Skocz do zawartości


Zdjęcie

CSI i filtr eksplanacyjny


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1

mariuszm.
  • Postów: 566
  • Tematów: 28
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

„Gort, Klaatu barada nikto!” Choć słowa te sprawiają wrażenie pozbawionych sensu, okazują się na wagę złota, kiedy aktorka Patricia Neal wypowiada je do ogromnego srebrnego robota o imieniu Gort. Scena ta rozgrywa się w klasyku science-fiction z 1951 roku pt. Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia.
Oszczędzę szczegółów fabuły i przeskoczę do sceny pościgu, w której Klaatu, przeczuwając, że zostanie w końcu schwytany, błaga panią Benson, żeby zapamiętała te dziwne słowa. Mówi jej, że jeśli coś mu się stanie, powinna pójść i wypowiedzieć te słowa do Gorta, który stoi unieruchomiony w pobliżu statku kosmicznego. Przerwę na chwilę, by zadać dwa pytania: (1) Skąd mamy wiedzieć, że to tajemnicze zdanie niesie prawdziwą informację i nie jest zwykłym bełkotem? (2) Czy możemy dowiedzieć się, co ta wiadomość znaczy? Aby wykazać, że to zdanie nie jest bełkotem (bezsensownym pomieszaniem dźwięków), wystarczy tylko zademonstrować, że jest to potencjalnie sensowny ciąg słów w kontekście akcji filmu. Ale twierdzenie, że jest to zdanie „sensowne”, natychmiast rodzi pytanie bardziej szczegółowe: co dokładnie te słowa znaczą? Możemy tylko zgadywać. Służą do aktywacji Gorta, najprawdopodobniej są zatem prostą komendą: „Ratuj Klaatu!” Nie można jednak wykluczyć, że w komputerowym mózgu Gorta znaczą one coś więcej: na przykład to, że „Klaatu każe włączyć sekwencję awaryjną XV-6”, gdzie XV-6 to zestaw instrukcji zaprogramowanych w logicznej kolejności: (1) znalezienie Klaatu, (2) uporanie się z drzewami i innymi przeszkodami na drodze oraz (3) podjęcie wszelkich dalszych decyzji niezbędnych do udzielenia pomocy Klaatu. (Jeżeli oglądaliście film, wiecie, dlaczego o tym piszę). Kwestią zasadniczą jest reakcja Gorta; zostaje on uruchomiony za pomocą komendy i to jest najlepsze świadectwo, że to zdanie ma sens.
Czy analiza językowa pomoże określić jego sens? Pomijając wyraz „Gort”, możemy stwierdzić, że wiadomość ta zapisywana jest w postaci trzech słów składających się łącznie z siedemnastu liter, gdzie jedno słowo, Klaatu, ma znany sens. Sens pozostałych dwóch słów jest nieznany. Zdaje się, że utkwiliśmy w martwym punkcie. Możemy co najwyżej powiedzieć, że sens płynący z tych trzech słów wygląda na komendę aktywującą Gorta z powodu Klaatu. Ostatecznie nie musimy jednak znać dokładnego sensu zdania „Klaatu barada nikto”, aby wykryć obecność prawdziwej informacji – ciągu symboli, który niesie sens i ma takie kluczowe cechy, jak złożoność i specyfikacja. Ten ciąg symboli jest złożony – ukazuje wzorzec utworzony z licznych części składowych, które nie powtarzają się po prostu jak atomy sodu i chloru w krysztale soli. Ponadto jest on wyspecyfikowany – każdy symbol ciągu jest określony czy dobrany. W ciągu tym nie można dokonywać dowolnych podstawień symboli werbalnych (werbalnych mutacji), o ile sens ma zostać zachowany.

