Witam wszystkich,
Prawdopodobnie po raz pierwszy w swoim życiu doświadczyłem paraliżu sennego i tego z pewnością nie zapomnę do końca życia.
Wydarzyło się to ok. godz. 10, myśle o tym koszmarze do chwili obecnej, czytam na temat paraliżu. Jeszcze nigdy w życiu sen tak mnie nie przestraszył.
Kilka razy się dzisiaj przebudzałem. Zapamiętałem jeden istotny moment, takie wrażenie, że właśnie zapadłem w sen i w mgnieniu oka zaczął się hardcor... Strasznie dziwne, psychodeliczne, kosmiczne, głośne dźwięki pojawiły się w mojej głowie. Kompletnie nie rozumiałem co się dzieje z moją głową, z moim zdrowiem, co mi jest?! Spałem bokiem i od momentu kiedy te przerażające głosy się pojawiły przwróciłem się z boku na plecy. Moje ręce były pod kołdrą, postanowiłem wstać z łóżka, kiedy te dzwięki wciąż były w mojej głowie, ubrać się i chyba wybrać do szpitala, bo sprawa jest poważna, jakby nagle coś zniszczyło doszczętnie moją psychikę... Okazuje się jednak, że nie mogę podnieść rąk, nie mogę wstać...
To było i uczucie sparaliżowania ale i też dość charakterystyczne uczucie, jakbym albo nie miał swoich kończyn albo nie wiedział jak mam sterować swoim ciałem. Byłem zniszczoną świadomością, warzywem... Moje przerażenie sięgnęło zenitu, zastanawiałem się co mi się stało, czy to jakiś dziwny objaw zawału, a może wylew, który zrujnuje moje życie... Chciałem wołać żone, ale bezskutecznie...
Nagle z pod kołdry "nie moje" ręce zaczęły się poruszać od powolnych ruchów, po średnie, aż do chyba prędkości światła. Wyglądało to tak, jakby te dłonie dostały jakiejś padaczki i to tak szybką jak prędkość światła. To mnie już dobiło... Ten widok "padaczkowy", te odgłosy obijających się rąk, był kolejnym wstrząsem. Po chwili wszystko przeszło, a ja mogłem posługiwać się tylko wzrokiem. Od tego momentu, po tych wydarzeniach, nie mogłem płakać, a nawet gdybym miał taką możliwość, to raczej nic by z tego nie wyszło, ponieważ ten szok mnie całkowicie osłabił. Mój umysł był sparaliżowany, mnie po prostu zamurowało na wieki wieków... Po chwili - na całe szczęscie - poczułem swoje dłonie, nagle odżyłem. Patrzyłem na ręce czy nic im się nie stało i czy nie zanosi się na kolejną "padaczke". Kiedy wszystko wyglądało okey,
gwałtownym ruchem wstałem z łóżka i krzykliwym tonem zapytałem: "Co to k... było?!" Kiedy już dochodziłem do normalności stwierdziłem, że to musiał być paraliż senny. Nie wiedziałem tylko, że te rodzaje snu mogą być tak realne i straszne.
Ten horror trwał z dobre półtora minuty, może nawet ciut więcej. Jak mówiłem na wstępie, cały czas myśle o tym dzisiejszym wydarzeniu. Doszedłem do dość ciekawej refleksji.
Wydaje mi się, że prawie każdy człowiek, który szanuje swoje życie i zdrowie, a dopada go jakaś tragedia,
która powoduje, że już za kilka chwil odejdą z tego świata czują się dokładnie tak samo przed śmiercią, kiedy ja myśląc, że albo zaraz umrę, albo będę warzywem na całe życie. Totalny szok, przez który nie potrafimy zapłakać, zawołać o pomoc, walczyć...
Naprawdę takiego dnia, to ja bym się nigdy nie spodziewał. Chętnie poczytam o Waszych koszmarkach sennych.
Pozdrawiam