Wydaje mi się, że Twój lęk wynika przede wszystkim z faktu, że w tym miejscu mieszkasz od niedawna. Dźwięki, które słyszysz zapewne były słyszalne od zawsze, ale Ty jako nowy lokator łowisz je niemal odruchowo. Człowiek już tak ma, że kiedy znajdzie się w nowym miejscu to zwraca uwagę na wszystkie elementy, które tego miejsca dotyczą, również na dźwięki. Strach przed ciemnością jest w zupełności naturalny, do głosu dochodzi wtedy nasza zwierzęca cząstka według której ciemność to doskonała kryjówka dla innego drapieżnika, który dybie na nasz żywot. Skoro więc jesteśmy przy "zwierzęcej cząstce", możesz spróbować mojej metody z dzieciństwa. Kiedy znalazłem się sam w jakimś ciemnym korytarzu czy pokoju zawsze wyobrażałem sobie, że to ja jestem tym drapieżnikiem, zawsze największym, najstraszniejszym i najgroźniejszym, a ten co tu gdzieś w tej ciemności siedzi, niech lepiej głębiej się schowa, bo to nie on do mnie ma interes, tylko ja do niego, a jeśli już wylezie to mocno tego pożałuje

Pomagało. Jeżeli zaś chodzi o przyzwyczajenie do dźwięków domu czy jego okolicy to naprawdę z czasem przywykniesz. Dobrze pamiętam swoje noce spędzone u kuzyna, który mieszkał w pobliżu kilku zakładów przemysłowych i ciepłowni. Tak odległość jak i nocna cisza bardzo zniekształcały odgłosy naturalne dla takich miejsc. Miałem wrażenie, że coś wyje, skrzeczy, ktoś płacze czy się histerycznie śmieje. Kuzyn zdziwił się, że ja to wszystko słyszałem, on mieszkał tam od urodzenia i znał na pamięć każdy ton, który wydają pobliskie zakłady. Wyciem okazało się spuszczanie nadmiaru pary w ciepłowni, skrzeczały i "płakały" opróżnione wagony odstawiane przez spalinowóz na bocznicę, a śmiechem okazał się ich wyładunek, a raczej połączenie hałasu wysypywanego węgla i skrzypienie tzw. wywrotnicy służącej do odwrócenia wagonu do góry kołami.