Skocz do zawartości


Zdjęcie

Granice obrony osobistej


  • Please log in to reply
61 replies to this topic

#46

Nate.
  • Postów: 54
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Granice obrony koniecznej istnieją po to, żeby nie było sytuacji typu: morderca kogoś napada, zabija, a później tłumaczy się, że się bronił. Oczywiście chodzi o sytuacje, gdzie nie ma dowodów w postaci np. nagrania kto zaczął. Dlatego zostało to wprowadzone do Kodeksu Karnego.
Sąd powinien patrzeć na każdą sprawę oddzielnie, uwzględniając wszystkie czynniki, a nie ślepo wymierzając kary osobom, które się obroniły bądź "obroniły". Niemniej jednak jakieś granice muszą być zapisane, żeby nie było właśnie takich sytuacji jak opisałem wcześniej.
  • 0

#47

lambo.
  • Postów: 231
  • Tematów: 2
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Yanuariush, jeśli ktoś włamuje się do mojego domu, to musi się liczyć z tym, że może z niego już nie wyjść, tylko wyjechać. Powiedz po co jest pojęcie niewspółmierności środków? Czy jeśli ktoś mnie zaatakuje np. kijem, to mam się bronić gołymi rękoma, bo inaczej... no właśnie. Inaczej co? Byłoby to nie fair? To nie walka na ringu, tylko obrona własnego za przeproszeniem dupska. W Landzie Karyntia widziałem na ogrodzeniach ostrzeżenia, że właściciel domu jest uzbrojony i naruszenie miru domowego może się skończyć zgonem. Nikogo to nie raziło jakoś, no chyba że planujących włamanie, ale tych to niech razi.

Użytkownik lambo edytował ten post 23.10.2011 - 16:39

  • 0

#48

Nate.
  • Postów: 54
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Jeśli chodzi o włamania do domu, to wiadomo kto jest ofiarą, a kto napastnikiem, to oczywiste. Mówiłem o obronie osobistej na ulicy, gdzie nie ma świadków ani kamer.

Była niedawno sytuacja (i to w Polsce), że ktoś zastrzelił chłopaka we własnym domu, bo ten wybił szybę czy coś, chciał zrobić jakiś kawał. Facet tłumaczył się, że zrobił to z powodu impulsu, bo już kiedyś miał włamanie do domu. Sąd mu nie wymierzył żadnej kary, gdyż tłumaczył to właśnie tym, że chłopak wchodząc na czyjś teren po zmroku musi się liczyć z konsekwencjami. Z kolei inny sąd mógłby wymierzyć karę temu kolesiowi za zastrzelenie. Także dużo zależy od sądu, prawo w tej kwestii jest na tyle niezdefiniowane, że można je interpretować na różne sposoby, zależy kto wymierza karę.
  • 0

#49

rolpiek.
  • Postów: 577
  • Tematów: 3
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Jeśli chodzi o włamania do domu, to wiadomo kto jest ofiarą, a kto napastnikiem, to oczywiste.

Była niedawno sytuacja (i to w Polsce), że ktoś zastrzelił chłopaka we własnym domu, bo ten wybił szybę czy coś, chciał zrobić jakiś kawał.



mówisz że jest oczywiste po czym podajesz przykład takiej sytuacji z którego wynika że nie jest to zawsze oczywiste ...
  • 0

#50

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Także dużo zależy od sądu, prawo w tej kwestii jest na tyle niezdefiniowane, że można je interpretować na różne sposoby, zależy kto wymierza karę.


Gdyby każdy z nas miał pełne prawo do obrony (mówimy tutaj o postawionych z góry równych szansach) nie było by żadnych problemów z sądami czy interpretowaniem prawa ;).


  • 1



#51 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Dlatego żadne państwo, żadna władza nie ma prawa odbierać prawa do samoobrony i decydowania o tym jak, i przy pomocy jakich narzędzi mam prawo sie bronić. Państwo i władza, sądy, prokuratorzy maja prawo rozstrzygać czy obrona była zgodna z prawem ale nie to czy w ogóle miałem do niej prawo.

Takie prawo wynika zresztą z ratyfikowanych przez Polskę i inne kraje europejskie umów międzynarodowych i Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka (1948)

Użytkownik Sentinel edytował ten post 12.11.2011 - 20:48

  • 1

#52 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Skutkiem zaostrzenia wręcz doprowadzenia do całkowitego zakazu posiadania broni palnej przez cywilnych użytkowników w Wielkiej Brytani po wydarzeniach 19 sierpnia 1987 roku w Hungerford, kiedy dwudziestosiedmioletni, uzbrojony w kilka rodzajów broni, robotnik zastrzelił szesnaście osób łącznie ze swoją matką i ranił następnych piętnaście, po czym popełnił samobójstwo był bardzo duży wzrost w następnej dekadzie tej najbardziej brutalnej przestępczości o 50%.

Dziś w UK nawet noże stołowe kupuje się na specjalne kwity a o prywatnej broni krótkiej czy uprawianiu strzelectwa można tam zapomnieć.

Poniżej zaś news świadczący o tym, iż zapewne kolejnym krokiem w UK powinno być dopuszczenie do sprzedaży tylko plastikowych (i to tępych, najlepiej o zaoblonych kształtach) sztućców i narzędzi. Tam nawet śrubokręt zostanie uznany za winnego tego, że ktoś użył go do popełnienia przestępstwa.

Naszym (Polaków) celem w tym zakresie powinien stać się cel liberalizacji w dostępie do broni aby to przestępcy czuli się zagrożeni i niepeweni w swoich działaniach, kalkulując ryzyko utraty życia i zdrowia idąc na "robotę".

12:48, 13.11.2011 /BBC

Polacy poranieni śrubokrętem na Wyspach
RANY TRZECH MĘŻCZYZN NIE SĄ GROŹNE


Trzech Polaków odniosło rany kłute w trakcie bójki w Newbury w Wielkiej Brytanii. Zadane śrubokrętem obrażenia nie są groźne i po popatrzeniu Polacy zostali zwolnieni do domu.

Do zdarzenia doszło w sobotę ok. 3 nad ranem w centrum Newbury na ulicy Wharf Street. Bójka między trójką Polaków a ich przeciwnikami wybuchła prawdopodobnie w wyniku kłótni. Dwaj mężczyźni zostali przewiezieni do szpitala z ranami kłutymi brzucha i ramion zadanymi najprawdopodobniej śrubokrętem. Rany trzeciego nie wymagały interwencji lekarza.

Miejscowa policja nie podaje na razie szczegółów zdarzenia i apeluje do świadków o zgłaszanie się z informacjami.

mkg//gak

Źródło: www.tvn24.pl


Użytkownik Sentinel edytował ten post 13.11.2011 - 14:10

  • 0

#53

rolpiek.
  • Postów: 577
  • Tematów: 3
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Skutkiem zaostrzenia wręcz doprowadzenia do całkowitego zakazu posiadania broni palnej przez cywilnych użytkowników w Wielkiej Brytani po wydarzeniach 19 sierpnia 1987 roku w Hungerford, kiedy dwudziestosiedmioletni, uzbrojony w kilka rodzajów broni, robotnik zastrzelił szesnaście osób łącznie ze swoją matką i ranił następnych piętnaście, po czym popełnił samobójstwo był bardzo duży wzrost w następnej dekadzie tej najbardziej brutalnej przestępczości o 50%.

Dziś w UK nawet noże stołowe kupuje się na specjalne kwity a o prywatnej broni krótkiej czy uprawianiu strzelectwa można tam zapomnieć.

Poniżej zaś news świadczący o tym, iż zapewne kolejnym krokiem w UK powinno być dopuszczenie do sprzedaży tylko plastikowych (i to tępych, najlepiej o zaoblonych kształtach) sztućców i narzędzi. Tam nawet śrubokręt zostanie uznany za winnego tego, że ktoś użył go do popełnienia przestępstwa.