Co to wszystko ma wspólnego z darwinizmem i sporem o teorię inteligentnego projektu (ID – Intelligent Design)? Bardzo wiele. Teoretycy ID definiują bowiem wyspecyfikowaną złożoność jako uniwersalną i niezawodną oznakę (kryterium) przyczyny inteligentnej, która pozostawiła po sobie ślad. Tam, gdzie znajdziecie wysoce wyspecyfikowane fragmenty złożonej informacji, natkniecie się na ślady inteligencji. Porównajmy film z biologią: składające się z trzech słów (siedemnastu liter) zdanie wypowiedziane przez Klaatu jest identyczne strukturalnie z systemem językowym DNA i białek. Jedno z mniej złożonych białek, cytochrom C, składa się ze stu aminokwasów, czyli stu biochemicznych liter połączonych ze sobą, aby utworzyć długie białkowe słowo. Sekwencja aminokwasów jest jednak wynikiem translacji genu cytochromu C – planu, określającego funkcję, który zawiera sekwencję DNA-RNA, liczącą nieco ponad trzysta liter genetycznych, ułożonych w sto kodonów (trzyliterowych słów zapisanych w DNA i RNA). Podobieństwo sekwencji DNA-RNA do zdań wypowiadanych przez ludzi (lub roboty) jest jeszcze większe, a to za sprawą obecności specjalnych słów na dwóch końcach sekwencji genowych – kodonu startu i kodonu stopu. Te specjalne słowa genetyczne pełnią rolę wielkiej litery i kropki, oznaczając początek i koniec sekwencji. Wnioskowanie od informacji do inteligencji ma dodatkową podstawę w ważnym, choć często niedostrzeganym fakcie, który stanowi główną tezę empiryczną ID na temat nformacji: wiemy, że komórki potrafią przetasowywać informację i przestawiać geny w genomie. Obserwacje i eksperymenty naukowe nie wykazały jednak, że przyroda potrafi składać wyspecyfikowaną informację genetyczną w znaczących ilościach.
Podobnie jak zdanie „Klaatu barada nikto” jest wytworem inteligencji i zostało zakomunikowane inteligentnie zaprogramowanemu, quasi-inteligentnemu systemowi (którym jest zaawansowany komputerowy mózg Gorta), tak – jak przekonują teoretycy ID – możemy wywnioskować, iż fragmenty wyspecyfikowanej, złożonej informacji w DNA, RNA lub białkach każdej rośliny czy zwierzęcia powstały na skutek projektu jakiejś inteligencji. Wniosek ten pozostanie niezachwiany dopóty, dopóki w przyszłości nie odkryjemy eksperymentalnie, że przyczyny naturalne w rzeczywistości potrafią tworzyć wyspecyfikowaną złożoność. Można nawet powiedzieć, że wnioskowanie o projekcie na podstawie wyspecyfikowanej złożoności jest głównym przedmiotem żarliwej debaty. Taka jest istota ID. Dodajmy, że tezy tej teorii są tak skrajnie odmienne od twierdzeń darwinizmu, jak tylko można sobie wyobrazić.

Pomiar informacji w DNA
Szukając wyjaśnienia powstania informacji biologicznej, Stephen Meyer i inni teoretycy ID skupili się na treści informacji zawartej w DNA, wyrażonej czteroliterowym alfabetem, utworzonym z czterech kwasów nukleinowych: A (adeniny), T (tyminy), C (cytozyny) i G (guaniny). (RNA składa się z podobnego zestawu liter z jedną różnicą:
T jest zastąpione przez U – uracyl.) Za pomocą tych unikatowych zestawów liter, ułożonych w trzyliterowe słowa (wspomniane już kodony), komórka może przechowywać i kopiować tysiące złożonych, wyspecyfikowanych plików informacji genetycznej na swoim „twardym dysku” (w genomie). Wiemy, że minimalna ilość wyspecyfikowanej złożoności hipotetycznej bardzo prostej bakterii waha się w granicach 250 genów. (Jest to jednak nadzwyczaj skromna kalkulacja. Minimalny limit może być w istocie cztery lub więcej razy większy.) Powiedzmy, że każdy gen składa się średnio z 500 liter DNA. Iloczyn tych liczb wynosi 125 000 liter, ułożonych precyzyjnie w cyfrowych plikach biologicznych. Ostatnie badania przeprowadzone przez Eugene’a Koonina wskazują jednak, że minimalna całkowita liczba liter genetycznych (zasad) w genomie najprostszej wyobrażalnej bakterii najprawdopodobniej mieści się w zakresie 318 000-562 000 liter.

(...) Możemy ustalić, że typowa genetyczna biblioteka Koonina dla najprostszej bakterii zawierałaby co najmniej tyle wyspecyfikowanych liter, co dziesięć dłuższych rozdziałów niniejszej książki razem wziętych – innymi słowy, byłaby ona tak długa, jak niniejsza książka [licząca 222 strony] lub dłuższa!

