Ja mam tylko jedno, jedyne "ale" apropo's tej opowieści (nie negując jej autentyczności - żeby była jasność).
Jest to kwestia wędrówki "po ciemku"...
Do czego zmierzam...
Często odwiedzałem dziadków na wsi i wiem, JAK w nocy było tam ciemno...
Mówię tu o latach 70-tych, bo skoro shaggy pisze o przeżyciu z "lat młodzieńczych", to tak bym "lokalizował" jego opowieść (sprawdziłem jego wiek w profilu

)
Wracając do tematu...
Wtedy, w nocy, na wsi było ciemno jak " w d... u Murzyna" (to teraz niepoprawne ale wtedy tak się mówiło) .
Jeżeli były jakieś latarnie (a nie wszędzie były), to gaszono je stosunkowo wcześnie....
I wtedy było czarno... Dosłownie.
Człowiek mieszkający wtedy w mieście, nie był w stanie tego ogarnąć ale - tak było. Na odległość kilku kroków nie było absolutnie nic widać.
Dlatego nikt - absolutnie nikt nie poruszał się w nocy bez latarki... Do "wychodka" (nie będę rozwijał tematu

), który znajdował się przy domu chodziło się z latarką, a co dopiero "na autobus" I to na dodatek parę kilometrów...
Więc tylko to mi skrzeczy w tej opowieści...
Na marginesie tylko dodam, że używano wtedy latarek (i było to zjawisko powszechne), w których można było, w prosty sposób zmienić kolor światła... Mała, poręczna i jakże dizajnerska...
Do kupienia w każdym GieeSie

Żeby nie być gołosłownym...