Naszym (Polaków) celem w tym zakresie powinien stać się cel liberalizacji w dostępie do broni aby to przestępcy czuli się zagrożeni i niepeweni w swoich działaniach, kalkulując ryzyko utraty życia i zdrowia idąc na "robotę".



to niedługo dojdą do tego że tłuczek do mięsa będzie trzeba trzymać w sejfie w domu

idąc dalej drzewa też powinni wyciąć bo ktoś może ułamać gałąź i nią zatłuc kogoś

albo powinni wprowadzić obowiązek zakuwania się w kajdanki po wyjściu z domu a także skuwania w nie swoich gości aby ci znienacka nie zaatakowali

tylko że jestem pewien ze nawet w tak skrajnym i fantastycznym przykładzie ludzie dalej by się mordowali ....
  • 1

#54 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

No jasne pluli by przez rurki po plastikowych długopisach wcześniej zatrutymi szpilkami ;) Ale ten tłuczek do mięsa i wałek do wałkowania ciasta to poważnie powinni schować w domowych sejfach. Jeszcze jakieś sfrustrowanej brytyjce tłuczącej kotlety (o ile w ogóle znają coś takiego poza kiełbaskami i frytkami z rybą) przyjdzie do głowy zatłuc na cienkiego schabowego głowę siedzącego właśnie w fotelu w bamboszach brytyjskiego męża co popija ginesa i oglada mecz :)

Użytkownik Sentinel edytował ten post 13.11.2011 - 14:26

  • 1

#55 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

13-11-2011

McElroy: Czy policja rzeczywiście nas chroni?

Autor: Wendy McElroy
Tłumaczenie: Marta Wojtkiewicz
Wersja
PDF

W zeszłym miesiącu Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka wymierzyła Ameryce policzek wydając orzeczenie nie posiadające mocy prawnej, że Jessica Lenahan miała prawo pozwać wydział policji w Castle Rock, w stanie Kolorado, za odmowę egzekwowania zakazu zbliżania się do niej przez jej męża, z którym przebywała w separacji. Sądy amerykańskie oddaliły wcześniej jej sprawę.

Orzeczenie trybunału wznieciło na nowo dyskusję wokół problemu, który jest przedstawiany jako przykład amerykańskiej polityki dotyczącej przemocy domowej. Jednak, konkretniej, jest to przykład skrajnego rozdźwięku pomiędzy oczekiwaniami społeczeństwa a działaniami policji w kwestii zapobiegania przemocy. Społeczeństwo woła: „To wasze zadanie!”, policja odpowiada zaś: „Powiedzcie to sędziemu!”. Amerykańscy sędziowie natomiast, nieustannie orzekają, iż policja nie ma obowiązku chronić jednostki.

Orzeczenie trybunału ujawnia ogólne zamieszanie związane z celem istnienia instytucji policji w USA. Lenahan twierdzi, że policjanci mają w świetle prawa obowiązek chronić ją przed przemocą, a więc dopuścili się przestępstwa podczas swojej służby. W rzeczywistości, zapewnianie ludziom ochrony nie jest misją policji. Jej zadaniem jest wyłącznie egzekwowanie prawa oraz wykonywanie postanowień państwa.

Skąd pochodzi ten niemal schizofreniczny punkt widzenia na policję? Sprawa Lenahan umożliwia pewien wgląd w ten problem.

Tło sprawy

22 czerwca 1999 roku, Simon Gonzales uprowadził swoje trzy córki pomimo obowiązującego go zakazu zbliżania się do nich. Jego rozgorączkowana żona Jessica (wówczas Gonzales) dzwoniła na policję siedem razy i udała się na posterunek, błagając o pomoc. Pomimo iż miało miejsce naruszenie zakazu zbliżania się, policjanci odmówili zajęcia się sprawą, zakładając, że Simon nie stanowi zagrożenia. W ciągu 24 godzin na tyle jego ciężarówki znaleziono zwłoki trzech dziewczynek, a Simon zginął podczas strzelaniny z policjantami.

Jessica wniosła pozew sądowy o 30 mln dolarów przeciwko miastu Castle Rock, oskarżając policję o naruszenie jej prawa gwarantowanego w 14-stej Poprawce do Konstytucji. Klauzula Poprawki głosi:

Żaden ze stanów nie wyda ani nie będzie egzekwował jakiejkolwiek ustawy, która ogranicza prawa i wolności obywateli Stanów Zjednoczonych; żaden ze stanów nie pozbawi jakiejkolwiek osoby życia, wolności lub mienia bez rzetelnego procesu; nie odmówi też jakiejkolwiek osobie jednakowej ochrony praw.


W skrócie, Jessica utrzymywała, że odmowa policji egzekwowania zakazu zbliżania się jej męża do rodziny, naruszyła jej konstytucyjne prawo do ochrony.

Sprawa została skierowana do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Dnia 27 czerwca 2005 roku Sąd Najwyższy oddalił sprawę Gonzales przeciwko Castle Rock z uzasadnieniem, iż nie istnieje konstytucyjne prawo do ochrony przez policję.

Zgodnie z prawem stanu Kolorado, policja ma obowiązek „użycia wszelkich możliwych środków w celu wyegzekwowania nakazu ochrony”. Niemniej jednak, Sąd Najwyższy orzekł przeciwko prawu stanowemu.

Prawo stanu Colorado nie wydało indywidualnego uprawnienia do egzekwowania zakazów zbliżania się. Nie wydaje się, aby prawo stanowe rzeczywiście uczyniło takie uprawnienie gwarantowanym. Ugruntowana tradycja działań policji oparta na swobodzie działania, od dawna współistniała z obowiązującymi przepisami prawa.


Zatem, rdzeniem sprawy Gonzales przeciwko Castle Rock jest spór o rolę policji. Czy policja istnieje po to, aby nas chronić? W świetle powyższego orzeczenia, oczywistą odpowiedzią jest, że nie. Od orzeczenia Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych z 1856 roku w sprawie Południe kontra Maryland do Castle Rock, sądy orzekały, że „nie ma konstytucyjnego prawa do ochrony przez państwo przed morderstwem ze strony przestępców lub osób niepoczytalnych” (DeVito przeciwko Bowers, 1982 r.).

Jaka jest wobec tego rola policji?

Amerykański system prawny ma korzenie w angielskim prawie zwyczajowym, zaś współczesna amerykańska policja wzorowana jest na angielskich szeryfach, którzy byli opłacani przez rząd i mu podlegali, a nie społeczeństwu. Głównym zadaniem szeryfa było egzekwowaniem tak zwanych „rozporządzeń rządu”. Utrzymywanie porządku publicznego również należało do jego obowiązków, lecz nawet ten „porządek” był definiowany przez rząd.

Korzeni współczesnej policji USA należy szukać w Anglii z końca osiemnastego wieku. To wówczas Anglia przeistoczyła się w nowoczesne państwo narodowe i powstało wiele instytucji znanych nam dzisiaj. Jedna z pierwszych ustaw dotyczących policji została zaproponowana przez premiera Williama Pitta Młodszego. Miała ona stworzyć instytucję policji finansowaną z podatków, sprawującą jurysdykcję nad Londynem. Propozycja ustawy została odrzucona. Jednak w 1786 r. Anglicy ustanowili scentralizowaną i finansowaną przez miasto policję w Dublinie, posiadającą konkretne zadanie tłumienia „nieporządku”. Po rebelii w Irlandii w 1799 r., policja została jeszcze silniej scentralizowana, a jej uprawnienia zostały rozszerzone.

