Skocz do zawartości


Zdjęcie

Całun Turyński - Wierzyć czy nie? Żyd uwierzył...


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Luke.
  • Postów: 407
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Ostatnio przeczytałem bardzo ciekawą rozmowę z osobą, która należała do ekipy badającej Całun Turyński. Jako żyd, początkowo nie miał co do tego wątpliwości, że jest to zwykłe malowidło. Jednak po przeprowadzeniu badań wszystko się zmieniło... Poniżej zamieszczam oryginalny artykuł i wywiad z Berrie Schwortzem wyciągnięty z gazety.

 

Wierzyć czy nie? Żyd uwierzył…

Całun Turyński. W kilku warszawskich świątyniach, m.in. u św. Barbary na Koszykach, u św. Józefa na Kole i w kościele Miłosierdzia Bożego na Saskiej Kępie można oglądać kopie Całunu Turyńskiego. Wprawdzie Kościół nie potwierdził swoim autorytetem prawdziwości pogrzebowego płótna okrywającego ciało Jezusa, ale pozostawił tą kwestię osądowi wiernych. O prawdziwości całunu przekonywał w Warszawie jeden z pierwszych jego badaczy, Amerykanin żydowskiego pochodzenia.

Barrie Schwortz był oficjalnym fotografikiem amerykańskiej grupy badawczej STRUP (Shroud of Turin Research Project), który w 1978 r. jako pierwszy dokonał dogłębnego naukowego badania Całunu Turyńskiego. Było to już po śmierci Jana Pawła I, ale zanim jeszcze październikowe konklawe rozstrzygnęło o wyborze Jana Pawła II. W tym samym czasie z Całunem po raz pierwszy zetknął się kardynał Karol Wojtyła.

Dołączona grafika

Całun Turyński

Wiara w prawdziwość płótna zajęła Barriemu Schwortzowi 18 lat. Od tej pory jeździ po świecie, przekonując innych, że wizerunek mężczyzny zachowany na ręcznie tkanym materiale o wymiarach 437 cm na 113 cm nie jest dziełem rąk ludzkich. Według niego, amerykańskiego żyda, Całun Turyński jest śladem Jezusa Chrystusa, ukrzyżowanego ponad dwa tysiące lat temu w Jerozolimie. Wizerunek na Całunie całkowicie odpowiada relacji z Pisma Świętego. Można na nim zobaczyć nie tylko ślady bicia, biczowania, ukoronowania cierniem, jak i ukrzyżowania, ale nawet przebicia boku, między 5. i 6. żebrem. Obraz na Całunie to negatyw fotograficzny. I do tego trójwymiarowy, co wyklucza fałszerstwo z okresu średniowiecza, które nie znało nawet zasad perspektywy w malarstwie. W tym okresie nie wiadomo było również, że wbicie gwoździa w nadgarstek powoduje paraliż nerwu i samoczynne podgięcie kciuka, co spowodowało, że na Całunie widoczne są tylko cztery palce ręki. Na płótnie nie ma śladów farby ani pędzla. Włókna nie są posklejane, nie ma na nich śladów pigmentu. Obróbka komputerowa zdjęć ujawniła, że na oczach Chrystusa położono małe monety, co było zwyczajem w ówczesnej Palestynie. Na Całunie znaleziono pyłki roślin zarówno z Palestyny, Azji Mniejszej, jak i Francji – miejsc, gdzie Całun przebywał.

Upewniwszy się ostatecznie co do autentyczności Całunu, Schwortz założył w 1996 r. pierwszy i do dziś największy serwis internetowy (www.shroud.com) poświęcony wyłącznie propagowaniu informacji na temat relikwii. W kwietniu, tuż przed Wielkanocą, na zaproszenie Rycerzy Jana Pawła II odwiedził m.in. Warszawę. W katedrze św. Floriana na Pradze, w szkolnej auli Przymierza Rodzin i na spotkaniu w świętokrzyskiej bazylice mówił o tym, co ostatecznie przekonało go o prawdziwości turyńskiej relikwii.

Dołączona grafika

Barrie Schwortz

Bóg chciał, żebym był świadkiem
Z Barrie Schwortzem rozmawia Tomasz Gołąb.

