Może i odkopuję temat, ale dzisiaj po południu sobie zasnęłam i też miałam fałszywe przebudzenie. Obudziłam się w swoim pokoju. Patrzę przez okno, a tam? Morze! To mnie bardzo zaniepokoiło. Powódź, czy co?? I tak się wpatrywałam w tą wodę, aż wyłoniły się z niej budynki. Nagle patrzę, a pojawia się chodnik! Na chodniku jakaś starsza pani siedzi na jakimś dziwnym pojeździe, a la lektyce, niesionej przez jej męża. Wyglądało to strasznie, do tego było bardzo ciemno i mrocznie.
Popatrzyłam na budynek, który stoi tuż za moim oknem - był równie mroczny. Okna jakieś małe, zasłonięte. Niektóre się zamykały z hukiem i znikały (?). x.X
W tym momencie powiedziałam sobie-no nie, to musi być sen. I takie upiorne przeświadczenie, że się nigdy nie obudzę. Zaczęłam w myślach robić jakieś zadanie z matmy! Nie rozumiem tego motywu... nagle pomyslałam, że jeżeli będę na głos mówić, liczyć, to rodzice przyjdą do mojego pokoju i obudzą mnie "naprawdę".
Odwróciłam się... a mój pokój się powiększył, nie było w nim mebli prócz łóżka, które też się powiększyło. I słyszałam straszne pomrukiwanie, szepty, sama nie wiem co... Bardzo psychodeliczne doswiadczenie...