W tym, jak również i w przypadku innych pomysłów prowadzenia polityki społecznej, Irlandia posłużyła jako królik doświadczalny w politycznych eksperymentach Anglii. Przykładowo, Anglicy nakazali tworzenie szpitali państwowych w Irlandii na długo przed tym, jak zaistniały one w Wielkiej Brytanii. Kompletne ustanowienie współczesnej policji w Irlandii dokonane zostało w 1814 r. pod rządami Roberta Peela, głównego sekretarza Lorda Namiestnika Irlandii, który ustanowił Policję Utrzymania Pokoju. Peel wyjaśnił, że policja miała być „siłą paramilitarną” — czyli organizacją o charakterze wojskowym w kwestii struktury i treningów fizycznych. Zgodnie ze swoją nazwą, policja miała za zadanie utrzymanie pokoju zwalczając czynniki go zakłócające, czytaj: buntowniczych Irlandczyków.

W swoim eseju ‘Call the COPS’ — But Not the Police: Voluntaryism and Protective Agencies in Historical Perspective libertarianin Carl Watner określił Anglię jako „bardziej otwartą” na ideę współczesnej policji:

W 1829 r. Peel — wówczas Minister Spraw Wewnętrznych Anglii — mógł przekonać parlament do zaakceptowania jego propozycji zmonopolizowanej policji kontrolowanej przez rząd w Londynie; nowa Policja Metropolitalna [była] … zanglicyzowaną wersją policji, którą utworzył wcześniej w Irlandii.


Co się zmieniło od 1785 r., kiedy nie zgodzono się na utworzenie policji? Zaszły co najmniej dwie poważne zmiany. Stanley H. Palmer opisuje jedną z nich w swojej książce Police and Protest in England and Ireland 1780–1850 (1988):

Organizacja i rekrutacja irlandzkiej policji bez wątpienia upewniła najważniejszą elitę polityczną Anglii o funkcjonalności policji, jej przydatności w czasach nieporządku, zaletach zdyscyplinowanego profesjonalizmu (s. 376)


W książce Criminal justice: an introduction to philosophies, theories and practice (2004), Ian Marsh, John Cochrane, and Gaynor Melville opisują drugi czynnik:

Dlaczego współczesna policja pojawia się właśnie w tym czasie — na początku dziewiętnastego wieku? Przedtem zagrożenie wolności jednostki używane było jako argument przeciwko zorganizowanemu utrzymywaniu porządku. Jednak pojawienie się kapitalizmu przemysłowego doprowadziło do powstania ogromnych mas zubożałych pracowników — bezrobotnych lub o bardzo niskich zarobkach — przenoszących się do rozprzestrzeniających się ośrodków miejskich. To, jak i również ogólny wzrost populacji, doprowadziło do strachu przed „niebezpiecznymi klasami”.

W skrócie, korzenie współczesnej policji w Anglii, jak i również Irlandii, pojawiły się na skutek dostrzeżenia potrzeby kontroli społecznej.

To samo stało się w Ameryce. Podczas dziewiętnastego wieku model Peela został w dużej mierze przyjęty przez miasta amerykańskie. Jak zauważył Carl Watner:

Jednym z dominujących motywów w historii policji w Stanach Zjednoczonych była walka o to, która z frakcji politycznych ma sprawować kontrolę nad policją. Zgodnie z konstytucją Stanów Zjednoczonych za policję nie odpowiadała władza federalna, ale raczej leżało to w kompetencji każdego ze stanów, hrabstw lub lokalnych rządów. Ponieważ kontrola policji należała do obowiązków lokalnych, przechodziła ona z rąk do rąk pomiędzy wybieranymi władzami miasta a stanu. W ten sposób nigdzie nie istniały ściślejsze powiązania policji i polityki niż w Stanach Zjednoczonych.

Zatem decyzja Sądu Najwyższy Stanów Zjednoczonych w sprawie Castle Rock nikogo nie powinna była zaskoczyć. Gdyby sąd uznał, że zakaz zbliżania się był konstytucyjnym prawem do ochrony, wówczas fundamentalnym celem amerykańskiej policji byłoby porzucenie służby prawu na rzecz służby jednostce. Co więcej, taki precedens dałby początek paraliżującemu napływowi pozwów przeciwko wydziałom policji. Mogłoby to również zmienić „charakter pracy” policji w Ameryce.


Konkurencyjny punkt widzenia, który jest typowo amerykański

Dlaczego Amerykanie wciąż wierzą, że policjanci istnieją, aby zapewnić im ochronę?

Istnieje jeden powód: w przeciwieństwie do większości narodów Ameryka posiada historyczne uzasadnienie dla tego przekonania w postaci Dzikiego Zachodu. Jak wyjaśniają Terry L. Anderson i P.J. Hill w eseju An American Experiment in Anarcho-Capitalism: The Not So Wild, Wild West obraz szeryfa z zachodniego miasteczka, uosabianego przez szeryfa Dillona przedstawia prywatną policję, która chroniła ludzi i własność. Autorzy piszą, że:

Zachód z tamtych czasów często postrzegany jest jako obszar, na którym panował chaos, bez szacunku dla własności czy życia. Nasze badania wskazują, że tak nie było: prawa własności były chronione, a porządek publiczny zachowany. Prywatne organizacje zapewniały niezbędną podstawę dla uporządkowanego społeczeństwa, w którym chroniono własność prywatną i rozwiązywano konflikty.


Tych organizacje często nie można nazwać rządami, ponieważ nie miały one prawnego monopolu na „utrzymywanie porządku”. Wkrótce odkryto, że „działania zbrojne” to kosztowny sposób na rozwiązywanie sporów zaś tańsze metody ugodowe (arbitraż, sądy itd.) są efektywniejsze. Podsumowując, w naszym artykule stwierdzamy, że charakteryzowanie amerykańskiego zachodu jako „dziekiego” wydaje się być niepoprawne.


Anderson i Hill przedstawiają fascynujący obraz „Dzikiego Zachodu”, rewizjonistyczny wobec tego zobrazowanego w powieściach Zane Grey.

Ostatnio jednak dokładniejsze badania istniejących warunków każą wątpić w słuszność takiego wyobrażenia. Frontier Violence - Another Look, W. Eugene Hollon twierdzi, że „dziki zachód był dużo bardziej cywilizowanym, spokojniejszym i bezpieczniejszym miejscem niż współczesna Ameryka”. Legenda „dzikiego zachodu” żyje bez względu na odkrycie Roberta Dykstra, że w pięciu głównych miasteczkach, gdzie handlowano bydłem (Abilene, Ellsworth, Wichita, Dodge City i Caldwell) w latach 1870-1885, odnotowano tylko 45 zabójstw — średnio 1,5 na jeden sezon handlowy.


W Abilene, rzekomo jednym z najdzikszych miasteczek w 1869 i 1870 roku nie zabito nikogo. W rzeczywistości, nie zabito nikogo aż do czasu pojawienia się funkcjonariuszy prawa, zatrudnionych aby zapobiegać zabójstwom.


Niegdyś znaczna część obszaru, który dziś stanowi Amerykę, była chroniona przez prywatnych policjantów opłacanych przez społeczność, której służyli i przed nią również odpowiedzialnych. Zachodni szeryfowie chronili ludzi i własność; ratowali nauczycielki i karali złodziei bydła. Ich misją było utrzymanie pokoju poprzez zapobieganie przemocy.

Współcześni policjanci wciąż pławią się w blasku tego dziedzictwa — i to nawet wtedy, gdy zdradzają je poprzez pobieranie państwowej pensji i instytucjonalizację obojętności wobec obywateli i własności tych, którym rzekomo służą. Współczesny policjant jest w rzeczywistości antytezą szeryfa Dillona i wyrazem stereotypowego brytyjskiego szeryfa — urzędnika państwowego odpowiedzialnego tylko przed rządem.

Wniosek

Zatem, prawdziwe przesłanie jakie niesie ze sobą tragedia Gonzales brzmi: Chroń się sam, ponieważ policja nie jest wynagradzana za to, aby się o ciebie troszczyć.

