Długo się wahałam przed umieszczeniem tego tematu, ale raz kozie śmierć
.
Chciałabym się dowiedzieć, co myślicie o mojej historii.
Gdy miałam 11 lat przeprowadziłam się z matką, ojczymem i rodzeństwem do mieszkania, które dostaliśmy od Urzędu Gminy (ojczym był śmiertelnie chory). Od początku miałam tam dziwne wrażenie, a dokładniej chodzi mi o jedno pomieszczenie. Zawsze bałam się chodzić do kuchni. Mieszkanie znajdowało się w starej małej kamienicy, sam jej wygląd wywoływał u mnie dreszcze.
Gdy musiałam w nocy pójść do kuchni biegłam z zamkniętymi oczami. Zawsze dopadało mnie dziwne wrażenie, że nie jestem sama. Trudno mi je nawet opisać.
Jakiś czas później był remont mieszkania, kuchnia została przerobiona na pokój dla brata, a niedługo później ojczym zmarł.
Od dziecka matka (dodam, że jest niepoczytalna, ale odmawia leczenia) opowiadała mi historie o duchach i dziwnych zdarzeniach, jakie jej towarzyszyły. W moich oczach jej opowieści były przerażające, przez co mój strach dotyczący mieszkania się nasilił.
Gdy brat zamieszkał w nowym pokoju, miałam jeszcze większe obawy niż przedtem. Przestałam wchodzić do jego pokoju, omijałam drzwi szerokim łukiem bojąc się - no właśnie, właściwie czego? On sam opowiadał, że czuje się tam dziwnie, a w nocy słyszy tajemnicze odgłosy (brat wierzy w duchy, demony etc.).
Gdy miałam 14 czy 15 lat musiałam opuścić mieszkanie na ok. 3 miesiące, na ten czas matka była w szpitalu. Strach nasilił się wtedy bardziej niż zwykle.
Po moim powrocie, byłam sama w mieszkaniu na ok. tydzień - brat wpadał na godzinę by sprawdzać, czy wszystko jest ok i czy sobie radzę. Gdy siedziałam sama w swoim pokoju, usłyszałam donośny dźwięk 'lanej' czy 'chlapiącej' wody dochodzący z nowej kuchni. Pomyślałam sobie, że to pies wylał ją ze swojej miski, więc poszłam mu jej dolać. Jednak psa w kuchni nie było, spał w moim pokoju na łóżku. Zrobiło mi się bardzo nieprzyjemnie, przeszły mnie dreszcze.
Jakiś czas później podczas sprzątania byłam zwrócona plecami do przedpokoju (z przedpokoju wchodzi się do TEGO pokoju). Nagle usłyszałam bardzo głośny huk dobiegający z tamtych stron. Przypominał on upadek czegoś bardzo ciężkiego. Gdy zajrzałam na przedpokój, drzwi od pokoju były zamknięte. Rozejrzałam się, ale wszystko leżało na swoim miejscu. Uchyliłam drzwi od pokoju, rozejrzałam się zza nich, ale też nic dziwnego nie zauważyłam, oprócz tego nieprzyjemnego uczucia.
W tym okresie słyszałam następne opowieści matki i brata na temat, że mieszkanie jest nawiedzone. Jednak ona uważała, że nie jest to ojczym, że 'to coś' było tutaj wcześniej. Mówiła, że czuła chłód, słyszała głosy (ale tak jak mówiłam, nie brałam tego zbyt poważnie, bo od zawsze wiedziałam, że jej słowa trzeba dzielić przez
. Jednak brat upierał się przy swoim zdaniu, uzależnił się od marihuany, przestał bywać w domu, aż się wyprowadził. Dodam, że miał hodowlę dzikich zwierząt w swoim pokoju, o którą bardzo dbał, jednak wszystkie poumierały w krótkich odstępach. Były to ptaszniki, wąż i gekon.
Po wyprowadzce brata 'dziwne' sytuacje przestały mieć miejsce, nawet matka nic nie mówiła na ten temat.
Mając 17 lat przełamałam się i postanowiłam, że zamieszkam w tym pokoju (wcześniej dzieliłam pokój z siostrą młodszą). Moje obawy trochę ochłonęły, zaczęłam patrzeć na te sytuacje bardziej sceptycznie. Przeniosłam swoje rzeczy, umeblowałam pokój, tj chciałam, zrobiłam małą parapetówkę pod nieobecność rodziny i wszystko było ok. Wciąż towarzyszyły mi wspomnienia, w których się bałam, jednak wmawiałam sobie, że to przez opowieści rodziny uwierzyłam w duchy.
Pewnej nocy położyłam się zwyczajnie spać, jednak z pewnego powodu nie mogłam zasnąć. Leżałam w bezruchu patrząc w martwy punkt. Gdy w końcu zasnęłam, śniło mi się, że leżę w swoim pokoju, w tej samej pozycji i patrzę w ten sam punkt (mam nadzieję, że coś rozumiecie z tego potoku słów;)), ale w tym punkcie stoję ja sama, z szyderczą miną, nieprzyjazną. 'Ja' zbliżam się do siebie, a następnie 'wchodzę' we własne ciało - tzn jak duch, znikam w siebie. Gdy się obudziłam, byłam strasznie przerażona i zlana potem. Minęła jakaś godzina, odkąd udało mi się zasnąć, jednak potem przez całą noc nie zmrużyłam oka.
Dodam, że w starym mieszkaniu prawie co noc dręczyły mnie koszmary, ale ten był wyjątkowo straszny, chociaż z opowieści się tak nie wydaje.
Dziś już nie mieszkam w tamtym mieszkaniu i przestały dręczyć mnie dziwne obawy. Myślę, że nie odważyłabym się wrócić do starego pokoju.
Co o tym myślicie? Może to mieć związek ze zjawiskami paranormalnymi, czy to 'schizy' wywołane opowieściami z dzieciństwa?