Jezeli chcesz krótkie przybliżenie, jakie problemy są poruszanie niżej, ową reklamę zrobi przeczytanie paru wyrazów po 10 literkach w nawiasie kwadratowym, które zaznaczyłem, ponieważ z racji złego samopoczucia nie potrafie perfekcyjnie skleić tekst w całość
Tytuł dany z racji problemów z życiem powszednim. Czy moim - proszę o komentarze, jeżeli artykuł zrobił na Tobie wrażenie, tudzież chciałbyś się włączyć w dyskusje.
Moderatorów proszę o kontakt przed ewentualnym przeniesieniem wątku.
6 niepełnych lat temu ogólnie przeżyłem traume. Może to nie była i trauma wg. definicji, ale przynajmniej tak to przeżyłem. Naszły mnie może i myśli depresyjne, ale nietypowe. Jednoczesnie wiedziałem że nazwanie tego powodu traumatycznym u wszystkich wywoła uśmiech na twarzy, a w tych myślach nie tyle, że to była "zwykła depresja", ile po prostu "zaburzenie działania" - potrafiłem "na zawołanie" spać 3-4 godziny, ale po 8-9 godzinach nie widziałem sensu leżenia w łóżku (a poprzednio lubiłem trochę poleżeć, nawet jezeli spałem te 8-9 godzin), na zawołanie mieć dobre oceny w szkole (wtedy sie uczyłem serio na 5-ki z 3-ek) - wydawałoby się - nadczłowiek - ani mając dziewczynę ją nie zdradza a traktuje bardzo uczuciowo i na serio, ani nie korzysta z używek (piwka raptem wziął 3łyki od ojca i na wielkanoc 3 łyki wina).
Ale w tym wszystkim było coś nihilistycznego - zobojętniałem na wszystkie sprawy - przedtem mówiąc o katyniu czułem, że jestem polakiem i nie powinienem pozwolić, żeby moich rodaków móc mieszać z błotem, a wtedy nawet gdyby powiedziano, że zmarła kolejna ważna osobistość i miałabyć żałoba jak po JPII, nie przejąłbym się tym zbytnio. Bardzo dużo wielkich rzeczy traktowałem z nietypową ignorancją, jednocześnie znajdując się w nadzwyczaj dobrej jak na dobrą formę, a miałem wtedy naprawde wielką traume, myśląc wtedy parokrotnie o samobójstwie.
Pisze to, bo być może od tego roku (2006), do jakiegoś 2008 (wtedy nastało "znormalizowanie dobrego nastroju"), tudzież może do 2011 (zacząłem przyjmować antydepresanty i czułem się jak przedtem) - zacząłem być taki jak przedtem - obrażanie mojej osoby wywołało moje oburzenie i dalej lubiłem poleżakować w dniu wolnym w łóżku (przedtem to była anhedonia).
Teraz jednak, patrząc na współczesne społeczenstwo.... nierozumiem, gdzie tu logika - i przyznam, ze mam problem w odróżnieniu "co jest jeszcze normalne, a co nie"chodź sam naprawde w/g mnie "wydobrzałem", ale:
- [1] wywiad środowiskowy prowadzony przez moją osobę wolny był od jakichkolwiek osądów typu depresja, schizofrenia i pełnych pytań mogących być uznane "za dwuznaczne, ale właściwe" - sam do tego celu mam osoby nie tylko, który. Sam zaś byłem prowadzony - jak wtedy przeczytałem - przez jednego z najlepszych specjalistów w kraju. Dopiero [2] przedwczoraj usłyszałem: "Pan ma f60.1, leki które daje mają pomagać na objawy, którymi w panskim stanie jest depresja, ale likwiduja objawy a nie przyczyne. Powinien Pan mieć sesje terapeutyczną"... Tyle że... [2.1] faktycznie, powyższe cechy zaburzenia osobowości może i pare mnie dotyczy, ale powodami dla których mówie "nie" są inne specyficzne przypadki, których [2.2] rozważenie nie tyle będzie odpowiednie dla psychologa, ale myślę że każdy z was dałby inne powody, dla których coś uznać/nie uznać te zaburzenie - innymi słowy, są to raczej rzeczy przyziemne. Gdy przeczytałem mojej matce objawy, powiedziała, że to zupełnie [3] nie pasuje (chodź jedno zdanie przeczytała sama i cały wieczór mówiła "on naprawde to ma"), co najwyżej brata (zdrowego) dotyczy bardziej, niz mnie. Tyle że tą diagnoze powiedziała Jej napewno moja mama (później po przejsciowym zaprzestaniu leczenia, mając stan lękowy, dzwoniąc do poradni mówiła [3.1] "to taki niekontaktowy dzieciak, wie pani, on ma problemy z kolegami, ucieka ze szkoły bo go nikt tam nie lubi" co może było prawdą we wczesnym dziecinstwie, ale do tego czasu miałem [3.2] dużo dziewczyn i bardzo dużo znajomych (na gronie i gg ponad 200 osób, z których a to sie pogadało na tym gg, czy moze z tą osobą piwko sie wypiło, wśród znajomych. I w chwili, której to mówiła, [3.3] serce waliło mi 150 na godzine i myślałem, że lada chwile umre;zwariuje). Anyway, [4] matka mnie oskarża że "celowo u niej z siebie zrobiłem debila", podczas gdy tak naprawde, jezeli mówiła tą powyższą wypowiedz, faktycznie można dość do wniosku, że z jej opowiadań byłem małomówną, autystyczną osobą.
- Nie pracuje (ale studiuje) i mieszkam faktycznie z rodzicami, oni chwilowo faktycznie zapewniaja mi życie - ale myślę, ze to nie jest powód jeszcze do nazywania mnie dzieckiem neo przez niektórych; A puki co, zaskoczył mnie fakt gdy przyszedłem z receptą do mojej matki z prośbą o jej zrealizowanie, usłyszałem od ojca [5] "A na co ty się k*** leczysz? co, chcesz być usilnie chory? to idź do apteki, weź leki z kontenerów, a nie nam zabierasz pieniądze". Rozumiem, że ojciec - leciwy człowiek (76 lat teraz konczy) i nie musi wiedziec co to depresja, ale zabolał mnie taki tekst. Powiedziałem na to (był po operacji nowotworowej) że ja mu nie wcinam się w rozmowe z matką, jakie leki potrzebuje a jakie nie (na co sie wk***, powiedział, że [6] "nie mam prawa robić żadnej analizy", uznał pozatym że "on ma obowiązek dbać o moje zdrowie pod kwestią, czy nie biore leków, które mi są potrzebne". Przed sekundą (20:00) matka przyszła, [7] obwiniając mnie o zły wypis przez lekarza (inna sprawa, ze 5 raz z rzędu, ale mama sie tylko o tym dowiedziała) i że mam oddać jej pełną kwote (90zł) za 5 opakowan, kiedy za 2-4dni mógłbym jechać i 20km i bym miał dobrze wypełnioną) - mogła wziąść jedno opakowanie a 3 na wypis i nie realizować kolejnej, o którą ją nie prosiłem (z lekiem pomocniczym, który aktualnie mam u siebie w duzej ilosci). Ojciec w każdym bądź razie powiedział [5] "Słuchaj, jestem twoim ojcem i stwierdzam, ze niepotrzebne sa ci leki na cokolwiek". Cholera mnie trzaska, jezeli juz mam zaburzenie osobowości, to czy matka k*** nie widzi, że mniej więcej coś takiego mnie wpienia - ojciec po technikum uważa się za lepszego od lekarza.
Lek, na którą miałem wypisane recepty, to oczywiście antydepresant - ale co ważniejsze, bywa przepisywany na większą niż normalny antydepresant ilość zastosowań, i może faktycznie nie na wszystkie te zastosowania go biore, ale odpowiem, ze "na prawie większość", zaś pomocniczy jest teoretycznie nieszkodliwy
Jak o sobie powiedziałem tam, że mogłem mieć problem z depresją, tak w tym momencie powiem [8], że ojciec więcej razy sięga po alkohol (tak, mimo branych leków) i rok temu - koło wielkanocy, przyszedł do domu w stanie "zlatującym ze stołu", nie mógł się dosłownie utrzymać na nogach i rzygał. Pomogłem matce położyć go spać, następnego dnia powiedział, że dziękuje i przeprasza, ale był tylko dlatego, że zapomiał, że się nie łączy alkoholi.
Zaś drugiego dnia ostatnich świąt, gdy przybliżyłem temat picia na temat [8,1].1 sytuacji z dziecinstwa: spil sie, a ja - nie zauważywszy tego, chciałem od niego pieniądze na bilet autobusowy (na lekcje gry na gitarze) - niewypowiedziałem nawet początku wypowiedz -, a przypierniczył się stwierdzenia, gdzie pełen radości zacząłem od wypowiedzenia coś w stylu "chciałbym być dla Ciebie dobrym synem" [8,2] przypierniczył się... że zarzucam mu bycie złym ojcem, cały czas chodził po domu i krzyczał, że mi przyp***, że miałby obity ryj, gdyby coś takiego powiedział swojemu ojcu (kasy nie dostałem, ale to tak przy okazji).
Gdy w drugi dzień ostatnich świąt odpowiedziałem, że to mnie boli i niepowinien tak robić, być może i pijany powiedział [8,3], że "on kur*** nigdy nie był pijany w domu. On nigdy nie jest pijany w mojej obecności, on jest zawsze trzeźwy, słusznie na mnie nakrzyczał, miał we wszystkim racje". Jak [8,4] ja odpowiedziałem: ale pół roku byłeś tak pijany, że musiałem prowadzić cie do łazienki, żebyś wymiotował, na co odparł: "To było dawno"
- Teoretycznie mimo juz dawno osiagnietej pełnoletności mam problem typu widywanie się z sąsiadem (chłopak w moim wieku, ale zmarła mu matka). Teoretycznie rzadko kiedy zostaje na większą chwilę, wpadam raczej a bo to mam jakiś problem albo bo on coś chciał na pare minut, ale rodziców odstrasza fakt, że "smierdze szlugami po wyjściu".