Źródło:
www.mises.pl


Użytkownik Sentinel edytował ten post 13.11.2011 - 19:47

  • 0

#56 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

14-11-2011

Richman: Licencja na zabijanie.
Czyli rząd jako zinstytucjonalizowana agresja


Autor: Sheldon Richman
Tłumaczenie: Dominika Łysoniewska
Wersja PDF

Niektórzy eksperci naprawdę nie rozumieją, dlaczego libertarianie nie przepadają za rządem i chcieliby jego minimalnego, jeśli nie żadnego wpływu na obywateli. Ponieważ nie rozumieją idei libertarianizmu, przypisują złe motywy tym, którzy dyskredytują rząd: bo nie lubią biednych, robotników, chorych czy oświaty.

Co trudnego jest tu do zrozumienia? Rząd to szczególna instytucja w społeczeństwie, inna niż pozostałe. Jako jedyna może zgodnie z prawem grozić i stosować przemoc. Funkcjonariusze rządowi, pod pretekstem dozwolonego przez prawo działania, mogą użyć fizycznej siły, łącznie z przemocą ze skutkiem śmiertelnym. I to nie tylko w obronie niewinnego, ale także wobec osób, które nigdy nie stanowiły zagrożenia dla nikogo, ani nie użyły przemocy. „Rząd to nie rozsądek ani elokwencja” — miał powiedzieć George Washington. — „Rząd to siła. Podobnie jak ogień, może być niebezpiecznym sługąjak również przerażającym panem”.

Nie jest to kontrowersyjna charakterystyka państwa. Zgodziłyby się z nią nawet osoby, które są entuzjastami rządu.

Biorąc pod uwagę te cechy, każdy powinien być nieufny wobec państwa. Dlaczego tak jednak nie jest? Czy postrzega się to jako konieczność, czy nie, państwo jest niebezpieczne ze swojej natury i powinniśmy przyjąć, że takie już zostanie bez względu na zasadę równoważenia władz i karty swobód obywatelskich.

Jeśli jednak mówi się o rządzie w ten sposób, jest się narażonym na bycie uznanym za dziwaka, a nawet marginalizację. (Przykład: ostatnia kampania prezydencka). Nie ogranicza się to tylko do jednej strony politycznego spektrum. Zarówno postępowcy, jak i konserwatyści mają swoje ulubione obszary, w których bardzo chcieliby, żeby panowała siła rządu. Dlatego każde z nich postrzega nieufność innych jako wadę. Tak więc postępowcy, dla których prywatność jest rzekomo bardzo ważna, nie mają na przykład problemu z wtrącaniem się w najbardziej osobistą kwestię: opiekę medyczną. Tutaj ufają władzy i odrzucają racjonalne obawy przed uznaniową, biurokratyczną kontrolą nad zdrowiem i życiem. Z drugiej strony, konserwatyści, którzy propagują swobodę i wolną przedsiębiorczość, chętnie zaufają władzy w takich kwestiach jak dbanie o porządek i bezpieczeństwo na świecie, pozbywanie się nielegalnych imigrantów oraz ściganie producentów, sprzedawców i konsumentów niedozwolonych substancji.

Wszyscy wychowywani jesteśmy w przekonaniu, że użycie siły jest złe (chyba że w obronie własnej). Uczono nas, że nie wolno bić, czy zabierać rzeczy innych osób. Jednak gdy już dorośliśmy, zaczęto od nas oczekiwać, że przyjmiemy za rzecz naturalną fakt, że jedna instytucjarządfunkcjonuje na innych zasadach. Chociaż nikt nigdy nie wyjaśnił dlaczego.

Milcząca zgoda

Oczywiście, jeśli będziemy niestrudzenie dociekać, dlaczego tak jest, może usłyszymy jakieś pseudowyjaśnienia. Ktoś z pewnością przywoła doktrynę milczącej zgody, według której, skoro wybrałeś egzystencję w danym miejscu, musisz zaakceptować panujące w nim reguły. Albo się dostosujesz, albo szukaj sobie innego miejsca. Jednak twierdzenie, że wszyscy zgodziliśmy się na przymus państwowy, jest niedorzeczne. Charles Johnson zastanawia się, czy w ogóle można mówić o zgodzie, skoro tak naprawdę nie ma możliwości niewyrażenia zgody.

Co więcej, ten argument sugeruje, że rząd jest właścicielem kraju, w tym także twojej własności, co przesądza sprawę.

Jeśli włożymy jeszcze więcej trudu, aby wyjaśnić interesującą nas kwestię odmienności rządu, ktoś podniesie kwestię demokracji. Ale, doprawdy, to wcale nie wyjaśnia problemu! Tak długo, jak żyję, wybory, które się odbywały, miały zdecydować, kto będzie stał na czele rządu, a nie, jaki będzie jego zakres władzy i czy jakiś w ogóle będzie (to prawda, że są kandydaci, którzy obiecują zmniejszenie władzy rządu, jednak od żadnego z nich nie można tej obietnicy wyegzekwować). Fikcja reprezentacji demokratycznej raczej ma na celu ograniczenie niezadowolenia niż opisywanie rzeczywistości. Powiedzmy sobie szczerze: na przeciętny okręg wyborczy przypada ponad 600 000 mieszkańców. Opodatkowanie w zamian za reprezentację to ciągle pieśń przyszłości.

Większość zgodziłaby się ze mną, że dowodem na dojrzałość i racjonalne myślenie, nie wspominając już o kompetencjach społecznych, jest świadomość, że współpracę z innymi nawiązać można tylko dzięki perswazji. Jeśli pragnie się pewnej rzeczy od innej osoby, to należy przekonać go jakimś argumentem lub złożyć ofertę. Nie można żądać, nękać czy terroryzować. Jednak mimo to tolerujemy instytucję, która na porządku dziennym żąda, nęka i terroryzuje i to w coraz szerszym zakresie. Wymaga nie tylko, żebyśmy nie krzywdzili innych i nie zawłaszczali ich dobytku. Nęka nas także, byśmy przekazywali nasze pieniądze na najróżniejsze cele. Wymaga, żebyśmy stosowali się do wciąż zmieniających się zasad odnośnie do tego, co konsumujemy, jak zarządzamy naszą opieką medyczną i w jaki sposób przeprowadzamy transakcje z innyminawet kim są ci inni. I coraz bardziej terroryzuje nas w swojej brutalnej krucjacie przeciwko prywatnej służbie zdrowia.

Nieustannie nękani

Nie jest istotne, czy urzędnicy państwowi myślą o tym, aby dbać o nasz dobrobyt, delektować się smakiem władzy, czy prowadzić intratne interesy oparte na swoich wpływach. Rezultat jest taki sam: nagminnie przeszkadza nam się w naszych dążeniach, by żyć, współpracować i wzajemnie czerpać korzyści. To właśnie my jesteśmy gospodarką, którą ośmielają się kierować.

Zwolennicy władzy twierdzą, że bez rozbudowanego rządu, silni będą atakować słabych, a bogaci biednych. Jednak ten argument traci sens, kiedy przeanalizujemy historię organu rządzącego i zdamy sobie sprawę, że władza w końcu zawsze staje po stronie silnych i bogatych przeciwko całej reszcie. Rzeczywiście, władzaco Bastiat nazwał „legalną grabieżą” i schronieniem przed konkurencją — jest źródłem ich siły i niemałego bogactwa.

Ekonomiczne i społeczne teorie dostarczają wystarczająco dużo powodów, by zachować dużą dozę nieufności wobec państwa. Nie wolno nam jednak zapominać o moralnym aspekcie tej kwestii. Rząd, nawet jeśli wydaje się, że postępuje dobrze, ogranicza naszą wolność i ludzką naturę. Wyjątkowo ironicznie przedstawia się fakt, że ludzie, których działania mają przejawiać dobrą wolę i chęć współpracy, uważają przemoc za właściwy środek wiodący do celu.

Źródło: www.mises.pl


Użytkownik Sentinel edytował ten post 14.11.2011 - 20:54

  • 1

#57 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Komentarz z mojej strony zbędny. Pozwoliłem sobie zacytować komentarze ludzi piszących na stronie źródła. Mój pogląd na te sprawy Ci, którzy czytają moje posty jest na forum znany. Ci, którzy go nie znają - odsyłam do tematu: Liberalizacja dostępu do broni palnej w Polsce, w szczególności do tego postu.

