Raczej żałosne.
Mógłbyś się pohamować?
Obraziłem Cię? To było wulgarne? Agresywne? Wątpię.
Niestety ale to
naprawdę było żałosne. W tym wypadku to ja powinienem był prosić Cię o pohamowanie, bo przyczepiłeś się do niewiadomo-czego.To nie jest pionierskie myślenie.
Wybacz mi ale jeśli myślisz, że Ty jesteś pionierem to jesteś w ogromnym błędzie.
Mylisz się. Chorobliwa zazdrość nie jest wspaniała tylko szkodliwa. Poza tym swoją zazdrością i innymi negatywnymi emocjami wywieramy presję na drugiej osobie.A z czym się to wiąże? Ograniczamy jej wolną wolą. Narzucamy swoim zachowaniem własne oczekiwania. Nie mówię o delikatnym przejawie, tylko o takim utrudniającym życie. Taka zaborczość prowadzi często do rozpadu związku, więc mi nie mów, że to jest wspaniałe. Nikt nie lubi mieć narzucanej woli, tłamszony, ograniczany. Zazdrość jest egoistyczna i nie ma związku z miłością. Potrafi tak zaślepić, że nie dostrzegamy potrzeb w drugiej osobie, liczy się tylko to co my czujemy.
Przecież ja ciągle mówię o tym żeby nie ograniczać wolnej woli! - to jest klucz, bo wtedy ograniczona zostanie ilość 'negatywnych' emocji i uczuć. Pisałem ze sto razy, ale Ty wolisz odnosić się do pionierstwa.
Zazdrość pewnie nie zniknie, bo jest to ludzkie uczucie. Chodzi o to żeby nie prowadziła do ograniczania czyjejś wolnej woli. Ja jej doświadczam i ją akcepuję. Ty doświadczasz i nie akceptujesz - mało tego, czekasz aż ona zniknie sama z tego świata, bo sam nie potrafisz się jej pozbyć.
Skoro wolisz się smucić i użalać nad sobą w życiu - Boże jak mi smutno - Twój wybór
Wolna wola, tylko nie płacz później jak Ci włosy wypadną z nerwów, nabawisz się wrzodów, czy złapiesz raka, czego Ci oczywiście nie życzę.
Nikt nie woli, ale w tym sęk że jest to potrzebne. Nigdy nie byłeś zakochany? Jak chcesz doświadczyć miłości bez istnienia smutku?
Widzisz jak okropnie jesteś związany ze swoim "materialnym skafandrem"? Włosy, wrzody, rak, ciało - wszystko to jest prochem. Ja jestem pewnien, że istnieje coś więcej - coś co religie nazywają duszą.
Nic nie dodałem. Jest ona tylko jedną z licznych metafor, które prowadzą do wiedzy o jedności wszystkich ludzi, o równości, jak o jednym i wspólnym pochodzeniu. Mowa jest o tym, by widzieć siebie w drugim człowieku. Ta stara prawda jest znana od tysiącleci.
Wszędzie widzisz matafory. Jeszcze raz: "Miłuj bliźniego JAK siebie samego." Jezus powiedział to rybakom - intelektualnym tumanon! Prościej się nie dało przekazać tej prawdy.
Gołym okiem widać, że chodzi o miłośc - owszem - ale do odrębnej jednostki. I ta stara prawda jest znana w ten sposób od tysiącleci. Dopiero współcześni guru - również Twoi guru - zaczęli wyszukiwać na siłe linijki w starożytnych tekstach które im podpasują do "oświeconego" nurtu.
Skoro jest to "jedna z licznych metafor" to lepiej podaj inne bo ta akurat jest całkowitym zaprzeczeniem tego co Ty piszesz.
Jaki system? Sami go przecież stworzyliśmy.
Byłeś przy tym?
Odbijam - Ty byłeś?
W świecie zwierząt owce są pilnowane przez pasterza.
Człowiek jako owca pilnuje się wzajemnie, aby jeden z drugim nie wyszedł poza grupę. Kto założył stado? To już inna sprawa.
Nietrafiona metafora. Tzn. nie dla Ciebie. Wcześniej pisałem o artyście który maluje obraz i 'wkłada' w niego istniejące wcześniej uczucia. Ty odpisałeś:
A między Twoimi owcami i pasterzem istnieje ten sam dystans. Więc napisałeś prawie to samo co ja tylko w Twoim wypadku obrazem są owce (tylko skąd one się wzięły? W jaki sposób stanowią część pasterza?), a moim malarzem - Twój pasterz.Nie do końca dobra metafora, bo między artystą a obrazem jest swego rodzaju dystans.
Miło byłoby jakbyś nie spłycał tego. Ja nie mówię o jedności, jako wolności. Ty chyba na odczepnego przeglądasz wątki o zmianach
Za to ja mówię tylko o wolności, bo tylko tak zmiana jest zmianą na lepsze. Ale nie osiągniemy jej w sposób o którym mówisz, bo jest to oszukiwanie siebie.
Doskonale wiem na czym polegają Twoje zmiany i czego oczekują tacy jak Ty.
Nie potraficie się pogodzić, że jesteście ludźmi. I na siłę chcecie stać się Bogami. Stąd te "cząstki boskiej energii, którymi jesteśmy" i "jedna wielka energia-matka której częściami jesteśmy".
