ŚWIĄTYNIE ŚWIATŁA
Gotyckie katedry pełne są niezwykłych, a czasem groźnych sekretów...
Kryją w sobie wiele tajemnic. Nikt nie wie, kto zaprojektował i skąd wziął pomysł na pierwszą z nich - najwspanialszą i najbardziej tajemniczą - katedrę w Chartres. Mówi się, że wiedzę potrzebną do jej zbudowania przywieźli z Jerozolimy templariusze, którzy odkopali w Świątyni Salomona Arkę Przymierza z zawartymi w niej Tablicami Praw. Chyba już nigdy nie poznamy prawdy. Wiadomo jednak, że ta katedra stoi w miejscu kultu jeszcze z czasów pogańskich, a ziemia pod nią nasycona jest niezwykłą mocą. Za to słynna, nie ukończona katedra w Kolonii nękana jest przez tajemnicze fatum.

Katedra w Chartres wciąż skrywa wiele tajemnic.
Kim byli budowniczowie i twórcy gotyckich katedr? Mistrz z Normandii, mistrz prowansalski - można ich było pomylić z katami, którzy także starali się zachować anonimowość. Wielcy budowniczowie gotyckich katedr pościli, składali śluby wstrzemięźliwości i byli bardzo skromni. Katedra miała być ofiarą dla Najwyższego, a nie pomnikiem ludzkiej próżności. Dlatego znamy tak niewiele nazwisk wielkich średniowiecznych architektów.
Inaczej było z opatami, na których terenach powstawały świątynie. Ci chętnie przypisywali sobie cudze zasługi.
Dlatego jako twórcy gotyku przeszli do historii opat Suger z opactwa Saint Denis pod Paryżem oraz bezimienny architekt z Normandii.
Miejsce objawień
Jeszcze w naszych czasach zwiedzający gotyckie katedry czy modlący się w nich doznają niezwykłych wrażeń. "Uważałam się za racjonalistkę i ateistkę - mówi 31-letnia Diana Rogers, nauczycielka z Manchesteru - dopóki zwiedzając zabytki Paryża, nie weszłam do katedry Notre Dame. Było mroczno, ale gdy podeszłam pod ołtarz, miałam wrażenie, że zostałam zalana światłem płynącym od samego Boga. To światło otaczało mnie w jakiś przepełniony miłością, łagodny sposób. Zaczęłam płakać. Z katedry wyszłam jako zupełnie inny człowiek." Ta przemiana okazała się trwała, mimo że Diana świetnie zdawała sobie sprawę, że efekt "cudownego światła" to celowe działanie budowniczych. Blask przedostawał się do świątyni przez olbrzymie okna wypełnione jarzącymi się w słońcu, barwnymi witrażami. Kolorowe szybki witraży rozpraszały światło i sprawiały, że stawało się ono przejmująco mistyczne.
Ogromne wejście do świątyni znajdowało się na ogół po jej zachodniej stronie i było ozdobione trzema, na cześć Trójcy Świętej, wspaniałymi portalami wypełnionymi przeróżnymi rzeźbami. Wierni odnajdowali tu historie ze Starego i Nowego Testamentu, posągi poszczególnych świętych, ale także znaki zodiaku z odpowiadającymi im przedstawieniami prac dostosowanych do pór roku, symbole cnót i wad ludzkich, galerie królów. Na fasadzie znajdowała się także olbrzymia rozeta, której kolorowe światło konkurowało z barwnym promieniowaniem przeciwległej, półokrągłej absydy.
Triumf wiedzy i wiary
Wielcy budowniczowie dokładnie zgłębili prawa fizyki. Wnętrza katedr, mimo ich ogromu sprawiają wrażenie nieziemsko lekkich. Nagromadzenie witraży, wysokie sklepienie w formie strzelistych łuków przypominających dłonie kornie złożone do błagalnej modlitwy, boczne nawy, których pułap pozornie opierał się na wiązkach cieniutkich kolumienek przylegających do filarów, tworzyły strukturę niemal przezroczystą, wzbudzającą zachwyt i uniesienie.
Wierni byli przekonani, że mistrzowie pracują w natchnieniu zesłanym przez Ducha Świętego, podobnym temu, w którym tworzyli Ewangeliści. Tymczasem wszystko było dokładnie przemyślane. Osiągnięcie tego niezwykłego efektu umożliwiła specjalna technika: mury katedry były podtrzymywane z zewnątrz przez przypory i łuki przyporowe, przypominające wiosła olbrzymiej galery.