24.11.2011 16:56

Dlaczego nie reagujemy?
Bili, kopali i nikt nie reagował. "Gdzie jest ulica, jest znieczulica"

Dwóch pijanych mężczyzn pobiło i okradło człowieka na oczach spacerujących i przejeżdżających obojętnie obok bójki świadków. Dlaczego żadna z nich nie zareagowała?

– Gdzie jest ulica, jest znieczulica – mówią eksperci i radzą, jak się zachować w podobnej sytuacji.

Na nagraniu z miejskiego monitoringu widać, jak napastnicy kopią leżącego na chodniku mężczyznę. Obok spacerują ludzie, przejeżdżają kolejne samochody, ale nikt nie reaguje.

Nie chcą dostać

- Idąc ulicą ludzie mają przekonanie, że to co się dzieje, to sytuacja między osobami, które się znają i nie ma sensu się wtrącać. Ludzie boją się, że sami dostaną. Nie do końca jest też jasne, kogo trzeba ratować, być może bity to sprawca, a bijący to ci, którzy interweniują – tłumaczy niemych świadków dr Konrad Maj, psycholog społeczny z SWPS.

Postawić innych na nogi


Jak zachować się takiej sytuacji? Co zrobić, żeby pomóc? - Stworzyć sytuację, która postawi wszystkich na nogi. Zacząć krzyczeć "napad", "pożar". To potrafi zaktywizować ludzi, którzy mają w sobie odrobinę krzepy. Najlepiej poprosić też innych o pomoc, spróbować zapamiętać wygląd lub numer rejestracyjny – radzi Maj.bako/par

Źródło: www.tvnwarszawa.pl


21:26 ~dfgdg
policja pobila kolesia 11 listopada i pobity dostal 3 miesiace. Dziekuje.

21:24 ~dedek
Takich palantów jak tych dwóch na filmie to bym rozwalił jednym palcem gdybym tylko takie coś widział. Ciarki mnie przechodzą na widok tego filmiku, że nikt temu niewinnemu człowiekowi nie pomaga.

21:21 ~Przemo
Dzisiaj rano w autobusie linii 105 ok. godz. 8;00 tez jakis bydlak w wieku ok. 30, zaczal kopac bezdomnego, bo jak to mu tlumaczyl smierdzi i po co wsiadl do autobusu. Jak on taki burżuj to niech taksowka jezdzi. Tego Starszego Pana (po 60-tce) kopal w plecy az na drzwi polecial i zaczal plakac. Szkoda chlopa. Oczywiscie autobus pelny i tylko ludzie mowili zeby przestal, ale wszyscy sie bali mu dowalic ;(

21:19 ~Hoża
Większość to przyjezdni frajerzy co pilnują własnego nosa, ewentualnie swoich kolesi z wioski.

21:19 ~NORMALNY
ZMIENCIE PRAWO W TYM ......... KRAJU.

21:18 ~logik
co sie dziwic ,ze bandyterka panuje na ulicach ,kiedy nawet Kaczka I PiS poparli kiboli??? kibol to przecierz nie jakis grzeczny chłopiec.

21:17 ~egoizm władzy
Znieczulica to nasz system prawny . Przyzwolenie na bandytyzm wszystkich rządzących . Robią to chyba specjalnie żeby ludzie się bali . Brak rządów ludzi mądrych , zainteresowanych dobrem społecznym . To egoiści zainteresowani skłócaniem ludzi i załatwianiem swoich prywatnych spraw.

21:17 ~ewa
to nie znieczulica, to strach przed polskimi sądami - jak głupia pomogłąm, spisano mnie jako świadka i przez dwa lata ciagana bylam po sadach. Pan bandzior pijany nauczyl sie na pamiec mojego adresu, imienia i naziwiska ZAWSZE odczytywanych w jego obecnosci - ja nie wiem gdzie on mieszka, on wie. Boje sie do dzis:(

21:15 ~kurator
ja moge sie załozyc ,ze te osoby pochodza z rodzin ,gdzie były chodowani a nie wychowywani.daje sobie głowe uciąc.jako kurator musze stwierdzic z przykroscia ,ze prawie kazdy przetsepca to "wychowanek" domu dziecka albo ulicy a na ulicy dzieci z "ciepłych domow" sie nie wychowuja.

21:15 ~pszeniczny
to wszystko to jest wina rządzących czyli rządu ,człowiek by pomógł takiemu pacjentowi to wszystko prawdopodobnie obróciło by sie przeciwko niemu i mógł by sam zostać pobity ,a policja orzekła by małą szkodliwość społeczną.


Użytkownik Sentinel edytował ten post 24.11.2011 - 21:49

  • 0

#58 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Obrona konieczna - art. 25 kk

Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem. W razie przekroczenia granic obrony koniecznej, w szczególności gdy sprawca zastosował sposób obrony niewspółmierny do niebezpieczeństwa zamachu, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia.

Istotą prawa do obrony koniecznej jest odparcie bezpośredniego, bezprawnego zamachu na jakiekolwiek dobro chronione prawem.Nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej pod wpływem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionych okolicznościami zamachu. Osoba, która w obronie koniecznej odpiera zamach na jakiekolwiek cudze dobro chronione prawem, chroniąc bezpieczeństwo lub porządek publiczny, korzysta z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych. Przepisu powyższego nie stosuje się, jeżeli czyn sprawcy zamachu skierowany przeciwko osobie odpierającej zamach godzi wyłącznie w cześć lub godność tej osoby.

Prawo do obrony koniecznej jest fundamentalnym prawem człowieka. Instytucja ta funkcjonuje w niezmienionym kształcie od poprzednio obowiązującego kodeksu karnego z 1969 r.

Istotą prawa do obrony koniecznej jest odparcie bezpośredniego, bezprawnego zamachu na jakiekolwiek dobro chronione prawem. Tym zamachem może być każdy czyn człowieka, także nieświadomy, który zmienia, bądź potencjalnie zagraża istniejącemu stanowi.

Obrona konieczna a działanie funkcjonariusza publicznego

Ofiara zamachu ma prawo się bronić bez względu na to czy działanie sprawcy jest umyślne, czy nieumyślnie. Co do zasady obrona konieczna nie przysługuje przed działaniami podejmowanymi przez funkcjonariuszy publicznych. Wyjątkiem od tej zasady jest zaistnienie okoliczności:

  • działanie funkcjonariusza publicznego nie mieści się w zakresie jego uprawnień służbowych
  • działanie podjęte przez funkcjonariusza publicznego narusza jego uprawnienia
W sytuacji gdy funkcjonariusz publiczny działa w granicach swoich uprawnień obrona konieczna nie przysługuje. Również, gdy funkcjonariusz działa w granicach swoich uprawnień, ale popełnia błąd (np. omyłkowo zatrzymuje niewłaściwą osobę) obrona konieczna nie przysługuje.

Obrona konieczna przysługuje funkcjonariuszowi publicznemu, który padł ofiarą bezprawnego zamachu. Gdy funkcjonariusz wykonuje swoje obowiązki służbowe podstawą prawną jego działań jest kontratyp realizacji obowiązków służbowych. Natomiast na kontratyp obrony koniecznej funkcjonariusz policji będzie mógł powołać się tylko wtedy, gdy realizując swoje obowiązki służbowe spotka się z bezprawnym zamachem skierowanym w niego.

Obrona konieczna w bójce przysługuje, gdy osoba włącza się do bójki w celu jej przerwania i zaprowadzenia porządku publicznego oraz w sytuacji gdy jeden z uczestników sięgnie po niebezpieczne narzędzie (broń, nóż etc.). Prawo do obrony koniecznej przysługuje nawet wtedy, gdy poszkodowany mógł z łatwością uniknąć zamachu np. poprzez ucieczkę. Nie ma też obowiązku odpierać bezprawny zamach w sposób współmierny. Osoba napadnięta ma prawo bronić się wszelkimi dostępnymi środkami, aż do momentu, gdy sprawca odstąpi od kontynuowania zamachu.

