd się bierze ponury żart, niezrozumiały dla obcokrajowców, rzucany przez imprezujących mężczyzn: "Lepiej już pójdę do domu, bo inaczej kaczki będą miały co jeść"). Nic dziwnego, że tajscy chirurdzy, zmagając się z narastającym problemem przyszywania i rekonstrukcji penisów, mieli też okazję doskonalić techniki zabiegów. W omawianej pracy analizują 18 przypadków, z którymi mieli do czynienia. Kończy ją dopisek: "Ciekawe, że żaden z naszych pacjentów nie wniósł oskarżenia przeciwko żonie". Rzeczywiście, ciekawe.

Źródło

Użytkownik Ill edytował ten post 13.09.2013 - 07:36

  • 7



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych