Czy mając do wyboru obiekt naszych uczuć lub dowolnie wybraną na świecie rzecz co byśmy wybrali? czy miłość do niej była by bezwarunkowa?
Czy dla tej osoby byli byśmy w stanie poświęcić własne życie?
Czy dla niej można było by postępować w brew swoje kochającej rodzinie i nawet popaść w konflikt z najbliższymi?
Czy gdyby ta osoba śmiertelnie zachorowała towarzyszyli byśmy do samego końca trzymając ją za rękę?
Jak poczuli byśmy się gdyby ta osoba odrzuciła nasze uczucia lub nas zdradziła?
Czy ktoś byłby gotowy zrezygnować w związku z seksu a przynajmniej odłożyć go juz jako ostateczny akt oddania sobie?
Czy wybaczyli byśmy zdradę lub kłamstwo?
I tak dalej...
Tyle ze ta teoria ma zasadniczą wadę a raczej wady. Po pierwsze czy miłość istnieje jako coś więcej niż reakcje chemiczne i popęd seksualny? I czy już sam fakt ze sprawę miłości chce rozwiązać tak teoretycznie nie dyskwalifikuje mojego uczucia jako właśnie miłości bo przecież miłość teoretyczne kiedy nadejdzie ma być dla nas oczywista. I czy nie istnieje w niej właśnie to COŚ ten nieuchwytny pierwiastek nadprzyrodzony którego nie da się zidentyfikować i nie zdajemy sobie nawet sprawy z jego istnienia? Na razie to tyle niewykluczone ze jeszcze wymyśle na ten temat coś jeszcze. Zapraszam do dyskusji mam nadzieje ze moje lekko bełkotliwe rozważania jakoś przejdą