Postać zamachu

Zamach powinien być realny. W przeciwnym wypadku, gdy jest tylko wytworem wyobraźni „ofiary” takie zachowanie jest nie jest kontratypem, tylko błędem co do kontratypu. Zamach jest bezpośredni także wtedy, gdy nie został jeszcze zrealizowany, ale istnieje wysokie prawdopodobieństwo jego przeprowadzenia. Bezpośredniość przejawia się poprzez moment rozpoczęcia i zakończenia się ataku stwarzającego niebezpieczeństwo dla dobra prawnego. Gdy zamach na dobro jeszcze nie doczekał się fazy realizacji bądź już się zakończył, a spotkał się reakcją poszkodowanego doktryna prawa karnego nazywa taką sytuację ekscesem ekstensywnym. Natomiast gdy środki podjęte przeciw sprawcy są rażąco niewspółmierne doktryna prawa karnego nazywa taką sytuację ekscesem intensywnym.

Przekroczenie granic obrony koniecznej

W sytuacji przekroczenia granic obrony koniecznej istotnym czynnikiem są okoliczności popełnienia czynu. Jeżeli przekroczenie granic obrony koniecznej było wynikiem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionych okolicznościami zamachu to sąd odstępuje od wymierzenia kary obligatoryjnie. O takiej sytuacji możemy mówić gdy strach i wzburzenie biorą górę nad intelektem napadniętego. Jako, że tego typu okoliczności niemal zawsze towarzyszą napadniętemu, ostateczna ocena zdarzenia należy do sądu orzekającego.

Każdy przypadek oceniany jest indywidualnie. Sąd wydając wyrok w takiej sprawie szczegółowo analizuje konkretne zdarzenie, jego przebieg, stopień zagrożenia, intensywność, okoliczności zdarzenia itp.

Obrona konieczna jest okolicznością wyłączającą bezprawność czynu zabronionego. Oznacza to, że dokonanie czynu w sytuacji obrony koniecznej nie jest przestępstwem. Jej zastosowanie wyłącza bowiem odpowiedzialność karną. Nie każdy jednak zamach na dobro własne lub innej osoby uprawnia do podjęcia obrony. Podjęcie obrony koniecznej uzasadnia tylko zamach, który jest:

1. Bezpośredni – bezpośredniość oznacza bliski związek czasowy między zamachem a obroną.

Przykład:
Bezpośredni jest zamach sprawcy, który unosi rękę, aby zadać cios ofierze, jeżeli z okoliczności wynika cel działania tego sprawcy.

2. Bezprawny – zachowanie napastnika jest sprzeczne z normą prawną.

Ważne:
Każdy czyn zabroniony przez prawo karne stanowi zamach bezprawny.

3. Rzeczywisty – musi istnieć obiektywnie, a nie być jedynie wytworem wyobraźni osoby czującej się zaatakowaną.

Ważne:
Działania podjęte w ramach obrony koniecznej muszą być współmierne do niebezpieczeństwa zamachu.

Przykład:
Do domu pana Mariana włamał się złodziej. Miał przy sobie nóż. W momencie kiedy chciał otworzyć sejf, pan Marian usłyszał hałas i zaskoczył włamywacza w pokoju. Ten wymierzył w jego kierunku nóż i zagroził, że zrobi mu krzywdę. Na szczęście pan Marian chwycił stojącą obok lampę i rzucił nią w kierunku włamywacza ogłuszając go. W opisanej sytuacji mamy do czynienia z obroną konieczną.

Jak skutecznie bronić się przed włamywaczem?

Co zrobić w sytuacji, gdy ktoś włamał się do naszego mieszkania? Czy możemy się skutecznie obronić przed napastnikiem jeszcze przed przyjazdem policji? Tak, ale musimy pamiętać, że prawo jest w takich sytuacjach bardzo restrykcyjne i nie zawsze będziemy mogli zatrzymać napastnika. Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem.Czy możemy się bronić?

Warto wiedzieć, że każda osoba zaatakowana i broniąca się przed atakiem ma prawo użyć takiego przedmiotu, który pomoże i zapewni jej jego odparcie, nawet w takiej sytuacji, gdy atakujący posługuje się jedynie rękami. Dopuszczalne jest więc posłużenie się niebezpiecznym narzędziem, na przykład nożem, nawet wtedy, jeżeli napastnik używa tylko siły fizycznej, a napadnięty nie dysponuje innym środkiem obrony.

Każda osoba, atakując dobro chronione prawem, a przede wszystkim dopuszczając się zamachu na zdrowie lub życie napadniętego (złodziej, włamywacz), musi liczyć się z obroną z jego strony, czyli taką, która będzie konieczna do odparcia zamachu i w związku z tym powinna liczyć się z każdą konsekwencją, jaka może nastąpić, nawet z ryzykiem doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, czy nawet utratą życia.

Osoba broniąca porządku publicznego chroniona jak policjant

Osoba, która zainterweniuje na widok aktu chuligaństwa jest chroniona jak funkcjonariusz publiczny. Ci, którzy napadną na osobę interweniującą muszą liczyć się z dużo surowszymi karami. Osoba, która w obronie koniecznej odpiera zamach na jakiekolwiek cudze dobro chronione prawem, chroniąc bezpieczeństwo lub porządek publiczny, korzysta z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych. fot. FotoliaWiększa ochrona osób interweniujących

Od 22 marca 2011 roku, kiedy weszła w życie nowelizacja kodeksu karnego, osoba, która stanie w obronie porządku publicznego, jest chroniona jak funkcjonariusz publiczny. Zgodnie z treścią art. 25 par. 4 kk :

Osoba, która w obronie koniecznej odpiera zamach na jakiekolwiek cudze dobro chronione prawem, chroniąc bezpieczeństwo lub porządek publiczny, korzysta z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych.

Surowsze kary dla przestępców

Większa ochrona interweniujących wiązała się będzie z surowszymi karami dla przestępcy, który zaatakuje osobę, która podjęła działania w celu obrony porządku publicznego. Za uderzenie osoby interweniującej (lub naruszenie jej nietykalności cielesnej w inny sposób) grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 3. Przed nowelizacją, było to zwykłe naruszenie nietykalności cielesnej, zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku. Spowodowanie ciężkiego uszczerbku w wyniku czynnej napaści – od 2 do 12 lat pozbawienia wolności. Za dokonanie czynnej napaści na interweniującego z użyciem broni palnej lub podobnego narzędzia grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Jeżeli napastnik zabije osobę interweniującą, grozi mu kara pozbawienia wolności od 12 lat, kara pozbawienia wolności na 25 lat lub dożywocie.

Warto podkreślić, że kara za napaść na osobę interweniującą będzie niezależna od tej, jaka zostanie wymierzona napastnikowi za rozbój czy niszczenie mienia (to działanie, które było podstawą do interwencji przez obywatela).

Ważne:
Konsekwencją znowelizowania kodeksu karnego jest również to, że naruszenie nietykalności cielesnej osób interweniujących jest ścigane z urzędu. Dotychczas osoby takie musiały kierować prywatny akt oskarżenia.

Art. 25 par. 5 kk wskazuje jednocześnie, że przepisy wzmacniające ochronę osób interweniujących nie będą miały zastosowania w sytuacjach, gdy czyn napastnika godzi wyłącznie w cześć lub godność tej osoby. Oznacza to, że jeśli czyn sprawcy zamachu nie przekracza granicy integralności cielesnej osoby interweniującej (ale np. znieważa ją), szczególna ochrona jej nie przysługuje.