Ok, ale chłopak jest pełnoletni i ma prawo palić w swoim mieszkaniu, a ja serio u niego nie zapaliłem, wziąłem raptem 3 łyki wina u niego w domu na ubiegłe święta, ale mówienie "po co tam k*** idziesz? nie chce, zebys tam chodził, on narkotyzuje się" to po prostu widzenie belki w moim oku (sąsiad, który pali), a nie dostrzeganie drzazgi we własnym (ojciec szukajacy awantury po wypiciu alkoholu)
- Miałem raz w każdym bądź razie przygodę, że wziąłem na serio ironiczną wypowiedź kumpla o wieciu więcej bezpiecznego preparatu, mającego przeciwmigrenowe/przeciwbólowe działanie (nie, nie żadna morfina, heroina, inna rzecz do kupienia w aptece bez recepty). Skonczylo sie to niemiłymi skutkami ubocznymi (zaburzenia swiadomosci, ale nie zagrażało to w żadnym wypadku życiu)
Faktycznie, tłumaczył się potem z tego przed rodzicami, tyle ze to było 4 lata temu (a od tego razu nic sie podobnego nie zdarzyło, żebym był w jakimkolwiek stopniu nietrzeźwy), a dotychczas gdy pare raz miałem stany lękowe gdzie bałem się, że "postradam zmysły" i serce serio mi waliło 150/minute, matka poczytała [9] to jako "ćpał" i moze zaprowadziła mnie do łóżka i kazała się wyspać, ale winą obardzała wszystko (sąsiada, znajomych, antydepresant, stwierdziła nawet także - co również nie jest przesadą - że skruszy tynk ze ścian, bo może pod nim trzymam narkotyki)
- [10] Ustawa o farmacji z tego roku - jeszcze dotychczas jeden lek - w/w antydepresant miałem dosłownie za darmo, drugi (pomocniczy) za 15zł, teraz za wszystkie matka powiedziała, że zapłaciła 90zł. To nie koniec - i więcej takich niespodzianek mamy na nowy rok - chemioterapeutyki, neuroleptyki, antydepresanty tudzież pozawałowe - to wszystko zdrożało, a te leki są potrzebne osobą, które chociażby z racji choroby nie mogą zarobić kwoty 100%, którą zarabiają osoby zdrowe
Kilku z was może faktycznie myśli, że dziecko neo siedzi przed klawiaturą, wyolbrzymiając swoje problemy i czekając na politowanie czytelników. Ale nie, nie o to chodzi - temat ma na celu uświadomienie mi, czy faktycznie choruje myśląc, że w/w napisane rzeczy to przegięcie, czy też faktycznie jest dobrze z moją oceną sytuacji w/w rzeczy i oczywiście ewent. dyskusję na tytułowy temat.
Wiek w którym byłem pisząc podane niżej zdania faktycznie był wiekiem "buntu", tudzież był w nim tego epizod - gdzie rówieśnicy moi wracali pijani do domów, przyłapywali ich na paleniu papierosów a jezeli paliłeś zioło to był duży "pesitisz" bo każdy krzyczał "dajcie nam jarać a palił majeranek przy kumplach udając pijanego i mówiąc, ze widzi różowe słonie".
Jednak mimo przeżytej "traumy" w tym okresie, mimo powinowactwa do owego "buntu", wcześniej nadzwyczaj dobrze działałem, byłem nadzwyczaj poukładany, teraz zaś raczej nie mam kłopotów z nikim na studiach, bardzo dobrze sie ze wszystkimi dogaduje. I o ile pół roku temu nie było "wiele powodów" i założyłem wątek, jak straciłem 5 kumpli, tak teraz dużo głośniej wołam o proste powiedzenie "czy to ze mną coś nie tak, czy z innymi". Wiem też, że prawda którą pisze może się wydawać subiektywna, ale zapewniam, że inni mnie ocenili jako super subiektywną osobę, a już sie dowiedziałem, że jezeli wypomne każdą złą rzecz moim rodzicom, to ojciec sie spije i bedzie znowu wyskakiwał, że chce mnie pobić, a matka po prostu powie "no tak, jestes fantastyczny, tylko ja jestem niedobra", wiec nie moge poznać punktu widzenia moich rodziców, chodź właśnie od tych 6 lat staram się wczuć w sytuacje rozmówcy (poznać jego argumenty i kontrargumenty, chodź może w takim przypadku to nie jest zbyt dobre)
Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam
PS.: Oczywiście wymoderowałem przekleństwa wyłącznie dla Pani Dziki Kurak
Edycja: Kurczak.
Doceniam i dziękuję za starania
![:)](https://www.paranormalne.pl/public/style_emoticons/default/smile2.gif)