CSI i filtr eksplanacyjny
Jak na podstawie CSI (czy wyspecyfikowanej złożoności) można – w sposób logicznie poprawny – wyprowadzić wniosek o istnieniu przyczyny iteligentnej, która odpowiada za wytworzenie CSI? Dembski wskazał jedną kluczową drogę: połączył CSI z inną ważną ideą – „filtrem eksplanacyjnym”. Zgodnie z koncepcją filtra, której oponenci ID nie szczędzili uwagi i krytyki, każde zdarzenie lub obiekt w przyrodzie można przeanalizować za pomocą serii statystycznych czy probabilistycznych testów w celu sprawdzenia, czy prawdopodobną ich przyczyną było prawo przyrody, czy przypadek. (Statystyka i teoria prawdopodobieństwa to specjalność Dembskiego; jeden ze swoich dwóch doktoratów uzyskał w dziedzinie matematyki.)
Jeżeli odrzucimy hipotezę prawa i przypadku, ostatnim testem (czyli „testem specyfikacji”) jest sprawdzenie, czy dane zdarzenie lub obiekt można przypisać projektowi. Koncepcja filtra eksplanacyjnego jest przedmiotem intensywniejszego sporu niż CSI.

Dembski wyjaśnia, że jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, przy zachowaniu ścisłości logicznej i matematycznej, czy zjawisko X – jakiś podejrzany obiekt lub zdarzenie – jest rezultatem inteligentnego projektu, to musi przepuścić je przez trzy filtry. Po pierwsze, należy zapytać, czy zjawisko X jest wysoce prawdopodobne, czyli takie, że z łatwością mogło je spowodować działanie jakiegoś jednego lub większej ilości praw przyrody. Jeżeli X faktycznie jest wysoce prawdopodobne (jak w przypadku wielokrotnie upuszczanej piłki, która zawsze opada na podłogę z prawdopodobieństwem bliskim 100 procent), to można uznać je za w pełni wyjaśnione za pomocą prawa lub konieczności (w przypadku piłki jest to grawitacja). Jeżeli jednak X nie uzyskało wyjaśnienia, ponieważ nie jest wysoce prawdopodobne, to należy przejść do kolejnego filtra. Pytamy się teraz, czy X wykazuje średnie lub umiarkowanie małe prawdopodobieństwo – w tym wypadku bez problemu można wyjaśnić X przez odwołanie się do przypadku. Przykładem może być tutaj podrzucanie monety; wyrzucenie orła da się wyjaśnić przypadkiem, bowiem uśrednione prawdopodobieństwo tego zdarzenia wynosi jedną drugą lub 50 procent. (Później ten stopień przypadku nazwano „prawdopodobieństwem pośrednim”.)