Źródło: www.kodeks-karny.wieszjak.pl


Użytkownik Sentinel edytował ten post 04.12.2011 - 10:48

  • 0

#59 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Oto przykład kiedy osoba bądź co bądź postronna (w tym przypadku policjant po słuzbie i ochroniarz w jednej osobie) wykorzystując legalnie posiadaną broń zabija napastnika, który z niewiadomych przyczyn strzela do przypadkowych ludzi. Według mnie całe szczęście, że znalazł się tam ktoś z "jajami" i z bronią powstrzymał tego szaleńca zanim doszło d masakry. I niech nikt nie podnosi głosu, że jak by w ogóle broni nie było to by się to nie stało. Stało by się także tylko zamiast broni palnej gość użył by siekiery, noża albo miecza samurajskiego i nie było by nikogo kto mógłby go powstrzymać.

Brawo dla gościa, za odwagę, refleks i uratowanie zycia wielu przypadkowym osobom.

10:22, 10.12.2011 /Reuters

STRZELANINA W HOLLYWOOD
Strzelał na ulicy. Przechodnie myśleli że to film

Mężczyzna, który z nieznanych przyczyn otworzył ogień i ranił trzy osoby w centrum Hollywood został zastrzelony przez będącego po służbie policjanta. Do zdarzenia doszło w samym sercu miasta, na przecięciu ulic Sunset i Vine.

Sprawcą okazał się 26 letni mężczyzna, najprawdopodobniej pochodzenia hiszpańskiego. Nagle zaczął strzelać do 40-letniego kierowcy osobowego mercedesa, który z ciężkimi obrażeniami został odwieziony do szpitala.

Mężczyzna, który otworzył ogień został zastrzelony przez policjanta, który po służbie dorabiał jako ochroniarz na znajdującym się nieopodal planie filmowym.

Więcej tutaj ... i tutaj ...


  • 1

#60 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

13/11/2011

Czy policja rzeczywiście nas chroni?

Autor: Wendy McElroy
Tłumaczenie: Marta Wojtkiewicz

W zeszłym miesiącu Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka wymierzyła Ameryce policzek wydając orzeczenie nie posiadające mocy prawnej, że Jessica Lenahan miała prawo pozwać wydział policji w Castle Rock, w stanie Kolorado, za odmowę egzekwowania zakazu zbliżania się do niej przez jej męża, z którym przebywała w separacji. Sądy amerykańskie oddaliły wcześniej jej sprawę.

Orzeczenie trybunału wznieciło na nowo dyskusję wokół problemu, który jest przedstawiany jako przykład amerykańskiej polityki dotyczącej przemocy domowej. Jednak, konkretniej, jest to przykład skrajnego rozdźwięku pomiędzy oczekiwaniami społeczeństwa a działaniami policji w kwestii zapobiegania przemocy. Społeczeństwo woła: „To wasze zadanie!”, policja odpowiada zaś: „Powiedzcie to sędziemu!”. Amerykańscy sędziowie natomiast, nieustannie orzekają, iż policja nie ma obowiązku chronić jednostki.

Orzeczenie trybunału ujawnia ogólne zamieszanie związane z celem istnienia instytucji policji w USA. Lenahan twierdzi, że policjanci mają w świetle prawa obowiązek chronić ją przed przemocą, a więc dopuścili się przestępstwa podczas swojej służby. W rzeczywistości, zapewnianie ludziom ochrony nie jest misją policji. Jej zadaniem jest wyłącznie egzekwowanie prawa oraz wykonywanie postanowień państwa.

Skąd pochodzi ten niemal schizofreniczny punkt widzenia na policję? Sprawa Lenahan umożliwia pewien wgląd w ten problem.

Tło sprawy

22 czerwca 1999 roku, Simon Gonzales uprowadził swoje trzy córki pomimo obowiązującego go zakazu zbliżania się do nich. Jego rozgorączkowana żona Jessica (wówczas Gonzales) dzwoniła na policję siedem razy i udała się na posterunek, błagając o pomoc. Pomimo iż miało miejsce naruszenie zakazu zbliżania się, policjanci odmówili zajęcia się sprawą, zakładając, że Simon nie stanowi zagrożenia. W ciągu 24 godzin na tyle jego ciężarówki znaleziono zwłoki trzech dziewczynek, a Simon zginął podczas strzelaniny z policjantami.

Jessica wniosła pozew sądowy o 30 mln dolarów przeciwko miastu Castle Rock, oskarżając policję o naruszenie jej prawa gwarantowanego w 14-stej Poprawce do Konstytucji. Klauzula Poprawki głosi:

Żaden ze stanów nie wyda ani nie będzie egzekwował jakiejkolwiek ustawy, która ogranicza prawa i wolności obywateli Stanów Zjednoczonych; żaden ze stanów nie pozbawi jakiejkolwiek osoby życia, wolności lub mienia bez rzetelnego procesu; nie odmówi też jakiejkolwiek osobie jednakowej ochrony praw.

W skrócie, Jessica utrzymywała, że odmowa policji egzekwowania zakazu zbliżania się jej męża do rodziny, naruszyła jej konstytucyjne prawo do ochrony. Sprawa została skierowana do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Dnia 27 czerwca 2005 roku Sąd Najwyższy oddalił sprawę Gonzales przeciwko Castle Rock z uzasadnieniem, iż nie istnieje konstytucyjne prawo do ochrony przez policję. Zgodnie z prawem stanu Kolorado, policja ma obowiązek „użycia wszelkich możliwych środków w celu wyegzekwowania nakazu ochrony”. Niemniej jednak, Sąd Najwyższy orzekł przeciwko prawu stanowemu.

Prawo stanu Colorado nie wydało indywidualnego uprawnienia do egzekwowania zakazów zbliżania się. Nie wydaje się, aby prawo stanowe rzeczywiście uczyniło takie uprawnienie gwarantowanym. Ugruntowana tradycja działań policji oparta na swobodzie działania, od dawna współistniała z obowiązującymi przepisami prawa.

Zatem, rdzeniem sprawy Gonzales przeciwko Castle Rock jest spór o rolę policji. Czy policja istnieje po to, aby nas chronić? W świetle powyższego orzeczenia, oczywistą odpowiedzią jest, że nie. Od orzeczenia Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych z 1856 roku w sprawie Południe kontra Maryland do Castle Rock, sądy orzekały, że „nie ma konstytucyjnego prawa do ochrony przez państwo przed morderstwem ze strony przestępców lub osób niepoczytalnych” (DeVito przeciwko Bowers, 1982 r.).

Jaka jest wobec tego rola policji?

Amerykański system prawny ma korzenie w angielskim prawie zwyczajowym, zaś współczesna amerykańska policja wzorowana jest na angielskich szeryfach, którzy byli opłacani przez rząd i mu podlegali, a nie społeczeństwu. Głównym zadaniem szeryfa było egzekwowaniem tak zwanych „rozporządzeń rządu”. Utrzymywanie porządku publicznego również należało do jego obowiązków, lecz nawet ten „porządek” był definiowany przez rząd.

Korzeni współczesnej policji USA należy szukać w Anglii z końca osiemnastego wieku. To wówczas Anglia przeistoczyła się w nowoczesne państwo narodowe i powstało wiele instytucji znanych nam dzisiaj. Jedna z pierwszych ustaw dotyczących policji została zaproponowana przez premiera Williama Pitta Młodszego. Miała ona stworzyć instytucję policji finansowaną z podatków, sprawującą jurysdykcję nad Londynem. Propozycja ustawy została odrzucona. Jednak w 1786 r. Anglicy ustanowili scentralizowaną i finansowaną przez miasto policję w Dublinie, posiadającą konkretne zadanie tłumienia „nieporządku”. Po rebelii w Irlandii w 1799 r., policja została jeszcze silniej scentralizowana, a jej uprawnienia zostały rozszerzone.