  • Brał Pan udział w niezwykłym przedsięwzięciu. 33 lata temu mógł Pan dotykać materialnego dowodu na prawdziwość orędzia Zmartwychwstania.
  • Gdy zapytano mnie, co wiem o Całunie, uśmiałem się. Przecież jestem żydem. Dla mnie było oczywiste, że to malowidło. Wówczas powiedziano mi o niezwykłych właściwościach tego obrazu: że jest wiernym negatywem i z pewnością nie mógł powstać, zanim wynaleziono fotografię. Zainteresowałem się. Przez blisko dwa lata, razem ze specjalistami z najlepszych amerykańskich laboratoriów, m.in. z NASA, planowaliśmy eksperymenty, które chcieliśmy przeprowadzić, by dowiedzieć się więcej o pochodzeniu płótna. W Turynie dostaliśmy około 120 godzin, pięć dni i nocy, żeby zbadać tajemnicze odbicie ludzkiej sylwetki. Interesowało nas ono wyłącznie z naukowego punktu widzenia. 24 osoby pracowały równocześnie nad różnymi partiami płótna. Mogliśmy je fotografować, prześwietlać promieniami Rentgena, badać w ultrafiolecie i pobierać próbki krwi. W końcowym raporcie, opublikowanym w 1981 r., z całą pewnością stwierdziliśmy, że Całun jest odbiciem rzeczywistej postaci: biczowanej i ukrzyżowanej. I że nie powstał ręką malarza, techniką wypalenia, nie jest też fotografią. Skąd się jednak wziął? Po trzech latach badań nie byliśmy w stanie wyjaśnić tej zagadki.
  • Wtedy uznał Pan, że to cud?
  • Cud nie jest kategorią naukową. To pojęcie z obszaru wiary. Ale w ciągu 18 lat natykałem się na kolejne naukowe dowody, że Całun jest płótnem, w które owinięte było ciało Jezusa. To jedyne wytłumaczenie jego istnienia. Każde inne wyjaśnienie sceptyków zostało obalone. Po 18 latach od zakończenia badania Całunu nie pozostało mi, wierzącemu żydowi, nic innego, jak stwierdzić jego autentyczność.
  • Czy wszyscy z grupy naukowców badających Całun są tego samego zdania?
  • Oczywiście, że nie. Media ochrzciły nas mianem religijnych fanatyków, choć wśród nas zaledwie trzech było żydami, kilku protestantami i kilku katolikami. Reszta była niewierząca. Religijność nie była kryterium doboru członków ekipy. Ale wszyscy zgodziliśmy się co do tego, że Całun nie jest dziełem ludzkich rąk.
  • Co ostatecznie przekonało Pana o jego prawdziwości?
  • W 1995 r. byłem bliski rozwiania wszystkich moich wątpliwości. Oprócz jednej: zaschnięta ludzka krew czernieje lub robi się brązowa. Na całunie była wciąż intensywnie czerwona. Wówczas chemik medyczny z ekipy badającej Całun, również żyd, wyjaśnił mi, że krew człowieka dręczonego przez dłuższy czas, jak Jezus, zawiera znacznie większą dawkę bilirubiny. Tylko taka krew nie blaknie ani nie czernieje, mimo upływu czasu. To dla mnie było ostatni element układanki. Jak u Sherlocka Holmesa, który mówił, że jeśli wyeliminowałeś wszystkie możliwości, jakkolwiek nieprawdopodobnie brzmiałoby to, co zostanie – najpewniej jest prawdą.
  • Jak ta prawda zmieniła Pana życie?
  • W 1995 r. zrozumiałem coś więcej: media dotychczas kłamały na temat ustaleń naszej ekipy. Były zainteresowane jedynie wtedy, gdy ktoś ogłaszał, że Całun jest fałszywy. Na przykład wtedy, gdy badano jego fragmenty metodą aktywnego węgla i ogłoszono, że pochodzi ze średniowiecza. Gdy dowiedziono, że do badań pobrano próbkę ze średniowiecznej łaty, którą uzupełniono kilkaset lat temu ubytki, nie wspomniały nawet o tym prawie żadne media. Dlatego w 1996 r. stworzyłem stronę internetową, która śledzi wszystkie naukowe doniesienia na temat Całunu i propaguje wiedzę o efektach prac nad jego pochodzeniem. Dzięki niej docieram do milionów ludzi z tym orędziem – wszędzie tam, gdzie nie mogę pojechać osobiście.
  • Czy upewniając się o prawdziwości Całunu, nie myślał Pan o przejściu na chrześcijaństwo? Skoro Chrystus jest dla Pana postacią historyczną…
  • Całun Turyński sprawił, że zacząłem po raz pierwszy w życiu poważnie zastanawiać się, w co wierzę. Kim dla mnie jest Bóg, który towarzyszył mi od chwili urodzenia w żydowskiej rodzinie? Paradoksalnie więc Całun, relikwia tak cenna dla chrześcijan, spowodowała moje nawrócenie na żyda. Myślałem o tym długi czas. Ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że skoro Bóg chciał, żebym urodził się żydem i jako żyda „powołał” mnie do ekipy badającej pochodzenie Całunu w 1978 r., to być może chce także, bym jako żyd świadczył o jego autentyczności.
Źródło:
Gość Niedzielny, nr 18 rok LXXXVIII

Użytkownik Luke edytował ten post 16.05.2011 - 09:43

  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych