Napisano
30.07.2006 - 13:01
Rekordowo gorący lipiec zawdzięczamy globalnemu ociepleniu klimatu. Ono jest jak choroba, z którą im później zaczniemy walczyć, tym trudniej będzie ją pokonać. Tegoroczna susza powinna być dla nas przestrogą
Rozmowa z prof. Zbigniewem Kundzewiczem*
Andrzej Hołdys: W środę napisaliśmy, że - jak wynika z danych archiwalnych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, które analizowała prof. Halina Lorenc - ten lipiec jest w Warszawie najcieplejszy od początku prowadzenia pomiarów temperatury, czyli od 1779 r. Prawdopodobnie dotyczy to całej Polski. Biorąc pod uwagę, że wcześniej przez parę wieków panowała u nas mała epoka lodowa, być może mamy najcieplejsze lato od średniowiecza. Dlaczego jest tak gorąco?
Prof. Zbigniew Kundzewicz: Stoi nad nami wyż, który zazwyczaj nie przekracza Alp i Pirenejów, ogrzewając kraje Morza Śródziemnego. Tym razem sięgnął do nas. Takie sytuacje będą się zdarzały coraz częściej, bo z powodu globalnego ocieplenia klimatu zmienia się krążenie powietrza nad półkulą północną. Trzy lata temu podobny wyż sprowadził straszliwe, sięgające 40 stopni upały do Francji, rekordowo gorąco było również w Niemczech. Do nas nie dotarł - mieliśmy szczęście.
Pojawił się za to teraz?
- To było do przewidzenia. W Instytucie Badania Zmian Klimatu w Poczdamie, z którym współpracuję, oceniają, że tak gorąco nie było tam od co najmniej stu lat. Tegoroczna fala upałów w Niemczech prześcignęła już tę z 2003 r.
W Polsce tegoroczny lipiec będzie o pięć stopni cieplejszy od przeciętnego. Czy to normalne?
- Nie. To anomalia, której nie da się wyjaśnić zwykłymi wahaniami naszego klimatu. Gdyby uznać, że podlega on tylko stabilnym wahaniom, prawdopodobieństwo wystąpienia u nas takich upałów jest jak trafienie szóstki w totka. Jeśli jednak uwzględnimy globalne ocieplenie klimatu, wyjaśnienie zarówno tegorocznej suszy, jak i tej z 2003 r. staje się łatwiejsze.
Zatem te susze to nie wybryk natury, lecz zapowiedź upalnego XXI wieku w Polsce?
- Tak uważam. Upalne i suche lata będą coraz częstsze. Wzrośnie ryzyko susz i zarazem katastrofalnych powodzi.
Nie ma w tym sprzeczności?
- Żadnej. Im jest cieplej, tym więcej pary wodnej może pomieścić atmosfera. Wtedy wzrasta potencjał intensywnych opadów. Jeśli więc napłynie do nas wilgotne powietrze, grożą nam nawałnice z wichurami. Jeśli napłynie suche - jak teraz - nie zobaczymy kropli deszczu przez wiele tygodni. Na dodatek te ekstrema mogą występować blisko siebie lub w ciągu paru dni zamienić się miejscami. Teraz mamy upały, a za parę dni mogą przyjść ulewy, po których znów nadejdą upały.
Prognozy klimatyczne, o których Pan mówi, dotyczą odległej przyszłości. Tymczasem meteorolodzy mają poważne kłopoty z przewidzeniem pogody na następny miesiąc.
- Klimat jest łatwiejszy do przewidzenia niż pogoda. Nie da się np. powiedzieć, czy w tegoroczne Boże Narodzenie będzie padał deszcz, czy śnieg, bo to zależy od wielu zmiennych, a zmiana wartości każdej z nich wpływa na końcowy wynik. Pogoda to układ chaotyczny. Klimat natomiast zależy od stałej liczby czynników naturalnych - aktywności Słońca, ruchów Ziemi, składu atmosfery, pokrywy roślinnej, wybuchów wulkanów, a także od działalności człowieka, czyli przede wszystkim gigantycznej emisji dwutlenku węgla do atmosfery. To obecnie czynnik decydujący.