Nie możesz pogodzić się z tym, że człowiek żyje by doświadczać. Nie tylko jednego uczucia - miłości. Bo co to wtedy jest za doświadczanie? Żadne.
Dziecko wychowywane w bogatej rodzinie, rozpieszczane w miłości, któremu maksymalnie ogranicza się uczucia smutku, bólu, itp. niemal zawsze wyrasta na rozkapryszonego, rozwydrzonego, nieprzystosowanego do życie w społeczeństwie. Metafora taka.
Używanie sekretu jest potwierdzone przez badania emisji fal mózgowych, które są jak magnes. My jesteśmy kreatorami naszego życia. On sobie ją nadał i działa poprzez nas. Nie musisz tego rozumieć, czy akceptować.
Sławetny 'Sekret' nie został ostatecznie potwierdzony więc dalej błądzimy po drogach ezoteryki i New Age'u.
Ale oczywiście przyjmuję, że istnieje - podoba mi się ten pomysł. Otóż "Prawo przcyiągania" jest w tym wypadku - jak łatwo zauważyć - PRAWEM. Takim jak prawo grawitacji, prawa aerostatyki i wszystkie inne. Z tą różnicą, że "Prawo Przyciągania" istnieje na poziemie mało znanym fizyce.
Więc możliwe istnienie 'Sekretu' w żaden sposób nie potwierdza tego, że jesteśmy Bogami. Jeszcze raz - energia o której piszesz jest narzedziem, które pomaga nam istnieć w fizyce i m.in. korzystać z takich praw jak np. Prawo Przyciągania.
Bardzo spłycasz to co do Ciebie piszę do wymiaru "materialne". Tam gdzie MY zmierzamy fizyczność będzie przeszłością. Nie rozumiesz pewnych przekazów i stąd ten problem. Tobie się wydaje, że jedność wiąże się z brakiem wolnej woli. Ja natomiast Ci tłumaczę, że ona wiąże się z poczuciem wspólnego pochodzenia z tego samego źródła. Zmieni się jedynie świadomość, która zaowocuje wreszcie tym, że człowiek zrozumie, że każdy z osobna jest ze sobą połączony energetycznie.
Fizyczność będzie dla nas przeszłością jedynie po śmierci.
Niestety, będziesz jednym z pierwszych wyznawców nowej ogólnoświatowej religii Nowego Wieku, i nowego prządku jeśli takowe zostaną wprowadzone. Całą swoją 'wiedzę' w tym temacie opierasz wyłącznie na filmikach z youtuba, ezoterycznych książkach, a nie na swoich rozmyślaniach.
Choć trudno mi sobie wyobrazić by osoba taka jak Ty stawiała się w przyszłości w równym, zjednoczonym rzędzie z Hitlerem.
Polegasz na obietnicach anonimowej kobity z filmiku, w który wstawiono kosmiczne, kolorowe zdjęcia i obrazki, a do tego patetyczny śpiew Gerrard'o-podobny. Oprócz tego - widać na nim sztuczność, przez co ogląda się go niechętnie. Tak jakby kobieta nie mówiła tego z siebie tylko czytała natchnionym głosem pokazywane jej tablice.
Mówiłeś, że rozmawiam z Tobą, jakby mi się nie chciało. Owszem, skoro dostrzegam brak porozumienia, to ja nie zamierzam tego dalej kontynuować.
Jesteś zamknięty więc pewnie nie wyniesiesz nic z tej rozmowy - stąd ta niechęć. Typowy przykład na egoizm, co już komplikuje przyszłą sprawę Twojego duchowego zjednoczenia.
Zakładasz temat więc szykuj się na pytania i dyskusję. Jeśli Ci to nie odpowiada - zakładaj ich mniej.
Nie pomyślisz, że może ja dowiem się czegoś z tej rozmowy? Może ktoś trzeci, kto to czyta, skorzysta na tej rozmowie? Może Twoje argumenty, które niejako na Tobie wymuszam, mimo wszystko skłonią go do przemyśleń? Może ta dyskusja pomoże mu w zrozumieniu pewnych rzeczy?
Nie zrozum mnie źle, bo Cię szanuję, ale... Zachowujesz się jakbyś traktował wszystkich z góry. Nie tylko mnie - widzę, że w każdym temacie, w którym pojawia się temat zmian w arogancki sposób odnosisz się do "sceptyków", albo tych którzy mają inne zdanie.
Albo piszesz w stylu: "Nie to nie, Twoja sprawa. Jeszcze zobaczysz! Nie wiem jak ktoś może nie widzieć nadchodzących zmian..." Może nie widzieć, bo nie jest Tobą i nie będzie nigdy. I nigdy nie będzie myślał tak jak Ty.
Niby wszyscy mają być równi i zjednoczeni a Ty już stawiasz się wyżej od innych.
P.S. Filmiki to stracone 15 minut. Nie dowiedziałem się z nich nic, same ogólniki, a poza tym "dobrocie i słodkości". Ale może nie zrozumiałem metafory - w takim wypadku oczywiście moja strata.
Pozdrawiam.
Użytkownik Amontillado edytował ten post 26.02.2011 - 11:50