Drugi filtr, czyli filtr przypadku, może objąć nawet zdarzenia o umiarkowanie małym prawdopodobieństwie. Aby to zilustrować, przeskoczę w myślach od wypożyczonego samochodu do nocy poświęconych grze w pokera (gdzie stawką jest ogromny słój centów), które stanowią ulubioną rozrywkę Rona i Janet oraz ich przyjaciół, Jasona i Lori. Ron zazwyczaj wygrywa. Wyobraźmy sobie zatem, że Ron otrzymał (dosłownie) doskonałe rozdanie – królewskiego pokera pik. Prawdopodobieństwo takiego rozdania wynosi 1 na 2 598 960, co jest bardzo mało prawdopodobnym zdarzeniem, ale nie aż tak, by nie można było uznać, iż komuś takie rozdanie się poszczęściło. Jeśli w USA w tym roku wykonano 2 600 000 rozdań pokerowych (a faktycznie
mogło być ich znacznie więcej), to jest bardzo prawdopodobne, że ktoś otrzyma gdzieś to rzadkie rozdanie, a to dlatego, że jest tak wiele prób. (Liczba prób uzyskania nieprawdopodobnego zdarzenia odgrywa szczególną rolę w rozumowaniu Dembskiego. Nazywana jest „zasobem probabilistycznym” typu „replikacyjnego”. Jeśli za pomocą filtra przeanalizujemy ten radosny triumf Rona, zdarzenie to przejdzie przez pierwszy filtr (nie jest ono wysoce prawdopodobne lub prawopodobne [lawlike]), ale zatrzyma się na filtrze drugim, ponieważ jego prawdopodobieństwo wynosi tylko jeden na 2,5 * 10^6 – a więc w grę chodzi tu umiarkowanie małe prawdopodobieństwo. Innymi słowy, doskonałe rozdanie Rona da się łatwo wyjaśnić przypadkiem. O ile wiemy, nikt nie oszukiwał; nie było to zdarzenie zaprojektowane.
Wyobraźmy sobie teraz (zaiste niezwykły) scenariusz nocnego maratonu pokerowego, podczas którego było dwadzieścia pięć rozdań i ku niezmiernemu zaskoczeniu wszystkich graczy (co zresztą wzbudziło ich uzasadnione podejrzenia) Ron otrzymał drugiego królewskiego pokera pik, a potem trzeciego, czwartego i tak dalej w każdym kolejnym rozdaniu tej nocy, pomimo usilnych prób gruntownego przetasowania kart pomiędzy rozdaniami. Prawdopodobieństwo całego tego zmyślonego zdarzenia jest znikomo małe – dużo poniżej jednej szansy na 10^150. (Liczba ta uzyskała nazwę „wszechświatowa granica prawdopodobieństwa” filtra eksplanacyjnego. Dwudziestowieczny matematyk francuski Emil Borel ustalił swoją „wszechświatową granicę prawdopodobieństwa” na 10^-50) Jak przeanalizujemy ten hipotetyczny wynik za pomocą filtra?

Z formalnego punktu widzenia, każde złożone zdarzenie lub obiekt ma nadzwyczaj małe prawdopodobieństwo, a skoro tak, to jak uchronimy się przed uznaniem za „zaprojektowane” jakiegoś przypadkowego jedynie i nic nieznaczącego skutku, takiego jak wynik tysiąckrotnego podrzucenia monety? Wzorzec takich rzutów monetą miałby prawdopodobieństwo (jeden na 10^300) przekraczające wyznaczoną przez Dembskiego granicę nawet skrajnie małego prawdopodobieństwa, ale to oczywiste, że nie jest wynikiem działania inteligencji. Odpowiedź znajdujemy w trzecim i ostatnim filtrze, o którym wspomniałem już wcześniej. Gdy w wypożyczonym samochodzie Bill przedstawiał swoje trójfiltrowe wyjaśnienie, powiedział, że jeżeli X nie jest zdarzeniem wysoce albo średnio lub umiarkowanie mało prawdopodobnym, to przechodzi do trzeciego filtra, który sprawdza, czy X pasuje do pewnego niezależnego idealnego czy wyspecyfikowanego wzorca. Jest to tzw. „filtr specyfikacji”.
W książce No Free Lunch [Nic za darmo] (2002) Dembski określił ilościowo strukturę wici bakteryjnej w taki sposób, że można ją było przeanalizować za pomocą filtra. Wynik nie był niespodzianką. Za sprawą precyzyjnego wyspecyfikowania czterdziestu białek składowych wici, dzięki którym pełni ona swoją funkcję, jak również z powodu skrajnie małego ogólnego prawdopodobieństwa powstania tej struktury (wynoszącego 10^-1170, co dalece przekracza wyznaczoną przez Dembskiego granicę prawdopodobieństwa), filtr z łatwością i zdecydowanie przypisał ją projektowi. Prawdopodobieństwo, że wić powstała na skutek losowej selekcji biologicznych liter, przez co utworzyło się czterdzieści białek, jest równe prawdopodobieństwu otrzymania 190 pokerów królewskich pod rząd!

W ciągu minionych kilkunastu lat filtr eksplanacyjny uległ drobnym modyfikacjom, lecz podstawowa idea pozostała taka sama; zmieniła
się lub została skorygowana tylko terminologia. W swojej najaktualniejszej postaci, przedstawionej w The Design Revolution, istota filtra pozostała bez zmian. W jego skład wchodzą po prostu trzy „węzły decyzyjne”:

1. Przygodność – jeśli zjawisko X nie jest przygodne, czyli jeżeli X nie jest „niekonieczne”, to jest prawopodobne (lawlike) i zostaje w pełni wyjaśnione w tym węźle. Jeśli jest przygodne lub niekonieczne, przechodzi do węzła następnego.

