W mojej rodzinie od strony matki (która pochodzi z rejonów granicznych z ukrainą -południowy-wschód) wiara jest głęboko zakorzeniona. Kobiety ciotki,kuzynki,babcia wierza w duchy, medycyne naturalną,wróżki ,znachorki,uroki itp. Często miewają też sny w których pojawiają się zmarli,lub sny które oznaczają coś co niebawem się wydarzy. Umieją wyczówać osobowość i intencje ludzi,a także często śmierć. Moja matka i starsza o kilkanaście lat siostra także mają 'to coś'. Są głęboko uduchowione, i właśnie miewają sny ze zmarłymi lub takie sny które przepowiadają przyszłość gdy odpowiednio sie je zinterpretuje. Ja osobiście nie jestem praktykującą katoliczną,może nawet jestem ateistką. Nie interesuje mnie wiara,nie skupiam sie na niej,nie myśle o Bogu ,nie modle się. I nie mam 'tego czegoś' co mają one. Nigdy nie śniłam o kimś zmarłym,nie interpretowałam snów,nie interesowało mnie to. Dziś coś mnie tknęło opisując tu swój dziwny sen,który mam w pamięci do dziś. Zorientowałam się,że różnie sie od mojej rodziny. Wiem, że może to co tu napisałam uznacie za zabobony i ciemnogród,ale w mojej rodzinie od pokoleń kobiety są szczególnie uduchowione,dużą uwage zwracaja właśnie na ten swój rozwój duchowy. Ja tego w sobie nie czuje,nie moge odkryć. Czy uważacie,ze to nadejdzie z czasem,czy moze zwyczajnie ja jestem tą inną lub czarną owcą ?