W tym, jak również i w przypadku innych pomysłów prowadzenia polityki społecznej, Irlandia posłużyła jako królik doświadczalny w politycznych eksperymentach Anglii. Przykładowo, Anglicy nakazali tworzenie szpitali państwowych w Irlandii na długo przed tym, jak zaistniały one w Wielkiej Brytanii. Kompletne ustanowienie współczesnej policji w Irlandii dokonane zostało w 1814 r. pod rządami Roberta Peela, głównego sekretarza Lorda Namiestnika Irlandii, który ustanowił Policję Utrzymania Pokoju. Peel wyjaśnił, że policja miała być „siłą paramilitarną” — czyli organizacją o charakterze wojskowym w kwestii struktury i treningów fizycznych. Zgodnie ze swoją nazwą, policja miała za zadanie utrzymanie pokoju zwalczając czynniki go zakłócające, czytaj: buntowniczych Irlandczyków.

W swoim eseju ‘Call the COPS’ — But Not the Police: Voluntaryism and Protective Agencies in Historical Perspective libertarianin Carl Watner określił Anglię jako „bardziej otwartą” na ideę współczesnej policji:

W 1829 r. Peel — wówczas Minister Spraw Wewnętrznych Anglii — mógł przekonać parlament do zaakceptowania jego propozycji zmonopolizowanej policji kontrolowanej przez rząd w Londynie; nowa Policja Metropolitalna [była] … zanglicyzowaną wersją policji, którą utworzył wcześniej w Irlandii.

Co się zmieniło od 1785 r., kiedy nie zgodzono się na utworzenie policji? Zaszły co najmniej dwie poważne zmiany. Stanley H. Palmer opisuje jedną z nich w swojej książce Police and Protest in England and Ireland 1780–1850 (1988):

Organizacja i rekrutacja irlandzkiej policji bez wątpienia upewniła najważniejszą elitę polityczną Anglii o funkcjonalności policji, jej przydatności w czasach nieporządku, zaletach zdyscyplinowanego profesjonalizmu (s. 376)

W książce Criminal justice: an introduction to philosophies, theories and practice (2004), Ian Marsh, John Cochrane, and Gaynor Melville opisują drugi czynnik:

Dlaczego współczesna policja pojawia się właśnie w tym czasie — na początku dziewiętnastego wieku? Przedtem zagrożenie wolności jednostki używane było jako argument przeciwko zorganizowanemu utrzymywaniu porządku. Jednak pojawienie się kapitalizmu przemysłowego doprowadziło do powstania ogromnych mas zubożałych pracowników — bezrobotnych lub o bardzo niskich zarobkach — przenoszących się do rozprzestrzeniających się ośrodków miejskich. To, jak i również ogólny wzrost populacji, doprowadziło do strachu przed „niebezpiecznymi klasami”.

W skrócie, korzenie współczesnej policji w Anglii, jak i również Irlandii, pojawiły się na skutek dostrzeżenia potrzeby kontroli społecznej. To samo stało się w Ameryce. Podczas dziewiętnastego wieku model Peela został w dużej mierze przyjęty przez miasta amerykańskie. Jak zauważył Carl Watner:

Jednym z dominujących motywów w historii policji w Stanach Zjednoczonych była walka o to, która z frakcji politycznych ma sprawować kontrolę nad policją. Zgodnie z konstytucją Stanów Zjednoczonych za policję nie odpowiadała władza federalna, ale raczej leżało to w kompetencji każdego ze stanów, hrabstw lub lokalnych rządów. Ponieważ kontrola policji należała do obowiązków lokalnych, przechodziła ona z rąk do rąk pomiędzy wybieranymi władzami miasta a stanu. W ten sposób nigdzie nie istniały ściślejsze powiązania policji i polityki niż w Stanach Zjednoczonych.

Zatem decyzja Sądu Najwyższy Stanów Zjednoczonych w sprawie Castle Rock nikogo nie powinna była zaskoczyć. Gdyby sąd uznał, że zakaz zbliżania się był konstytucyjnym prawem do ochrony, wówczas fundamentalnym celem amerykańskiej policji byłoby porzucenie służby prawu na rzecz służby jednostce. Co więcej, taki precedens dałby początek paraliżującemu napływowi pozwów przeciwko wydziałom policji. Mogłoby to również zmienić „charakter pracy” policji w Ameryce.

Konkurencyjny punkt widzenia, który jest typowo amerykański

Dlaczego Amerykanie wciąż wierzą, że policjanci istnieją, aby zapewnić im ochronę?

Istnieje jeden powód: w przeciwieństwie do większości narodów Ameryka posiada historyczne uzasadnienie dla tego przekonania w postaci Dzikiego Zachodu. Jak wyjaśniają Terry L. Anderson i P.J. Hill w eseju An American Experiment in Anarcho-Capitalism: The Not So Wild, Wild West obraz szeryfa z zachodniego miasteczka, uosabianego przez szeryfa Dillona przedstawia prywatną policję, która chroniła ludzi i własność. Autorzy piszą, że:

Zachód z tamtych czasów często postrzegany jest jako obszar, na którym panował chaos, bez szacunku dla własności czy życia. Nasze badania wskazują, że tak nie było: prawa własności były chronione, a porządek publiczny zachowany. Prywatne organizacje zapewniały niezbędną podstawę dla uporządkowanego społeczeństwa, w którym chroniono własność prywatną i rozwiązywano konflikty.

Tych organizacje często nie można nazwać rządami, ponieważ nie miały one prawnego monopolu na „utrzymywanie porządku”. Wkrótce odkryto, że „działania zbrojne” to kosztowny sposób na rozwiązywanie sporów zaś tańsze metody ugodowe (arbitraż, sądy itd.) są efektywniejsze. Podsumowując, w naszym artykule stwierdzamy, że charakteryzowanie amerykańskiego zachodu jako „dziekiego” wydaje się być niepoprawne.

Anderson i Hill przedstawiają fascynujący obraz „Dzikiego Zachodu”, rewizjonistyczny wobec tego zobrazowanego w powieściach Zane Grey.

Ostatnio jednak dokładniejsze badania istniejących warunków każą wątpić w słuszność takiego wyobrażenia. W swojej książce Frontier Violence: Another Look, W. Eugene Hollon twierdzi, że „dziki zachód był dużo bardziej cywilizowanym, spokojniejszym i bezpieczniejszym miejscem niż współczesna Ameryka”. Legenda „dzikiego zachodu” żyje bez względu na odkrycie Roberta Dykstra, że w pięciu głównych miasteczkach, gdzie handlowano bydłem (Abilene, Ellsworth, Wichita, Dodge City i Caldwell) w latach 1870-1885, odnotowano tylko 45 zabójstw — średnio 1,5 na jeden sezon handlowy.

W Abilene, rzekomo jednym z najdzikszych miasteczek w 1869 i 1870 roku nie zabito nikogo. W rzeczywistości, nie zabito nikogo aż do czasu pojawienia się funkcjonariuszy prawa, zatrudnionych aby zapobiegać zabójstwom.

Niegdyś znaczna część obszaru, który dziś stanowi Amerykę, była chroniona przez prywatnych policjantów opłacanych przez społeczność, której służyli i przed nią również odpowiedzialnych. Zachodni szeryfowie chronili ludzi i własność; ratowali nauczycielki i karali złodziei bydła. Ich misją było utrzymanie pokoju poprzez zapobieganie przemocy.

Współcześni policjanci wciąż pławią się w blasku tego dziedzictwa — i to nawet wtedy, gdy zdradzają je poprzez pobieranie państwowej pensji i instytucjonalizację obojętności wobec obywateli i własności tych, którym rzekomo służą. Współczesny policjant jest w rzeczywistości antytezą szeryfa Dillona i wyrazem stereotypowego brytyjskiego szeryfa — urzędnika państwowego odpowiedzialnego tylko przed rządem.

Wniosek

Zatem, prawdziwe przesłanie jakie niesie ze sobą tragedia Gonzales brzmi: Chroń się sam, ponieważ policja nie jest wynagradzana za to, aby się o ciebie troszczyć.

Źródło: www.mises.pl


Użytkownik Sentinel edytował ten post 13.12.2011 - 20:11

  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych