
Pozwólcie że przybliżę całe zagadnienie. Otóż, całkiem niedawno, bo jakieś 9 tygodni temu, urodził mi się synek. Jako że jest to nasze pierwsze dziecko, większość spraw z „obsługą” niemowlaka jest nam obca, a żona dodatkowo nie urodziła instrukcji obsługi.

Wiadomo że tak jak dorośli, tak i każde małe dziecko jest inne, ma swój charakterek, temperamencik i inaczej się zachowuje, ale pewne schematy w naturze są jednakowe i tyczą się wszystkich, tak ludzi dorosłych, jaki i tych najmłodszych.
Junior po urodzeniu był bardzo spokojnym dzieckiem – jadł, spał, robił w pieluchę, wiadomo standard. Kiedy się budził domagał się jedzenia albo przewinięcia, a po zaspokojeniu tych dwóch podstawowych potrzeb grzecznie sobie leżał. Jednak odkąd zaczęli przychodzić do nas odwiedzający nas ludzie (rodzinka, znajomi, przyjaciele), coś się zaczęło zmieniać. Z czasem młody zaczął robić się nerwowy, nie chciał spać, domagał się ciągłej uwagi, płakał bez powodu itd… . Jako rodzice bez doświadczenia postanowiliśmy się wybrać do pediatry, który skierował młodego na szereg badań specjalistycznych. Badania nie wykazały żadnych nieprawidłowości, ku naszej uciesze rzecz jasna, nie mnie jednak problem pozostał.
Przypomniało mi się że w jednej z książek było napisane coś o „skokach rozwojowych niemowlaków”, postanowiłem więc odnaleźć owe dzieło i zbadać sprawę głębiej. Skok taki objawia się tym że dziecko przez jakis okres czasu domaga się bliskości, jest bardziej płaczliwe itd... . Informacje częściowo się pokrywały, częściowo nie, zbieżność czasowa tylko połowiczna, bo pierwszy taki skok przypadał na około 5 tydzień życia, a nasza pociecha, zaczęła w piątym i nie mogła skończyć, mimo iż powinna.
No ale do rzeczy, całkiem niedawno, bo w zeszły czwartek, do mojej żony przybyła koleżanka ze studiów. Słysząc o zachowaniu szkraba, stwierdziła że to kwestia uroku i że żona powinna odprawić obrządek typu „przelewanie wosku”. Polegać to miało na odpaleniu gromnicy i trzykrotnym odlaniu z niej wosku. Miało to odczynić urok. Żona wyraziła zgodę, zaprosiła więc koleżankę na drugi dzień z całym niezbędnym sprzętem i podczas gdy ja byłem w pracy, obie „wiedźmy” odprawiły cudowny zabobon. Pragnę zaznaczyć że ja nie wierzę nawet w najmniejszym stopniu w duchy, czary mary, uroki i inne tego typu wynalazki. Nie mniej jednak, wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy junior przespał całą noc i zaczął się zachowywać tak jak przed całą sytuacją. Uśmiecha się, jest spokojny, przestał płakać z byle lub bez powodu… Zupełnie inne dziecko, niż to które znałem przez ostatnie 4 tygodnie.
Jutro znów jedziemy na badania, bo osobiście przeraziłem się w równym stopniu co po pierwszym tygodniu płaczu.
Oczywiście wierzę że młody jest zdrów jak ryba i nic mu nie jest, przyznam jednak że jeśli badania to potwierdzą, to wezmę pod rozwagę „siłę czarów marów”.
Jak napisałem, temat założyłem trochę na przekór, nie mniej jednak frapuje mnie czy ktoś z was miał styczność z podobnymi przypadkami.