2. Złożoność – jeśli zjawisko X nie jest bardzo złożone, czyli jeżeli prawdopodobieństwo jego zajścia jest większe niż jedna szansa na 10^150, to zatrzymuje się w drugim węźle i można je przypisać przypadkowi. Jeżeli jego prawdopodobieństwo jest bardzo małe, przekraczające tę granicę prawdopodobieństwa, to przechodzi do następnego węzła.

3. Specyfikacja – jeśli zjawisko X, uznane już za wysoce złożone i niewiarygodnie nieprawdopodobne, okaże się ponadto wyspecyfikowane, pasujące do niezależnego wzorca, to przypisuje się je projektowi. Jeżeli nie jest wyspecyfikowane, to również tym razem można wyjaśnić je działaniem przypadku.

Thomas WOODWARD, „CSI and Explanatory Filter: Dembski’s Trial by Fire”.



cz. 2 "Kontratak darwinistów na Dembskiego i jego filtr" wkrótce.

Użytkownik mariuszm edytował ten post 30.08.2011 - 08:24

  • 0

#2

mariuszm.
  • Postów: 566
  • Tematów: 28
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Kontratak darwinistów na Dembskiego i jego filtr

To normalne, że każda nowa i kontrowersyjna idea naukowa, takajak filtr eksplanacyjny, jest poddawana przez jej oponentów możliwie najsurowszej ocenie i dokładnej analizie. Tak stało się również w tym wypadku. Należy przyznać, że ostra krytyka z pewnością jest niezbędną (a może i bolesną) częścią wcielania koncepcji ID do nauki głównego nurtu. Wspomnijmy przy okazji, że związana z filtrem koncepcja CSI (wyspecyfikowanej złożoności), do której tak często odwołują się teoretycy projektu, nie spotkała się z równie dużą krytyką. Pojawiają się głosy krytyczne, ale są one znacznie cichsze. Być może ma to związek z faktem, że CSI pełni rolę bardziej podstawowej, opisowej koncepcji, stosowanej nawet przez wybitnych naukowców spoza ID, i sama w sobie nie prowadzi ewidentnie do wniosku o projekcie.

Stanowcza krytyka nowych koncepcji naukowych i metodologii to zjawisko normalne i pożyteczne. Mniej powszechne (i bardziej niestosowne) są natomiast ataki oponentów nowej idei naukowej na osoby, które tę ideę opracowują. Właśnie z takim atakiem spotkał się Dembski. Zapewne z powodu zagrożenia, związanego z jego koncepcjami, darwiniści przyjęli brzydką strategię personalnych ataków na Dembskiego, w których znalazło się miejsce dla drwin i pogardy. Krytycy darwinowscy często zarzucają Dembskiemu (na przykład) wyjątkową pewność siebie, graniczącą wręcz z arogancją, jeśli chodzi o znaczenie jego własnych idei. Wielokrotnie stawiają zarzut, że Dembski (aż do przesady) posługuje się nużącymi „formalizmami matematycznymi” lub „matematyzmem jako środkiem ozdobnym” po to tylko, aby swoją naukową erudycją sprawić większe wrażenie na laikach. Uważam, że krytyka ta jest absurdalna, niesprawiedliwa i zupełnie mijająca się z celem. Wskazuje ona co najwyżej na poziom desperacji darwinistów, którzy muszą uderzać w Dembskiego wszystkim, co mają pod ręką. W każdym razie moim obecnym celem jest przyjrzenie się głosom krytycznym z całkowitym pominięciem wzajemnego obrzucania się błotem i skupienie się na zarzutach rzeczowych.