Rozmieszczenie gotyckich katedr na terenie Francji przypomina układ gwiazd w konstelacji Panny.
Architekci byli także znakomitymi astronomami. W katedrze w Chartres 21 czerwca, w południe, promień słońca ustawionego w zenicie, wpadając przez jeden z witraży, oświetla metalowy element przytwierdzony do bloku kamienia, zwiastując przesilenie letnie. Liczne gotyckie katedry zostały poświęcone Najświętszej Marii Pannie, a położenie najważniejszych z nich, kiedy się temu przyjrzeć z mapą Francji w ręku, przypomina rozmieszczenie na niebie gwiazd w konstelacji Panny.

Rozmieszczenie gotyckich katedr.Francja.
Labirynt mistyczny i... promieniujący
Kamienna ścieżka o długości niemal ćwierć kilometra, tworząca na posadzce symetryczne zwoje, powinna doprowadzić do serca labiryntu, ale to wcale nie jest takie proste. Wędrowiec trafia najczęściej do punktu wyjścia, co ma go skłonić do pobożnych rozważań o nędzy ludzkiej kondycji i ludzkich zamiarów. W średniowieczu pokutnicy przebywali tę drogę na klęczkach w aż dwie godziny. Skupienie i wysiłek pozwalały na oderwanie się od rzeczywistości, na zatracenie poczucia czasu.

W katedrze w Chartres na bocznych bramkach wokół prezbiterium znajduje się wiele ochronnych pentagramów.
Labirynty w średniowiecznych świątyniach wiązano z tradycją pielgrzymki do Ziemi Świętej czy z "Jeruzalem Niebieską" - rajem dla wybranych i obdarzonych Łaską. Zaskakująco rzadko w centrum labiryntu pojawiały się chrześcijańskie symbole. Czasem znajdowały się tam przeróżne napisy, czasem lustro, w którym nabożny pątnik mógł obejrzeć własną twarz. To zwierciadło miało podkreślać dwoistość ludzkiego istnienia: biologicznego i duchowego, może nawet magicznego.
Aż do XV wieku nowicjusze zakonni śpiewali pieśni wielkanocne, tańcząc pod wodzą swojego przeora wokół labiryntu. Ten obrzęd nie ma żadnego powiązania z liturgią chrześcijańską. Może dlatego labirynty zostały bezlitośnie usunięte z posadzek. Zachowały się tylko w Chartres i w Amiens (choć w Amiens labirynt nie jest autentyczny; usunięto go w XIX wieku i zastąpiono kopią). Labirynty to jedyne miejsca, gdzie można było znaleźć nazwiska lub - częściej - tylko przydomki mistrzów i zobaczyć ich namalowane postaci z narzędziami: cyrklem, linią, ekierką i poziomicą w ręku. Aleksandra Olędzka-Frybesowa, badaczka średniowiecznych katedr, twierdzi, że labirynty miały związek z tajemnymi obrzędami budowniczych, które później częściowo odrodziły się w rytuałach masońskich. Oczywiście, hierarchowie kościelni nie chcieli się przyznać, że magia przeniknęła do wnętrza świątyń. Labirynty usuwano z posadzek katedr pod pretekstem, że bawiące się w nich dzieci przeszkadzają wiernym w nabożeństwach...
Labirynt katedry w Chartres ukrywa jeszcze jedną tajemnicę. Badania radiestezyjne wykazały, że w jego centrum istnieje silne promieniowanie, podobne do tego, jakie odnotowano pod chórem. Tam właśnie zbiega się 14 cieków wodnych sztucznie przemieszczonych przez budowniczych katedry. Chodziło o to, by w miejscu o najsilniejszym promieniowaniu energii geopatycznej dochodziło do interakcji między organizmem ludzkim a polem geomagnetycznym Ziemi. Dzięki zaburzeniu świadomości, a może po prostu wprowadzeniu jej w wyższy stan, spowodowany oddziaływaniem impulsów elektromagnetycznych na mózg, osoba znajdująca się w centrum labiryntu doznawała duchowego oświecenia. Może to też było powodem likwidowania labiryntów. Nie wolno było przecież dopuścić do tego, by liczba wtajemniczonych nadmiernie rosła.
Przeklęty fach
Jeśli uważamy, że budowniczowie katedr byli ludźmi żyjącymi w dostatku i cieszącymi się szczególnymi łaskami Opatrzności, jesteśmy w błędzie. Był to zawód owiany grozą. Główny konstruktor katedry w Kolonii, której budowę rozpoczęto w IX wieku, zginął tragicznie, spadając z 2,5 metrowego podestu, a więc ze stosunkowo niewielkiej wysokości. Po prostu stał tam, wyjaśniając robotnikom, czego od nich wymaga. Świadkowie wypadku twierdzili, że zepchnęła go niewidzialna siła.

Nękana pechem katedra w Kolonii.
Prace przerwano na pół roku. Nie sposób było znaleźć na miejsce architekta mistrza, który nie tylko sprostałby zadaniu, ale i przezwyciężyłby strach. Robota szła jak po grudzie. Ludzie nie mogli zapomnieć o śmierci architekta, który zginął akurat w piątek, 13-go. Żeby ich uspokoić, w piątki ograniczono prace na wysokościach do niezbędnego minimum i zarządzono okolicznościowe modły. A mimo to w kolejny piątek pracujący przy wyrobie zaprawy robotnik wpadł w szaflik i utopił się. Następnego dnia biskup obszedł zręby powstającej katedry, niosąc przed sobą święte relikwie, a w niedzielę odprawiono mszę świętą z udziałem budowniczych i ich rodzin.
Przez cały tydzień prace toczyły się tak szybko, jakby robotnicy korzystali z nadludzkich mocy. Nikt nie zwrócił uwagi, że nadszedł piątek, kiedy to koźlarz, czyli robotnik wnoszący na rusztowania cegły w koźle ( koszu umocowanym na plecach), stracił równowagę i spadł na dwóch ludzi. Cała trójka zginęła na miejscu. Oczywiście, wypadki przy niskim poziomie techniki budowlanej zdarzały się często. W Kolonii ludzie ginęli jednak tylko w piątki... W rok później drugi naczelny budowniczy zmarł na apopleksję. Oczywiście, w piątek, 13-go. W zwykłe piątki ginęli zwykli robotnicy. Na ludzi padł blady strach. Rzucali pracę, mimo że proponowano im lepszą zapłatę. Robotników, często nie mających zielonego pojęcia o sztuce budowania, ściągano z daleka. Wypadki jednak wciąż się mnożyły. W końcu zaczęto trwożliwym szeptem rozprawiać o przekleństwie. Budowlę przerwano na prawie piętnaście lat.
Złe fatum nad budową
Kolejny architekt, francuski mistrz, zmarł we własnej pościeli w piątek, 13-go tuż przed rozpoczęciem pracy. Nie znalazło się żadne wiarygodne wytłumaczenie tej śmierci, gdyż słynął on ze znakomitego zdrowia. Przez kolejne lata czy raczej wieki, wojny, kryzysy i zwyczajny brak gotówki wstrzymywały prace przy budowie największej katedry w Europie. W efekcie katedra kolońska, przytłaczająca swym rozmiarem starą część miasta do dziś została nie ukończona.
Nikt też nie odkrył tajemnicy najstarszego placu budowy w Europie. Nie potwierdzone plotki głoszą, że być może w tym miejscu znajdowało się pogańskie cmentarzysko. Badania archeologiczne niczego jednak nie wykazały, zresztą miejsce to było wielokrotnie poświęcane.
Tajemnicze fatum okazało się odporne na działanie czasu. Techniki budowy, sposoby zabezpieczeń zmieniły się od średniowiecza, ale pech wciąż prześladuje budowniczych katedry. 13 lutego 1995 roku zdarzył się kolejny tragiczny wypadek podczas renowacji wschodniej części elewacji zewnętrznej wieżyczki katedry. Konserwator zabytków pracujący nad twarzą maszkarona, nie wiadomo dlaczego wyślizgnął się z zabezpieczającej go uprzęży i runął w dół. Spadł prosto na drugiego konserwatora i jednego z architektów kierujących pracami.
Wypadek ten był niemal dokładną kopią tego, który wydarzył się kilka wieków wcześniej...
Jeszcze bardziej zastanawia fakt, że w czasie dwóch wojen światowych, otoczona ponurą sławą niemiecka katedra nie doznała większych strat. Zasadniczy jej trzon pozostał nienaruszony, mimo że podwaliny pod niego położono najwcześniej. Prace przy tej budowie trwają po dzień dzisiejszy...
Źródło