To pewne?
- Bardzo prawdopodobne. Takie stwierdzenie padnie zapewne w przyszłorocznym, czwartym już raporcie Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu. W nauce nigdy nie ma stuprocentowej pewności, lecz tych, którzy uważają, że ocieplenie to nie wina człowieka, jest coraz mniej. Nic dziwnego - wszystkie ostatnie lata znalazły się w dziesiątce najcieplejszych na Ziemi w historii pomiarów.
Wygląda na to, że dwutlenku węgla wpompujemy do atmosfery jeszcze bardzo dużo.
- Niestety. Stąd przewidywania, że będzie coraz cieplej, a w Polsce - także coraz bardziej sucho w lecie. Nawet te kilkudniowe ulewy nie pomogą. Narobią sporo szkód, lecz wody, która spadnie, nie będzie jak zatrzymać. Po paru dniach znów będzie jej za mało.
Czy zabraknie nam wody w kranach, bo rzeki wyschną, a wody gruntowe obniżą swój poziom?
- Tak może być. Polska nawet w normalnych warunkach pogodowych jest krajem ubogim w wodę, a gdy przychodzi taka susza jak teraz, jej zasoby raptownie topnieją. Przyzwyczailiśmy się do tego, że nasze główne rzeki i ich dopływy nie wysychają, lecz to może się zmienić.
Można się jakoś przed tym zabezpieczyć?
- Trzeba zbudować zbiorniki retencyjne tam, gdzie są ku temu warunki. Inaczej w krytycznym momencie możemy zostać prawie bez wody.
Będziemy ją wtedy racjonowali?
- Nic innego nie pozostanie. Brytyjczycy, którzy także mają mało wody, już dziś, kiedy długo nie pada, pilnują z helikopterów, czy ktoś nie łamie zakazu podlewania ogródków lub mycia samochodów. Trawa odżyje przecież jesienią, a z brudnym samochodem da się jakoś przeżyć parę tygodni. Dziś mnóstwo wody marnujemy, w przyszłości będzie to niemożliwe.
Może uda się odwrócić ten fatalny trend, eliminując emisję dwutlenku węgla?
- Niestety, nie da się tego zrobić szybko. Najbliższa przyszłość klimatu jest już właściwie przesądzona. Poziom dwutlenku węgla w atmosferze będzie rósł w następnych 20-30 latach. Unia Europejska próbuje ograniczyć jego emisję, na razie zresztą z takim sobie skutkiem. A USA, Chiny czy Indie nawet takich prób nie podejmują. Ograniczanie emisji CO2 tylko w jednym regionie świata nie ma sensu. Chronić klimat muszą wszyscy.
Wszyscy, czyli każdy z nas?
- Oszczędzanie energii i wody powinno stać się nawykiem. Oczywiście przeciętny Kowalski ma niewielki wpływ na klimat, ale jest nas na Ziemi już 6,5 mld i łącznie wywieramy olbrzymią presję na planetę. Kto nie chciałby żyć wygodnie, chłodzić się w upały klimatyzacją, która nawiasem mówiąc, zżera mnóstwo prądu, jeździć dużym, co oznacza paliwożernym samochodem, latać sobie po świecie samolotami? Więc myślimy - skoro inni oszczędzają, to ja już nie muszę. A tak się nie da. Jeśli nie ograniczymy emisji CO2, temperatury na Ziemi mogą wzrosnąć do końca XXI wieku nawet o 5 st. Ta susza jest dla nas przestrogą. Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które poznało, jak działa klimat na Ziemi, i jednocześnie ostatnim, które może zatrzymać globalne ocieplenie, które dopiero się rozkręca. Jest jak choroba, z którą im później zaczniemy walczyć, tym trudniej będzie ją pokonać.
źródło:http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,3514626.html?as=1&ias=2