Problem splotu przyczyn

Według jednego z najczęstszych zarzutów filtr eksplanacyjny analizue tylko jedną przyczynę naraz, a przecież w niemal każdym możliwym do wyobrażenia przypadku jednocześnie działa więcej przyczyn niż jedna. Perakh formułuje ten zarzut następująco: „Proponowane przez Dembskiego kategoryczne rozgraniczenie prawa, przypadku i projektu jako trzech niezależnych przyczyn również nie wydaje się realistyczne, ignoruje bowiem liczne sytuacje, kiedy w grę wchodzą dwie lub trzy przyczyny równocześnie”. Zarzut ten powtarza kilku innych krytyków, zwłaszcza Michael Ruse. Chodzi o to, że gdy np. jakieś zdarzenie jest rezultatem przypadku (jak wynik jednego rzutu monetą lub jeden poker królewski Rona), to tym samym jeszcze nie
narusza ono prawidłowości przyrody, takich jak fizyczna substancja monet i kart, prawo grawitacji, które kontroluje ruch monet i kart, kiedy przecinają one powietrze i tak dalej. To samo dotyczy sytuacji, kiedy jakiś obiekt jest wytworem projektu; w pewnym stopniu działają tu również prawo i przypadek. Być może rozjaśni nam to cytat z Perakha:

Rozważmy podany przez Dembskiego przykład zawodów łuczniczych. Jeżeli łucznik wystrzeli strzałę i trafi do celu, to – zgodnie z Dembskim – należy uznać to zdarzenie za wyspecyfikowane i kategorycznie przypisać je projektowi. W schemacie Dembskiego projekt wyklucza i przypadek, i prawo. Czy jednak rzeczywiście możemy wykluczyć prawo jako przyczynę poprzedzającą to zdarzenie? Uważam, że sukces łucznika nie był rezultatem wyłącznie projektu, lecz splotu projektu i prawa. W rzeczywistości zdolności łucznika objawiają się tylko w nadaniu strzale pewnej prędkości w momencie wystrzelenia z łuku. Owa prędkość jest rezultatem projektu. Jednakże, jak tylko strzała wylatuje z łuku, jej dalszym lotem rządzą prawa mechaniki. To wyspecyfikowane zdarzenie – trafienie w dziesiątkę – było wynikiem połączenia projektu i prawa. Strzała nie trafiłaby do celu, gdyby brakowało jednej z tych dwóch przyczyn poprzedzających. W tym wypadku projekt działa w połączeniu z prawem i bez prawa byłby niemożliwy.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Perakh i inni krytycy odkryli fundamentalną słabość filtra. Ale czy rzeczywiście? Kiedy po raz pierwszy zapoznałem się z postawionym przez Perakha zarzutem „splotu przyczyn”, przyszła mi do głowy myśl, że w ogóle nie jest związany z tematem. Przypomnijmy sobie przykład przewróconego pudełka słodkich płatków w kształcie liter, które utworzyły na stole przypomnienie od mojej żony. Żadna rozsądna, obeznana w nauce osoba nawet przez moment nie zaprzeczyłaby, że swoim wewnętrznym składem, ruchami przy wysypywaniu się z pudełka i podczas układania w ścisłym porządku przez kochającą żonę litery te podlegały prawom fizyki i chemii. Funkcjonowanie wszystkich normalnych praw fizycznych jest zatem czymś w rodzaju kontekstu – istniejącym już podłożem całego badanego systemu. Nie zaobserwowałem struktury chemicznej cukrów i węglowodanów w płatkach i nie wykrzyknąłem: „Otóż to! To rządzące cząsteczkami pokarmowymi prawa chemiczne w połączeniu z przypadkiem wytworzyły wiadomość!” Taki wniosek byłby absurdem. Prawa fizyki i chemii faktycznie współdziałały z projektem w utworzeniu wiadomości z płatków, ale same prawa nie są zadowalającym wyjaśnieniem; ich rola jest względnie trywialna i wyjaśnienie wyłącznie za ich pomocą nie jest w tym wypadku ani wystarczające, ani
przekonujące.

Podobnie chemik i fizyk mogą połączyć siły i prowadzić szczegółowe badania nad działaniem szyldu neonowego. Za pomocą praw przyrody wyczerpująco mogą oni wyjaśnić tylko to, jak funkcjonuje obwód elektryczny i dlaczego neon jarzy się na czerwono. Jednakże nie wyjaśnią w ten sposób pochodzenia kształtów „Drink Coke”, utworzonych przez wypełnione neonem rurki. Prawo fizyczne (lub przypadek) nigdy nie wyjaśni adekwatnie wiadomości ukazywanej przez światło neonowe. Taką samą tezę głosił węgiersko-brytyjski filozof nauki Michael Polanyi, szczególnie w artykule z 1967 roku zatytułowanym „Life Transcending Physics and Chemistry” [Życie transcenduje fizykę i chemię], jak również w innych publikacjach, począwszy od końca lat 1950-tych. „W latach 1960-tych Michael Polanyi opisał metodę określania przygodności na podstawie stopni wolności. Zastosował ją w celu wykazania, że biologia jest nieredukowalna do fizyki i chemii”. Tuż przed śmiercią Polanyi zainteresował się szczególnie zagadką informacji w DNA i doszedł do przekonania, że wiedza o prawach fizycznych rządzących budulcem DNA nie wyjaśni adekwatnie pochodzenia samej zakodowanej informacji.

(...)

Fałszywe pozytywy:

Fałszywy pozytyw to
fałszywa odpowiedź „tak” na pytanie, czy coś zostało zaprojektowane. Jeśli zjawisko X przechodzi przez wszystkie tryby filtra i wykazuje niewiarygodną złożoność (jest niezwykle nieprawdopodobne), a na dodatek jest wysoce wyspecyfikowane, to uznamy je za „zaprojektowane”. A co jeżeli okaże się, że zjawisko X naprawdę nie jest zaprojektowane? Kilku krytyków Dembskiego wskazało takie fałszywe pozytywy i oznajmiło, że koncepcja filtra została obalona. Zdaniem Dembskiego żaden z tych przykładów nie jest fałszywym pozytywem, a w związku z tym argumenty darwinistów upadają. Kto ma rację? Omówię dwa domniemane fałszywe pozytywy, które przedstawiono jako przypadki obalające filtr. Pierwszy nazywany jest „ciągiem Fibonacciego”
– jest to specjalny ciąg liczbowy, na podstawie którego niektóre rośliny rozmieszczają liście na gałęzi. Darwinista Gert Korthof argumentuje, że codzienne generowanie liczb Fibonacciego w procesie rozmieszczania liści przez pewne gatunki roślin wygląda na zdarzenie zaprojektowane. Jest to zdarzenie równoważne wychwyceniu z przestrzeni kosmicznej sygnału przedstawiającego ciąg liczb pierwszych. Tylko komputer, korzystając ze wzoru matematycznego, potrafi wygenerować podobny ciąg Fibonacciego. Skoro jednak to złożone i wyspecyfikowane zjawisko nieustannie wydarza się na oczach botanika i nie ingeruje weń żadna inteligencja, to tak jakby przy zastosowaniu filtra Dembskiego uznano, że ciąg Fibonacciego został „zaprojektowany”, podczas gdy w istocie nie jest on wytworem inteligencji.
Dembski ma prostą odpowiedź. Stwierdzenie (jak zrobił to Korthof), że ułożenie liści we wzór Fibonacciego jest wynikiem „procesu całkowicie naturalnego”, to ekwiwokacja związana ze słowem naturalny. Kluczowe pytanie brzmi: jakie zdarzenie uznawane jest za zaprojektowane? Gdzie mamy do czynienia z działaniem inteligencji? Czyżby w codziennym funkcjonowaniu systemu, rozmieszczającego liście zgodnie ze wzorem Fibonacciego, zaprogramowanym w biochemicznej strukturze rośliny? Czy też może chodzi o „proces skonstruowania, czyli uprzednie zaprogramowanie układów biologicznych tak, aby mogły rozmieszczać liście zgodnie ze wzorem Fibonacciego”? Gdybyśmy nawet wspaniałomyślnie przyjęli, że software komórkowy,
potrafiący układać liście we wzór Fibonacciego, jest dość prosty i mógł powstać w sposób naturalny, działałby on wyłącznie w ramach bogato rozbudowanego i skomplikowanego hardware’u istniejącej już komórki roślinnej. Dembski stwierdza ponadto, że „najprostsza funkcjonalna komórka jest zdumiewająco złożona, ma wiele poziomów wyspecyfikowanej złożoności, a zatem jest rezultatem projektu”. Naturalne funkcjonowanie układu mylone jest tutaj z jego powstaniem na mocy projektu. Według Dembskiego to nieporozumienie często występuje w literaturze krytycznej wobec ID.

Innym ważnym fałszywym pozytywem, omówionym w kilku książkach (zwłaszcza w tych, w których udział miał Niall Shanks), jest zjawisko znane jako komórki Bénarda. Chodzi o przypominający plaster miodu wzorzec sześciokątnych komórek poruszającej się wody, który powstaje, gdy bardzo cienką warstewkę wody przykrywa się dwiema szklanymi płytkami i podgrzewa od spodu. Typowy tego typu wzorzec tworzy się spontanicznie, a mimo to komórki mogą być nieco odmienne; występuje tutaj duży stopień elastyczności i zmienności, a więc i prawdziwa złożoność, która przekracza ustaloną przez Dembskiego wszechświatową granicę prawdopodobieństwa. Takie cyrkulujące komórki są podobno obserwowane także na powierzchni Słońca.
Zdaniem Shanksa największe zagrożenie dla filtra Dembskiego polega na tym, że komórki Bénarda, „które tworzą się za pomocą ślepych mechanizmów
naturalnych, zawierają złożoną wyspecyfikowaną informację”. Dalej powtarza on twierdzenie, że komórki Bénarda „ukazują CSI, a mimo to powstały na skutek działania naturalnych przyczyn nieinteligentnych”.Ponieważ każda struktura, która naprawdę ukazuje CSI, będzie zapewne zarówno (1) złożona, przechodząc przez dwa pierwsze filtry, oraz (2) wyspecyfikowana, przechodząc przez trzeci i ostatni filtr, konsekwencją tezy Shanksa jest to, że komórki Bénarda uznano tym samym za „zaprojektowane”. Skoro jednak powstają one w sposób naturalny, a nie za pośrednictwem inteligencji, oznacza to, że filtr doprowadził nas do zwodniczych wniosków.
Komórki te pozbawione są prawdziwych oznak złożonej informacji. Co więcej, z pewnością nie są „niezależnie wyspecyfikowane” dla jakiejś docelowej funkcji. Nie można zaklasyfikować ich jako CSI. Filtr wyłapuje je na pierwszym lub drugim poziomie: można je wyjaśnić jako proste wzorce, kierowane procesami prawopodobnymi (przy właściwych warunkach początkowych zawsze tworzą ten sam podstawowy wzorzec), choć występują w nich różne niewielkie odchylenia, związane z powodowaną przez działanie przypadku zmiennością zewnętrznego środowiska. Wygląda na to, że nie przechodzą one do ostatniego filtra. Być może jednak Shanks chciałby zejść na poziom molekularny, na którym biliony cząsteczek wody wirują w unikatowy sposób. Mógłby wtedy wykazać, że zbiorowe ruchy tych cząsteczek są tak złożone, iż nieprawdopodobieństwo tworzonego przez nie wzorca przekracza granicę ustaloną przez Dembskiego. Odpowiedziałbym: „W porządku. Zejdźmy na poziom molekularny. Jak tylko to zrobimy, wspaniałe komórki Bénarda natychmiast trafią do analitycznego kubła na śmieci z napisem przypadek, ponieważ nie przejdą testu na specyfikację”. Innymi słowy, nie mogą one przejść przez ostatni filtr, a tym samym nie ma podstaw, by nadać im miano CSI. Cornellius Hunter, biofizyk, który zrecenzował książkę Why Intelligent
Design Fails, skomentował przykład komórek Bénarda następująco: „Zarzut ten nie wydaje się jednak obalać ID. Niall Shanks i Istvan Karsai argumentują, że złożoność może powstawać za pomocą mechanizmów całkowicie lokalnych. Jednak (…) wytworzenie komórek Bénarda (…) wymaga pomysłowego przyrządu.Można innymi słowy zapytać, co będąca środowiskiem sztucznym, precyzyjnie zbudowana struktura laboratoryjna, utworzona z dwóch szklanych płytek, całkowicie wypełnionej wodą, cieniutkiej szczeliny oraz starannie modulowanego, równomiernie dostarczanego źródła ciepła, ma wspólnego z brutalnymi środowiskami naturalnymi, w których materia kształtowana jest na wszelkie możliwe sposoby?

Thomas WOODWARD, „CSI and Explanatory Filter: Dembski’s Trial by Fire”.

Użytkownik mariuszm edytował ten post 30.08.2011 - 11:04

  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych